Odkrycie Ameryki

Stanisław Barszczak— Pamiętnik Tomasza Memlinga—

Rozdział czwarty
Być może właśnie klimat tamtej epoki sprawił, że jako dziecko też byłem ciekawy obcych krain. Odwiedzałem klasztory, byłem nawet przez jakiś czas sekretarzem biskupim. Ale nawet w Brukseli wzrastałem w domu… Za to teraz jestem przeważnie sam, musze wychodzić do innych ludzi. Tym sposobem w Brugii wreszcie znajdowałem czas na śledzenie polemiki kluniacko-cysterskiej. Czasami coś namaluję, więcej jednak piszę… Jestem dziedzicem 10 tys lat ludzkiego progresu…czy nawet jednooki. Chciałem opisać tajemnicę Czarnej Dżungli, pisać romans, przygodę i sensację, niezwykłe przygody odważnego i urodziwego Hindusa, strzelca polującego w dżungli na tygrysy i węże. Narażając się na śmiertelne niebezpieczeństwa, dzielny Tarzan usiłuje wyrwać z rąk tajemniczej sekty dusicieli, wyznawców okrutnej bogini Kali, piękną młodą Angielkę, Kapłankę Pagody, uprowadzoną podstępnie i ukrytą w podziemiach świątyni.
Innym razem rozpocząłem powieść. Powieść rozpoczynająca trylogię o losach pięknej Marii, córki bogatego mieszczanina, która ma wyjść za mąż za nieślubnego syna lokalnego margrabiego. Niestety, na skutek intryg zamiast stanąć przed ołtarzem u boku narzeczonego, Maria zostaje wtrącona do więzienia i oskarżona o cudzołóstwo. Zgwałcona, upokorzona, zlinczowana i odarta z godności, zostaje wypędzona z miasta. Wyjęta spod prawa i napiętnowana, zmuszona jest dołączyć do grona wędrownych prostytutek. Sprzedając swe ciało Maria nie zapomina o doznanej krzywdzie. Przy życiu utrzymuje ją jedynie pragnienie zemsty. Czy uda jej się odnaleźć swych potężnych wrogów? Czy znajdzie w sobie na tyle siły, by wziąć odwet za wyrządzone jej zło i unicestwić tych, którzy zniszczyli jej życie pozbawiając wszystkiego, co miała i kochała?
Ostatnio zapragnąłem wyśpiewać opowiadanie o papieżu z chilijskiej ziemi, który jeździ wszędzie, i pewnego dnia powraca do rodzinnego domu. A ten dom jeszcze jest piękny, z rynnami w kształcie lejków… Ostatnio odwiedził Kambodżę, krainę z klasztorem Angkor… Czasami jeszcze bynajmniej mi towarzyszą piękne rzeczy w tym życiu, jak choćby trzewiczek z Mediolanu(niem. Schuhchen), teczka z Paryża (niem. Lederhand). Bóg nie domaga się, abyśmy podążali za nim, lecz tylko żąda, abyś spróbował… Nie byłem dzieckiem już, gdy poszedłem do szkół. Owszem, byłem średniego wzrostu, jakkolwiek ambitny to zawsze to było dziecko-sierota. Jestem przyczyną tego, ze wielu nie poszło inną drogą życia. Adrian był najpilniejszym moim uczniem. Zawsze chodził z Biblią pod pachą. Pow¬sta¬nie Bib¬lii ja¬ko księgi dla lu¬du jest naj¬większym dob¬rodziej¬stwem w dziejach ro¬du ludzkiego. Wszel¬kie próby jej zdys¬kre¬dyto¬wania są zbrod¬nią prze¬ciw¬ko ludzkości, jak uważam. Pewnego razu Adrian zgubił jakiś cenny naszyjnik przy rozładowywaniu beczułek w kanale. Zaraz poszedł do pewnej damy w mieście, która podarowała mu nowy klejnot. Najchętniej wspominał jednak pracownię Jana van Eycka, w której usługiwał przed laty. Pewnego dnia przyniósł do pracowni źródła monastyczne. W przeddzień wyraziłem zamiar o wstąpieniu do zakonu, podczas gdy on obwieszczał nadejście Sądu ostatecznego dla świata. Były to traktaty powstałe w XII wieku, napisane w toku burzliwej niekiedy debaty toczonej pomiędzy mnichami z Cluny a cystersami. Tom otwiera Apologia napisana przez Bernarda z Clairvaux do opata klasztoru Saint-Thierry, Wilhelma, krytykująca życie i praktyki kluniackie. Odpowiedzią na nią są trzy kolejne teksty: list 28, napisany do Bernarda z Clairvaux przez opata Cluny, Piotra Czcigodnego, ‘Apologia’, pióra jednego z bliskich współpracowników Piotra, Hugona z Amiens, opata angielskiego klasztoru w Reading oraz traktat anonimowego opata. Tom zamyka natomiast dialog – dysputa pomiędzy mnichem kluniackim a cysterskim. Problemy poruszane we wszystkich dziełach dotyczącą zarówno spraw związanych z życiem codziennym – strojem, pożywieniem, pracą – jak też całym wymiarem duchowym życia monastycznego. Poprzez te zagadnienia główni adwersarze dochodzą do najbardziej fundamentalnych pytań o znaczenie tradycji i jej wierności. A teraz zapytuje się; “Czy tak żył Makary Czy tego uczył Antoni Czy tak postępowali ojcowie w Egipcie Makary żył powściągliwie i wielce pobożnie. Antoni uczył rzeczy wzniosłych i dosyć zdumiewających, a Ojcowie w Egipcie postępowali wspaniale. Także Hugon, Majolus oraz inni przełożeni kluniaccy, nie tylko nauczali pięknego sposobu życia i wspaniałych ideałów monastycznych, ale i nauczając zachowywali je. A chociaż jaśnieli oni wybitnymi cnotami bardziej niż inni, wcale z tego jednak nie wynika, aby oskarżać tych, którzy nie są aż tak doskonali, że nie są mnichami. Chociaż nie mają świętości Makarego, nie prowadzą życia Antoniego pod względem powściągliwości, niezupełnie są podobni do ojców, którzy mieszkali w Egipcie, wcale niesłusznie wnosisz z ich innego sposobu życia, że nie mogą naśladować we wszystkim ideałów monastycznych.
Kanały w Brugii są urodziwe, czyste, dobrze zbudowane, i miłe dla oka i radości ducha. Nabrzeże jest tak ciche jak kraina marzeń, nic światowego tutaj, nic tutaj do zawieszenia w progu i martwienia się o tym… Nie powinieneś machać szablą zanim jej nie wypróbujesz. Przed oczami teraz mam wnętrze naszej ‘cukierni’ przy kościele Panny Marii, sklepienie w kształcie łuków, wygodne kanapy do siedzenia, coś pięknego. Tutaj poznałem Izabelę, córkę hrabiego Roussy, która prowadziła salon towarzyski. Jednak pewnego dnia zaskoczyła mnie informacją, że spodziewa się potomka. A potem była zakonnicą, która uprawiała miłość z jej mężczyzną choć były chwile, ze mogła wycofać się z tego. Stary Roussy, po wielu perypetiach zawodowych związanych z oszustwami jednego z dyrektorów, rezygnuje z posady w zarządzie Towarzystwa Ubezpieczeniowego. Jakkolwiek nie przestał brać udziały w Brugijskiej giełdzie… Trudno rozstać się nagle i ostatecznie z tymi, z którymi obcowało się tyle czasu… „Rolnik mówił mi we śnie: Dość na moim chlebie żyłeś. Sam siej, sam ziemię órz w bruzdy garbate! Tkacz mi mówił: Sam odzież odtąd rób dla siebie! A murarz rzekł: Weź kielnię sam i buduj chatę! I sam, przez wszystkich ludzi porzucon tak wrogo, szedłem wszędy z tą klątwą ich niemiłosierną, i gdym o litość błagał niebo -nade drogą moją- ujrzałem głodnych lwów parę krwiożerną! Budzę się, prawdziwości zorzy nieświadomy. Patrzę: murarz, jak dawniej, buduje nam domy, błyszczą zasiane pola, szumi trud warsztatni. Poznałem moje szczęście: kto zamieszkał ziemię, ten obejść się nie może bez pomocy bratniej, i odtąd ukochałem całe ludzkie plemię.”(Armond Sully Proudhomme) Najpierw naucz się uprawy roli, a dopiero zbieraj żniwo. Pokolenie, które krytykowałem wcześniej za zdradę wartości ogólnoludzkich, staje się teraz według mnie ich nosicielem, krytyce będę poddawał natomiast najmłodszą generację, przesiąkniętą hedonizmem i nihilizmem.
Pewnego słonecznego dnia płynęliśmy kanałami ku morzu, zabrałem do łodzi jakiego podróżnika rodem z Hiszpanii.
-Tylko przy założeniu teorii rozchodzenia się światła jak w karuzeli- zaczął mówić- powstaje ciekawa równowaga fizyczna… Ale i tak rodzą się ogromne trudności. A gdyby świat założył, że prędkość światła może istnieć jako wieczna krzyżówka. Bez tej teorii stałej prędkości światła walą się inne teorie, nie może istnieć na przykład jakaś tam teoria elektromagnetyczna. Załóżmy więc lepiej, żeby prędkość światła była granicą ostateczną. Inaczej wzrastają nie do uniknięcia trudności z rozumieniem świata. Przywołam tutaj informacje, że światło z słońca przybywa do nas starsze na osiem minut, z księżyca starsze o sekundę… Ale to są moje gdybania. Co więcej przy prędkościach bliskich prędkości światła fale światła i fale, które nazwałbym elektromagnetycznymi już bardzo się rozeszły, twierdzę, pędzą w swoją stronę. Nie istnieją więc mocne siły w kosmosie, a tylko słabe… Myślę, że w kosmosie są inne jeszcze fale, nazwałbym je grawitacyjnymi, które jeszcze nie zaobserwowano w ziemskich powiedzmy tunelach laboratoryjnych, jako kosmiczne a niepozorne fale grawitacyjne rozchodzące się w kosmosie jako rezultat czegoś, co nazwałbym czarnymi dziurami kosmosu- w ten sposób potwierdzono by definitywnie powszechną względność życia. -W tym kontekście powiedziałbym-przerwałem ten wywód- lepiej mieszkajmy na ziemi, tu jesteśmy wydaje się najmocniejsi.
-Jeszcze odbywa się na ziemi dramat. Niestety nie liczy się dobro. Kościoły same trzymają wiernych absolutnie. Tak więc, wchodzimy w stadium, które nie zaplanowaliśmy i zajmujemy sobą część czynu, który nie jest naszym dziełem. Każdy z nas jako byt obdarzony charakterem, istniejący w jego własnym dramacie, odgrywa podrzędne części w dramacie innych (ang. the others)-skądinąd każdy dramat krępuje innych. W moim dramacie jestem powiedzmy Hamletem albo Jago albo Gentlemanem albo następnym mordercą (Second Murderer) – a ty jesteś moim Poloniuszem, moim Grabarzem, a zawsze jesteś swoim własnym bohaterem (hero). Każdy z naszych dramatów opiera skrępowania na każdym z innych układając całość różną od części, ale jeszcze dramatyczną (ang. whole different from the parts). Jeszcze stwarzamy dramatyczną całość życia. I nie dopuszczamy głosu biednych obywatelów ziemi. Kościoły złożyły żywego człowieka na następne dwadzieścia lat. Przed wiekami Arystoteles stwierdzał, iż przybywamy znikąd, wspierając się między innymi na intuicji. Wprowadzenie słowa ‘intuicji ‘przez filozofa moralnego zawsze jest to sygnał, że coś poszło naprawdę źle z argumentem. W związku z tym zauważam, nowoczesna modernistyczna polityka nie może być kwestią prawdziwego moralnego konsensusu. A teraz tak jest. Bo nowoczesna polityka to wojna domowa prowadzona jakby innymi środkami … Tak więc my w ciężkim czasie (in hard time) żyjemy, w tym czasie nawet strach i pesymizm staje się luksusem. Co gorsza nie istnieją raz na zawsze ustalone współczesne moralne niezgodności (ang. disagreements), tym samym nie mogą być one definitywnie rozwiązane. Powiązanie między oddzielnie wyraźnie narracyjnym elementem w ludzkim życiu i charakterem wad przechodzi przez przedsionek świadomości (ang. the forefrond).
Rzeczywiście ze stanowiska arystotelesowskiego- kontynuował- nowoczesne społeczeństwo liberalno- polityczne może ukazać się tylko jako zbiór obywateli znikąd, którzy nigdzie nie połączyli się dla ich wspólnej ochrony. W społeczeństwie, w którym już nie jest podzielana koncepcja dobra wspólnoty, koncepcja sporządzana przez to co dobre dla człowieka, w takim społeczeństwie nie może być już dłużej utrzymana jakaś bardzo substancjalna koncepcja tego, co stanowi przyczynek bardziej lub mniej, do osiągnięcia dobra. Tym samym bynajmniej zakładamy pewną wywrotową arbitralność teraz– wydaje się, że ona w końcu zagarnie moralne życie- stawiając na cel, który transcenduje ograniczone dobra praktyk poprzez konstytuowanie dobra całego ludzkiego życia jako jedność. Tym samym nie będziemy zdolni sprecyzować kontekstu pewnych cnót adekwatnie. Modernistyczna systematyczna polityka musi być odrzucona bo nie posiada wrodzonej wierności tradycji cnót. A trzeba szczególnej wierności tradycji cnót. Odrzucamy wierność tradycji… przez politykę. Współczesny myśliciel, konwertyta, akcentuje brak wystarczającego zwrotu moralności w epoce Oświecenia… Co powinniśmy czynić? Tradycja jest konstruowana przez praktyki moralne i sposób rozumienia ich ważności. W biurokratycznej kulturze odkrywamy zakazane a tłumione przesłanki narwańców zycia, usiłując znaleźć założenia dla tego kim jesteśmy i co czynimy. Nierzadko w ten sposób opieramy się znów na profetycznym irracjonalizmie, przejmując subiektywny sens działania. I nie wspieramy się już na magii, irracjonalizm zwycięża jak u mistrza Webera. Wedle tego ostatniego Katolickie Boże Narodzenie zajmuje pozycję mniejszą od protestanckiej, a racjonalnej Wielkiej Nocy. Dzisiaj ludzie nienaganni moralnie są złymi politykami , to zauważył Max Weber. Szkocki filozof, Alisdaire MacIntire twierdzi, że myśliciele zajmujący się naukami społecznymi wydają się być mniej inteligentni od fizyków, naukowców natury…
-Czy uwagi Alisdaire’a MacIntyre’a nie są spóźnione? –zauważyłem…
-Nie mnie o tym przesądzać. Świat się nie cofa przed niczym, idzie naprzód i nie zatrzymuje się. Nie ma lepszego teraz rozwiązania, jak moralność! A skoro zamierzamy realizować teraźniejszość, to już czynimy z siebie męczenników… W modernistycznych moralnościach pytamy o takie czy inne rozwiązanie moralne – tylko nie wprost (by indirection), pytamy tylko, jakie reguły powinny być kontynuowane? Przeszłość czy to naraz konieczna czy też możliwa, powinna być poprawiana i transcendowana, zdaniem MacIntyre’a. W tym kontekście teraźniejszość jest zrozumiana tylko jako komentarz i odpowiedź na przeszłość. A trzeba honoru! Jakim rodzajem osoby staję się? Chodzi o budowanie lokalnych form wspólnoty wewnątrz których cywilność i intelektualne a moralne życie może być podtrzymane, potwierdzone wręcz, przez nowe ciemne wieki- a które są jeszcze przed nami. U zarania moralnego myślenia leżą sądy, wierzenia, dla których żadna, dalsza prawda nie może być dana. O tym pisze Alisdaire MacIntyre w „After virtue: A study in Moral Theory.”
Jesteśmy współautorami naszych narracji. Alisdaire MacIntyre akcentuje tutaj zwłaszcza polimorficzny, wielokształtny charakter przyjemności i szczęścia. Nie istnieje największe szczęście dla największej liczby ludzi. Widok własnej przyszłej przyjemności i szczęścia nie może dostarczyć kryteriów dla rozwiązania problemów czynu indywiduum. Moje szczęście musi … Uczymy się na brzydkich, złych przykładach nieustannie, a zło przemienia się w dobro- choćbym nie wiem co czynił to nawet zło przemienia się w dobro. Może to lepiej… ale gdzie jest honor? Jakiej historii jestem częścią? Alisdaire MacIntyre podąża w naszych rozterkach za Arystotelesem, gdy nie pochwala głupoty- bo ta ostatnia w pewien sposób wyklucza dobro. Dla myśliciela ze Szkocji prawdziwym rodzajem życia nie jest hagiografia, ani saga, ani nawet tragedia. Nie sposób zrozumieć reguł Tabu inaczej jak tylko przy utrzymaniu przy życiu lepiej czy bardziej opracowanego kulturalnego fundamentu. Ponieważ wydaje się nam, że wiemy coś zawsze lepiej od innych , tym samym nie powinniśmy jednak odcinać się od Tabu, od podstaw, szczególnie przy naszym modernistycznym używaniu dobra, posługiwaniu się tym co słuszne, kierowaniu się obowiązkiem.
Światem rządzą władcy. Ale totalitarny projekt zawsze będzie produkował rodzaj sztywności, nieugiętości , i nieskuteczności, która może przyczynić się na długim dystansie do jego porażki. Wszelka moc, czy absolutna czy jeszcze inna, zdąża do trzymania na uwięzi, a absolutna moc trzyma absolutnie. Potrzebujemy pamiętać bynajmniej głosy z piekła rodem, okrucieństwa wojen, tam lała się krew okrutnie (z Auschwitz -po Auschwitz żaden dzień bez daru życia!- głosy z Archipelgu Gułag), które mówią nam dokładnie jak długi jest ten długi dystans. Według A. MacIntyre’a długi nos Kleopatry był u podstaw Cesarstwa Rzymskiego: jego cechy nie były doskonałe w proporcjach, stąd Marek Antoniusz nie był zachwycony, nie sprzymierzył się sam z Egiptem przeciw Octawianowi; nie uczynił tego przymierza, bitwa pod Actium nie była walką- itd. Wydaje się zatem, że wszystkie nasze sytuacje moralne na zewnątrz teraz… Takie mamy masło maślane (pleonexia, pleonazm) , ta wada w schemacie Arystotelesowskim jest teraz przewodnią siłą modernistycznej a produktywnej pracy.
Zagłuszamy, krzyczymy, i deklarujemy wręcz, że każdy jest ubrany w szmaty, gałgany- jak w przeszłości, i cesarz nie ma już stroju dla ubrania jednego człowieka, tylko po to, by w ten sposób zabawiać każdego innego człowieka. Już nie możemy poznać tego, jakie prawa naturalne i ludzkie były kiedyś, bo dzisiaj już nie ma takich praw, wierzeń, i nie wierzy się w takie prawa podobnie jak dawano wiarę kiedyś, jak wierzono w wiedźmy i jednorożce. A tę ostatnią wiarę stawiano przed wiekami na równi z prawami naturalnymi i ludzkimi. Charakteryzacja czynów przed jakąś narracyjną formą bytu, odwróci się zawsze w prezentację jedynie nie powiązanych a chaotycznych części tylko możliwej narracji. Dzisiaj pojęcie osoby, to pojęcie charakteru oderwanego od historii. Należałoby tworzyć narracje, ale takie, żeby skądinąd czyny nas nie zaskakiwały, trzeba by skończyć z późniejszymi wersjami liberalnego indywidualizmu. Dzisiaj lęk jest sporadycznie wytworną emocją, także błędne odczytanie jakichś egzystencjalnych tekstów odwróciłoby rozpacz samą w rodzaj psychologicznego monstrum.
– Nie czyńmy konkluzji, ale też nie skłaniajmy się w beznadzieję, urwałem wywód, bo już podpływaliśmy z beczułkami do brzegu przeładowni w ZeeBrugge.

Rozdział piąty
Jest 10 sierpnia 1494. Postarzałem się. Ale jeszcze raz spaceruję nabrzeżem Dijver, Wollestraat na rynek. Zagrzmiało, wracam i widzę,  robotnicy przy kościele Jezusa Zbawiciela jeszcze pracują…Powróciłem do siebie i zacząłem coś pisać dla potomnych. Będąc pod wrażeniem wczorajszych obrad w ratuszu chwyciłem mocniej za pióro. Ostrzegam przed Wielkim Księstwem Moskiewskim, nabazgrałem. O tym przemyśliwałem już podczas ostatniej maskarady w mieście. W naszym stuleciu za panowania Wasyla II Ślepego oraz Iwana III nastąpiło uformowanie się rosyjskiej odrębności narodowej. Ten ostatni ograniczył feudalny system ziemski i scentralizował administrację państwową. W 1482 z jego rozkazu Mengli-Girej dokonał najazdu na ziemie litewskie paląc m.in. Kijów. Książę Iwan III pojął za żonę bratanicę ostatniego cesarza bizantyjskiego Konstantyna XI Dragazesa Zoe Paleolog. Doprowadziło to do utrwalenia wpływów kultury bizantyńskiej w Rosji oraz do wysunięcia przez władców moskiewskich pretensji do dziedzictwa po cesarstwie wschodnim i przyjęcia jego symboliki… My to dobrze wiemy, że im więcej potęga wschodnia się rozrośnie, tym straszniejszą stanie się nie tylko dla nas samych, ale wkrótce dla całego chrześcijaństwa, stanie się niebezpieczną dla oświaty, dla handlu, dla postępu i cywilizacji. Ostatnio Poseł polski Solimowski na posłuchaniu municypalnym w Ratuszu to samo ostrzeżenie dawał Niemcom wyrzekłszy pamiętne słowa: „Nieprzyjaciel ten odległy, nieprzyjaciel srogi i ambitny, zachęcony, wzmocniony i oświecony przez naszych marynarzy, przedsiębierze rzeczy coraz bardziej zatrważające. On doprowadzi do tego, że wam nie tylko prawa tyczące się handlu morskiego dyktować będzie, ale w ten sposób wpuszczony przez was w środek naszych republik, zmusi was w krótce wystąpić do walki przeciwko niemu pod samymi murami miast waszych, w obronie bezpieczeństwa waszych osób, dóbr, dzieci i praw waszych. Niech was Bóg broni, byście popaść mieli pod jego jarzmo. Nie bez przyczyny dawniej niektóre prowincje cesarstwa teutońskiego wszelkie obelgi Polsce przez tych barbarzyńców wyrządzone, za swoje własne uważały.”
Rozpogodziło się na dworze. Pomyślałem więc o spożytkowaniu ostatnim moich podróży i znajomości. Gdzie ja nie byłem. W Grenoble zdobyłem Bastylię, tym samym zacząłem nową rewolucję pewnie, tylko zastanawiam się czy aby w moim kościele katolickim również. Odprawiłem mszę świętą w kościele świętego Ludwika. Jako ostatni rycerz pomyślałem urządzać turnieje rycerskie na Jasnej Górze w polskiej Częstochowie. Rycerstwo w Europie kwitło od czasów Henryka II, 10 sierpnia 955 rok, do Maksymiliana I, króla Niemiec i arcyksięcia Austrii. Ponad 500 lat. W Częstochowie już 600 lat kwitnie rycerstwo Niepokalanej, z dzieciństwa pamiętam opowieści o próbie zniszczenia obrazu Czarnej Madonny przez Husytów. Ale moja nadzieja na spełnienie moich marzeń w przyszłości nie ustaje, pozostaje niekłamaną. Pewnego pięknego dnia zszedłem z konia w Reaumont, poszedłem ku zamkowi na górze ‘Bayard,’ piękny- z tunelem kolei żelaznej pod nim… Historia kołem się toczy dalej. Ale świat zwariował na punkcie czynienia z ludzi wrogów… Zamierzyłem więc czynić wszystkich braćmi. To dlatego szedłem potem nabrzeżem Bordeaux, ulicami Nantes, w Saint Laurent sur Sevres w Wandei, po plaży Ostendy, pomiędzy kanałami Brugii, w porcie Oslo, Sztokholmu. Przemierzałem Berlin, Frankfurt, Bazyleę, Genewę, Marsylię, la Rochelle, Lizbonę, Madryt, Barcelonę, Porto, Malagę. Kair, Dubai za Ziemią Obiecaną. Niejaki Krzysztof Kolumb dotarł ostatnio do Indii Wschodnich, nadaje nazwy nowym osadom: Melbourne, Adelaide, Kalkuta, San Francisco, Los Angeles, San Diego , Boston, Long Island, Washington, Nowy York. Nowy Amerigo Vespucci. A ja odwiedzam jeszcze Brukselę, Manchester, Hamburg , Monachium. Wiedeń, Pragę. Wspinałem się na zamek w Edynburgu, może wiecie o tym.
Szedłem kiedyś lazurowym wybrzeżem w Monaco i Nicei. Szukałem seminarium w Paryżu, w dzielnicy Mairie d’Issy. Wrześniowym popołudniem zawitałem w wiecznym mieście (a lalo jak z cebra), innym razem po przylocie na Fiumicino, z stacji Ostiense powędrowałem przez Circus Maximus ku Rzymowi…Błądziłem po Bonifacio na Korsyce, płynąłem na Sardynię, a morze było wzburzone, z jednej strony miałem żar słońca, a po przeciwnej stronie wschodził już księżyc ku swej pełni. Kocham urokliwe miejsca, jak np. na polu w Caniggione. Tam witał mnie -rzekłbym- Garibaldi sam. Trzy razy odwiedziłem już siostrzaną Sycylię. W Buenos Aires spacerowałem najszerszą Avenida świata. Pewnego dnia szedłem w Kurytybie ku słońcu, u szczytu drogi na prawo znajduje się kościół Polskiej Misji Katolickiej…Moje Rio de Janeiro to skromny kościółek polski w centrum miasta. A bywałem też nad morzem afrykańskim w Agadirze, Abidjanie, Casablance, szedłem w majowym Kuwejtem, podziwiałem kościoły Kairu, przechodziłem mosty na Newie w Sankt Petersburgu. Szedłem nocą po Sandefiordzie w Norwegii, po Budapeszcie, szedłem fiordem islandzkim, pośród uliczek portów w Tromso, Trondheim. Stavanger. Podziwiałem wieżowce na plaży w Acapulco, domy wczasowe w Hurgadzie nad morzem Czerwonym. Nie zapomnę nigdy trzykondygnacyjnych autostrad w Tokio, Promenady w Bombaju. A msza święta na plaży w diecezji Trivandrum w ślicznej i katolickiej krainie Kerala, południowe Indie- to już chyba szczyt wszelkich moich marzeń. Tam wiara w jutro mojego Kościoła sięgnęła zenitu. I za to Opatrzności Bożej pozostanę wdzięczny do końca moich dni na ziemi matce. Singapur to nasze trójmiasto Gdańsk, Gdynia, Sopot. I ja tam byłem… Opowiem po śmierci co widziałem, bo w żyjących języku nie ma na to głosu, jak pisał w „Stepach akermańskich” wieszcz narodowy. Szedłem już po wielekroć. W tym szczególnym dla Państwa dniu czytania moich pism, chciałbym złożyć bukiet najwspanialszych życzeń urodzinowych: uśmiechu i szczęścia, radości każdego dnia oraz wszelkiej pomyślności! Przecież nie codziennie urodziny! Zaproś starych przyjaciół i ciesz się dobrą imprezą. Autor tak powinien skonstruować przemówienie, tekst, by wyczerpać temat, ale nie wyczerpać słuchaczy, czytelnika. Jeśli straciłeś wszystko, nie masz już nic do stracenia! Wielu ludzi jest nieszczęśliwych, wybaczcie, ponieważ nie potrafi abstrakcyjnie myśleć. Sumienie to świadomość, że istnieje w człowieku trybunat wewnętrzny. Pięknym jest to, co wyobrażane jest bez pośrednictwa pojęcia jako przedmiot powszechnego upodobania. Boskie dzieło stworzenia nigdy nie dobiega końca. Zaczyna się, a potem trwa nieskończenie, w nieustannym trudzie dając początek nowym sceneriom, nowym przedmiotom i nowym światom wreszcie. Koniec

Nazajutrz Tomasz Memling czując zbliżającą się śmierć, poprosił współbraci, aby pozostawili go w samotności. Umarł podczas modlitwy i trwał w pozycji klęczącej około sześciu godzin po śmierci. Odejście mistrza Tomasza Memlinga pogrążyło w smutku całą Brugię. Na pogrzeb przybyły nieprzebrane tłumy ludzi. Trumnę tego, który za życia służył najbiedniejszym ponieśli przedstawiciele bogatych rodów. Ciało złożono w bocznej kaplicy kościoła Matki Bożej, gdzie niebawem wydarzyło się wiele cudów.
(Czytelnik wybaczy, wydarzenia stanowią licentia poetica twórcy- a instytucje pominą ten fakt może… Opowieść wprowadza informacje, osoby i nazwy miast, nie zsynchronizowane z drugą połową XV stulecia. Fabuła ‘wyprzedza’ wypadki, odkrycia i wynalazki cywilizacyjne ludzkości. Ale autorowi zależało przede wszystkim na rozkoszowaniu się pięknem obywatela Brugii, zachowaniu w następnej generacji chrześcijańskiej mądrości.)

 

Leave a comment