Portrety i anegdoty

Sacha Guitry przeprowadza wywiad z Georges Clemenceau, francuskim mężem stanu (fragmenty książki S. Guitry pt. Cinquante ans d’occupations, Presses de la Cite , Manchecourt 1993) tłum. z franc. Stanisław Barszczak

I
Wpierw nim go poznałem, już go kochałem. To Mirabeau i Monet, którzy sprawili, ze go pokochałem- lecz dopiero jego przeciwnicy związali mnie z nim na zawsze…
Zadzwoniłem był do niego tym razem o drugiej po południu, żeby umówić się z nim na spotkanie. A on odpowiedział mi, że czekałby na mnie choćby cały dzień, że mogę przybywać do niego o każdej godzinie. Chciałem poradzić się go w kwestii Historii Francji, którą pisałem dla Teatru Pigalle.
Szambelan wpuścił mnie do biura Clemenceau, to jest do jego ponurego pokoiku, trzy na cztery metry, którego okno wychodzi na mały ogródek. Mnóstwo książek w tym pokoiku dokoła, na ścianach liczne fotografie, są posągi greckie. Jego biurko jest w kształcie podkowy. Nie ma fotelu, jest krzesło, ale są trzy wygodne fotele, które oczekują przyszłych gości. Jedyny obraz: Don Quichotte i Sancho Pansa autorstwa Daumiera.
Wchodzi, serdeczny, nawet życzliwy, nadzwyczaj swobodny. Nosi obcy mały kapelusz i sławne szare rękawiczki, które nie zostawia nigdy. Jego cera jest bardzo żółta, ale to nie jest cera kogoś, kto jest chory. Ma wygląd trochę wschodni. Zresztą jego wąsy i włosy nie są jeszcze białe, Mówię ‘jeszcze’ jak gdyby on mógł się jeszcze postarzeć. Sprawia wrażenie bynajmniej kogoś, kto już się nie zestarzeje, podobny raczej do mumii, jak do starca. Choć ma osiemdziesiąt sześć lat.
On mówi mi zaraz od drzwi:
-Bardzo mi przykro, bardzo żałuję, że nie mogłem pójść zobaczyć sztuki Mariette. Swoją drogą, nic nie słyszę z daleka. Słyszę jeszcze dobrze muzykę, ale słowa w teatrze, te nie dochodzą do mnie wyraźnie.
Ja wtedy opowiadam mu o dwu kawałkach mojej sztuki, które go dotyczą. Pierwszy i ostatni. O pierwszym, wygląda na to, że on nie bardzo dobrze rozumie, co starałem się tutaj osiągnąć, ale jak tylko opowiadam mu drugi tekst, on w mig rozumie pierwszy, i teraz oba aprobuje. Mówi mi, że jest bardzo rozpieszczany. Mówi mi o tym krótko i tak przyjemnie, ze mam wrażenie, iż to jest prawda.
Potem zabieramy się do obmawiania długo Moneta i jego książki, która dopiero co się ukazała w wydawnictwie Nimfy. On mówi wybornie o Monecie, podobnie jak mówił o Mirabeau, z wielkim szacunkiem-bez żadnego przymilania się.
Clemenceau wie bardzo dobrze, że może się być najbliższym przyjacielem Moneta bez znajomości jego myśli. Ale należało brać to jak było, należało liczyć się z wiedzą, z jaką ten was kochał. A to, co należało się odrzucić w poznawaniu, to była opinia, jaką miał o was. Bo są rzeczy, o których Monet nigdy nie mówił. I tak, jak on nigdy nie rozpowiadał o nich nikomu, tak jednak przywiązywał ogromną wagę do tej opinii i dokładał starań, aby ta ostania zasługiwała na jego szacunek.
Rozmowa w pewnej chwili nie kleiła się, pytam go o wielkie daty jego życia. On mi mówi nagle o wojnie. Oto te właśnie godziny, wydają mi się, że one zatarły wszystkie inne. Mówi o Zawieszeniu Broni.
-Gdzie Pan znajdował się w momencie otrzymania informacji, że Niemcy domagają się zawieszenia broni?
-W moim biurze, w ministerstwie Wojny.
-Jak Pan to przyjął? Ustnie?
-Nie, przez depeszę.
-Co Pan mówił?
-Nic.
-Co Pan zrobił?
Patrzy na mnie. Waha się- po czym robi mi honor jedynego zaufania:
-Włożyłem moją głowę w ręce… o tak… i zapłakałem.
I pewnie zapłakałby raz jeszcze, ale jakaś myśl gwałtowana przewierci teraz jego usposobienie. I wychodzi na dziesięć minut… Następnie mówi znów o tamtych dniach. Poczym się uspokaja. Podejmuje to raz jeszcze.
-Mówił Pan o datach… dobrze! Niech Pan wie, że istnieje historyczne spotkanie, którego nigdy nie zapomnę: to dzień w którym zdecydowawszy o jedności rozkazu przyszedłem, by znaleźć Petaina z Fochem. Petain był godny podziwu ..
On mi powiedział: ” Zrobię wszystko, co chcesz , ale pozwól mi stać na czele korpusu wojska, żebym mógł przynajmniej umrzeć dla mojego kraju.”
Chwilę później , bez żadnego przejścia , powiedział mi o jego obrzydzeniu odnośnie tego, co się stało z Ligą Narodów. I krzyczy coś…
Czy możecie sobie wyobrazić, że Clemenceau wolał, żeby prowadził tę kwestię Stresemann, zaś on nie pragnął tej sytuacji wspierać!

II
O kolejnym spotkaniu marzyłem długo wcześniej. Rozmawialiśmy jeszcze raz o tych samych rzeczach: o wojnie, o Monet i mojej sztuce. Ma niesamowitą uprzejmość i pragnienie zainteresowania się tym, co tu już staram się opisać; będąc dobrej wiary, podjąłem możliwość domagania się kilku wyjaśnień odnośnie jego wizyty w Dzień Zawieszenia Broni u Moneta. Właśnie na tym spotkaniu, na tej scenie, zamierzam zakończyć Historię Francji.
Monet powiedział mi coś , ale chciałem usłyszeć to z jego ust.
Powiedział mi :
– Oh ! to proste, to było tak. Przyszedłem do Moneta . On był w trakcie pracy naturalnie . Od czasu do czasu robiłem w jego pracowni unik do przodu, i nic nie mówiąc nikomu, chciałem spędzić godzinę ot tak, u niego właśnie … bez gadania o wojnie. Poszedłem tam, aby odpocząć . Rozmawiałem z nim na temat jego malarstwa . Mówił o swoich kwiatach . Ale tego dnia, kiedy wołałem do niego z daleka , on zrozumiał z mojego głosu, że coś się stało. Nie mówiąc do mnie dzień dobry, powiedział mi: ” Co ? ” A ja krzyknąłem do niego : ” To koniec ! ” I padliśmy sobie w ramiona.
– A potem ?
– To wszystko. Cóż … hm …kilka słów . Pamiętam , że powiedziałem mu , że jestem bardzo zadowolony, że on jest francuzem !
-A czy to nie było w tym momencie właśnie, gdy Pan krzyczał do siebie śmiejąc się : ” Co będziemy teraz robić? ”
-Ach ! Tak, to prawda … i wiecie co mi odpowiedział ?
– Nie .
-Odpowiedział mi: „ Cóż, będzie musiał zająć się natychmiast pomnikiem Cezanne’a.”
Odtworzyłem tę scenę , dokładnie, słowo w słowo, w mojej sztuce , i pewnie dlatego niektórzy krytycy wypytywują się potem, jaka idea mogła mi towarzyszyć przy pisaniu dialogu tak mało prawdopodobnego!
Zapytałem go chwilę później, których z królów Francji ma ulubionych. Odpowiedział mi:
– żadnego.
– Nawet Henryka IV ?
-Ten jeszcze mniej od innych. Wszystkie nasze kłopoty pochodzą od niego.
Jeśli on by się wtedy nie nawrócił, to byłaby we Francji zawsze mniejszość protestancka, która stale przywracałaby równowagę.
I zapytałem go nagle czy nigdy nie był w swym życiu monarchistą. Aż podskoczył:
– Monarchistą ! Monarchistą ! Nie, jaki pomysł pytania się czy jestem monarchistą !
Skoczył jeszcze raz , ale nie brałem mu to za złe. Gdybym nie był pewny jego uczuć do mnie, nie pozwoliłbym sobie zadać mu zadać tego barokowego pytania. To zostało podjęte jako wesoła wściekłość, zresztą rozkoszna- i śmiał się powtarzając słowo “monarchistą , monarchistą!”
Ale nagle przestał się śmiać , uderzył ręką o biurko , spojrzał mi w twarz , (powiedział) niskim głosem :
-Nie, mówi mi, nigdy nim nie byłem … ale gdybym miał być, to właśnie teraz nim byłbym !
Potem dał mi fotografię, którą odłożył był właśnie dla mnie. Powiedział mi, że została zrobiona w czasie, gdy był ranny przez Cottina, który starał się go zabić na początku 1918 roku, wystrzeliwując w jego plecy trzy kule z rewolweru. Rozmawialiśmy o tym . Zapytałem go, czy widział go dzień po zamachu. On mi odpowiedział :
-Nie, ale widziałem go dzień przed zamachem. Tak ,dzień wcześniej, zauważyłem go . Czekał na mnie przed drzwiami i zauważyłem , że miał śmieszną minę . Został skazany na śmierć , a ja sprawiłem złagodzenie jego kary do dziesięciu lat więzienia . I naprawdę nie mogłem zrobić więcej . To nigdy nie było korzystne. Jego matka przychodziła do mnie i błagała mnie o uczynienie jej łaski wylewając łzy, pod pretekstem, że Cottin miał siostrę , która kochała go nad życie! Odpowiadałem jej, ze ja również miałem siostrę, która kochała mnie bardzo. Od tego czasu ona mogła przyjść, aby mnie zobaczyć, za to on nigdy nie przyszedł .
Dodał :
– Poza tym, on nie był w pełni odpowiedzialny, uczyniliśmy taki o nim sąd.
Dodał ponadto :
I to był Pan Rene Renoult, który mu przebaczył ! Pan Rene Renoult który zajął moje miejsce w Senacie … i który przebaczył mu , nawet nie informując mnie o tym , od kiedy był ministrem ! I właśnie wczoraj Pan Renoult uczynił mi wzmiankę, że byłby szczęśliwy widząc mnie, bo on mnie lubi . Powiedziałem mu, żeby on w związku z tym wyciszył się.
Clemenceau zechciał prosić mnie, żebym przybył zobaczyć się z nim wkrótce- ponieważ istnieje legenda o nim, jakoby kochał przedstawianie go jako gbura domu , a czasem nawet gorzej . Ale ci, których on honorował przyjaźnią, nie powinni przegapić żadnej okazji , aby powiedzieć, jak ten grubiański człowiek był uprzejmy, i ile wkładał troski w rodzenie pozytywnego o nim sądu, i na ile on był rozsądny .
Kiedy już się podniosłem, powiedział mi o swoim pięknym obrazie Daumiera.
– To jest dar, który dał mi mój personel w dniu Zawieszenia Broni. Przekazuję go do Luwru.
– Jest godny podziwu.
– Godny podziwu, tak … niech Pan spojrzy na ten młyn, jak się zdaje, on nie ma skrzydeł?… A właśnie! On je ma… tylko czy Pan wie dlaczego ich nie widzimy?… Ponieważ one się kręcą, wirują dokoła, są w trakcie obracania się!

III

Kiedy dowiedziałem się z gazet , że jest trochę lepiej , że wszelkie niebezpieczeństwo wydawało się zażegnane, poszedłem podjąć o nim nowiny. Szambelan ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, mówi mi, ze on przed chwilą wyszedł, by ostrzec Prezydenta, którym byłem ja. Poczyniłem mu uwagę, że nie przyszedłem z zamiarem bycia przyjętym, ale skoro on nalegał, to ośmieliłem się tak zrobić. Chwilę później Clemenceau przyjął mnie w swojej sypialni . Był ubrany , obuty , w rękawiczkach, i miał dziwny kapelusz na głowie . Siedząc w dużym fotelu przysłoniętym pokrowcem , wydawał się senny . Ale jak tylko usłyszał , że jestem, otworzył oczy i uścisnął mi dłoń . Nie zmienił się wcale, od czasu kiedy go widziałem . Jego oddech , jednak że, wydał mi się bardzo krótki. (ciąg dalszy nastąpi)

Leave a comment