Ach te kobiety…

stanisław Barszczak — “Widzieć innego upokorzonego jest dla mnie nie do zniesienia”—
Bardzo mi miło widzieć was tutaj. Jesli można zabiorę głos… Kiedy w społeczeństwie brakuje Boga, to z tym zawsze złączona jest okrutna nędza duchowa, zauważył Papież Francesco. A na dzisiejszej audiencji mówił bardzo mocno o tym, że mamy pamiętać z wdzięcznością o męczennikach wiary! Powiedział o narodzie albańskim, który nawiedził w ostatnią niedzielę, że to naród odważny i silny, który nie ugiął się pod cierpieniem (w czasach szaloejącego w Europie komunizmu). Papież jest wdzięczny za duchowe wsparcie Polaków, zachęca nas, byśmy cieszyli się pełnym pokojem, wyzbyli się nienawiści. Wczoraj w liturgii wspominaliśmy świętego Ojca Pio. Osoba włoskiego kapłana i stygmatyka, Ojca Pio z Pietrelciny, do dziś rodzi żywe zainteresowanie massmediów. Do mnie on nie przestaje mówić: “widzieć innego upokorzonego jest dla mnie nie do zniesienia.” “Moją matką i moimi dziećmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je wiernie.”(Mia madre e i miei fratelli sono coloro che ascoltano la parola di Dio e la mettono in pratica). Mamy obwieszczać któlestwo Boga i uzdrawiać chorych. A królestwo Boga jest blisko: nawróćcie się i wierzcie w Ewangelię (“li mandò ad annunziare il Regno di Dio e a guarire gli infermi… Il regno di Dio è vicino: convertitevi e credete nel Vangelo… Il Figlio dell’uomo sta per essere consegnato nelle mani degli uomini” A teraz wiedzcie o tym, że Bóg zawsze idzie dalej… A przed nami za oknami jesień. Mamy chłonąć tę wspaniałość natury i czekać- aż jasność się stanie… czuwać nad cudzą samotnością…Osobiście powiem: nie będę żył wiecznie, i jeszcze uzupełnię to zdanie, bo jestem Polakiem z krwi i kości… Mamy wciąż inny stopień witalności i pewności siebie. człowiek idzie przez teraźniejszość z zawiązanymi oczyma , może jedynie przeczuwać, co włąściwie przeżywa. dopiero póxniej odwiązuje mu się chusteczkę z oczu, a on spojrzwszy w przeszłosć stwierdza, co przeżył i jaki to miało sens. Nasze największe katastrofy wydarzają się tak głęboko nas, że na naszej powierzchni pojawiają się tylko odległe fale… przemijamy, Ale samobójstwo- to plunięcie stwórcy w twarz! chciałbym przemienić to nasze spotkanie, w piękny motyw, który juz pozostanie w kompozycji do końca moich dni! A dzisiaj jeszcze raz zachęcę Was do realizacji planu Pana z Wysoka. Chodzi o nadprzyrodzone zbawienie ludzkości od grzechu! Wartość człowieka mieści się w tym, czym sam siebie przerasta, w tym ,czym jest poza samym sobą, czym jest w innych i dla innych. W świadomości noszę pewną opowieść, która chciałbym Wam opowiedzieć, mianowicie o śmierci i gęsiarzu. “Pewnego dnia śmierć przeszła przez rzekę, za którą zaczyna się świat. Żył w tej okolicy biedny gęsiarz pasący małe stadko białych gęsi.
– Wiesz, kim jestem, bracie? – zapytała śmierć.
– Wiem, jesteś śmiercią. Często widywałem cię chodzącą po tamtej stronie rzeki.
– A czy wiesz, że przyszłam, by cię zabrać na tamtą stronę?
– Wiem, ale to jeszcze nie tak prędko.
– Prędko czy nie, powiedz – nie boisz się?
– Nie – powiedział gęsiarz – odkąd tu jestem, patrzyłem na drugą stronę rzeki, wiem, jak tam jest.
– Czy nie chciałbyś czegoś ze sobą zabrać?
– Nie przecież nic nie mam.
– Niczego nie pragniesz?
– Nie, ja na nic nie czekam.
– Dobrze, wiec pójdę teraz dalej i zabiorę cię w drodze powrotnej. Potrzebujesz czegoś?
– Nie, niczego nie potrzebuję, mam wszystko: spodnie, koszulę, parę zimowych butów i czapkę, gram na fujarce. To daje radość, chociaż moje gęsi nie znają się na muzyce.
Kiedy po pewnym czasie śmierć wróciła z dalekiej podróży, szło za nią wielu ludzi. Był między nimi bogaty skąpiec, który przez całe życie gromadził wszelkie cenne i bezwartościowe rzeczy: ciuchy, złoto, akcje, kamienice. Mężczyzna jęczał i rozpaczał:
– Jeszcze pięć lat, jeszcze tylko pięć lat i miałbym o pięć kamienic więcej. Takie nieszczęście, takie straszne nieszczęście!
Śmierć była dla niego straszna.
Szedł za nią też kierowca rajdowy, który przez całe życie trenował, żeby zdobyć medal. Brakowało mu tylko pięć minut do zwycięstwa, kiedy go spotkała śmierć.
Szedł z nimi też stary żebrak, który rozpaczał, bo nie mógł się rozstać ze swoją ukochaną starą laską. Także dla niego śmierć była straszna.
Gdy wreszcie doszli do rzeki, za którą kończy się świat, spotkali znów siedzącego tam gęsiarza. Kiedy zaś śmierć położyła mu dłoń na ramieniu, wstał i przeszedł przez rzekę, jakby to nie było czymś szczególnym, jakby dobrze znał drugą stronę. Miał dość czasu, by patrzeć w tamtym kierunku, tamten brzeg nie był mu obcy, a w powietrzu unosiły się jeszcze tony melodii, którą zwykle grał. Był radosny. Przejście na drugi brzeg było dla niego pięknym doświadczeniem.
A co się stało z gęsiami? Przyszedł nowy gęsiarz. “(za Jerzy Machnacz)
A my… może nie pragniemy niczego! nikt nie wysadził nas z siodła! Nie pozostawaliśmy w konflikcie z ojcem, nie mieliśmy przykrości od kolegów, nie byliśmy snobistami, zarozumiałymi, molestowani w dzieciństwie, z seksualnymi zahamowaniami, z inklinacjami do platonicznego homoseksualizmu. A może jednak często choroba skrywana powodowała u nas przypływ mocy twórczych, może nie stwierdziliśmy pewnego razu: “Nie mogę już dłużej stawiać czoła tej grozie”. “Nocami mam obsesję mojej beznadziejności.” Choć z biegiem czasu nabraliśmy pewności siebie i byliśmy w stanie dyskutować na równi z kobietami, i nikt nam nie chciał dokuczyĆ na odchodne… Ale bywamy trochę przewrażliwieni, a przecież nikt nam nie nastręczał korepetycji, nie porzucaliśmy studiów, to spotkanie jednak nie okazało się dla nas katastrofą (Boże kochany), zyskaliśmy uznanie wybitnych ludzi, może nie odnoszono się do nas z niechęcią ze względu na powstańczą przeszłość Polskiej Solidarności, i nawet jeszcze nie straciliśmy energii do pracy. Ale trzeba nam się zastanowić nad tymi zdaniami z ewangelii: “Moją matką i moimi dziećmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je wiernie.” Ja kiedyś spojrzałem w tramwaju na dziewczynę i jej teraźniejsze reakcje: Dziecko niezwykłe, o uważnym spojrzeniu, które lubi opowiadać historie. Dziewczyna niespokojna, która z uporem szuka własnej drogi. Odważna, która stopniowo osiąga sukces, nie tracąc przy tym głowy, żyjąca swą pasją, zdolna do wielkich przyjaźni, do niezwykłych zrywów, obarczona cierpieniem. Czy ja ją znam? Ktoś powiedział mądrze o dziewczynie: “jeżeli mamy wrażenie, że ją znamy, jeżeli przerzucając jej dzienniki, czujemy ukłucie w sercu z powodu czegoś, co napisała, a co my sami kiedyś pomyśleliśmy, jest tak dlatego, że ona zna nas, potrafi wyrazić nasze myśli, nasze porywy, emocje, udręki: wszystko to, czego wyrazić sami nie potrafimy.”Ale wracam do naszych porywów z wczoraj i dzisiaj. Może obnosimy się z mnóstwem kompleksów (jednym z nich był brak uniwersyteckiego wykształcenia). I Udowadnia się nam, że załamania nasze i wszedobylski obłęd nie były wynikiem duszenia się w małżeństwie z partnerem i skłonności homoseksualnych, ale strachem przed porażką i wieloma smutnymi przeżyciami, m.in śmiercią rodziców, brata, moze nawet nie siostry. Ojciec Pio umiał postępować z kobietami: nie bał się ich piękna, ale obawiał się o piękno ich duszy. Choć wystawiany przez niektóre z nich na próbę, sam nie próbował wyrządzić im żadnej krzywdy…„Czy myślicie, że mam serce z kamienia? Kocham dusze tak samo jak Bóg”. Można rzec, że kochał kobiety, lecz sercem czystym i uważnym. Warto dziś nauczyć się takiej pedagogii postępowania wobec kobiet, by później nie wzdychać z ironicznym przekąsem: Ach, te kobiety! Wspierały Ojca Pio Mary Pyle, Barbara Ward. Do pierwszych duchowych córek Zakonnika należały: Raffaelina Russo, Lucia Fiorentino i jej siostra Giovanna, Ventrella Vittorina, Elena Filomena, Nina Campanile, Maria i Antonietta Pompillo, Filomena Fili i Assunta di Tommaso. Również relacje z tymi kobietami nie były pozbawione nadprzyrodzonego charakteru uczuciowej więzi, choć nacechowanej powściągliwą serdecznością. Ojciec Pio żywo i szczerze uczestniczył w ich duchowych i życiowych wydarzeniach, o czym zaświadcza Nina Campanile, kiedy pisze: „W kierownictwie duchowym Ojciec Pio nie ograniczał się jedynie do słuchania o sprawach dotyczących pobożnych praktyk, lecz wchodził we wszystkie szczegóły dnia, w całe życie naszej rodziny…” W prasie podawano wówczas: „Ojciec Pio kocha się w tej” lub „Ojciec Pio otacza zbytnimi względami tamtą”. Pio kochał czystość, bo umiłował Boga i strzegł jej wiernie. Ta autentycznie przeżywana miłość do Boga nie pozwalała mu na braki w miłości bliźniego, zwłaszcza gdy była nim kobieta. Jako mistyk i realista miał świadomość, że sama miłość nie wystarczy, by ustrzec ślubowanej czystości, do tego bowiem konieczna jest czujność. Stróżem jego czystej miłości było więc czuwające serce. To był człowiek o niezwykle czułej serdeczności”. W 1984 roku prof. Giuseppe Ziveri dokonał analizy grafologicznej niektórych rękopisów Ojca Pio z okresu obejmującego lata 1905-1950 2. Analiza wykazała, że zakonnik był człowiekiem „o wielkiej uczuciowości, cierpliwości, łagodnym i cichym, z dużymi zdolnościami przystosowawczymi”. Fascynacja jego osobą wynikała także ze sposobu traktowania innych, tworzenia międzyludzkich relacji i szczególnego klimatu. Tak rodziła się swoista więź, niezależnie od tego, czy spotkanie było dla kogoś przyjemne, czy wręcz przykre i bolesne. W rzeczywistości Ojciec Pio nie tylko obdarzał innych uśmiechem i rozdawał cukierki, ale potrafił być człowiekiem twardym i zdecydowanym. Zawsze jednak przemawiał wprost do ludzkiego serca. Wydają się dziś nie do rozstrzygnięcia pytania o to, czy Ojciec Pio był bardziej drażliwy czy uprzejmy, szorstki czy łagodny, surowy czy czuły, gburowaty czy towarzyski. Zapewne był i taki, i taki. Co więcej, miał świadomość owego dualizmu uczuć i nastrojów, który uzasadniał jednym stwierdzeniem: „Łagodniejszym mama nie mogła mnie urodzić, ale i surowszym również nie”. Czasami był szorstki zewnętrznie, a równocześnie niezwykle dobry wewnętrznie… O Panie własną śmierć każdemu daj, daj umieranie, które z życia płynie, gdzie miał swą miłość, swój ból i swój raj…daj nam Panie świętych i uczonych kapłanów!(Papież Pius XII mawiał), obdarz nas Panie kapłanami miłosiernymi. Módlcie się za kapłanów… Ach te kobiety!

Leave a comment