zwycięstwo

Stanisław Barszczak; Wybiliśmy się na prawdziwe marzenia—-
Mamy połowę maja 1944 roku. Polscy żołnierze walczą o wzgórze Monte Cassino. I tak jak siła łańcucha zależy od najsłabszego ogniwa, podobnie to wzgórze stanowi jedyny punkt na drodze do podboju Rzymu w czasie II Wojny Światowej. Zasłynął w tej walce II Korpus Polski pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Atak rozpoczął się o godz. 1:00 12 maja wsparty ostrzałem artyleryjskim przed północą poprzedniego dnia. Żołnierze atakowali w zaminowanym, niemal nieosłoniętym terenie, pod niemieckim ostrzałem prowadzonym z bunkrów, stanowisk artylerii i moździerzy, których nie była w stanie zniszczyć ponad godzinna nawała ogniowa z 1060 dział. Do natarcia na pobliskie wzgórza ruszył 2. batalion ppłk. Tytusa Brzoski z 3 DSK. Na prawym skrzydle wchodził w “Gardziel”, z zadaniem zdobycia Massa Albaneta, 1 bat. ppłk. Raczkowskiego wzmocniony czołgami, działami samobieżnymi i saperami. Oba bataliony wyposażone były w granatniki i piaty dla rozbijania bunkrów. Nieprzyjaciel próbował kontratakować z rejonu San Lucia i Castellone batalionami spadochroniarzy, ale wszystkie te uderzenia zostały odparte. Najdłużej walczył 2. bat. 3 DSK. Dla wzmocnienia podciągnięta została kompania kpt. Radwańskiego z 3. bat., ale sytuacja była nadal ciężka. Do 8:30 polegli dowódcy obu czołowych kompanii i dowódca rzutu obronnego mjr Rawicz-Rojek, a dowódca batalionu ppłk Brzosko był ciężko kontuzjowany. W południe na jednym ze wzgórz było już tylko 17 żołnierzy i 1 oficer. Resztę w miarę możności ściągano w tył, by obsadzić przynajmniej pozycje wyjściowe. Straty 3 DSK w dniu 12 maja wyniosły 700 ludzi, zarówno z 1. jak i 2. batalionu. W sukurs szły bataliony 13. i 15. z 5 Brygady Wileńskiej płk. Kurka z 5 KDP generała Sulika, oba wzmocnione przez saperów i miotacze ognia. Żołnierze bardzo dotkliwie odczuwali ostrzał artyleryjski w kamienistym terenie. Siły nacierających topniały coraz szybciej. Kompanie lewoskrzydłowego 15. batalionu zostały poderwane o 3:30 przez mjr. Gnatowskiego do ataku na strategiczne wzgórze, ale pod silnym ogniem zaległy. Prawoskrzydłowy 13. batalion ppłk. Kamińskiego bardzo ucierpiał od bocznego ognia z “San Angelo”. Po opanowaniu szczytu kompanie ruszyły ku “San Angelo”, ale po 200 metrach dotarły do głębokiej rozpadliny, która była pełna pułapek minowych i gniazd karabinów maszynowych. W obliczu całkowitej zagłady dowódca nakazał odwrót w pobliże, gdzie 14. batalion trzymał stanowiska wyjściowe. Przez następne cztery dni artyleria bez przerwy ostrzeliwała pozycje nieprzyjaciela. Nie próżnowało też lotnictwo. Nic też dziwnego, że drugi atak (rozpoczęty późnym wieczorem 16 maja) wreszcie przyniósł przełom na polskim odcinku. Tymczasem francuski Korpus Ekspedycyjny dokonał znacznych postępów na zachód od Doliny Liri i zmusił Niemców do odwrotu na Linię Hitlera. Niemiecka 1. Dywizja Spadochronowa po całodobowych walkach otrzymała rozkaz wycofania się. Polacy przechwycili meldunek niemiecki o wycofaniu się z klasztoru. Nakazano artylerii ostrzeliwać drogi odwrotu nieprzyjaciela. W nocy 17/18 maja 1944 Niemcy całkowicie opuścili klasztor, obawiając się okrążenia przez wojska alianckie z powodu przełamania ich linii obrony na zachód od Doliny Liri. Nad ranem zobaczono na ruinach klasztoru białą flagę. Wysłano patrol 12 Pułku Ułanów Podolskich, pod dowództwem ppor. Kazimierza Gurbiela, który wkroczył do ruin klasztoru, zajmując, zupełnie już opuszczone, obiekty. Wziął do niewoli ok. 20 rannych żołnierzy niemieckich i zatknął na murach najpierw proporzec 12 Pułku Ułanów, a następnie polską flagę…
Musimy zawsze celebrować i nigdy nie powinniśmy zapominać o tym, co Bóg uczynił dla nas. Musimy nieustannie radość włoskiego zwycięstwa przemieniać na większe szczęście innych ludzi, ich nieszczęścia i tragedie rozjaśniać choćby południowym słońcem zawsze włoskiego Maja. Mieliśmy następnie polski październik 1956 roku, grudzień 1970, sierpień 1980, czerwiec 1989. W świecie był 11 wrzesień 2001. Ponieważ Monte Cassino powtórzyło się nie raz w dniach kolejnych generacji, trzeba tym bardziej stać przy wierności najbardziej nawet skrywanym ideałom ludzkiego życia. Zgodnie z jego wolą Generał Władysław Anders spoczął ze swymi żołnierzami na Monte Cassino. A jego żołnierze chyba nadal nie przestają na tym szczycie dziwić się sobie: gdy ja wycofałem się, zobaczyłem dziwne spojrzenie na twarzy kolegi, spojrzenie, które zamieniło się w uśmiech, a potem w śmiech. Po wyszukaniu czegoś, co miałem do powiedzenia, a co w rezultacie wydawało mi się trwało jak gdyby godziny, on wreszcie wziął mnie za rękę i powiedział: cóż, myślę, że jesteśmy dzisiaj szczęśliwi. Dla nas obu spełniają się życzenia.

Leave a comment