Rzecz o honorze i wierności

Stanisław Barszczak— Biały dom Garibaldiego—
Rozpocznę może jak przesławny pisarz z Polski Stefan Zeromski: Po nieustającym, kilkudniowym deszczu nadszedł dzień niepogodny jeszcze, lecz cichy przecie i ciepły. Łagodny wiatr zachodni darł jednolite sklepienie burych chmur na płyty tytaniczne, kładł jedną na drugiej warstwami, tworząc z ich krawędzi jakby wywrócone schody, od krańca widnokręgu do bezkształtnej głębiny niebieskiej wiodące. Szedłem miedzami i ścieżkami polnymi, których kierunek i kształt pamiętałem, jak przez sen, z czasów dzieciństwa. To ta sama uboga równina podlaska, z lekka powyginana w płaskie zagłębienia łąk, w okrągłe wzgórza, te same zmurszałe ze starości płoty z opadającymi żerdziami, te same rokiciny, wikliny i sitowie nad błotami, dalekie wydmuchy szarego piasku i jasnoniebieski lazur nieba. W ciągu kilku lat nie wyjeżdżałem zupełnie z Nicei i, żyjąc jej życiem, byłem “chory na Napoleona”, na chorobę dziwną, nie dającą się określić, lecz bez wątpienia wyniszczającą organizmy psychiczne tysiąca ludzi. Wytwarza ona w jednostkach pewnego rodzaju melancholię, odrazę do wszystkiego, cokolwiek się wszczyna, a jednocześnie chorobliwą i bezradną nadwrażliwość na ludzką niedolę, która nęka co godzina, codziennie, wszędzie toczy duszę i równa się jakiemuś nieprzerwanemu szarpaniu żył. Choroba ta nie jest ani sentymentalizmem, ani szowinizmem, ani nienawiścią, ani miłością, lecz jest po prostu głuchą i niemą rozpaczą umysłów. Pokazuje nicość systematów myślenia, idei, ukochań, prac w pocie czoła, w zaparciu się siebie, w obeldze i potwarzy, bohaterstw cicho spełnianych, jak zbrodnie, poświęceń tajemniczych – uczy, że jeden jest pewnik nieomylny, jeden cel i wynik wszystkiego: “wszystkich czeka jeden koniec”… Był początek czerwca, żyta szły w słup i czarna fala goniła już po ich powierzchni falę płową, na łąkach trawy po deszczu puściły się bujnie, ostre żółte jaskry pokładły na ich jasnozielonym tle smugi płomieniste, pachniały poziomki, dojrzewające zioła i cały ten dziwnie wonny, nieujęty czad wilgotnej łąki. Na czystych, małych kałużach wody deszczowej wiatr wzdymał drobne, ciemnogranatowe fale, a te kołysały rytmicznie badyle mietlicy z długimi ościami u plewek kwiatowych i grube, pozginane sitowia. Cisza, nareszcie cisza, samotność i pola! Zapuszczona i ledwie widoczna ścieżka szła wzdłuż rzeki, nad którą zwieszały się gęste zarośla, tworząc na dalekiej przestrzeni łąk pas, zataczający półkola. Za rzeką, na nieznacznym wzgórzu piaszczystym, zaczynał się las, sięgający aż owych wydmuchów nad brzegiem rzeki. Maleńkie półwyspy, utworzone przez rzeczne zakręty, podobne były do zacienionych bujną krzewiną samorodnych altanek. W jednej z takich siedział, plecami o krzaki oparty, stary chłop – pastuch. Był chudy, kościsty, zgarbiony, o twarzy ściągłej, czarnej prawie, o ustach wąskich, zaciętych, brwiach zsuniętych. Ubrany był w zgrzebny, na czerwono ufarbowany spancer, w takież spodnie, oberwane i podarte, i słomiany kapelusz, spod którego zwieszały się siwe, długie i rzadkie włosy. Bose nogi z zakrzywionymi i pozbijanymi palcami, z wypchniętymi w tył piętami, wyciągnął przed siebie i tak był zatopiony w pracowite plecenie łapcia lipowego, że mię nie spostrzegł. Obok niego leżał kancerek z kory olszowej, osadzony na długim kiju – do łowienia raków.
– A co to majstrujesz, stary? -zawołałem pochylając się nad nim.
Szybko podniósł głowę i łypiąc zabawnie oczami wpatrywał się we mnie.
– Widzicie przecie, panie, bydło pasę, raki łowię, taj rybki łapię… – odpowiedział po chwili starczym, zdławionym głosem, lecz tą francuszczyzną śpiewną, czystą i piękną, jaką mówi lud tamtych okolic.
– A cóż, raki ci się łowią?
– On by się i łowił, rak bestyja, po deszczu; ta, widzisz, żaby tej paskudnej nagnać nie mogę. Taka mądra i żaba nastała: po tej stronie, gdzie bydło chodzi, po pastwisku nie siedzi, po trawie skacze, a trawy maścić grzech – bogata trawa jaka!
Mówiąc to, wpatrywał się we mnie uparcie, zawzięcie, jakoś chytrze i nieufnie. Gdzieś tę twarz, za lat dziecięcych zapewne, widziałem, lecz gdzie i kiedy, usiłowałem przypomnieć daremnie. Zachowało ją nieświadome jakby myślenie – tę samą, z pałającymi posępnie oczami. Wiedziałem jednak, że oczy te dawniej, wtedy – miały wyraz inny. Dzisiejsza ich nieufność i szydercze wejrzenie przykrość i ból mi sprawiały.
– Gdzieś ja ciebie już widziałem, dziadu… Z boku jakoś spojrzał na mnie i rzekł:
– Dużo ja się po świecie tłukł, może mię gdzie i zaznałeś. A ty, panie, skąd?
Nie odpowiadając zapytałem wymijająco: – Pastuchem jesteś?
– Ni – tylko bydło pasę, jak kto zechce. – Szmaciny na tobie liche…
– Dziadowskie. Dawno ja się z dziewkami kochać przestał prawie takie.
– Zasług u tej familii pobierasz dużo?
– Zasług?… – zaśmiał się. – Przyodziewek mi dają. – I strawę?
– Gdzie zaś? Jagód to mało? Czerwona jagoda w lesie jest, malina się trafi – malina w tutejszych miejscach duża, słodka, czernica będzie, dziad rośnie w jarze. Raków nałowię, w wąglach napiekę… żywcem ich – ta tak się objem! Rybka, płoteczka biała na śpilkę się łapie, śliw się pod kamykami pluskają, tłuste jak wieprzki.
Zapalając się coraz bardziej, prawił:
– Ej – o jednym ja tu kaczym gnieździe wiem -duże kaczki, krzyżówki. Jak klapaki wyrosną, jak w pałach będą, rękami pobiorę, łby poukręcam, w glinę każde z osobna zalepię, w wągle te kule pokładę – pałek skubać nie trzeba, bo do gliny przyschną, a jadło jakie – ha!
Kiedy to mówili i oczy mu się zaśmiały łagodnie, przypomniałem sobie wszystko.
– Toż ty z Elby!
Chłopu dolna warga drgnęła i oczy dziko błysnęły.
– Z Elby? – zapytał przewlekle: – A tobie na co, skąd ja?
– Ja ciebie widziałem dawno, jak zbrodnia była. Patrzył mi teraz w oczy surowo, pokaszlując z cicha.
– Tyś miał dużą kolonię, bogatym byłeś chłopem, pamiętam…
– Coś ja nie przypomnę… dawny to czas – szeptał jakby do siebie szyderczo. – Dawny to czas… ja teraz Domu Sabaudzkiego sługa.
– A cóż, na pastuchy zeszedłeś? Gdzież grunt? Przepiłeś czy jak?
– Grunt? – mówił zamyślony, patykiem uderzając w ziemię. – Ja i żonkę przepiłem, i dwoje dzieci. Chłopiec jeden był u mnie rześki jak ten źrebiec, drugi maleńki, maleńki… Do PanaJezusa ja ich przepił; wziął i nie oddaje – he – he…
– Wywieźli?
– Coś ty na mnie tak z góry, panie – szpieg ty czy jaki- Nie, bracie…
Popatrzył na mnie – i sposępniała nagle ta twarz zimna i skrzepła, milcząca głucho, niby pole nagiego gruntu – jakby na nią cień padł znienacka.
– Pod serce ty mnie gryziesz, pod serce… – mówił kołysząc głową. – Ot ja mądry gospodarz, piśmienny człowiek – familii bydło pasam, w gałganach chodzę, strawy ciepłej nie mam – ot jak… A żonka w stepie po prośbie chodzi, a na synki moje cudzy człowiek pluje – ot jak… U mnie żyto rosło kłosiste, wysokie, u mnie bułanki dwa rżały, u mnie krów pięć, u mnie… hej! – Francuziki, wy Francuziki!… Mówiłem mu o Chrystusie miłosiernym, co łzy nędzarzów w sercu trzyma, co krzywdy wszystkie pamięta, co karał będzie barbarzyńcę…
Słuchali mnie uważnie, ze ściągniętymi brwiami, głową potakiwał – aż nagle przerwał:
– Miód u ciebie w ustach jak u księdza. Młodziuteńki ty… A ja, widzisz, stary, dawno ja to już słyszałem, dawno… Służył ja Jemu wiernie – temu Panu Jezusowi – a na mnie on nie wejrzał, a na cały naród chłopski nie wejrzał, w rękę oprawców nas wydał. A służył ja Jemu wiernie, nie gębą – ot jak!
Gwałtownym ruchem rozerwał tasiemkę koszuli o kolorze amarantowym pod szyją i obnażył ramię i plecy poszarpane w szwach, w bliznach, w śladach ran ohydnych. Z oczu mu strzelił dziki blask, brwi wzniosły się na czoło, zęby wyszczerzyły i buchnęła na twarz namiętność dzika, głucha, chłopska, dawno zduszona. Zaczął mówić szybko, głośno, głosem ochrypłym:
– Ja się Jego nie zapierał, z wojska wyszedłem z krzyżem, i piersi odkrył. Ze mnie ciało kawałkami leciało pod batem – ja imienia Jego wzywał.
Jam w Genui między zbójami i łotrami krzyżem leżał po całych nocach, na mnie żołdactwo pluło, grunt mój sprzedali za nic, dzieci wywieźli – ja tylko imienia Jego wzywał. Aż raz w nocy rozum i statek na mnie przyszedł… Jakby Pan Bóg na niebie byli, jakby był sprawiedliwy, toby na świecie nie było tego katowstwa.
Widziałem ja Rzym, Pizę- tam Francuzów moc. Jeśli w naszej religii prawda – to za cóż tamto wszystko w błędach żyje? Gadki księdzowskie!
Tu nie ma prawdy – to gdzież ona? W niebiesiech? – Hej – pieniędzy to nabiorą za tę gadkę te księdze!
– Dziadu – ej dziadu!
– Tak to… Sam byłem, i bardzom cierpiał, gorzkość tylko miałem w sercu z modlitwy, z postów, umartwień. Teraz swoją rzecz wiem. Gruntu mi Francuz nie oddał, bo żona, powiada, oporna jest. Ano nic – to i dobrze. A grzyby te i jagódki, rybki i raki – to już przecie niczyje, ludzkie, nie jego – pieczątki nie nałoży.
– A któż te grzybki i jagódki stwarza dla ciebie?
– Tego to i ty nie wiesz, panie… Samo ono tak stoi. Słoneczko ono może jasne… Jak ja je zobaczę-oto mi w sercu lubo, a w głowie jasno. Wstaje se ono co dzień, pracuje, traweczki hoduje, zioła przeróżne, a nie ukrzywdzi nikogo, nikt ta za nie w skórę nie dostał – tak to… Idź, panie, a nie gadaj Francuzom nic, bo mię tu znowu targać przyjdą…
Poszedłem… Mroki wieczorne spływały na ziemię.
Tyle z Zeromskiego.
Tak właśnie bywało, ongiś i ja spacerowałem po Nicei jako młodzian. A dzisiaj siedzę za biurkiem, aby wam coś o tamtych dniach opowiedzieć. Przede wszystkim musicie to wiedzieć, ze tym panem był Józef Garibaldi, który urodził się w Nicei, 4 lipca 1807 roku. A to był może rok 1821. Do tego miasta pozostanie przywiązany przez całe życie. Miasto królestwa Sardynii, staje się francuskim miastem na okres 1793-1814, w trakcie okresu napoleońskiego. W 1814 królestwo Sardynii zostało odnowione i znacznie powiększone – przyłączono do niego tereny Republiki Genueńskiej, zamienione w księstwo, jako że legitymistyczne zasady kongresu wiedeńskiego nie dotyczyły republik. Królestwo Sardynii miało być państwem buforowym między Francją a Półwyspem Apenińskim, znajdującym się pod wpływami Austrii. Miasto rodzinne Garibaldiego zostało na stałe wcielone do Francuskiego Cesarstwa w 1861 toku pomimo sprzeciwu publicznego.
Nicea, moje miasto, leży nad Morzem Śródziemnym, na Lazurowym Wybrzeżu. To część Francji, która znajduje się w regionie Prowansja-Alpy i rozciąga się od miejscowości Cassis aż do granicy z Włochami. Na Lazurowym Wybrzeżu znajdujemy wszystko, co potrzebne do wypoczynku: luksusowe, ale też przytulne kąpieliska, lasy i ogrody oliwne, pasma gór, piękne miasteczka i wygodne hotele. Na Lazurowym Wybrzeżu słońce świeci 300 dni w roku, temperatura w zimie nie spada poniżej 12 st. C. Menton, leżące zaledwie kilka kilometrów od włoskiej granicy, to najcieplejsze miejsce na Lazurowym Wybrzeżu. Na początku XIX wieku nie było jeszcze prawdziwych kurortów na Lazurowym Wybrzeżu: Nicea, Cannes i Monte Carlo, St. Tropez, Cassis, Monaco, Grasse, La-seyne-sur-Mer. Lazurowe Wybrzeże to poza luksusowymi kurortami dzikie górskie krajobrazy ze szczytami, głębokimi wąwozami oraz przepaściami, a także największy w Europie kanion Grand Canyon du Verdon. Najpiękniejsza plaża Lazurowego Wybrzeża to 9-kilometrowa Plaża Plage de Tahiti. Od XIX wieku zaczęli tu zimą przyjeżdżać bogaci Francuzi oraz Anglicy. Największą atrakcją turystyczną Nicei we Francji są jej malownicze wybrzeża, po których spacerować można o każdej porze dnia i nocy. Ciągnący się wzdłuż szerokiej plaży bulwar ma 7 km długości. Rosną przy nim palmy, drzewa cytrusowe oraz wszechobecne mimozy.W mieście funkcjonują porty morskie: handlowy, pasażerski i rybacki. Rozwinięte usługi: przemysł głównie maszynowy, elektrotechniczny i spożywczy (olejarski). W okolicy Nicei rozwinięta uprawa drzew cytrusowych, oliwek, winorośli i kwiatów (plantacje goździków,róż, mimozy). Znajdują się tu uniwersytet, liczne instytuty naukowo-badawcze, opera oraz muzea. Kolonia grecka Nikaia została założona ok. 300 p.n.e. przez Fokijczyków z Massalii. W czasach rzymskich Nicea była ważnym portem. Od III w. była siedzibą biskupstwa. Od V w. częste najazdy Germanów i Saracenów. W średniowieczu, zagrożona przez Genuę, broniła swojej niezależności w sojuszu z Pizą. W XIII-XIV w. kilkakrotnie pod władzą hrabiów Prowansji. W 1388 r. poddała się książętom Sabaudii, którzy przyczynili się do rozwoju miasta. Podczas wojen Franciszka I z cesarzem Karolem V w 1543 roku Nicea została złupiona po oblężeniu przez połączone wojska francusko-tureckie. W 1626 r. uzyskała znaczne przywileje; za panowania Ludwika XIV wielokrotnie znajdowała się pod okupacją francuską. Odstąpiona Francji przez Królestwo Sardynii w 1860 r. Port w Nicei jest również znany pod nazwą “Lympia”. Jako najbliższy punkt z kontynentalnej Francji do Korsyki, Mówi się, że “kuchnia Nicei jest córką Rzymu i kuzynką Italii oraz Prowansji”. Każdy, kto spróbuje potraw nicejskiej kuchni uzna, że są one czymś pośrednim pomiędzy tradycjami kulinarnymi sąsiedniej Italii, z której wiele zapożyczono, oraz kuchnią Prowansji, z którą Nicea była związana politycznie aż do epoki nowożytnej. Ponadto stanowi ona również swoiste ogniwo pomiędzy gastronomią wywodzącą się z okolic Morza Śródziemnego i tą pochodzącą z Alp.
Kuchnia nicejska jest szczególnie bliska kuchni prowansalskiej, jak również tej z Ligurii czy Piemontu. Oprócz regionalnych składników takich jak: olej z oliwy, sardele, warzywa i owoce morza, można spotkać również składniki przywiezione z dalszych części świata. Różnorodność ta spowodowana jest obecnością portu który pozwalał na wymianę towarów, w tym też składników kulinarnych. Nicea posiada kilka lokalnych potraw. Do najbardziej znanych potraw należą socca ( przypominająca wyglądem ogromny naleśnik wykonana jest z mąki z ciecierzycy z dodatkiem oliwy z oliwek i soli. Przygotowanie tej potrawy jest bardzo proste. Ciasto wylewa się na blachę do pieczenia i zapieka ok. 15 min. Po wyjęciu upieczoną soccę posypuje się obficie pieprzem), pissaladière (a la pizza z cebula) czy salade niçoise. Podobna nieco do pichade pissaladiera uważana jest za specjalność regionu. Najczęściej na placek kładzie się na niego pomidory, a obecnie również anchois oraz czarne oliwki. Oprócz ciasta ważnym składnikiem tego dania jest gotowana conajmniej dwie godziny cebula, dzięki czemu warzywo traci swą naturalną ostrość, stając się miękkie oraz słodkawe. Ciasto po wyrobieniu i nałożeniu do datków piecze się w piecu chlebowym. Pissaladiera uchodzi czasem za poprzedniczkę słynnej na cały świat pizzy neapolitańskiej. Przed umieszczeniem sałatki wewnątrz bułkę polewa się obficie oliwą, a następnie naciera ząbkiem czosnku. Ratatouille to kolejna potrawa, której powstanie łączy się z Niceą. Znana jest jednak wcałym zachodnim regionie Morza Śródziemnego od Katalonii i Balearów po Italię jako peperonata, bohemienne, samfamina, tumbet- gulaszPastis to popularny w Nicei likier anyżowy zawierający ok. 40% alkoholu. Polecamy wino z winnic Bellet. Produkuje się z nich wyśmienite wina czerwone, różowe i uważane za najlepsze – białe. Swoją oryginalność zawdzięczają one miejscowym szczepom: Folle Noire, Cin sault i Folle Noire (wina czerwone i różowe) oraz Roussan, Spagnol, Majorquin i Rolle (wina białe). Jeśli chodzi o pieczywo, to mamy tutaj pieczywo zwane fougasse (focaccio-placek chlebny, pieczywo zwane fougassette-małe bułeczki), które mogą być sprzedawane z dodatkiem różnych składników: szynki, sera, anchois, tuńczyka, cebuli i oliwek. Innym lokalnym daniem jest pichade przygotowywane podobnie jak pizza, lecz jedynymi dodatkami są tutaj pomidory i cebula, dalej włoskie Risotto. Najbardziej typową zupą nicejską jest soupe au pistou gotowana na bazie kilku rodzajów warzyw z sosem pistoui podawana z makaronem. Zupa rybna bouillabaisse- w jej skład wchodzą trzy gatunki ryb: skrzydlica, czerwony kurek i konger. Nicea słynie ze wspaniałych przystawek, a jedną z najlepszych stanowi brissaouda, warto tutaj wspomnieć o sosie aioli i sałatce mesclun. W Nicei , w dzielnicy Cimiez , znajdują sie zachowane Ruiny rzymskich term z III Wieku , a także Ruiny rzymskiego Amfiteatru. Inne Budowle : ruiny zamku i romańskiej katedry, kościoły (XIV-XVIII wiek), katedra Sainte-Réparate, kościół Saint-François-de-Paule (1736), kościół Saint-Jacques, kościół Saint-Augustin, pałac senacki (Palais du Sénat, XVII wiek), pałac Lascaris. Główną arterią miasta jest Promenade des Anglais (Promenada Anglików) z początku XIX wieku z ogrodem Jardin Albert.
W 1807 roku rejestry cywilne były pisane w języku francuskim, dziecko zostało zarejestrowane pod nazwiskiem: Joseph-Marie Garibaldi. Mały Józef został ochrzczony 19 lipca 1807 w kościele Saint-Martin-Saint-Augustin, który znajduje się w obszarze Vieux Nice: Józef Garibaldi jest jego ojcem chrzestnym i matką chrzestną Julie Marie Garibaldi. W tym czasie bowiem ojciec Józefa, Domenico, który pochodził z Chiavari w okolicy Genui, zamieszkał w Nicei. Był kapitanem marynarki handlowej, matka Józefa Rosa Raimondi pochodziła z Loano, Liguria. Z ich związku urodziło się sześcioro dzieci, najstarszy syn Giuseppe, następnie Michele, Angelo i Felice, a dwie dziewczynki zmarły przedwcześnie. Rodzice chcieli, żeby Giuseppe został prawnikiem, lekarzem lub księdzem, ale dziecko nie lubi szkoły, jest bardziej przyjacielem zabaw jak studium. Pewnego dnia bierze łódź i żagle i płynie do Ligurii z kilkoma towarzyszami, ale został aresztowany i przewieziony z powrotem do domu rodziców.
Nicea wówczas była małym, prowincjonalnym miastem należącym to do Francji, to do Sabaudii, a dla jej mieszkańców największym wydarzeniem w pierwszych latach życia Garibaldiego było lądowanie pod miastem Napoleona po jego ucieczce z Elby. Nauczycielem chłopca był (po dwóch niechętnie wspominanych księżach) niejaki Signor Arena, weteran wojen napoleońskich, który nauczył go włoskiego, wpoił mu miłość do historii kraju i starorzymskich korzeni. Na tym jednak nauka miała się skończyć. Giuseppe przekonuje ojca w piętnastym roku życia, by mógł obrać karierę morską. 12 listopada 1821 roku Garibaldi został zarejestrowany w porcie w Nicei jako marynarz. Przez dwa lata terminował na pokładzie niewielkiego statku “Constanza” dowodzonego przez kapitana Pesante (półroczny rejs do Odessy po zboże) i na ojcowskim szkunerze “Santa Reparata”, aż uzyskał patent zawodowego marynarza. Swoją pierwszą podróż morską na statku handlowym z Konstancji odbywa do Odessy, następnie przez Morze Azowskie do Taganrogu. W marcu 1825 roku popłynął z ojcem do Rzymu i był to pierwszy jego pobyt w tym mieście, gdzie właśnie odbywały się uroczystości rocznicowe Roku Papieskiego. Mając 18 lat Garibaldi odkrył Rzym, tam udał się z ojcem i ładunkiem wina dla pielgrzymów, na jubileusz papieża Leona XII. Ta podróż do Rzymu jest objawieniem, ale także rozczarowaniem papieskim Rzymem, jakże odmiennym od tego, których widział w snach. Przez następne 9 lat Garibaldi pracował jako marynarz na niewielkich, przeważnie 200-tonowych lub mniejszych żaglowcach, co z pewnością ukształtowało go jako człowieka odważnego, zdecydowanego i odpornego na wszelkie trudy. Pływał wyłącznie po Morzu Śródziemnym, tylko raz udając się na Wyspy Kanaryjskie. W roku 1827 na statku “Cortese” udał się na wody ogarniętej wojną wyzwoleńczą Grecji. Statek został napadnięty i obrabowany przez greckich piratów, co Giuseppe odczuł jako wyjątkowe upokorzenie. Jeszcze po czterdziestu latach ubolewał nad tchórzostwem i bezwolnością swych współziomków, a co znalazło odbicie w okresie późniejszym, gdy próbował kariery jako polityk (o polityce Grecji wypowiadał się z wielką niechęcią. W czasie rejsu zachorował i został przez kapitana zostawiony w Stambule, gdzie spędził niemal 4 lata jako nauczyciel dzieci wdowy Timoni (dostępne źródła nie wymieniają jej imienia, wieku, ani pochodzenia). Nigdy o tym nie opowiadał, ale prawdopodobnie był to romans. W tym czasie nauczył się greckiego i zasmakował w greckiej kulturze. Jeszcze w wiele lat później z upodobaniem słuchał greckiej muzyki i z zachwytem wyrażał się o greckiej kulturze. Był miłośnikiem Byrona i – jak on – orędownikiem walki o wyzwolenie Grecji spod panowania Turków. W roku 1831 otrzymał patent kapitana marynarki handlowej. Po rocznej przerwie wiosną 1833 płynie z grupą 13 młodych adeptów Henryka Saint-Simona znowu do Konstantynopola. Ich przywódcą jest Emil Barrault, profesor retoryki. To człowiek o którym Garibaldi mówił, że będąc kosmopolitą, on adoptuje ludzkość jako ojczyznę i oferuje swój miecz i swoją krew wszystkim narodom walczących przeciwko tyranii, on jest więcej jak żołnierzem, jest bohaterem. Ważnym wydarzeniem w życiu Garibaldiego była jego wizyta w Taganrogu, gdzie zawinął na pokładzie szkunera “Clorinda” z transportem pomarańczy w kwietniu roku 1833. W portowej tawernie spotkał rodaka, Giovanniego Battistę Cuneo, politycznego emigranta i członka tajnego stowarzyszenia La Giovine Italia (“Młode Włochy”), założonego przez Giuseppe Mazziniego. Cuneo był zwolennikiem zjednoczenia Włoch jako liberalnej republiki zbudowanej na bazie głębokich reform socjalnych. Garibaldiemu pomysł bardzo się spodobał, natychmiast więc zapisał się do organizacji przysięgając walczyć aż do śmierci o wyzwolenie ojczyzny spod austriackiego panowania. W oberży w Taganrogu „wierzący”(Giambattista Cuneo) wykłada mu idee Józefa Mazziniego odnoszące się do ruchu „Młoda Italia”. W listopadzie 1833 roku, w Genewie, poznał rzekomo Mazziniego osobiście (nie jest to wiadomość potwierdzona; raczej spotkali się dopiero w 1848 roku i dołączył do rewolucyjnego związku Karbonariuszy. W lutym 1834 roku brał udział w nieudanym powstaniu sabaudzkim pod wodzą Mazziniego w Piemoncie, próbując wywołać powstanie we flocie stacjonującej w Genui, za co został zaocznie skazany przez króla Karola Alberta na karę śmierci. By jej uniknąć zbiegł do Marsylii, gdzie pracował pod zmienionym nazwiskiem jako zwykły marynarz i skąd udał się na jakiś czas do Afryki północnej.
Nicea, ta prześliczna kraina jest własnością Królestwa Sardynii. Pierwszym królem Sardynii został w 1164 Barisone II, władca (“sędzia”, wł. giudice) Arborei, jednego z lokalnych państewek istniejących na Sardynii (giudicati). Było to możliwe dzięki poparciu cesarza Fryderyka Barbarossy, który przyznał mu koronę królewską w zamian za obietnicę znacznego corocznego trybutu. Barisone nie wywiązał się jednak z tej obietnicy, Fryderyk Barbarossa już w 1165 przekazał więc formalną zwierzchność nad wyspą arcybiskupom Pizy. Giudicati Sardynii popadły w XIII w. w zależność od Genui i Pizy. Do końca XIII w. Piza opanowała większość terytorium wyspy. W 1297 papież Bonifacy VIII, chcąc dyplomatycznie rozwiązać wywołaną przez nieszpory sycylijskie wojnę Aragonii i Andegawenów, ustanowił Królestwo Sardynii i Korsyki (Regnum Sardiniae et Corsicae), nadając je w lenno władcy Aragonii Jakubowi II i obiecując pomoc przeciw Pizie w uzyskaniu rzeczywistej kontroli nad wyspami w zamian za porzucenie pretensji do Sycylii. Na początku wieku XV Sardynia przeszła razem ze wszystkimi posiadłościami Aragończyków do kastylijskiej dynastii Trastámara, i przez wiele wieków dzieliła losy Aragonii, stając się częścią korony hiszpańskiej. W 1708, w czasie wojny sukcesyjnej hiszpańskiej dostała się pod panowanie austriackie. W 1717 Hiszpania ponownie zajęła Sardynię, a w 1718 należącą do Sabaudii Sycylię – stało się to przyczyną powstania czwórprzymierza Wielkiej Brytanii, Francji, Austrii i Niderlandów przeciw Hiszpanii i wybuchu wojny Hiszpanii z koalicją angielsko-francusko-austriacką. W kończącym tę wojnę traktacie w Hadze król Sabaudii Wiktor Amadeusz II zgodził się oddać Sycylię Austrii w zamian za Sardynię. I tak Królestwo Sardynii, państwo historyczne istniejące już od średniowiecza, od 1720 znalazło się pod rządami dynastii sabaudzkiej, a w 1743 zostało połączone z Księstwem Sabaudii-Piemontu. Na początku XIX wieku Królestwo Sardynii obejmowało Piemont, Ligurię, Sardynię i Sabaudię stanowiąc jedno z najsilniejszych i najzamożniejszych państw na Półwyspie Apenińskim, w latach 60. XIX wieku rozpoczęło proces zjednoczenia Włoch (Risorgimento). Stolicą był piemoncki Turyn. Wielkim osiągnięciem Karola Emanuela III była dokonana w 1770 roku kodyfikacja prawa. Jej autorem był zarówno sam król jak i jego pierwszy minister hrabia Giambattista Lorenzo Bogino (1701-1784). Razem zlikwidowali resztki poddaństwa chłopów i założyli w Turynie Akademię Nauk. Reformy były podejmowane w duchu częściowo Oświecenia a częściowo typowego absolutyzmu klasycznego. Kościół przeciwny był reformom, ponieważ niektóre z nich godziły w jego interesy. Z 309.707 mieszkańców wyspy Sardynia aż 10.108 było duchownymi. Mieli oni liczne przywileje i własne sądownictwo, na co niechętnie patrzyli król Karol i minister Bogino. Gdy w 1796 Napoleon I podbił kontynentalne terytorium Królestwa razem z całymi północno-zachodnimi Włochami, król Karol Emanuel IV schronił się na 15 lat na wyspie Sardynii, nie zajętej przez Napoleona. Siedzibą dworu sabaudzkiego było wtedy Cagliari. W latach 1730-1805 walutą był skud, a potem lir. W 1814 królestwo zostało odnowione i znacznie powiększone, przyłączono do niego tereny Republiki Genueńskiej, zamienione uchwałami Kongresu Wiedeńskiego w księstwo. Królestwo Sardynii miało być państwem buforowym między Francją a Półwyspem Apenińskim, znajdującym się pod wpływami Austrii. W 1831 tron objął bardziej umiarkowanie konserwatywny Karol Albert. Za jego rządów Królestwo Sardynii weszło w okres rewolucji przemysłowej. W czasie Wiosny Ludów (1848) pod wpływem nacisków liberałów, Królestwo Sardynii otrzymało konstytucję. W tym samym roku, również pod wpływem nacisków liberałów, Sardynia wypowiedziała wojnę Austrii, którą pomimo początkowych sukcesów Sardynia przegrała. Jak całe Włochy, Królestwo Sardynii nękane było niestabilnością polityczną i stałymi zmianami rządów. Po krótkiej, ale nieszczęśliwej drugiej wojnie z Austrią, Karol Albert 23 marca 1849 abdykował na rzecz syna, Wiktora Emanuela II. W 1850 powstał liberalny rząd hrabiego Camilla Cavoura, a królestwo Sardynii stało się motorem procesu jednoczenia Włoch. Sardynia wzięła wtedy udział w wojnie krymskiej, w której walczyła razem z Imperium Ottomańskim, Wielką Brytanią i Francją przeciwko Rosji. cdn.

Leave a comment