Stanisław Barszczak, W poszukiwaniu idealnej formuły dla Boga Stworcy…
Jaki jest prawdziwy cel ludzkiej wedrowki do Boga. Słynny włoski malarz, przedstawiciel szkoły weneckiej, na jednym ze swoich obrazów namalował świętego Jana Ewangelistę na wyspie Patmos, gdzie miał on swoje apokaliptyczne wizje, w stanie duchowej ekstazy, podczas której otworzyło się nad nim niebo z Bogiem i z aniołami. Zgodnie z tradycją utożsamia się świętego Jana Apostoła ze świętym Janem Ewangelistą i ze świętym Janem z Patmos, autorem Apokalipsy. A tak właśnie uczynił Tycjan na swoim obrazie „Święty Jan Ewangelista na Patmos”, na którym przy proroku (na pierwszym planie, w ekstatycznej pozycji) siedzi orzeł – symbol Jana Ewangelisty, zaczerpnięty zresztą z Apokalipsy. To z niej (a pośrednio z Ezechiela) wywodzi się tradycja, że ewangelistę Mateusza symbolizuje człowiek, ewangelistę Marka lew, ewangelistę Łukasza wół, a ewangelistę Jana orzeł. Za cesarza Domicjana “cały swiat tkwi w złu.” Swiety Jan zyl na Patmos w czasach Domicjana i Trajana, ta scena zatem przedstawiona przez Tycjana jest bardzo dramatyczna. Widać bowiem, że malarz maluje postać świętego Jana wzdłuż przekątnej, prowadzącej od lewego dolnego do prawego górnego rogu, tak jakby prorok kierował się swymi wyciągniętymi rękami ku Bogu, którego szuka gdzieś w prawym górnym rogu, a tymczasem ten Bóg zaskakuje go od tyłu, wyłaniając się w otoczeniu aniołków z lewego górnego rogu. I ten Bóg, spoglądając na świętego Jana, kieruje wzrok w stronę prawego dolnego rogu. Stało się więc tu coś zupełnie nieoczekiwanego – święty Jan zmuszony zostaje do odwrócenia głowy do tyłu. Taki układ kierowania się jednej energii ku drugiej pod kątem prostym nazywa się w astrologii kwadraturą, która jest uważana za najbardziej nieharmonijną interakcję. Również cała sceneria ma dramatyczny charakter. Niebo spowiły ciemne chmury burzowe – niebo się „gniewa” – a spoza nich wyłania się, z ręką gniewnie wzniesioną nad prorokiem, Bóg na tle światłości wiekuistej. O co chodzi? Dlaczego Bóg upomina swojego proroka? Wyjaśnienie nasuwa się takie, że oto Bóg Starego Testamentu upomina świętego Jana, autora Ewangelii, który w rezultacie przemienia się w Jana z Patmos, autora Apokalipsy. I nie ma w tym wypadku żadnego znaczenia, że w rzeczywistości były to najprawdopodobniej dwie różne osoby, o czym zresztą świadczy również analiza filologiczna obu tekstów. W każdym razie w lewym dolnym rogu widzimy księgę, którą zgodnie z wszelką logiką powinna być Ewangelia według świętego Jana. A w takim razie kierunek duchowy od lewego dolnego do prawego górnego rogu miałby swoją podstawę w kanonie wyobrażeń religijnych zawartych w Ewangelii. Gdyby Bóg wyłaniający się spoza chmury był Bogiem zsyłającym świętemu Janowi objawienie, wówczas, zgodnie z tekstem Apokalipsy, powinien być to Chrystus, choćby jego opisy z tej księgi nie przystawały do kościelnej tradycji ikonograficzne (Siedmiorogi i Siedmiooki Baranek, miecz wychodzący z ust itp.). Choć może odbiegają one od tej tradycji właśnie dlatego, że starotestamentowy Bóg kazał świętemu Janowi zmodyfikować na sposób starotestamentowy chrześcijańskie wyobrażenia na temat Chrystusa. Tak czy owak główną intencją Apokalipsy jest silne osadzenie postaci Jezusa Chrystusa w kontekście starotestamentowym, by dzięki temu pozyskać dla nowej idei wykształconych Żydów, znających na wylot swoją świętą księgę i ukształtowanych przez nią mentalnie. Byłaby to więc tendencja dokładnie odwrotna niż w przypadku gnostyków takich jak Marcjon, którzy właśnie chcieli odciąć chrześcijaństwo od jego judaistycznych korzeni. Przedstawienie Boga w otoczeniu amorków z jednej strony – z dzisiejszego stanowiska – trochę infantylizuje temat, ale z drugiej strony, o ile byłoby ich siedem (bo na obrazie doliczyć się ich można tylko sześć), odpowiadałoby ono jak najbardziej opisowi nieba z Apokalipsy, w której mówi się o siedmiu duchach Bożych (siedmiu płonących pochodniach) przed tronem Najwyższego. Ale wiadomo, że im bliżej baroku, tym coraz bardziej te amorki, wywodzące się w znacznej mierze z mitologicznej tradycji starożytnej, stawały się elementem kanonu w malarstwie, nie tylko zresztą religijnym. Całą scenę namalowaną przez Tycjana można też jednak interpretować inaczej, ogólniej, głębiej, bardziej filozoficznie i ezoterycznie. Otóż w relacji człowiek – Bóg ruch dokonuje się w dwie strony. Z jednej strony człowiek wznosi się ku Bogu, usiłując oderwać się od sfery skończoności. Na obrazie byłoby to wznoszenie się w kierunku prawego górnego rogu – tego rogu, który jest pusty, przez co całe to usiłowanie może się wydawać daremne… Usiłowanie to, jak zaznaczyłem powyżej, miałoby swoją podstawę w Ewangelii, widocznej prawdopodobnie w lewym dolnym rogu, byłoby więc aktem chrześcijańskiej pobożności. To wznoszenie się ku niebu może symbolizować orzeł… Z drugiej zaś strony ruch w kierunku skończoności i człowieczeństwa jest własnym ruchem Boga, którego najbardziej widocznym wyrazem jest w chrześcijaństwie Inkarnacja, narodziny Boga w ludzkiej postaci jako Syna Bożego i zarazem Syna Człowieczego. Przy takiej interpretacji logiczne jest to, że Tycjan u góry po lewej stronie swojego obrazu umieścił właśnie Boga Ojca (a nie Syna Bożego Jezusa Chrystusa), kierującego się ku ziemi i ku człowiekowi w osobie świętego Jana. Bo to Bog Ojciec stwarza czlowieka. I taka interpretacja wyjaśniałby czerwony kolor szaty proroka. Jest to kolor krwi i ognia, kolor rzeczywistego życia w ciele jako podłoża dla życia duchowego i warunek możliwości doświadczenia przez Boga samego siebie. Te dwa dążenia – jedno człowieka, a drugie Boga – artysta przedstawił nie jako wychodzące sobie naprzeciw, ale jako krzyżujące się ze sobą. Tym samym zgłasza on jakby swoje zastrzeżenie wobec religijnego ujęcia tej kwestii, które powinno być jakoś skorygowane (można by dodać, przez zastąpienie go pogłębionym ujęciem ezoterycznym).
Święty Jan, Apostoł, syn Zebedeusza rybaka, urodził się w Betsaidzie, ziemi Galilejskiej. Był on bratem św. Jakuba starszego i trudnił się rybołóstwem aż do dwudziestego piątego roku życia. Często zarzucił sieci w rybnem jeziorze Tyberjadzkim, na którego modrych falach wracał łódką do domu po obfitym połowie. Wychowany bogobojnie, tęsknił z wszystkimi pobożnymi żydami za pojawieniem się Mesjasza. Wtem dochodzi go nagle wiadomość, że nad Jordanem ukazał się mąż nawołujący do pokuty, którego lud uważa za obiecanego Mesjasza. Pragnąc widzieć tego zwiastuna wesołej wieści, pobiegł w to miejsce i ujrzał św. Jana Chrzciciela, poprzednika Zbawiciela; nie długo jednak przy nim pozostał. Pewnego dnia naprawiał właśnie w swej łódce sieci wraz z bratem Jakubem, wtem przychodzi Pan Jezus i wezwał obu, aby się przyłączyli do Niego. Jan usłuchał wezwania Zbawiciela i został Jego uczniem i Apostołem. Jego też najwięcej Chrystus umiłował z powodu anielskiej czystości i serdecznego jego przywiązania, jakie swemu Mistrzowi okazywał. W swej przeto Ewangelii słusznie się sam zowie ulubionym uczniem Jezusa i powtarza tę nazwę nie z dumy, ale z wdzięczności i miłości ku swemu Boskiemu Panu. „Rzadka jego czystość – pisze święty Augustyn – czyniła go godnym tej miłości; obrał bowiem stan bezżenny i wytrwał w nim do końca życia.“ „Wszystkie inne zalety – mówi święty Hieronim – jakiemi go Bóg obdarzył, były nagrodą jego czystości; ową cnotę jego cenił Pan Jezus tak wysoko, że wisząc na krzyżu polecił mu Swoją matkę. Dziewiczą matkę oddał pod opiekę dziewiczego ucznia. Któżby tu wątpił jeszcze, że w oczach Pana Jezusa miało dziewictwo wysoką wartość? O czystości wyrzekł pamiętne słowa, że żywi się ona wśród lilii. Kto zachował czystość serca, będzie miał przyjaciela w Królu niebieskim. Miłość Zbawiciela cudownie podziałała na św. Jana; uczyniła go bowiem powiernikiem świętych Jego Tajemnic. On był z Piotrem i Jakubem świadkiem Jego przemienienia na górze Tabor, on widział śmiertelne Jego dreszcze na Górze Oliwnej. Wśród ostatniej wieczerzy spoczęła jego głowa na piersi Jezusowej, jego uwiadomił Pan o zdradzie Judasza, on to stojąc pod krzyżem serdeczny brał udział w Męce i śmierci Zbawiciela. Wtedy to uczynił Pan Jezus ulubionego ucznia spadkobiercą miłości, którą przejęte było Boskie Jego Serce ku ukochanej Matce, gdyż jego wyznaczył na opiekuna i obrońcę. Czyż mógł mu dać Zbawiciel dowód większej miłości? On to był pierworodnym synem pomiędzy dziatkami Najświętszej Matki, a tymi dziatkami my jesteśmy. Jeśli bowiem Pan Jezus nazwał nas Swymi braćmi, toć tem samem polecił nas Swej Matce. Mimo głębokiego strapienia pozostał św. Jan wraz z Maryją i Magdaleną u stóp krzyża. Widział konanie Jego, widział bok Jego włócznią przebity, widział tryskającą z rany krew i wodę. Zdjął z krzyża święte Ciało i złożył je na łonie Matki Boleściwej. Był przytomnym przy Jego złożeniu do grobu, a serce jego spoczęło w mogile Zbawiciela, do którego przylgnęło całą siłą miłości. Nie dziw przeto, że gdy mu święte Niewiasty oświadczyły, iż widziały Pana Jezusa, natychmiast pobiegł z Piotrem do Jego Grobu i pierwszy stanął nad mogiłą. W kilka dni potem stał z innymi uczniami nad jeziorem Tyberias. Jezus ukazał się nad brzegiem, a Jan Go natychmiast poznał i powiedział o tem św. Piotrowi. Potem spożywali razem ryby, które Piotr sporządził. Po skromnej uczcie pytał Pan Jezus Piotra o szczerość jego przywiązania, zdał w jego ręce zarząd Kościoła i przepowiedział mu śmierć męczeńską. Jan stał przy tem i słuchał. Piotr, który kochał św. Jana i chciał poznać przyszłe losy swego przyjaciela, zapytał Zbawiciela: „Panie, co się stanie z nim?“ Aby go ukarać za ciekawość, odpowiedział Pan Jezus: „Jeśli wola Moja jest, aby pozostał, póki nie przyjdę, cóż cię to obchodzi?“ Chciał przez to powiedzieć: „Cóż cię obchodzi, jeśli przedłużę życie jego, dopóki nie wrócę, aby go do Siebie powołać?“ Święty Jan Apostoł byl z Jezusem na gorze Tabor. Gdy po Wniebowstąpieniu Pańskiem święty Piotr i święty Jan poszli do świątyni, uzdrowili w Imię Jezusa przy drzwiach chromego, który ich prosił o jałmużnę i obwieścili ludowi Chrystusa Pana. Uwięziono ich za to i stawiono przed wysoką radą, która ich jednak poleciła z więzienia wypuścić, nakazawszy im surowo, aby Imienia Jezus już więcej nie głosili. Żądanie to odrzucili z oburzeniem, mówiąc, że należy więcej słuchać Boga, aniżeli ludzi i jak dawniej opowiadali Ewangelię świętą. Skoro ich ponownie wtrącono do więzienia, wyswobodził ich Anioł, a skoro tylko świtać poczęło, święci Mężowie ponownie nauczali w świątyni. Skazani na biczowanie cieszyli się, że cierpią dla Chrystusa i nie przestali wielbić Jego Imienia. Wkrótce potem wysłało go z Piotrem kollegium Apostolskie do Samarii, gdzie się była utworzyła mała parafia z ochrzconych już chrześcijan, ale jeszcze nie bierzmowanych. Obaj Apostołowie udzielili im Sakramentu Bierzmowania i wrócili do Jerozolimy. Po kilkoletnim pobycie w tem mieście zwiedził Jan kilka krajów, aby mieszkańcom ich przynieść radosną wieść o przybyciu Chrystusa. Matka Boska była przy nim, czcił Ją i wielkim otaczał szacunkiem, zabrał Ją nawet do Efezu, gdzie założył swoją stolicę Biskupią, aby stamtąd zarządzać porozpraszanemi po Azji Mniejszej parafiami chrześcijańskimi. Gdy Maryja przeczuwała, że niezadługo umrze, przeniósł się z Nią do Jerozolimy i był przy Jej łożu śmiertelnem. Nieutulonym był smutek jego, gdy przyszła chwila rozstania się z ukochaną Matką. Pocieszał się jedynie nadzieją, że Ją kiedyś ujrzy w chwale niebieskiej obok Syna. Zapewniła go, że i w Niebie o nim nie zapomni; Jan zaś wrócił do Efezu, aby trzódkę swoją mieć na oku, tudzież szerzyć i utwierdzać wszędzie Królestwo Boże. Przedewszystkiem starał się o dzielnych Biskupów i kapłanów, których od czasu do czasu odwiedzał, aby ich przyzwyczaić do czujności i zachęcić do gorliwego pełnienia obowiązków swego świętego urzędowania. Chrystus przepowiedział był, że i w świętym Jego Kościele powstaną zgorszenia, co się też stało. Już za czasów Apostolskich znaleźli się między żydowskimi chrześcijaninami kacerze, jak np. Ebion i Ceryntus, zaprzeczający, że Pan Jezus jest Chrystusem i Synem Bożym. W parafiach, o które święty Jan dbał troskliwie, znaleźli się zwolennicy tych odszczepieńców. Jan przestrzegał przed nimi swe owieczki i polecał im, aby unikali wielkiej styczności z tymi kacerzami. Gdy zaś pewnego razu chciał iść do kąpieli, mówiono mu, że Ceryntus przyszedł do łaźni. Święty Apostoł cofnął się natychmiast i rzekł do towarzyszów: „Idźmy bracia, ażeby kąpiel, do której się udał wróg prawdy, nie wyszła na naszą szkodę.“ Jakkolwiej Jan święty każdego miłował, milszą mu była nade wszystko prawda, która jest fundamentem wszelkiej miłości. Aby zdać świadectwo prawdzie i zbić zarzuty kacerskie, na żądanie wiernych spisał Ewangelię świętą. Nim pochwycił pióro, nakazał powszechny post i modły i rozpoczął swe dzieło od słów: „Na początku było Słowo (tj. Syn Boży), a Słowo było u Boga, a Bóg był Słowem.“ Spisując Ewangelię świętą był starcem, liczącym lat 85. Treść jego pisma jest tak wzniosłą, (mówi jeden z Ojców Kościoła), że duch ludzki ogarnąć jej nie zdoła. Dlatego też na obrazach i posągach widzimy orła u boku jego. Oprócz Ewangelii napisał trzy listy, w których zachęca do miłości Boga i bliźniego. Serce jego przepełnione było miłością, a życie nieprzerwanem pasmem aktów miłości. Z miłości zaś dla Chrystusa i zbawienia dusz gotów był wszystko znieść. Gdy wybuchło po raz drugi prześladowanie chrześcijan, niczego nie pominął, aby zachęcić parafie i gminy do wytrwałości w wierze. Namiestnik Azji, gubernator rezydujacy w palacu w Efezie, kazał go pojmać i odstawić do Rzymu, gdzie go wrzucono w kocieł napełniony wrzącym olejem. Podobno osobiscie cesarz Domicjan byl przy tej scenie. Pan Bóg ocalił go jednak tak cudownie, że wyszedł bez szwanku. Wrzący olej zamienił się dla niego na orzeźwiającą łaźnię, z której wyszedł krzepciejszy niż przedtem. Poganie przypisywali jego ocalenie czarom, a Domicyan cesarz wygnał go na wyspę Patmos, gdzie Jan wreszcie spisał swe objawienie. Po śmierci cesarza wrócił do Efezu i objął zarząd gmin chrześcijańskich, które zwiedzał po kolei, nie lękając się trudów i mozołów, byleby mógł choć jedną duszę ocalić. Klemens z Aleksandryi opowiada, że św. Apostoł wizytował kościoły Azji Mniejszej, aby usunąć różne nadużycia i osadzić przy nich nowych duszpasterzy. Gdy raz w miasteczku niedalekiem od Efezu przemawiał do ludzi, spostrzegł pomiędzy słuchaczami niechrzconego młodzika. Przedstawiwszy go Biskupowi, rzekł: „Polecam twej troskliwości tego młodzieńca wobec Jezusa Chrystusa i zebranej gminy.“ Biskup zajął się tym wyrostkiem, uczył go zasad wiary, ochrzcił i wybierzmował. Po niejakim czasie zapomniał jednak o nim, a nowy chrześcijanin dostał się w towarzystwo lekkomyślnej młodzieży, zaczął broić złe i zapomniał, czego się nauczył. Towarzysze jego rzucili się wkońcu na kradzież i rozboje, a młodzieniec ów został ich hersztem. Po niejakim czasie wrócił Jan i spotkawszy Biskupa, rzecze mu: „Oddaj mi, com ci powierzył wobec Chrystusa i gminy!“ Biskup westchnął i rozpłakawszy się, rzekł: „Nieborak już umarł.“ „Jak to — zapytał Jan — jaką śmiercią?“ „Umarł dla Boga — odparł Biskup — został bowiem w poblizkich górach łotrem i rozbójnikiem.“ Usłyszawszy to św. Jan Apostoł, zapłakał gorzko i zawołał: „Jakiemuż opiekunowi poleciłem duszę brata swego?“ a dosiadłszy niezwłocznie rumaka, popędził cwałem w góry, gdzie go natychmiast pojmano i stawiono przed hersztem; tenże zaś widząc świętego starca, uciekł. Aczkolwiek Jan był starcem bezsilnym, pobiegł za nim, wołając: „Synu, czemu stronisz od ojca swego? Zmiłuj się, a nie lękaj niczego! Nie trać nadziei, bowiem odpowiem za ciebie przed Chrystusem. Jeśli zaś tego potrzeba, umrę za ciebie tak jak Chrystus za nas umarł i oddam swą duszę za ciebie. Stój, proszę cię, gdyż Bóg mnie posyła za tobą. Młodzian przystanął, rzucił broń, rozpłakał się, objął starca w swe ramiona, prosił o przebaczenie, ale nie śmiał podać ręki krwią splamionej. Jan ucałował natomiast dłoń jego, obiecał mu wybłagać u Boga przebaczenie win, sprowadził go do gminy i nie rychlej się z nim rozstał, póki go nie pojednał z Bogiem. Na koniec zbliżyła się chwila, w której Pan Jezus miał zabrać do Siebie najukochańszego ze Swoich uczniów. Był naonczas Jan święty w Efezie, licząc już przeszło sto lat wieku. Wziąwszy razu pewnego z sobą kilku duchownych, poszedł z nimi na jedną z gór okolicznych, a stanąwszy u jej szczytu, kazał tam sobie grób wykopać. Skoro go ukończyli, wrzucił do niego płaszcz swój, poczem pożegnawszy się wstąpił do niego, mówiąc: „Bądźże ze mną, Panie Jezu Chryste.“ Do uczniów zaś odezwał się: „Pokój wam bracia“, i nakazał im odejść. Co gdy oni uczynili i odeszli nieco a obejrzawszy się, ujrzeli grób jego światłością niebieską otoczony. Gdy zaś nazajutrz wrócili, nie zastali w nim ciała św. Jana, tylko jego obuwie. Stało się to w dniu 27 grudnia roku 104 od Narodzenia Pana Jezusa. Gdy Jan święty był bardzo stary, jego uczniowie do kościoła na ręku nosić go zniewoleni byli, nie mógł już więcej w Domu Bożym przemawiać, tylko te słowa powtarzał: “Synaczkowie, miłujcie się wspólnie.“ Sprzykrzyło się w końcu uczniom tak często słyszane słowo, przeto go spytali: „Mistrzu, czemu jedno zawsze mówisz?“ A on odpowiedział godne swej osobie zdanie: „Jest to rozkazanie Pańskie; kto to pełni, może mieć na tem dosyć.“ Bo te slowa spelniajac – one chrzescijaninowi wystarczą za wszystkie inne. Licząc już lat dziewięćdziesiąt wieku, opadł na siłach i pochylił się przyciśnięty starością. Nigdy nie jadał mięsa i nosił tylko lnianą odzież, ubolewając, iż nie może tak pracować jak dawniej. Stało się tedy, że dnia jednego przechodził około jego domku myśliwy, gdy Jan święty stał właśnie, głaszcząc trzymaną w ręku kuropatwę. Strzelec dziwił się, iż sędziwy staruszek w ten sposób czas przepędza, co spostrzegłszy Jan, zapytał przechodnia, cóżby miał w ręku. Gdy zaś usłyszał, iż łuk, zapytał go nadal, czemu go nie napiął? Myśliwy odpowiedział, iżby cięciwa osłabła. „Nie dziw się przeto – rzecze Jan – że i mój duch spoczywa, aby nabrać sił do pracy.“ Na pamiatke Janowych cudow podaje Kościół wiernym poświęcone wino, a kapłan mówi: „Pij miłość Jana w Imię Ojca, Syna i Ducha świętego. Amen.“ Dzieje się to na pamiątkę gorliwości świętego Apostoła, który wypił puhar napełniony zatrutem winem, aby nawrócić pewnego bałwochwalcę. Przeżegnawszy poprzednio kielich, wyskoczyła zeń na postrach niewiernych jadowita żmija, a wino Janowi nie zaszkodziło. Zakonczmy te historie modlitwą. Oświeć łaskawie, Panie Jezu Chryste, Twój Kościół święty, aby naukami świętego Apostoła i Ewangelisty oświecony, przyjść mógł do dóbr wiecznych. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen. Swiety Jan Apostol, uważany jest za najmłodszego z apostołów i umiłowanego ucznia Chrystusa. Tradycja chrześcijańska, zarówno w kościołach wschodnich jak zachodnich przypisuje mu autorstwo Ewangelii Jana, Objawienia św. Jana (Apokalipsy) i trzech listów. Niektóre współczesne badania wskazują, że te fragmenty Biblii mogą być dziełem dwóch lub trzech różnych autorów, określanych jako Jan Ewangelista, Jan z Patmos (Jan Apokaliptyk) i Jan Prezbiter. Jak powiedzialem Św. Jan należał do trzech wybranych uczniów Jezusa. Nie tylko bowiem św. Jan poszedł pierwszy za Jezusem, ale zostawił po nim najpokaźniejsze świadectwo spośród Dwunastu: w Ewangelii, w trzech Listach i w Apokalipsie. Św. Jan Apostoł był najpierw uczniem św. Jana Chrzciciela. Za radą mistrza został uczniem Jezusa: „Nazajutrz Jan (Chrzciciel) znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: Oto Baranek Boży. Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: Czego szukacie? Oni odpowiedzieli do Niego: Rabbi! – to znaczy Nauczycielu – gdzie mieszkasz? Odpowiedział im Chodźcie, a zobaczycie. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i od tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej”. Wydaje sie wiec, ze sw. Jan poznal wczesniej “godzine” swego odejscia z tego swiata. Św. Jan stał się świadkiem wskrzeszenia córki Jaira, tajemnicy przemienienia na Górze Tabor i zmagań Jezusa w Ogrodzie Getsemane. Kiedy św. Jan wyraził swoją dezaprobatę, że ktoś obcy ma odwagę wyrzucać z ludzi demony w imię Jezusa, otrzymał od Pana Jezusa odpowiedź: „Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię Moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami”. Jan otrzymał od Jezusa przydomek „syna gromu”. Być może, że do tego epizodu nawiązuje św. Marek, kiedy w spisie apostołów do imion św. Jana i Jakuba dodał przydomek „Boanerges” – czyli synowie gromu. Apostołom Janowi i Piotrowi wyznaczył Jezus misję przygotowania ostatniej Paschy. Kiedy zaś z Góry Oliwnej patrzyli Apostołowie na Jerozolimę i podziwiali jej budowle, Pan Jezus przepowiedział zgubę miasta. „Wtedy na osobności pytali Go: Piotr, Jakub, Jan i Andrzej: [Powiedz nam, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy to wszystko zacznie się spełniać?]”. Ewangelię napisał św. Jan prawdopodobnie po roku 70. Miał w ręku Ewangelie synoptyków, dlatego jako naoczny świadek nauk Jezusa i wydarzeń z nim związanych, nie powtarza, co już napisano a za to uzupełnia wypadki szczegółami bliższymi i wypadkami opuszczonymi oraz mowami Jezusa, które są najmocniejszym biblijnym dowodem Jego boskości. Jan, jako jedyny z dwunastu apostołów, nie licząc Judasza, nie zginął śmiercią męczeńską. Według niektórych głosów tradycji umarł śmiercią naturalną w Efezie na początku panowania cesarza Trajana. Prawdopodobnie jego grób znajduje się na wzgórzu Ayasoluk w miasteczku Selçuk w okolicach Efezu. W miejscu tym w VI w. wzniesiono okazałą bazylikę św. Jana (obecnie w ruinie). Gdy Jan był już stary, przygotował Polikarpa, który później został biskupem Smyrny i który mógł przekazać przesłanie Jana kolejnemu stuleciu.
To wam powiedzialem od siebie utozsamiajac sie z Nim, Umilowanym Uczniem Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Uzywalem trzeciej osoby liczby pojedynczej. A teraz chcialbym opowiedziec wam historie moja wlasna, do tego celu uzyje pierwszej osoby. Tylko niewielu widziało znaki i rozumiało objawienie: Matka, Józef, pasterze i trzej Mędrcy. I ci uwierzyli. A zbliżała się chwila, iż się objawi Syn Boży: szczęśliwy ten, który weń wierzy! Najmniejszy ptaszek nie spocznie na najwspanialszym drzewie tak, by nie poruszył najdelikatniejszych strun jego życia, owych niewidzialnych nici stanowiących rdzeń życia. Tak i umysł ludzki bywa różnie czuły na najlżejsze słowo. Urodziłem się w Aleksandrii, z rodu książąt i kapłanów, wychowanie odebrałem stosowne do mego rodu. Bardzo wcześnie uczułem niezadowolenie z nauki religii, tyczącej duszy po śmierci. Wierzyłem, że dusza ludzka do wyższych celów jest przeznaczona i tonąc w rozmyślaniach, ujrzałem jasno, że śmierć jest tylko punktem rozstania, po którym źli idą na potępienie, wierni zaś wierze i sprawiedliwości wznoszą się do wyższego życia, pełnego radości wiekuistej: życia z Bogiem i w Bogu. Wstałem rano, a Duch towarzyszył mi wśród blasku światła jaśniejszego nad słońce. Wziąłem moje pustelnicze zapasy, ubrałem się jak dawniej i wyjąłem ukryty skarb, który z sobą niegdyś przyniosłem. W dobrych zawodach wystapilem. Bralem bowiem udzial w sportowych imprezach na pieknym hippodrome na Patmos. Jestem Jan Benjamin. Wyobrazcie sobie, moim konkurentem w zawodach hippicznych na Patmos byl bramin z Azji, ktory przedstawil sie raz mniej wiecej tak: “Znać mnie będziecie, bracia, pod imieniem Melchiora. Mówię do was językiem, jeśli nie najstarszym, to najdawniej używanym w piśmie – myślę o indyjskim sanskrycie. Urodziłem się w Hindostanie braminem. Religia ta pozostawiła w mojej duszy dziwną próżnię. Szukałem przeto spokoju i ukojenia w samotności; szedłem wzdłuż Gangesu aż do źródła wód tegoż wśród gór Himalajskich. Tu więc, gdzie pierwotna jeszcze przyroda nęci mędrca samotnością, a wygnańca obietnicą bezpieczeństwa, postanowiłem przebywać tylko z Bogiem i wśród modlitwy i postu oczekiwać śmierci. Jednak reka Boga skierowala mnie na zachod. Dlatego teraz tutaj mam zaszczyt walczyc o laur zwyciezcy. Bo tak Bog chcial”. Moi kochani, w rzeczy samej osobiscie jestem bogatym żydowskim księciem, kupcem z Jerozolimy. Jak widzicie zaprzyjaźnilem się z braminem Sebastianem, którego jakkolwiek znam od dawna, to łuk historii spowodowal, ze zaledwie teraz spotykamy sie na arenie. Niech wygra lepszy… Potem mozecie sobie wyobrazic na kogo strone Bog zlozyl szale zwycjestwa. Jestem z wami. W tym miejscu chcialbym wam powiedziec takze o Zenobii, mojej pierwszej sympatii. Wspolnie z nia nie odstepowalismy umilowanego ucznia Pana ani na krok. Stapalismy za nim az do kamieniolomu z galernikami. I moge powiedziec, ze to dzieki niej moje zycie obfitowalo w porywająca akcje, sceny liryczne i dramatyczne, w których wątki zycia spolecznego splatają się z miłosnymi. Ale juz ad rem. Przed dziesieciu laty za obraze slowna i zaatakowanie rzymskiego zolnierza, (doszlo do rekoczynow), zostalem skazany na galery. Kiedy bylem w wiezieniu On przyszedl do mnie, wlasnie ten sedziwy Umilowany uczen Pana, i podal mi przez krate chleb. I powiedzial mi: – twoimi wiezami jest Twoje serce. Jestes wolny… Wiec juz jestem chrzescijaninem. A przed nami wlasnie toczy sie sekwencja bitwy morskiej z udziałem galer. Nie bedziemy uczestniczyli w spektakularnej scenie batalistycznej, ale tylko dlatego, poniewaz chce wam pokazać morskie starcie z perspektywy zakutego w kajdany szarego obywatela wielkiego imperium. Wyobrazcie sobie klaustrofobiczne wnętrza pod pokładem statku, osaczenie, niemożność ucieczki… Domyślność, cenna cnota niewieścia, wtedy nabiera wartości, gdy litość i miłosierdzie są jej źródłem. W moim przypadku wpierw zabraklo tych cnot. Owszem przez caly ten czas bylo ze mna wspolczucie. Ta właściwość stanowi główną różnicę duchową między mężczyzną a kobietą. Trudną do określenia jest siła współczucia, która sprawia, że bierzemy udział w próbach i doświadczeniach, co szamocą dolą drugich. Ona to zespala nas z nimi, że ich cierpienia i radość stają się naszemi. Któż z nas w dzieciństwie nie slyszał o tajemniczych wyspach, o wyspie skarbow, gdzie piraci, czy też rozbitkowie, ukrywali złoto i drogie kamienie, z nadzieją odzyskania ich, gdy tylko okoliczności na to pozwolą? Kto z nas nie marzył o tym, aby samemu odkryć taki porzucony skarb i w ten sposób stać się niemal natychmiast bogatym i sławnym? Otóż podróż na Patmos miala w sobie coś z wyprawy w poszukiwaniu zagubionego skarbu. Nie chodzi tu, co prawda, o szlachetne kruszce i wykonane z nich kosztowności, ale o odnalezienie sensu Księgi, w której zawarte są ostateczne tajemnice dotyczące Boga, człowieka i świata, a które zostały staly sie moim przeznaczeniem w spotkaniu z Umilowanym uczniem naszego Pana. Jan mu bylo na imie, ten starzec zawladnal calym moim jestestwem i przekazal je na sluzbe Jezusowi. Powiem wam, wspolne sprawowanie Eucharystii a Janem, nadto podejmowanie codziennych obowiazkow z glowa, pelna duchowych wskazan Mistrza z Nazaretu, zaowocowalo Jana wizjami i pismami w formie Apokalipsy. Ja chcialem byc z nim wszedzie, na Patmos i w Efezie. I zawsze poszukiwalem jego poparcia. Spotkania z Nim gwarantowaly zawsze uczucie milosci i wzajemnosci. Ale juz wiecie, ze gdy tylko zaczynamy czytać pisma Jana, Apokalipsę, w pierwszej chwili rozumiemy z niej bardzo niewiele, a jeśli już nawet coś zaczęliśmy rozumieć, to po jakimś czasie okazuje się, że było to zupełnie błędne rozumienie. Wielu genialnych chrzescijan nawet spośród tych największych, bezradnie rozkłada ręce mówiąc: W tym życiu tego się już chyba nie dowiemy, bo znaczenie wielu symboli rozpłynęło się w mrokach ludzkiej niepamięci. W niebie pierwszą osobą, z którą będę chciał porozmawiać będzie z pewnością takze św. Jan – i wtedy zasypię go pytaniami… A jednak każdy udający się na Patmos pielgrzym żywi nie do końca racjonalną nadzieję, że tam wreszcie bodaj niewielka część z tego utraconego bezpowrotnie skarbu da się jednak odzyskać i tajemniczy tekst janowego Objawienia przemówi do niego w podobny sposób jak do do mnie i tych jeszcze, którzy je słuchali i czytali za życia natchnionego Autora.
Gdy się przypływa do portu Skala, a łodz śliga się po nieskazitelnie błękitnych wodach półkolistej zatoki, trudno nie ulec urokowi miejsca. Przed nami rozciąga się urocze greckie miasteczko o białych domkach, zaś nad nim, wokół wysokiego wzgórza usadowiło się inne, na oko całkiem podobne do tego w dole. Nad nim beda górowac w przyszlosci imponujące mury klasztoru wyglądającego niemal jak bajkowy zamek na szczycie szklanej góry. Na dłuższe rozglądanie się nie ma jednak czasu. Goni nas moje zycie jako bohatera tej opowiesci. Ruszamy czterokilometrową drogą po tutejszych serpentynach. Już po kilku minutach, mniej więcej w połowie trasy, widzimy groźnie wyglądający grecki napis „Apokalypsis”. Tutaj trzeba sie zatrzymac, aby dojść do groty Objawienia. Jan tam właśnie modlił się i medytował w absolutnej ciszy i samotności, w połowie wysokości wzgórza pomiędzy portem i świątynią Artemidy. Na końcu trasy czeka na nas punkt widokowy na port, zatokę i całą północną część wyspy. Jest to jeden z owych widoków typu „Zobaczyć i umrzeć”. Jest tak pięknie, że można by w zasadzie zrezygnować z czegokolwiek innego, usadzić się na tarasie pobliskiej rzymskiej willi, przez parę godzin sączyc wino i tylko patrzeć, patrzeć i patrzeć… A jakby zdrętwiały nogi, to można jeszcze przejść się bez żadnego planu po bielutkim miasteczku i tam, w którejś z licznych grot odpoczac. I powiem wam, jest z nami zawsze Jan, ktory po chwili krešli przed nami w natchnionej wizji mowe o opasłych murach przyszlego monastyru. Najpierw wchodzi się na niewielki dziedziniec, rzecze nasz Arcykaplan, nad którym wznoszą się półokrągłe łuki. Na kamiennym bruku wygrzewają się rude koty, a pod krużgankiem siedzi pogrążony w zadumie brodaty starzec, któremu dobrze patrzy z oczu. Przez krużganek wchodzi się do niewielkiego kościoła i bocznych kaplic. Wszystkie one pokryte są bajecznymi malowidłami z różnych epok. Piękne są rzezby, kamienne odrzwia, kandelabry i kosztowne sprzęty liturgiczne. Nagle uswiadamiam sobie, znalazlem sie tutaj jakby u podnoza Synaju. Moi kochani czytelnicy dobrej Nowiny. Burzliwe losy wyspy, jej rzymski charakter z hipodromem, na stale zwiazane zostaly z kultem Umiłowanego Ucznia Chrystusa. Ten kult istniał na Patmos już od wczesnochrześcijańskich czasów obejmując zarówno grotę Objawienia jak też, co ciekawe teren dawnej świątyni Artemidy. Przerwały go dopiero pierwsze najazdy arabskie w połowie VIIgo wieku, a potem uciążliwe napaście piratów, które nie oszczędzały nikogo, kto tylko usiłował osiedlić się na wyspie. Dopiero pod koniec XIgo wieku świątobliwemu mnichowi Christodulosowi (gr. Sługa Chrystusa), szukającemu schronienia przed Turkami, udało się przekonać bizantyjskie władze, aby wybudowały na Patmos nowe sanktuarium otoczone najpotężniejszymi murami jakie tylko można było wtedy wnieść w podobnym miejscu. Panowanie bizantyjskie skończyło się tam jednak definitywnie na początku XIV go wieku, gdy większość wysp na morzu Egejskim znalazła się pod panowaniem rycerskiego zakonu joannitów, którego główna siedziba znajdowała się na Rodos. Po joannitach przyszła kolej na Wenecjan, ale to nie wpłynęło bynajmniej negatywnie na położenie klasztoru, ponieważ papieże nakazywali wszystkim katolickim władcom wspieranie sanktuarium na Patmos oraz ochronę modlących się w nim prawosławnych mnichów. Jednak na dwa lata przed upadkiem Konstantynopola patmijski higumen (czyli przeor), uprzedzając nieuchronne nadejście Turków, posłał do sułtana delegację, która po długich pertraktacjach otrzymała firman (czyli dekret) potwierdzający dotychczasowe przywileje klasztoru oraz jego posiadłości (zwane metochami) na licznych greckich wyspach,. Najbardziej niebezpieczna dla losów sanktuarium okazała się turecko-wenecka wojna z połowy XVIIgo wieku, w wyniku której wyspa doznała ogromnych zniszczeń, zaś klasztor utracił wiele metoch, zwłaszcza na utraconej przez Wenecjan Krecie. A jednak na początku XVIIIgo wieku, za sprawą higumena św. Makariosa Kalogerasa, powstał na Patmos – tuż obok groty Objawienia – autentyczny uniwersytet, który stał się szybko ostoją greckiej i chrześcijańskiej kultury na ogromnym podbitym przez Turków obszarze byłego imperium bizantyjskiego. Jego reminiscencją jest wspaniała ogromna biblioteka z tysiącami cennych woluminów, które po dziś dzień czekają na skatalogowanie. Po Turkach przyszli na Patmos raz jeszcze Włosi w 1912 roku i odeszli dopiero po upadku Mussoliniego w 1943 roku, gdy wyspę przejęli na krótko najpierw Niemcy a potem Anglicy. Zwycięskie mocarstwa przekazały Patmos Grecji dopiero w 1948 roku. Przestań się lękać! (por. Ap 1,17) Pielgrzymowi, który przybywa na Patmos spodziewając się tam czegoś majestatycznego i groźnego, niełatwo jest przejść do porządku dziennego nad swoistym duchowym dysonansem poznawczym, jakiego tu może doznać. Owszem, wyspa przemawia do wyobraźni, bo jest piękna: nie tyle majestatyczna co wzniosła, a nawet uskrzydlająca i porywająca. Piękna jest nie tylko przyroda, ale także twarze mieszkańców monastyru oraz skarby chrystusowej mądrości i umiejętności, na straży których stoją. Patmos, naznaczona tyloma ludzkimi zbrodniami i cierpieniami, przemawia do nas tak samo jak Ziemia Święta: swymi krajobrazami, ludźmi i ich dziełami. Nie bez powodu Grecy nazywają ją „Świętą Wyspą”… Chrystus nieprzypadkowo wezwał swego Umiłowanego ucznia właśnie na Patmos, aby mu objawić w pełni tajemnice Boga, człowieka i świata. Tu właśnie, gdzie Orestes szukał uwolnienia od szaleństwa spowodowanego serią kolejnych mordów i zemst, Jezus pokazuje Janowi – w niekiedy trudnych do zniesienia obrazach – w jak bardzo wielkim szaleństwie pogrążyła się cała ludzkość od chwili, gdy odrzuciła Boga. Uwolnić od wyrzutów sumienia przypominających katusze zadane przez skorpiona, kiedy ugodzi człowieka (por. Ap 9,5) może jednak tylko On, a nie mściwa bogini uosabiająca mroki ludzkiej podświadomości. Bo tylko On zadał w sobie śmierć wrogości (por. Ef 2,16) przerywając na sobie samym zaklęty krąg mordu, zemsty i odwetu, gdy dał się powiesić na Krzyżu. Gdy dajemy się porwać urokowi Świętej Wyspy, przekonać dobrotliwemu spojrzeniu mnicha i poruszyć kreślonym na pożółkłym pergaminie słowom Ewangelii, to wreszcie w naszym sercu rozbłyskuje nagle prawda, że Bóg nie objawia się po to, aby pogrążyć nas w przerażeniu przed swym słusznym skądinąd gniewem, ale po to, aby uwolnić nas spod władzy ciemności i przenieść do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie – odpuszczenie grzechów (por. Kol 1,13-14). Z Grecji od czasu do czasu mieszkańcy Patmos spoglądają na Morze Egejskie w kierunku światła migoczącego nad zboczami góry na pobliskiej wyspie Samos. Niektórzy tłumaczą to dziwne światło elektrycznością statyczną, ale osoby religijne twierdzą, że wiedzą lepiej. Śpieszą do sąsiadów, by im powiedzieć, że otrzymały kolejny znak od kogoś, kto 1900 lat temu został zesłany na Patmos i był najsławniejszym spośród dawnych mieszkańców tej maleńkiej greckiej wyspy, leżącej u wybrzeży Azji Mniejszej. Ów znany człowiek został skazany na życie na Patmos „za mówienie o Bogu i świadczenie o Jezusie”. Na wyspie usłyszał głos Boży przypominający dźwięk trąby, który oznajmił: „Jam jest Alfa i Omega (…) Co widzisz, zapisz w zwoju” (Objawienie 1:8-11). Zwój ten (czyli księga) stanowi zakończenie bestsellera wszech czasów. Niektórzy uważają go za najmniej zrozumiałe dzieło, jakie kiedykolwiek napisano. Chodzi o ostatnią księgę biblijną, zwaną Księgą Objawienia lub Apokalipsą. Jej pisarzem był jeden z apostołów Jezusa — Jan. Otrzymane przez niego wizje ostatecznej zagłady niegodziwego świata od wieków budzą zaciekawienie czytelników. Patmos dzisiaj – to idealne miejsce do napisania takiej księgi. Wulkaniczne wzniesienia i głębokie, ciemne rozpadliny sąsiadują tu z tarasowymi wzgórzami porośniętymi zielenią oraz z kwitnącymi łąkami rozgrzanymi słońcem, które praży nad Morzem Egejskim. I ja udalem sie tam, aby stapac po sladach Umiłowanego Ucznia Chrystusa. Pamietam był wczesny ranek. Stare kobiety, ubrane od stóp do głów w czerń, usiłowały nadążyć za rozbrykanymi wnuczętami. Nieopodal siedział brodaty rybak i przygotowywał sobie posiłek – aby zmiękczyć wyłowioną przed chwilą ośmiornicę, uderzał nią o betonowe nabrzeże. Zrezygnowałem z podrozy statkiem i postanowiłem wspiąć się na górę za Skalą, by stamtąd podziwiać panoramę wyspy. Widok był wyjątkowy – wyglądała ona niczym wielka mapa plastyczna unosząca się na wodzie. Patmos to jakby trzy wysepki w jednej, połączone wąskimi przesmykami. Na jednym z nich znajduje się Skala. Na drugim, w pobliżu niezamieszkanego południowego krańca wyspy, widac plaże. Patmos ma niecałe 13 kilometrów długości, a w pewnym miejscu jego szerokość wynosi tyle, co rzut kamieniem. Burzliwe dzieje Wyspę Patmos uważa się za świętą niemal od 4000 lat, kiedy to przybyli na nią pierwsi osadnicy z Azji Mniejszej. Wybrali oni drugie co do wysokości wzniesienie na wyspie i wybudowali tam świątynię Artemidy, bogini łowów. Gdy około 96 roku n.e. na Patmos został zesłany apostoł Jan, wyspa należała do cesarstwa rzymskiego. Jak powiedzialem w IV wieku stała się częścią „schrystianizowanego” imperium bizantyjskiego. Między wiekiem VII a X znajdowała się pod wpływem islamu. Z czasem Patmos opustoszało. Pod koniec XI wieku na miejscu pogańskiej świątyni Artemidy mnich greckiego Kościoła prawosławnego rozpoczął budowę ufortyfikowanego klasztoru świętego Jana. Stopniowo powracali osadnicy i wznosili białe, sześcienne domki w Chorze, mieście, które w dalszym ciągu skupione jest wokół szacownych murów obronnych tego jedynego klasztoru…
Moj kochany czytelniku! Pan Bog potrzebuje twojego talentu. Miej tysiac marzen i wiecej. Zatem nie ustawaj w marzeniu, by byc wielkim. Postepuj codziennie do przodu. Nie boj sie opuscic boksow I wysc na wewnatrz. Sprawiaj juz nie tyle zycie, co roznice. Codziennie siegaj swojego celu. Musisz uzbroic sie w dyscypline i pewna spojnosc dzialania. Miej zawsze plan do pracy. Poruszaj sie postepujac naprzod. Dzisiaj uczyn cos, czego jeszcze nigdy nie zrobiles. Czyn otwarte a nowe opinie dla swiata. Prawdziwe pragnienie jest w twoich rekach. Zyj w kazdym dniu tylko dla Boga. Przezwyciez codzienne utarczki z soba dla samego Boga. Zloz wszystko w Bogu, bo wszystko co czynisz, jest jego laska. Badzcie blogoslawieni. Zycze kazdemu, zeby byl bogaty i slawny, i zeby oni poznali sie na tobie. Niech bedzie pochwalony Jezus Chrystus.(fin)