nadziei w miłość Najwyższego

Stanisław Barszczak— Wóz Jaremki—

(Miała to być ciepła, subtelna opowieść o perypetiach Jaremki i jego dorosłych przyjaciół. Chłopiec przeprowadza się do miasteczka, do nowej szkoły… Nasz główny bohater będzie spoglądał na świat z wyżyn swego niepospolitego umysłu i utyskiwał nad gadatliwością wszystkich wokół. Opowieść dla młodzieży przedstawia świat widziany oczami dziecka, lecz porusza również problemy, z którymi musi zmierzyć się człowiek w dorosłym życiu. Losy nastolatków wzruszają, chwilami budzą grozę, lecz przede wszystkim uczą jak ważnymi wartościami w życiu każdego człowieka powinno być zachowanie własnego człowieczeństwa, godności osobistej i honoru. Wydarzenia tutaj opisane jak i aluzje do nazwisk są przypadkowe, licentia poetica. W pisaniu opowieści pomogły mi teksty Pani M. Musierowicz i K. Makuszyńskiego. Z pewnością nie uchroniłem się tutaj od anachronizmów. Ale wóz Jaremki- to świat nie do wyczerpania fantazji naszych milusińskich, podkr. autora)

Wstęp

Jaremka uśmiechał się prześlicznie. Kochał świat. Był to bowiem chłopak mądry i bardzo przenikliwy. Właśnie kończył trzynaście lat. Mosty, miasteczko na północy Polski, w którym mieszkał wraz z matką, powoli stawało się dla niego za ciasne. Jakkolwiek połączenie kolejowe osady przydawało jej znaczenia, własna prasa lokalna i obecność trzech fabryk i dwóch szkół. Wybudowanie na placu, na którym powieszono ludzi, zakładu filantropijnego. To wszystko powodowało, że miasteczko prosperowało korzystnie na całą okolicę. Tutaj nastąpiło odnalezienie po dziesięciu latach od powstania miasteczka olbrzymiej huty stali. Nie tak dawno miał tutaj miejsce występ ostatniego żyjącego potomka legionistów marszałka Józefa Piłsudskiego. Słuchano wykładu o konieczności poszanowania praw narodów. Ostatnio duma ogarnęła hutników z przybycia cyrku do miasteczka, w którym brylował pewien chłopiec jako pierwszy akrobata trupy. Pojawienie się Juliusza, założyciela Cyrku, w miejscowej piwiarni Pod Złotym Słońcem stało się błogosławionym skandalem dla mieszkańców. Jedzenie przez niego knedli i picie piwa, duża popularność pana Juliana, szczególnie wśród kobiet, pojawianie się plotek na jego temat, to jeszcze więcej ożywiało wiosennie prezentującą się teraz osadę. Pomimo tego, że w kościele św. Mikołaja Ksiądz Piotr w kazaniach na nowo pokazuje zepsucie miasteczka: nędzę, głód, pijaństwo, choroby, chciwość pieniądza. Cudna to była kraina, i właśnie tam rzeczy nowe się dzieją; i ten, kto się tam znajdzie, ma przygody od rana do wieczora, a nawet w nocy. Jaremka w tym czasie zapada na dziwną chorobę, którą dorośli nazywają miłością. Kłopot w tym, że dziewczyna jego marzeń jest o sześć lat starsza. Na szczęście Jaremka znajduje rozwiązanie-postanawia zostać gwiazdą rocka. Liczy na to, że w ten sposób wyrwie się w szeroki świat i zapomni o przykrościach. –„Bo ja nigdy niczym innym nie byłem, jak tylko dosyć brzydkim i dosyć głupim, zastrachanym chłopcem na krzywych nogach, i w ogóle.”
Młodzian nietypowy z dwóch względów: po pierwsze przez silną nieustannie dokonywaną autoanalizę własnej sytuacji, uczuć, marzeń; po drugie z racji na sytuację rodzinną –jak sam mówi- jest sam dla siebie mamą, która odeszła a niekiedy i tatą, którego nie miał , więc nie potrafił się o niego odpowiednio zatroszczyć. Momentami stąpanie po jego śladach stawało się nużące. A Jaremkę owładnęły chłopięce marzenia, ich spełnianie się i rozczarowania. I tym razem po spadnięciu pierwszego śniegu Jaremka podejmuje tak zwane „noworoczne postanowienia.” Czternastolatek ma trzy główne punkty do wypełnienia w nadchodzącym roku. Po pierwsze, chce wreszcie zobaczyć upragnioną stolicę; po drugie, ma zamiar zostać gwiazdą; po trzecie, wstydliwie przyznaje przed sobą, iż nadszedł już czas dla niego, by zobaczył nagą kobietę. Przy okazji postanawia nadto zahartować się, od czasu do czasu sypiając pod gołym niebem na starym łóżku wyjętym z drewutni.

Lata płyną, Jaremka wcale nie dorośleje, jego pomysły są równie szalone, a postępowanie trudne do przewidzenia. Co więcej pojawiają się wciąż nowe problemy, z których najmniejszym jest to, że matce Jaremki wciąż brakuje pieniędzy, a wymarzona przeprowadzka nad morze zaczyna zamieniać się tylko w niespełnione pragnienie. Jaremka już dwa razy wykazał się bohaterstwem- ratuje życie innemu człowiekowi oraz walczy o godność swojego matki. Niestety, kilka razy jego zachowanie jest też nacechowane niedojrzałością- na przykład, świadomie rani swoją przyjaciółkę Melanię, oraz naraża swoje zdrowie i życie.

W Warszawie spadł tatki cudny śnieg, więc wyszliśmy sobie ulepić bałwanka przed śniadaniem. -„A skąd wiesz, cholera, że ja bym nie chciał zabrać Cię do naszego Cinema City w swoje imieniny?
–Bo niczego takiego nie mówiłeś!- burknął Walenty czerwony jak rak i złapał Adriana wpół.
Nie właź na mnie, nie właź na mnie, dobra?
-Łapy przy sobie, Jasiek, bo ci je odgryzę!
Darek naparł bokiem na brata i docisnął go do regału. Wiktor podciął mu nogę i obaj runęli na parkiet .
-Uspokójcie się! -zawołał dla porządku Lucek, po czym z najwyższą przyjemnością zanurkował między braci, by mocować się z nimi, popychać i wymieniać kuksańce.”

Kazia miała piękne Migdałowe oczy… Mały Janusz Grzegorz „siłą woli powstrzymał wczesnoszkolny skok pokwitaniowy.” A dzisiaj ten mały Janusz Grzegorz posiada dwa puby w Warszawie. Rano idzie pływać, wieczorem do pubu. Janusz Grzegorz zakochał się po raz pierwszy gdy miał 12 lat. Dojrzewanie przy codziennej monotonii, rozwój delikatnego związku z Melanią, uczyniło bynajmniej niemożliwym…
-Kochasz ją, pewnego dnia na przechadzce zawyrokował Jaremka.

-Weź mnie nie wkurzaj, chłopcze; jak tobie akurat potrzebne jest kłamstwo, by chronić swój tyłek, to nie masz oporów.

Nasz geograf musi odejść, codziennie budzić się w tak beznadziejnym świecie, co za nuda.

Jaremka siusiał sobie spokojnie we mgle, za mizernym łysym krzaczkiem. Nie do końca podzielał ten pesymizm i rezygnację .
Zapukał w szybę od strony kierowcy. Taksówkarz od razu odkręcił okno.
-Co jest- spytał swojsko. Zgubiłeś się? Jaremka pokręcił głową i zapytał czy to w radio mówili, co tutaj się dzieje.
-Masakra.

Jaremka ruszył energicznie w stronę wsi. Oczywiście nie zamierzał zawędrować aż tam. Z tyłu za jego plecami Janusz Grzegorz powiadamiał właśnie świat, że wpadł w zaspę i ma wodę w butach, i że jednak pójdzie dalej.
-Wciąż brak wizji, orzekł Janusz Grzegorz gdy wchodził do do domu.

Ale inni chłopcy błądzili jeszcze do wieczora.

-„Mój brat cierpi na polską chorobę, taką samą jak wielu innych: na przerost urojeń. Za wiele talentów, za mało męskiego, twardego charakteru! Ot, w czym rzecz… Robimy często to, co do nas nie należy, i robimy źle mogąc robić dobrze. Nudzi nad i niecierpliwi chodzenie po ziemi, więc chcemy latać po obłokach,” zauważył to po latach brat Jaremki Marcin… Jest początek kwietnia. Jaremka z bratem wybrali się poza miasteczko. Piękna jest ta Śnieżna kraina, w której zima przychodzi szybko, a wiosna często się spóźnia.

-„Zobaczyłem Dolinę Wiśni. Ach, jak w niej było wszędzie biało od kwiatów! Była biała i zielona – od wiśniowych kwiatów i zielonej, bardzo zielonej, trawy. Przez tę zieleń i biel płynęła rzeka jak srebrna wstążka. […] Dolinę Wiśni otaczały wysokie góry, i to też było piękne. Z ich stromych stoków spływały ku dolinie potoki i wodospady, radośnie rozśpiewane, bo przecież mieliśmy wiosnę. I powietrze było jakieś niezwykłe. Takie czyste i dobre, że miało się ochotę je pić.” Marcin śmiał się. Staliśmy na stoku nad rzeką, obejmowaliśmy się i była nam tak wesoło, że nie da się tego opisać. Dlatego, że znów byliśmy razem… Nazajutrz słoneczko przygrzewało od rana, ale wróciła piękna zima. Jaremka zgubił rękawiczki, kurtkę, śnieg sypie się mu za kołnierz. Tego szybko zasnął. Smok, różowa szybka, wróżka, samotny Despero, dolina szkieletów, wróżka, dziadek, detektywi, duchy, dyrektor, to wszystko ma przed oczami.
„To był głos Marcina. Wołał mnie przez mój sen, potrzebował pomocy. Wiedziałem o tym. Jeszcze go wciąż słyszałem i chciałem pognać prosto przed siebie, w ciemną noc, byle tylko dotrzeć do niego, gdziekolwiek się znajduje. Ale prędko zrozumiałem, że to jest zupełnie niemożliwe. Co miałem zrobić? Nie było nikogo tak bezradnego, jak ja! Mogłem tylko wsunąć się z powrotem do łóżka i leżeć, i trząść się, i czuć się zagubionym, małym, wystraszonym i samotnym, chyba najbardziej samotnym na świecie.”

W domu Pani Gospodyni Laura rzuciła Jaremce spojrzenie przepełnione pogardą i poszła natychmiast do łóżka, tłumacząc się przed dzieckiem, że fatalnie spała z powodu tych wszystkich noworocznych petard. A to moja mama, Jaremka mówił o Pani Laurze przy gościach. Jaremka postanowił zmyć z siebie noworoczne znużenie i udał się w tym celu pod prysznic. Zamknął się w łazience plebańskiej, odczuwając ulgę: jeszcze przez jakiś czas nie będzie musiał patrzeć w ufne i nacechowane prawością oblicze księdza proboszcza, który, starannie przyrządziwszy kakao, zasiadł przy stole, czytając niedużą książeczkę, gęsto przekładaną pustymi torebkami po miętowej herbatce.

-„W pierwszej chwili się przeraziłem, że on zużyte, wysuszone „szczury” używa jako zakładki do książek , ale chyba chodzi o papierowe torebeczki, w które szczury się pakuje,” Jaremka zwierzał się kolegom.

Po prysznicu Jaremka zasiada na tronie na długą sesję z komiksem, nasłuchując przy tym odgłosów z kuchni. Po kuchni krzątała się obecnie Pani Teresa- prawa ręka Jaremki mamy, którą nazywaliśmy babcią- co dało się poznać po szczęku garnków i łoskocie talerzy. Zasyczał ekspres, babcia robiła sobie poranną kawę. Wkrótce też dał się słyszeć klekot jej laptopa. Biedactwo, dziś były jej imieniny, a ona pracowała od świtu.

Jaremka postanowił złożyć jej życzenia, a może nawet machnąć przedtem jedną z tych schematycznych laurek, które, nie wiadomo dlaczego, dorośli solenizanci tak bezgranicznie uwielbiają.

-„Och, łaskawco! Rany, jak jeszcze raz przeczytam, że dla niego wszystko jest schematyczne, banalne, głupie, a on jest bardzo ponad to- wyjdę z siebie i stanę obok,” powiedziała do mamy.

Tymczasem spokojnie Jaremka zajął się lekturą Tiutczewa. Stracił poczucie czasu. Z zadumy wyrwał go odgłos łkania za drzwiami. Aż dziwne, że nie odgłos dobijania się do drzwi. Ktoś już miał tak napięty pęcherz, że łkał z bólu.

-Co tam, Zdzisiu?- usłyszał Jaremka zaraz zniecierpliwiony głos babci, a klekot klawiszy ustał.

-Nic, nic- odparła zduszonym głosem kuzynka Weronika wchodząc do kuchni, szlochając przy tym w rękaw.

-Nic? To nie płacz- z roztargnieniem doradziła babcia. Upłynęła dłuższa chwila wypełniona żałosnym pochlipywaniem Weroniki. Laptop klekotał bez przerwy.

-No?- spytała wreszcie babcia dalekim głosem.

-Głupstwo. Cała zapuchłaś. Jeśli głupstwo, to szkoda urody.

-To nie głupstwo- obruszyła się Weronika.

-Poważna sprawa? –Bardzo.

Jaremka nadstawił z łazienki ucha. Wreszcie znów zabrzmiał miły, lekko oschły, ciepły, lekko zimny, trochę ironiczny głos babci.
-Wszystko będzie dobrze.

Tamtego pamiętnego, ciepłego wtorku, we wrześniu Jaremka szedł do szkoły z najwyższą niechęcią. Wyższą o wiele więcej niż zazwyczaj… Miał się stawić na inauguracji roku szkolnego. Tu należy się czytelnikom wyjaśnienie: Jaremka Pałysz nie uczęszczał do zwykłej szkoły. Bo powiedzmy tak, jakby korzysta z magicznego przejścia prowadzącego do rzeczywistości alternatywnej, jego kolejówka znajduje się po przeciwnej stronie miasteczka, więc przechodzi furtką sąsiada, żeby było szybciej, przeciska do kolejnej przecznicy, następnie zbiega pod tunel, którym przemieszczają się samochody, wreszcie już będąc po drugiej stronie kolei żelaznej widzi swoją szkołę.

Jest drugi września, mamy nigdy nie było tego dnia w szkole, owszem bywała
na wywiadówkach z końcem tego miesiąca. W tym dniu rano w szkole pojawił się dyrektor, było transmitowane przez radio przemówienie Pani Minister Edukacji Narodowej. A wszystkich ogarniała radość, szczególnie Dyrektora szkoły, ponieważ przewidywał, że dla mieszkańców pojawienie się Cyrku w miasteczku będzie to wielka atrakcja.

Jaremka ze starszym bratem Jurkiem wyszedł ze szkoły, postanowili iść do domu kultury, tego dnia był tam występ artystek z sosnowieckiej szkoły. Mama już w domu po wywiadówce opowiadała: jak to Pani wychowawczyni wyskoczyła ze swego gabinetu jak kukułka z tyrolskiego zegara i już w Sali stawiała za antywzór naszą czwórkę, która z aniołka w kościele wzięła dwadzieścia złotych. Była w związku z tym policja w szkole. Wszystkie te wydarzenia przemknęły teraz przez głowę Jaremki z szybkością wprost zawrotną, pomiędzy numerem czterech golasek z piórami na tyłkach, a występem „gołej” pieśniarki z piórami na głowie. Występ tancerki Liny na dzikim koniu.

Tego dnia już nie obowiązywał strój apelowy, złożony z granatowych spodni z kancikami oraz z białej koszuli z krawacikiem. Ubrany po ludzku: sprany podkoszulek i znoszone szorty, będzie cały dzień siedział na lekcjach ubrany, jak na WF? Poza tym, dzieci w tym wieku intensywnie rosną, podkoszulek i szorty z zeszłego roku powinny być nie tylko sprane i znoszone, ale i mocno przyciasne.

Jaremka stanął w drzwiach swojej szkoły i za nic nie mógł zmusić się do wejścia. Hall tego olbrzymiego gmachu, mieszczącego podstawówkę i gimnazjum, pomalowany był na kolor zwietrzałej musztardy. Od dołu świeża lamperia, górę mętnie olśniewające ściany, obwieszone gablotkami i plakatami, a także papieroplastyką, to wszystko tworzyło ponurą perspektywę, zamkniętą szybem klatki schodowej. Jaremka grzecznie skinął głową panu woźnemu, który akurat wracał z kotłowni, na wypadek gdyby do szkoły chciał wkroczyć przemytnik narkotyków-obecność silnego mężczyzny była wielce skuteczna.

Ach, w tej Warszawie to dopiero jest światowe życie, mnie nigdy nie było dane spotkać przemytnika. Tyle lekcji, pogadanek i broszurek o tym, jak odmówić mężczyźnie czającemu się pod szkołą, a nigdy nie było gdzie tej umiejętności spożytkować.

Jaremka wszedł na piętro, gdzie od kolegów zgromadzonych pod zamkniętymi drzwiami klasy czwartej „a” usłyszał, że pani jeszcze się nie pojawiła… Było to raczej normalne. W tej szkole sporo czasu traciło się na wyczekiwanie pod drzwiami; nauczyciele nie przykładali się do swojej roboty, w przekonaniu że za takie marne grosze nie warto kiwnąć nawet palcem. Jaremka szczerze popierał ich stanowisko. Niech się nie przykładają. W tej kwestii zwłaszcza Panie Henryka i Wacława otwierały się przy uczniach. Jaremkę z nudów bolały wtedy szczęki.

Już po dwunastu minutach od dzwonka na pustym korytarzu pojawiła się Pani Rajczykowska Wicedyrektor szkoły, ze swoją fryzurą w kolorze smoły.
-Jaremka to stuprocentowy facet, nie lubi piskliwych głosów, bezsensownego paplania, nie przegląda się zbyt długo w lustrze, bo na co to, po co. Jednocześnie poświęca zdumiewająco dużo uwagi odcieniom włosów otaczających go dziewczyn i kobiet, ich makijażów, lakierowi do paznokci, wysokim stanem ich spodni. Wszystko oczywiście po to, żeby komentować je z pogardą.
Rozdzieliwszy tłukących się bliźniaków Wicedyrektor wydała rozkaz, by klasa natychmiast ustawiła się parami. Następnie przeprowadziła czwartą „a” na drugie piętro, do Sali biologicznej należącej do gimnazjum.
-Wasza Pani nie przyszła- wyjaśniała im po drodze, sądząc widocznie, że sami tego, w swej głupocie, nie dostrzegli. Lekcje spędzicie u mnie…
Przecież sam widzę, sam bym się domyślił, w ogóle jestem mądrzejszy od nich wszystkich, mówił do siebie Jaremka. Pocieszał się tym, że nie będzie musiał, w czasie nieobecności jego Wychowawczyni Pani Januszek, z kolegami grać w piłkę na szkolnym boisku.

Sala biologiczna była obszerna i mieściła dwa podwójne rządy stolików- toteż ścieśniwszy się, gimnazjaliści mogli przyjąć czwartoklasistów bez większego trudu, a też i bez zaskoczenia.
-Parno, ale okna sali musiały być zamknięte, gdyż znajdowały się tuż nad skrzyżowaniem dwóch bardzo ruchliwych arterii.

-Cisza. Spokój.
Czwartoklasiści ucichli posłusznie, wydobyli zeszyty od polskiego i zaczęli w nich gryzmolić tylko to, co Pani napisała na tablicy: Lekcja organizacyjna. Spis lektur.

-Przepiszcie wszystko, i żeby mi było cicho-usłyszeli- nauczycielka otworzyła dziennik i naraz zaczęła odczytywać listę obecności gimnazjalistów. Przed gimnazjalistami otwierały się obrazy nowo przeczytanych lektur.
-Jestem… Obecny… nie ma, Jaremka usłyszał czasem. Ale z przepisywaniem lektur Jaremka nie trudził się przesadnie w ten upał, wiedząc że zawsze będzie mógł odpisać, co tylko zechce, od którejś ze swoich licznych wielbicielek.

Sylwestra mieli spędzić u Księdza Proboszcza. Super frajda. Ksiądz Piotr będzie bez końca gadał po łacinie, a babcia zasiądzie przed swoim laptopem i nie będzie można z nią słowa zamienić. Od gwiazdki nie upieczono tam pewnie nowych ciast; a nic do jedzenia będzie tylko ten podeschnięty makowiec oraz kawałek piernika…

Babcia powiesiła gdzieś ich okrycia, a potem wśród gwaru, śmiechów, szczęku talerzy i pobrzękiwania gitary, zaprowadziła ich do stołu obleganego przez gości. Stół uginał się od przysmaków, co Jaremka niezmiernie uradowało, bowiem znowu zaczął być głodny. Przysmaki te były wyłącznie bezmięsne. Postrzegł misę swojskiego bigosu z grzybami, sałatki i surówki warzywne, jakieś smakowite placuszki, chlebki i naleśniki, oraz przeróżne do nich smarowidła. W wielkim garze był wonny barszczyk.
-O Boże, jaki sympatyczny rudzielec- zakrzyknęła babcia Teresa.

Jaremka siedząc pod telewizorem odpowiadał monosylabami albo wcale. W ogóle posunął zwięzłość wypowiedzi do maksimum, stosując się przy tym do starej, wschodniej tradycji, która właśnie bekaniem i mlaskaniem nakazywała chwalić potrawy przy stole. Goście wesoło siedzieli przy stole, to był stary naprawdę wielki stół z jednego drewna zawsze wyszorowany do czysta i bardzo przez wszystkich adorowany, przy ścianie biblioteczka z książkami i kryształami. Teraz cały stół był zastawiony. Pachniało dobrym żarciem. Były tu smażone kiełbaski, i sałatka z majonezem, choć nie było bułeczek, koktajlu, francuskich gwiazdek z wiśniami i bitą śmietaną.

Pakując do ust połowę bułki Jaremka spojrzał poprzez stół, ponad dzwonkami, półmiskami i paterami. Uśmiechniętej Pani Helenie nalewał właśnie szampana sam Ksiądz Piotr.

-Silentium, silentium- zawołał, sięgając znów po kielich.
-Pijmy zdrowie naszej ukochanej Pani Laury… Piękna tyrada wigilijna.
Odśpiewano „Bóg się rodzi…”; „Pójdźmy wszyscy do stajenki…”

Dzieci kończyły kolację…
-Masz! Prezencik dla ciebie- babcia potargała włosy Jaremce nad czołem i odeszła.
-Jej skłębione uczucia rozumiał tylko Jaremka.
Dom wariatów, pomyślał Jaremka. Spojrzał na wzburzone, pociągłe oblicze Księdza Proboszcza, na jego brązowe oczy lśniące grozą, z trudem pohamował wybuch śmiechu.
-Ale po co ci nóż?!- pienił się ksiądz Piotr, stukając kościstym palcem w blat stołu.
-Pokażę co potrafię- rzekł krótko Jaremka krojąc sernik. Nie ma co się wdawać w przewlekłe dyskusje, w dzielenie włosa na czworo czy ustalanie strategii. To dobre dla teoretyzujących mózgowców. Ktoś natomiast musi tu być praktykiem i zacząć po męsku podejmować decyzję.
-Co tu się dzieje?- z kuchni wypadła teraz kuzynka Weronika, która przedtem ukrywała się przed dziećmi w zielonym pokoju. Jaremka cenił indywidualność.

Kazia Jaremce tylko jeden raz pozwoliła się odprowadzić… Po Sylwestrze.
Jaremka wychodził z domu po 10-tej, ale w Sylwestra nigdy… Pulsująca, radosna muzyka wypełniała pomieszczenie, a wokół tańczyli szczęśliwi ludzie. Byli inni goście, Julia i Kinga spojrzały na siebie, podały swoje imiona, a Melania dorzuciła- Pięknie śpiewasz…
Pomysł geografa profesora Gąsowskiego był najsprytniejszym wybiegiem, godnym wybitnego dyplomaty. To on powiedział: -„Tak, tak, miły chłopcze! Trudniej na tym świecie o niewzruszony dąb niż o trzciny, szumnie rozgadane na wietrze.”
Jaremka ostatnio nauczył się sekretu prawdziwie udanej konwersacji: jak najmniej mówić. Zamiast pisać, zajął się obserwacją. Tak było przed świętami na lekcji, obserwacja była nad wyraz satysfakcjonująca, bo właśnie starsi koledzy reagowali na wyczytywanie z listy obecności.
-Na przykład Adamczyk okazał się pryszczatym brunetem z głową oblepioną oleistymi włosami.
-Obecny- rzekł łamiącym się głosem i opadł na krzesło obok blondynki o nieprzytomnych oczach, z czarną kreską. Nazywała się Barbara. „Cała szkoła mówiła na nią Barbi.” Jaremka zdziwił się, gdy zobaczył, że siada ona nie na krześle, lecz na kolanach Adamczyka, zaś Pani udaje, że tego nie widzi.
-Zajęty obserwacją przegapił moment, kiedy ktoś zapukał i wszedł do Sali. Usłyszał tylko, jak Pani mówi
-A! Kazia. Wtedy odwrócił głowę, i ją zobaczył. Była pulchna i nieduża, a na głowie miała dziwaczny, jasnozielony kapelusz o wysokiej główce.
-Ładnie zaczynasz pierwszy dzień w nowej szkole.
-Zdejmij to-rozkazała.
-Nie mogę.
-Bo co?
-Przyjmijmy, że mam tłuste włosy- grzecznie zaproponowała Kazia.
Po klasie przeleciał chichot, ale nagle zanikł. Wpisała uwagę do dzienniczka.
-Jaremka zdał sobie sprawę, że spotkał istotę wyjątkową i że odtąd- cokolwiek by zaszło- będzie ona wywierała olbrzymi wpływ na jego życie.

—-

Przedwczoraj Jaremka spotkał Zbyszka, który mu powiedział: „Nie wiesz, że ludzie w dolinie śpiewają pieśni o tym skoku i o Panu Julianie. Jego przyjazd tutaj to jedyna wesoła rzecz, jaka zdarzyła się w Dolinie Dzikich Róż od czasu, kiedy tutejsza gmina do niej się wdarła i zrobiła z nas niewolników. „Julian, nasz wybawiciel” – śpiewają, bo wierzą, że uwolni Dolinę Dzikich Róż.”

I potem Jaremka w nocy miał sen. Nadszedł wreszcie dzień walki, przez wszystkich wyczekiwany. Tego dnia nad Doliną Dzikich Róż była taka burza, że drzewa gięły się i łamały. Ale Zbyszek o innej burzy myślał, kiedy mówił: – Nadejdzie burza wolności, złamie ciemiężycieli, padną jak potrzaskane drzewa. Przewali się z hukiem i zmiecie naszą niewolę czyniąc nas znów wolnymi.

Tuż przed gwiazdką wreszcie, podczas szkolnego opłatka, Kazia odnalazła Jaremkę sama, wskutek czego omal nie uleciał ze szczęścia pod sufit. Przedtem tylko raz szkolny polonista spotkał go na schodach i wróżył mu karierę pisarską. A teraz ona przeszła całą wielką salę, pełną ludzi, by złożyć mu życzenia! „Dwie młode istoty patrzyły sobie w oczy i nagle zaczęły się uśmiechać ku sobie radośnie. Oczy fiołkowe pełne były blasków. „Fiołki są piękniejsze od wszystkich diamentów świata! – pomyślał Adaś. – A czyste serce czerwieńsze od wszystkich rubinów…”

A Kazia już utraciła dziecięcą niewinność, zaobserwowała życie jako serię „bezsensownych zagadek”.
-Wszystkiego najlepszego na święta, przyjacielu-powiedziała wesoło i przełamali się opłatkiem- taki zawsze jesteś dla mnie miły…

Jaremka ostatnio w jakiejś książce przeczytał niezrozumiane dla niego słowa: ”Pokochałam Cię jak tylko kobieta kochać może. Kocham Cię jak siebie, ponieważ jesteś tym. Prawda że ta miłość jest bez zaprzeczenia, stała się czymś mnie niszczącym, to jest mocniejsze jak śmierć. Ale ja przynależę do niej, jak płonący dom należy do ognia.” „Czytał przeto, czytał tym gorliwiej, choć z coraz mniejszą nadzieją. Ryszard III zakrzyknął w tłoku bitwy: „Konia, królestwo za konia!” Jaremka oddałby królestwo, gdyby je posiadał, za jednego Francuza, co miał jakikolwiek związek z tym domem, w którym przechadzała się jego Kazia.”

Epilog

Takie to były lata, jak Jaremka bawił w warszawskich szkołach. Czyny partyjne w niedzielę, uprzątanie i upiększanie miasta na „święto pracy”. Zawieszanie transparentów pierwszomajowych, pochody. Kolorowo i wesoło. Dzisiaj Warszawa jest jedynym miastem akademickim, a na ulicach widzimy czarnoskórych studentów, Kuwejtczyków mówiących przeważnie po angielsku. Czuliśmy się w jednym domu. Czy my strzeżemy tego domu, w którym od tysiąca lat kwitło i umierało, umierało i kwitło nasze życie? Uczciwe, proste, szlachetne życie wielu pokoleń? A może to jest nonsensowna kraina tylko jakiegoś umierania. Jaremka nie był tego pewny. Dolina Dzikich Róż nie jest już wolnym krajem. Jest w rękach wroga. Okropne też było widzieć, jak wyglądają ludzie z Doliny Dzikich Róż, jacy są wszyscy bladzi i wygłodniali, i nieszczęśliwi, ci przynajmniej, których zobaczyłem jadąc, tacy zupełnie inni niż ludzie z Doliny Wiśni. W tej ostatniej krainie ludzie się tam bawią, pracują też, oczywiście, i pomagają jedni drugim we wszystkim, ale dużo się bawią, śpiewają i tańczą, i opowiadają przecudne historie.

Leave a comment