“Бабы” Antoniego Czechowa

(jest to już piąty fragment przetłumaczonej przeze mnie opowieści Antoniego Czechowa pt. Sierota, proszę nie brać mi za złą monetę przemienionych imion głównych bohaterów, w oryginale opowiadanie nosi tytuł Бабы )
– Suce i sucza śmierć – powiedział Olbrzym.
– Kózkę zawrócili do domu …Myślałem i myślałem, aż wziąłem go do siebie. Dlaczego nie? Choć skazaniec bachor, ale nadal w nim mieszka żywa dusza, ochrzczona; żal (jej). Zrobię go urzędnikiem, a jeżeli własnych dzieci mieć nie będę, to na kupca go wyciągnę. Teraz , jak gdzie jadę, biorę go ze sobą, niech się uczy. Podczas gdy Mateusz Sawicz opowiadał Kózka siedział na kamieniu w pobliżu bramy, i opierając głowę oburącz patrzył w niebo; to znów z dala w ciemnościach kuśtykał zarazem nieco.
– Kózka, idź spać ! – Krzyknął Mateusz Sawicz.
– Tak , to już czas – Olbrzym, wstając ziewnął głośno i dodał : -chcieć żyć tylko podług swojego rozumu, nie słucha się, to zawsze wychodzi inaczej.
Nad podwórzem na niebie płynął już księżyc; szybko biegł w jedną stronę, a chmury pod nim- w drugą; chmury odchodziły na plan dalszy, a księżyc był nieustannie widziany na podwórku. Mateusz Sawicz pomodlił się skierowany w stronę cerkwi i życząc dobrej nocy , położył się na ziemi obok powozu. Kózka także zmówił pacierz, wszedł na wóz i okrył się swoim surdutem; żeby było wygodniej, zrobił dołek w sianie i wygiął się tak, że łokcie dotykały kolana. Z dziedzińca można było zobaczyć jak Olbrzym u siebie na dole zapalił świecę, włożył okulary i stał w kącie z książką. On rozczytywał (w niej) długo i czynił pokłony.
Przyjezdni zasnęli. Afanasjewna i Zofia zbliżyły się do wozu i zaczęły spoglądać na Kózkę.
– Śpi sierotka – powiedziała staruszka. – Chudziutki, cieniutki jak patyk, same kości. Rodzonej matki nie ma, a nakarmić go porządnie nie ma komu.
– Mój Maruszek winien pewnie, dwa lata starszy – powiedziała Zofia. – W fabryce żyje jak w niewoli, bez matki. Mistrz bije (go), jak przypuszczam. Jak spojrzałam włąśnie teraz na tego małego chłopca, przypomniałam sobie Mariuszka – moje serce zamarło (krwią zakrzepło).
Minęła minuta, w ciszy.
– Herbatę, nie pamięta matki – powiedziała kobieta.
– Gdzie tam, (to niemożliwe) żeby spamiętał!
I Zofii z oczu popłynęły wielkie łzy.
– Szczwanym lisem nie zakręcisz … – powiedziała ona łkając i śmiejąc się z czułością i współczuciem . – Mój biedniutki sierota.
Kózka zadrżał i otworzył oczy. On ujrzał przed sobą brzydką, pomarszczoną, zapłakaną twarz, a obok niej inną, twarz staruszki, bezzębną, z ostrym podbródkiem i haczykowatym nosem, a nad nimi bezgraniczne niebo z biegnącymi chmurami i księżycem- i krzyknął z przerażenia. Zofia także krzyknęła; obojgu odpowiedziało echo, i przez duszne powietrze przetoczył się niepokój; poparł (go) stróż z sąsiedztwa, pies zaszczekał. Mateusz Sawicz mruknął coś przez sen i odwrócił się na drugi bok.
Późno w nocy, kiedy już spali i Olbrzym i stara kobieta, i po sąsiedzku stróż nocny, Zofia (Fiodorowa) wyszła z bramy i usiadła na ławce. Było jej duszno, i od łez rozbolała ją głowa. Ulica była szeroka i długa; dwie mile w prawo, i tak samo na lewo, nie widać końca. Księżyc już zniknął z podwórka i stanął za cerkwią. Jedna strona ulicy była skąpana w świetle księżyca, a druga była czarna, znajdowała się w cieniu; długie cienie topoli czereśni ciągnęły się przez całą ulicę i czerń od kościoła, czarna i straszna, kładła się szeroko i zajęła Olbrzymową bramę i połowę domu. Było jakoś pusto i cicho. Z końca ulicy czasami było słychać muzykę, ale ledwo słyszalną; to Alosza grał na swojej harmonijce.
W cieniu koło cerkiewnego płotu ktoś chodził, i nie można było rozróżnić, czy to człowiek czy krowa, albo i nikogo nie było, a jedynie duży ptak szamotał się (szeleścił)w drzewach. Ale to z cienia wyszła jedna postać, zatrzymała się i powiedziała coś męskim głosem, a następnie zniknęła w zaułku niedaleko cerkwi. Nieco później, w dwóch sążniach od bramy pojawiła się kolejna postać; szła prosto z cerkwi na bramę i, kiedy zobaczyła na ławce Zofię zatrzymała się.
– Barbara, czy to ty? – spytała Zofia.
– A nawet, gdyby to ja.
To była Barbara. Stała przez chwilę, a potem podeszła do ławki i usiadła.
– Gdzie byłaś ? – spytała Zofia.
Barbara nic nie powiedziała.
– Czy ty aby nie trudzisz siebie, młoda kobieto, jakim smutkiem – powiedziała Zofia. – Słyszałaś, i ciebie trzeba by jak Maszenkę i nogami i lejcami? Przydało by się tak i tobie… popatrz, to by tego nie było.
– Co ci do tego.. Barbara zaśmiała się w chusteczkę, i powiedziała szeptem:
– Z klechą teraz chodziłam.
– Szwendasz się.
– Aj prawda.
– Grzech ! – szepnęła Zofia.
– A niech sobie będzie.. Czego żałować? Grzech, tak grzech, czy raczej niech grzmot zabije, czym takie życie. Jestem młoda, zdrowa, a mój mąż jest garbus, uprzykrzony (nudny), tęgi (twardy), gorzej (z nim) jak z Olbrzymem przeklętym.
Wśród dziewek żyłam, kęsa nie dojadałam, chodziłam boso i odeszłam od tych złych dryblasów, pokusiłam się na Aloszy bogactwo i wpadłam w niewolę, jak ryba w pułapkę, i byłoby mi łatwiej zasnąć z żmiją jak z tym parszywym Aloszą. A twoje życie? Nie patrzyli w moje oczy.. Twój Fiodor przegnał ciebie z fabryki do ojca, a sam z inną zaczął; chłopca ci skradli i zabrali do niewoli. Pracujesz, że się wyrażę jak koń , i dobrego słowa nie słyszysz.. Lepiej całe swoje życie w dziewkach trudzić, lepiej z klechą srebrne monety nosić, zbierać jałmużnę, lepiej w studnię głową (do przodu wpaść)…
– Grzech ! – Zofia szepnęła ponownie.
– A Niech sobie będzie..
Gdzieś za cerkwią znowu zaśpiewali smutną piosnkę, te same trzy głosy: dwóch tenorów i bas. I znowu nie można było rozróżnić słów.
– Srebne monety (‘monety półciężarne’) – Barbara roześmiała się.
I zaczęła mówić szeptem, jak ona po nocy z klechą chodzi, i to, co on jej mówi, jakich ma przyjaciół, i jak ona z przyjezdnymi urzędnikami i kupcami chodziła. W ślad za smutną piosnką odczuwało się wolne życie, Zofia zaczęła się śmiać, słodko jej było słuchać tego, bo czuła się grzesznicą i strasznie zarazem, zaraz też odczuła (swojską) zazdrość, i było jej przykro, że ona sama nie grzeszyła, kiedy była młody i piękna …
Na cmentarz w starej cerkwi wybiła północ. cdn.

Leave a comment