Coś o szkole

Stanisław Barszczak—Ten to miał szkołę—
A mogło być tak. Florencka Sala przesłuchań tryskała świątecznym blaskiem. Śledczy florenckiej rady Dziesięciu miał na sobie obcisły, jedwabny trykot i bluzę w ciemnogranatowym, prawie czarnym kolorze. Ale oto Machiavelli podniósł się z miejsca, witając członków Signorii. Miał na sobie kubrak z perłowoszarego atłasu- błyszcząca biała koszula mimo upału wyglądała nienagannie. – Są jeszcze inni wrogowie i basta. Ale Niccolo Machiavelli wiedział o kogo chodzi. Nie był szczególnie lubiany ze względu na skłonność do grubiaństwa i obraźliwych uwag, co jakże mocno kontrastowało z naturalną elegancją i uprzejmością papieża. Tak czy inaczej był nietuzinkowym wrogiem. Wydaje mi się, że Niccolo uczęszczał do znamienitej szkoły… Co do mnie to w szkole bywało tak, że to co pani mówiła, z tego nic do mnie nie docierało. Owszem wolałem patrzeć na ptaki i wiewiórki, które skakały po lipie za oknem. W moim dzieciństwie byłem najnormalniejszym z wszystkich rówieśników. Stroniłem od wykolejeńców. Ale uważam, zresztą chyba po to tylko wymyślono ten zakład, żebyśmy się innym nie pętali między nogami. Kiedyś zaczepił mnie jakiś młokos i warknął, pokazując palec wskazujący, że jeszcze się ze mną “porachuje”. Ale nie miałem cykora. Wieczorem jego rodzice skarżyli się mojej mamie, mówili wręcz, że jak jeszcze raz podniosę rękę na ich syna to skontaktują się z kim trzeba, żeby mnie “zamknięto.” Ale ja nigdy nie byłem wariatem. A na urodziny otrzymałem dwie pary skarpet, czekoladę, ciastka-wafle, kawę, książkę i nową koszulę. Z drugiej strony wolałem patrzeć na ich córkę. Ma na sobie białą sukienkę, różowy kwiatek we włosach. Zaplotła swe włosy w warkocz i ukryła pod kosmetykami różowość cery, wyglądała młodo i niewinnie. I właśnie po tym się zorientowałem, że chyba ‘wdepnąłem w gówno’. Jeszcze jak byłem nastolatkiem i coś przeskrobałem mama mówiła: Stasiu, musisz być grzeczny, bo cię zamkną w zakładzie. Ja na to nie mrużę oczami, jakby chciał wypatrzeć hen daleko wschodzącą gwiazdę, czy też obejrzeć życie na księżycu albo co… ‘Poeci’, których spotkałem w mym życiu nie byli żadnymi “zasranymi zrzędami.” Przyszedł piękny czas, ja z utęsknieniem wczytywałem się w wojnę Cezara z Gallami. Cezar musiał zdobyć władzę tu na ziemi, gdyż inaczej jego głowa zostanie zatknięta na ostrzu włóczni na murach Rzymu. Chciał mieć żonę i dzieci, powinien więc być silny i bogaty, żeby się wydźwignąć ponad ludzkie stado. Żeby to osiągnąć, będzie musiał popełnić czyny, za które Bóg jego ojca każe mu odpokutować. Jaki jest sens wiary w takiego Boga… Śmierć była dla innych, nie dla niego… Pewnie już wiecie, że zakochałem się w Rzymie. Ten Rzym pamięta całe epoki. Przełom stuleci, renesans ludzkości, Aleksander VI Borgia był ubrany formalnie, lecz skromnie- jak papież, który rozdziela łaski, nie będąc ich beneficjentem. Miał na sobie prostą, białą szatę, obszytą czerwonym jedwabiem, na głowie zaś cienką, lnianą mitrę. Jego sekretarz był typowym skrybą. Miał sflaczałą twarz, cechującą człowieka, który nigdy nie polował ani nie nosił zbroi, i oczy zezowate od czytania. Był tak chudy, że wypełniał sobą jedynie małą część krzesła. I tu w pałacach watykańskich Giulia miała rzec papieżowi: “Czy kochana Świątobliwość zechce podnieść moje włosy?’ Co by się stało, gdyby Bóg obiecał nam niebo tu, na ziemi, i uczynił je łatwo osiągalnym? -rzekł Aleksander VI. To co łatwo osiągalne, jest bez znaczenia… Bez wszystkich tych przeszkód, nazywanych nieszczęściami, wcale byśmy się nie radowali z dotarcia do nieba. Syn Aleksandra VI Cezar wkraczał do Rzymu w aureolo zdobywcy. Jako rodzeństwo często rozmawiali ze sobą:-(Aleksander VI z Cezarem) Z tobą nawzajem jesteśmy związani, to wiedz jesteśmy rodziną… Bo jeśli uszanujemy ten związek, nikt nigdy nas nie zwycięży- nauczymy się siebie ochraniać i czuć. -(Cezar z Lukrecją) W tej chwili to jest twój wybór. Nie możesz wybrać tego, którego poślubisz, ale możesz wybrać swego pierwszego mężczyznę. Oboje musimy być tym, czym chce nas widzieć ojciec święty, choć ja wolałbym zostać żołnierzem nie kardynałem. Pewnego dnia Rzym uroczyście witał powrót innego syna papieża, Juana Borgii. Syn papieża jechał ulicami na gniadej klaczy, okrytej złotogłowiem, trzymając w ręku lejce ozdobione drogimi kamieniami. Miał na sobie brązowy kaftan z najlepszego aksamitu i wysadzaną szmaragdami pelerynę. Ciemne oczy Juana patrzyły władczo, na ustach gościł butny uśmiech bohatera pełnego nadchodzących zwycięstw… Ale niedługo potem Juan posłuchał ojca, wyjechał z miasta na ognistym czarnym rumaku. I słuch o nim zaginał. Aleksander VI po śmierci Juana tylko szepcze: -Tak wiem, Ojcze w niebiosach… twój syn też został zamęczony… To wieczne miasto zna wielkie historie. W Rzymie i ja jako trubadur zostałem wreszcie wysłuchany przez papieża Polaka. Ale tylko w ogrodzie Piero spotkał się z Lukrecją, przekazując list od papieża, przynosząc Lukrecji wiadomość, że czynności rozwodowe zostały zakończone, i że została zawarta nowa umowa społeczna. Krużgankami otaczającymi dziedziniec pałacowy weszli do ogrodu, zasiedli na kamiennej ławeczce w ogrodzie, pełnym zapachu drzew pomarańczowych. Tej wiosny Lago di Argento wyglądało szczególnie uroczo. A Cezar Borgia i Lukrecja spacerowali wzdłuż morza brzegu… Podczas wesela z Alfonsem (może z Ferdynandem z Neapolu) Lukrecja wydała mu się piękniejsza niż kiedykolwiek. W szacie ślubnej koloru czerwonego wina, ozdobionej klejnotami, obszytej czarnym aksamitem, ze sznurem pereł na szyi wyglądała jak królowa. Ale stawała się coraz bardziej obojętna dla Cezara, czego on nie mógł znieść. Rankiem Cezar był ożywiony, w nastroju radosnego oczekiwania. Na przyjęciu w zamku Cezar wystąpił jeszcze bardziej okazale. Wszyscy zbrojni byli ubrani na czarno. Kardynałowie, których czerwone i purpurowe szaty efektownie kontrastowały z jego czarną zbroją. W tej epoce dziejów Cezar zawitał również do Awinionu. W miejscu gdzie się znajdowali Cezar i jego kolejna wybranka Rosetta ściany pokryte były dębowymi kasetonami, wykładanymi żółtym jedwabiem. A dziedziniec pałacu papieży nieziemski. Już wcześniej Cezara witał Król Ludwik przystrojony w brokatowe szaty, wyszywane złotymi pszczołami, wjechał do Mediolanu z Cezarem. Wewnątrz pałacu pokoje ozdobione były jedwabnymi draperiami i gobelinami. Wreszcie Cezar przybył do Awinionu. Na czarnej atłasowej koszuli miał biały kubrak, wyszywany perłami i rubinami. Jechał na jabłkowitym ogarze; siodło, uzda i pasy strzemion nabite były złotymi ćwiekami. Poprzedzało go dwudziestu odzianych w szkarłatne stroje trębaczy, jadących na białych koniach. Za Cezarem postępował oddział kawalerii w papieskich barwach: złota i szkarłatu. Za kawalerią szło trzydziestu lokajów, a jeszcze dalej zastęp adiutantów, giermków, wszyscy w olśniewających ubiorach. Na końcu parady szli muzykanci, niedźwiedzie, siedemdziesiąt mułów, dźwigających dary dla króla i dworu. I ja tam byłem…

Leave a comment