Modlił się koło Kościoła

Stanisław Barszczak—Tu wszystko jest prawdą—

Niemożność przeżycia samego siebie wiąże się z tajemnicą osobowości.
Dlaczego katolik ma występować z powodu dzieciństwa (enfance), przeciwko temu, co wzbogacało nasze emocje i uczucia!
Byłem dzieckiem w więzach. O tych i innych tematach mówię w tym eseju. „Nie umiem sprawić, aby lekcja ta była przyjemna, jeżeli bowiem jest prawdziwa, to wszyscy znajdujemy się w tak katastrofalnym stanie, że na to schorzenie nie ma już żadnych radykalnych, zdolnych je odwrócić środków”. Kamienie wołać będą. Ulica z bruku. Pewnego dnia byłem z mamą, ale jej nie poznałem, zachowywała się jakby była inną osobą. Nie winię ją za tę postawę, uważam, iż ta godzina, to wypadkowa moich błędnych postaw w życiu uczuciowych z mamą, a także zbytnia troska przyjaciół mamy o jej swobodę. Ograniczenie pojmujemy abstrakcję. Chciałbym zrywać wszelkie maski i otwierać nieustannie na głębokie pokłady ludzkiego człowieczeństwa, zanieś dalekim dniom,
dumny kamień, podźwignięcie się heroicznej Polski, mojej ojczyzny.
Żeby była przyszłej (generacji) w pamięci. Wierzycie we wróżbę, znak? Znacie historię Moby Dicka? ‘Rachel’ uratowała sierotę!
Kiedyś matka uginała się pod cię ciężarem odpowiedzialności za życie wieczne swojego dziecka. Powiedziałbym tutaj, iż mam w sobie piękną przeszłość mojego kościoła nietkniętą, noszę nieustannie odpowiedzialność za mój kościół. Wspomniany Franciszek Mauriac pisał:” Istota nieskończona nie jest na naszą miarę/…/ aby się wybić, zawsze byłem gotów wykorzystać wszystko, nawet łaskę.” Chciałbym, byśmy wspólnie wykrywali i wyjaśniali utajony sens tego, cośmy spostrzegli w kościele naszym jako dzieci, dzisiaj nie tyle wybierać, czy te już być zmuszani do wyboru, lecz byśmy odnaleźli w pamięci żywy las mądrości naszego kościoła i naszej epoki…
Dzieciństwo nasze wydaje nam się mgławicą, której tkliwym, promiennym ośrodkiem jest matka. Dzieciństwo jest istotą życia, bo daje nam do niego klucz. Jest przedłużeniem tych wszystkich nieznanych przeznaczeń, którymi jest oplątany i które mają się w nim dopełnić. Gdybyśmy się zdecydowali opisać nasze życie, każde z tych przeznaczeń winno być wyodrębnione i przestudiowane oddzielnie, i to nie tyle od zewnątrz, co od strony wewnętrznej. Daleki a raczej popychany do dziedzictwa wiejskiego, spędzam wakacje w dzieciństwie u wujka w Przemyskiem. Śpijcie spokojnie! Nie będę opowiadał o sobie, żeby się nie skazać na opowiadanie o was. Nadmienię tylko, że próbowałem dać świadectwo o moim dzieciństwie już w kilkunastu tekstach, np. w Hortensjuszu i Historii żółtej ciżemki. Drogi Czytelnik mógłby je odnaleźć. Osobiście nie potrzebowałem żadnych wydarzeń historycznych do rezygnacji z rzeczywistości. Pragnąłem tę rzeczywistość (przed-Solidarnościową), jaką znałem, zmienić i stworzyć na nowo.
Moje najdawniejsze wspomnienie zachowałem z okresu, gdy miałem trzy lata. Ponieważ ojca nie pamiętałem, nie żył z mamą, ta ostatnia opowiadała mi potem, jakie to ciężkie warunki miała, by mnie wychować, dlatego wówczas mogłem wybrać innych rodziców. Stało się inaczej, zostałem przy matce.
Ale Ząbkowice, to miasteczko wiąże się tez z moją teraźniejszością. Stanowi składnik mojego dzisiejszego ja.. W Ząbkowicach odznaczony pisarz zajmuje więcej miejsca niż młodzieniec, który niegdyś na tej samej ławce przed wysokim frontonem Szkoły im. Feliksa Dzierżyńskiego w piękny czerwcowy dzień spoglądał przez ciemniejszą szybkę ku skrywanemu przez księżyc Słońcu. To prawda, nie można spoglądać w twarz ani słońcu, ani śmierci- ani samemu sobie. Tu w Ząbkowicach przecież maszerowali chłopcy, robotnicy szli do gospody.

Ale zaledwie minąłem autostradę i skręciłem na drogę do Ząbkowic, znajduję się w świecie zupełnie odmiennym, który był niegdyś moim światem, ale nim już nie jest. Dziś kiedy przechodzę tędy zaledwie sporadycznie jest tutaj ktoś obecny. Zapuszczam się wtedy w gąszcz zaczarowanego lasu. Czy grożą mi w nim jakieś niebezpieczeństwa? Skąd to mona wiedzieć? Ten las mnie nie zna i ja go nie znam.
Kiedy zdobywam się na odwagę dalszej jeszcze wyprawy, na Sikorkę, i wchodzę do odmiennie ‘urządzonego’ już dziś parku, w którym spędzałem uczniowskie wakacje, nie odczuwam lęku, że spadnie na mnie jakieś przekleństwo. Wiele parkowych sosen już dawno umarło, a pozostałe przy życiu nadal wymierają.. Ale te, które jeszcze żyją, znają mnie dobrze. Pod drugiej stronie kościoła, bliżej miejsca, gdzie stał Dom Rodziny Nanuś, ostał się kasztan, który adorowany przez nas w dzieciństwie pamięta jeszcze ciepło mojej dłoni, moich warg, moich policzków z czasów, pamiętasz „kryłem się w twoim cieniu i opłakiwałem cichutko miłość bezpowrotnie utraconą…” Chciałbym jeszcze dziś chodzić koło niego, by po wielekroć móc wyczuć pod palcami jego tkaninę z kwiatów i kory.
Rozmyślam o tym, że gdybym spróbował odnaleźć miejsca, gdzie jako młody chłopiec zanosiłem nie tylko koty na stawy, ale gdzie w oczekiwaniu powrotu mamy z fabryki, spędzaliśmy długie godziny, to nie zdołałbym ich wszystkich rozpoznać. Prawdopodobnie młode sosny pną się bezładnie w górę tam, gdzie czcigodne dęby, które przyglądały się może niegdyś wędrówkom stad moich pasterzy, osłaniały cieniem nasz szałas.
Jak się cieszyłem, że dom nasz w Ząbkowicach zaopatrzony był w przylegające do jego czterech kątów pomieszczenia na suszenie bielizny. Każdy lokator posiadał klucz do swego strychu. To był inny świat… Pewnego poranka odwiedziły nas dwie bardzo urodziwe młode panny z krainy dzieciństwa mojej mamy, także jej brat. Panny te, przybyły z ojczyzny Jowisza i jak gdyby przynależąc do jego dworu, będąc z jednego o nim mitu, opowiadały mi pierwsze światowe opowieści, które wysłuchiwałem, jakby zaczarowane czy też zaczerpnięte spoza mojego podwórka- bardzo to przeżyłem, i żyję nadal swymi snami sprzed laty. W świecie, gdzie niemal zupełnie zatarła się granica między dobrem a złem, brat mamy, ‘biedaczyna’ z Huciska, posiadł większą niż ktokolwiek spośród nas wiedzę o tym, co nie tyle jest grzechem, lecz złem.

Pozwalam tu sobie na pewne rzeczy bez skrupułów. W Ząbkowicach żył tam chłopiec o oczach modro dziecięcych, jak w upalne południe lipca nieba błękit. Potrzebował wiekuistego domu nieustannie, był on i matka. Nigdy nie oswoiłem się z nieszczęściem, że nie znałem mego ojca. Mama, tutaj Opatrzność odwdzięczyła mi się po wielekroć, kochała świat i była zawsze ze mną, więc odziedziczyłem tę miłość. Osobiście przyznam, że w szkole pomimo utartej powszechnie opinii i pokazywaniem przez Wychowawczynię na mnie, jako na wzór ucznia,
nie byłem dobrym uczniem- reprezentowałem niezdolność do życia z dala od tego, co kochałem. I tak na przykład służyłem do Mszy świętych na trzech nabożeństwach w niedziele, nie uświadamiając sobie nigdy do końca miłości Mszy świętej z czasu pierwszej komunii. Jak powiedziałem gdzieś, w dzieciństwie zdarzało się, że uwielbiana matka spędzała czas zajęta pracą w fabryce, a mnie oddawała na kolonie. Straszne tygodnie. Bardzo tęskniłem za mamą. Ona odwdzięczała mi się ciągle przynosząc z Huty Szkła Gospodarczego piękne szkło dekoracyjne i codziennego użytku. Jakby kształtowała także w ten sposób mój talent wykrywania niedostępnych i wiecznych motywów naszych poczynań. W szkle zaczarowane były, jak wierzę, stany naszych uczuć i sumień. Stąd i dziś zakochany jestem w pięknie. I dziś widzę Polskę wielką, również pod okiem barbarzyńców… Poza tym był „łagodny” kapłan w Ząbkowicach, powszechnie uznany za świętego Ksiądz Proboszcz E. Liszka. To tutaj także odbywałem wieczne „wakacje”, w lecie z kolegami przedzieraliśmy się przez nasz las „na strugę”, do „zaczarowanego źródła”, w kierunku „Basiuli”. To była wędrówka serca, które w dążeniu do Boga obrało najdłuższą drogę. Poeta ujrzy tu, czego inni nie dostrzegają: samotność, milczenie, „nieporównywalna czystość lazuru” długi czas nie pozwalają mu sięgnąć w zaświaty. Nie było wówczas przypadkowości. Dzisiaj ja, niczym biedny szejk mogę zatracić poczucie zasadniczej prawdy, że w każdym z nas istnieje coś, co nie jest tematem twórczości artystycznej i nie zostało nam dane jako przedmiot eksploatacji. Nadto o miasteczku, w którym spędziliśmy dzieciństwo i wiek młodzieńczy, nie powinniśmy wydawać sądu, ponieważ jest z nami zawsze, stanowimy z nim jedną całość, nosimy je w sobie. Historia Ząbkowic (obecnie dzielnicy Dąbrowy Górniczej) jest historią mego ciała i mojej duszy.

Zdaję sobie jednak sprawę, że smutek mego dzieciństwa nie polegał na złudzeniu, lecz wiązał się z głębokim poczuciem mojej słabości. Tak wiec „znów słońca blask wyprzedziłem, nim objął wzgórza dalekie.” Nie mogłem wówczas przewidzieć, że będę w pewnej mierze obdarzony zdolnościami literackimi, i że staną się one później łodzią ratunkową, która mnie przygarnie.

Coraz częściej ujawniam najsmutniejsze ze swych postępków, nie wątpię, że odwagą pozyskam niekiedy rozmówców. A nawet będą chwalili tę odwagę, pokorę; znajdą tysiące powodów, by udzielić mi rozgrzeszenia… A teraz jeszcze śladami dziecka jakim byłem, pójdę dalej nieco, przez betonowy korytarz Niższego Seminarium w Częstochowie, gdzie igrałem z maleńkimi wzorcami przyszłych namiętności. Nie zapomnę nigdy naszego rozsłonecznionego okna na antresoli klatki schodowej, przez które wpadała południowa jasność mocnego słońca. Teraz tam wybudowano piękny budynek z aulą i salą gimnastyczną, przylegający do starego gmachu. Spotykam jeszcze na korytarzach moich profesorów. Jakkolwiek tam śpiewaliśmy sobie, nigdy nie usłyszałem pieśni, którą jak rozumiem, żyły poprzednie generacje: „O mój Jezu, niebiańskiego uniesienia, zechciej użyczyć mi płomienia.”
Dzisiaj tam uczniowie dostają ‘zera’. Ale tam również wręczają nagrody, ja muszę pogodzić się ze smutnym faktem: nigdy nie wezmę udziału w podobnym święcie. Ale to Seminarium (Katolickie Liceum Ogólnokształcące) pozostanie własnym moim skarbem, i nikt mi go nie odbierze. Tam był Syjon, Syjon! Naród wybrany, święta ziemia, w którą bezwiednie głęboko zapuściłem korzenie. Kochał nas w wieku niewinności, znając wszystkie przyszłe występki.

Pewnego dnia zapragnąłem odpowiedzieć na apel naszego polonisty.
Chciałem pisać o nieśmiertelnych. Wszak twarze kilku naszych kolegów trawił płomień. Ileż poetów i powieściopisarzy odkryłem wówczas w miejskim sklepie księgarza. Moje życie odtąd, to historia drogi pod prąd. Usiłuję brnąć pod prąd zabagnionej egzystencji, by dojść do jej czystego źródła.

Bywałem następnie kapelanem w Krakowie u Ojców Bonifratrów, sławnych ‘Szpitalników’ i Aptekarzy w mojej ojczyźnie. Utrzymuję wciąż z nimi bardzo dobre stosunki. Po latach przybywam do nich, jak Ulisses do rodzinnej Itaki. Tam bowiem zacząłem pojmować czym jest Polska, moja ojczyzna. Tutaj trzymałem się mocno w siodle, stąd przedsiębrałem moją pierwszą podróż ‘na zaproszenie’ do Salzburga w Austrii, nie przestawałem też modlić się: „O mój Boże, jeżeli muszę zapłacić za to szczęście, niechaj ceną nie będzie życie ukochanych!…”
Kontynuowałem cudowną znajomość z księdzem Profesorem Józefem Tischnerem. Do końca mojego życia nie zapomnę jego dwóch lekcji: jedną przeżywałem na jego Seminarium z filozofii człowieka, a drugą- w trakcie jego wtorkowego wykładu dla wszystkich w Collegium Novum w pięknym Krakowie. Po jego śmierci, następnie po śmierci Papieża Wojtyły, a szczególnie po zaśnięciu na wieki Matki, to w Polsce, mojej ojczyźnie, kształtowała się nieudolnie osobowość istoty pozbawionej przyjaźni, miłości, kierownictwa czy jakiejkolwiek rady. Tutaj nabieramy niewłaściwych nawyków, które musimy zachować aż do końca. Nie przeczę, że dziś jeszcze moje wnętrze jest puste czasami, jak kościół w Bordeaux, pomimo moich licznych odwiedzin współczesnego świata. Ale to właśnie w Ząbkowicach, miasteczku dzieciństwa, ktoś przewidywał moje życie, tutaj pozostaje zaklętym kierownictwo i przewidywanie moich „wewnętrznych Ząbkowic”. Bo tu się wszystko zaczęło. Tu gospodarka ojczyzny „gwałciła” prowincję przed laty, w puszczy przylegającej do Ząbkowic wybudowano Hutę Katowice- to obraz z lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Ale te strony nie mają nawet teraz surowego oblicza, mimo prowadzonych tam robót kanalizacyjnych.
Bez salonów byliśmy zdani na faryzeizm prowincji.

Pozwalam sobie na pewne rzeczy bez skrupułów. Nie wątpię, że wielkość narodu jest przemijająca. Potrzebuję wiekuistego domu nieustannie. Nigdy nie oswoiłem
się z nieszczęściem, że nie znałem mego ojca. Ale za to Mama kochała świat i była zawsze ze mną, a ja odziedziczyłem tę miłość.

Chciałbym uderzyć we właściwą nutę. Marzę więc, byście odnaleźli swego Boga. Od 30 roku życia jakbym się cofnął w mojej biografii.
Moje nowe wspomnienia zachowałem z okresu 1993-1999. Sala bilardowa, kawiarnia, piwiarnia towarzyszą mi w nowych opowiastkach o Ząbkowicach. Pojawiają się jednak nowe refleksje. Z moich skromnych prób wysunięcia się do przodu nic nie pozostało, wszyscy mnie wyprzedzają.
Skazany na ciągłe uczestniczenie we Mszy świętej w charakterze nacjonalisty, zapragnąłem widzieć Rzym, gdzie mieszkał papież. I tak zaczęła się w moim życiu nowa przygoda, podróże zagraniczne do Polaków, rozsianych po całym świecie. Jakkolwiek nie doszedłem do tego w Koloseum, by ucałować krzyż.
Odwiedziłem kiedyś Edynburg w Szkocji. Dzisiaj nikt nie powie, że Szkocja, to dżungla z potężnymi dzikimi bestiami. Ale ja osobiście spacerowałem tam, choć jeszcze bez namiętności jutra.
Dzisiaj jestem pełen namiętności, tulę się do ciebie matko w niebie w uścisku już pełnym namiętności. Mama mimo jej samotności zawsze delikatnie zamykała drzwi. Mniemam, że teraz w niebie nie przestaje to czynić.
W Tuluzie we Francji odkrywałem skrywany gdzieindziej szacunek dla siebie. Na antypodach wpatrywałem się w Szerokie bulwary Buenos Aires. Odkrywałem kolejne teraźniejsze miejsca zbawienia mej duszy, pewnego dnia ujrzałem więc Marrakesz w Maroku. Otóż na wszystkich targowiskach świata, (także Elmaja Achna) już poszukiwałem postawy i doktryn: tu każda arogancka mina, tam subtelny uśmiech, a każda odmienność ciała lub ducha, przyprawiona aromatami muzułmańskiej Afryki, budziły i teraz w moim sercu wzruszenie.
Nawiedziłem Indie- tam wychudłem… , co więcej nieustannie toczę jeszcze walkę z własnym sercem.
Odwiedziłem ostatnio Gruzję z dostępnym morzem Czarnym. Bo to tam toczy się obecnie realna walka między dobrem a złem. Leciałem z zdaniem zaczerpniętym skądinąd: „A ty, który zostałeś mi odebrany, ale nie przez wojnę, ty umarłeś w czasach, gdy nikogo nie skazywano na śmierć za ukończenie lat dwudziestu. Twoja śmierć nie zburzyła świata, w którym przebywam. I jeszcze dzisiaj na gliniastej ścieżce zachował się ślad twoich sandałów.”(F. Mauriac) Matki głos, ona towarzyszy mi po dziś dzień, nawet obecnie podczas spacerów nad Morzem Czarnym. Wpatrując się w czarny piasek i lekko kołyszące się fale morskie wspomniałem na pewną katechezę sprzed lat, gdy miałem katechezę dla młodzieży o niewieście, którą przyprowadzili do Jezusa. Ta kobieta zaznała jego miłosierdzia. Pan Jezus szczęśliwie nas dzieli. „Choćby twoje grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją.” Choćby były tak liczne jak ziarnka piasku zostaną Ci wybaczone. I przed nami jeszcze jedno wspaniałe spojrzenie na czarne ziarnka piasku nad morzem. Dokoła szumiało Morze Czarne. Zaraz powstałem, by iść dalej.
Odwiedziłem w Kutaisi dom Księży Kacpra Bertoniego … założyciela Zgromadzenia Najświętszych Stygmatów Pana Naszego Jezusa Chrystusa.. Podczas mojej podróży zawitałem w Gelati, miejscowości rzeczywiście z gliniastą ścieżką prowadzącą do klasztoru na górze, w którym są groby pierwszych królów Gruzji z XII stulecia. Strzały na Majdanie w Kijowie zabiły wszystko, co kochałem. Losy oddzieliły nas. Bogate życie indywidualne zdławione, pozbawione wyrazu i możliwości rozwoju. Może tutaj przesadziłem w ocenie rzeczywistości naszego świata. Ale pokazała się biblijna otchłań- bo my egoistyczni. Ale mamy być świadomi siebie- to prawdziwe chrześcijaństwo.. Ale wszelka miłość (jest)- gdy ona pozostaje z wielkim szczęściem nie rozdzielnie złączona.
Mark Twain napisał: trzeba odejść od tradycyjnej wiary i rozdać nową, która by przysposabiała ku rozwojowi współczesnej cywilizacji.
Duchowe skostnienia religii niepotrzebne człowiekowi. Albowiem religijna praktyka przypomina akcje „niegramotnego konowała”.
U Marka Twaina w krytyce religii jest i krytyka społeczna i krytyka społeczeństwa, taki jest ‘istinnyj zawiet’- testament wewnętrzny pisarza. Krytyka powinna obrócić się przeciw wszelkiej monarchii, refleksja Twaina jest wszelką zapowiedzią rewolucji przeciw Cerkwi i Gospodarstwu-Państwu. Zachęciłbym do przejęcia się tymi wskazaniami Twaina współczesnych duchownych. Kościół musi się odnawiać nieustannie. Trzeba mu odnowy, równie spotkań w gronie fachowców, aby nie uronić nic z łaski losu współczesnej epoki. „Być kochanym, to zadawać ból,” napisał Franciszek Mauriac. Jeśli nie podejmiemy wyzwań naszej epoki, to sytuacja kościoła, jego liturgii, wreszcie ‘umowa społeczna’ obróci się przeciwko nam. Historia Ząbkowic jest historią mego ciała i mojej duszy. Niech wiec Kościół Katolicki mojej ojczyzny będzie piękny, niech dalej służy temu, co nie przemija.

Leave a comment