Stanisław Barszczak, Moje powroty do Polski,
Jestem niemożliwie zakochanym… Państwo wiedzą już o tym. Ale kaprys mój się spełnił, zaproszony zostałem na waszą uroczystość. Ja uważam, że przez trzy kwadranse nie będziecie samotni. Inaczej mówiąc życie jest krótkie albo długie, ważne w jaki sposób je przeżywamy… To może jestem głęboko niezadowolony, ale ludziom wolno się opisać. Oto ja jestem kolosem, stąd muszę być dorosłym i zawrzeć to moje uniwersum w ziarenku nieskończonego miłosierdzia Boga. Ufność, pewność, przeświadczenie, mamy Jezusa, ale go nie posiadamy, a tylko patrzymy na ten sam ogień… Słuchaj Izraelu, z pokorą, ze zrozumieniem, z pragnieniem wprowadzenia słów Boga w życie. Jedyny Bóg , miłość Boga: będziesz miłował Boga z całego serca swego, z całej duszy… Nasze moce są odpowiedzią na tę miłość Boga. Bóg pierwszy ukochał nas. Czy biją dwa serca w twojej piersi? Z sercem podzielonym poprzez choroby, słabości idźmy do Boga. Mamy bowiem pewność, że Bóg kocha, nie porzuca nas, zawsze obecny, powinniśmy zrozumieć to słowo najlepszego ojca. Ewangelia mówi, że jedyny skarb, skała, to jest nasz Bóg… Odpowiadamy Bogu. Bo jesteśmy powołani, ale wewnątrz nas jesteśmy chorzy, mamy nasze interesy. Bóg kocha szczególnie grzesznika, i te osoby, które są w drodze. Jeśli jeden mnie kocha, będzie zachowywał moje słowa. Bóg kocha, bo jest ojcem. I kocha nas jak synów wybranych. Głupia rzecz, nasze interesy. Jezus dał się dla nas, ukazał się Ojcu Pio płaczący. Mamy odpowiadać całym sercem na jego ofiarę. To przykazanie Pana. Mam przed oczami straszną scenę, niewinną… Kościół zniszczony obecnie bardziej niż kiedykolwiek… Przez nasze ‘ja’, propagandę sukcesu, że człowiek może zrobić, co chce. A tym samym tworzymy świat niemożliwy. Rozszerzanie moralnej wyobraźni, to dawno już rozgłaszał prezydent B. Obama, rozwijając moralność amerykańskiego raju na ziemi. Mamy uznać przeciwnika, gdy jesteśmy z nim jeszcze w drodze, znaczy mamy znać go, a nie drogą okrężną obchodzić go. Ojcze nieskończonej miłości przyjmij naszą modlitwę… Łączy nas miłość Jezusa Chrystusa, która objawiła się w pełni w Miłosierdziu Bożym. Ks. Bp. już powiedział: “Każdy z nas póki żyje ma jakieś sprawy, które z Panem Bogiem powinien załatwić. I dzisiaj jest taka wyjątkowa okazja związana z wielkimi obietnicami Bożymi. Cieszę się ogromnie, że wspólnie razem możemy to nawiedzenie Jezusa Miłosiernego wśród was tą Mszą Świętą rozpocząć”… To, co tutaj przedstawiłem, i jak uczestniczyłem w tym misterium męki, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa Pana- to jest ‘moje’ po drugiej strony rzeczy. (jenseit der Liebe). Przedstawiłem wam mój przypadek… Modlę się, by wszystko to nie poszło na marne… mam na myśli nowy jeden system, policzalność żywota ludzi, zdolność nasza, ideologia wiary, trzy źródła miłości o których pisała święta Faustyna. By iść za swoimi marzeniami, musimy znać dwa języki: społeczny i wewnętrzny… młody człowieku, moja mama przeżyła wojny, jakich świat nie widział. Nabożeństwo miłosierdzia z wnętrzności moich, mawiała święta siostra Faustyna Kowalska. “Ty sam zechciałeś ukazać się św. Faustynie jako miłosierny Zbawiciel, który idzie ku nam z darem błogosławieństwa i rozlewa na nas zdroje łask. Dziś wspólnie wpatrujemy się w ten święty wizerunek. Widzimy, że kierujesz swoje kroki ku nam, że przynosisz nam dary, których potrzebujemy i oczekujesz od nas przede wszystkim zaufania. Chcemy Ci to zaufanie ofiarować. Witamy Cię słowami, które płyną z głębi serca: Jezu ufam Tobie” “Pragniemy, miłosierny Jezu, aby święty czas nawiedzenia, który rozpoczynamy w naszej wspólnocie parafialnej, był czasem radosnego otwarcia serc dla Ciebie”. „Przybywasz do nas, Panie, w świętym obrazie Twojego Miłosierdzia, aby obficie udzielić nam łask ze skarbca Miłosierdzia Twego. Zanurz nas w promieniach Twojej łaski i błogosław nam, rozpal w nas ogień miłości miłosiernej, która odnowi nasze serca i odnowi duchowe oblicze całej naszej wspólnoty parafialnej. Dopomóż nam Panie, aby nasze serca kształtowały się na wzór miłosiernego serca Twego, byśmy byli bardziej wrażliwi na potrzeby, cierpienia i samotność drugiego człowieka” „Okazując nam swoje miłosierdzie pozwalasz byśmy i my byli miłosierni dzieląc się tym, co sami darmo otrzymaliśmy. Są jednak i tacy, którzy mimo zaproszenia nie korzystają z łaski, jaką ofiarujesz im w swym błogosławieństwie. Dlatego kierujesz do nich następujące słowa zachęty „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. W jaki sposób? Właśnie błogosławiąc trud i znój dnia powszedniego”… „Witam Cię oddając cześć Twoim świętym relikwiom błogosławiony Janie Pawle II, Apostole Bożego Miłosierdzia. Żyjesz w naszych sercach, więc mów do nas, jak mówiłeś w latach Twojego wielkiego pontyfikatu, a zwłaszcza w czasie Twoich pielgrzymek do Ojczyzny. Podnoś na duchu, wskazuj na prawdziwe wartości, upominaj gdy błądzimy, wzywaj do przemiany naszych serc, szacunku dla życia, powrotu do Boga, do odnowy duchowej i przebudzenia naszej Ojczyzny”… Stałem bynajmniej tutaj z wami. I to możecie nie wiedzieć, jestem proletariackim skrybą, a moje pamiętniki napisane zostały takie złe. Chrześcijanie, katolicy jeszcze nigdy nie czytali czegoś napisanego w ten sposób. Nie wiem czy mam zachęcać do lektury. Pisarz nie powinien być podmiotem, (subject only), ale obserwatorem świata, bo wiem że nie przystał na separację z światem. Wolność nie jest absolutem, jest walką (war). To życie nie jest walką, ale za to kompanią, kongregacją, jak trupa teatralna. Wydaje mi się, że przed laty mieliśmy więcej opcji, motywacji, emisariuszy prawdy. Po napisaniu książek pozwólcie mi mówić. Byłem bardzo zły na początku, ale teraz dzień jest otwarty. Dzięki Bogu, że spotkałem bardzo inteligentnych ludzi w mym życiu. Moje pisanie jest materiałem składającym się romantycznej opowieści, która obejmuje znacznie więcej, niż tylko ojczysty dom. I dlatego była dla mnie przez te wszystkie lata także nie jednostronnym zatrudnieniem, ale to stało się w istocie dla mnie lustrzane odbiciem życia. To również nie było tak, że już przed 25 laty miałbym świadomość od początku, jak Całość powinienem raz skończyć. Nie, to po prostu powstawało z tego stałego dialogu z duszpasterskimi możliwościami, a także z własną biografią tak, że to stało się jednym z życiem wypełnionym pracą. Kiedy odkryłem tę drugą stronę życia, to obecnie tworzone Piękno w sobie? Skłonność do artyzmu była ze mną bardzo wcześnie. W domu matki, jeszcze w wieku trzydziestu kilku lat bardzo dużo hodowałem zwierzyńca i malowałem obrazy. Następnie zacząłem chodzić do ludzi, podróżować, jeszcze pod natchnieniem matki, która miała żyłkę artystyczną, nie bała się pracy, była bardzo towarzyska, a artyzm widziała nawet w swym ubiorze. Odczułem we mnie bardzo wcześnie szczególne wrażenie poszukiwawcze. Nigdy nie wiedziałem dokładnie, gdzie powinienem iść. Wkrótce poczułem, że gospodarstwo nie jest moją drogą. Bo do tego po prostu mój talent nie wystarcza. Stało się, pamiętam raz Boże Narodzenie ale już w drugim domu na ulicy Związku Orła Białego, przyszedł koniec roku i znalazłem schronienie w domu Matki tutaj, w Ząbkowicach. Spojrzałem na moje zwykle posprzątane pokoje, mama jeszcze nie przyszła. Za to podczas gdy ja próbowałem się z moimi myślami przyszła zamieć. A po chwili przyszedł do mnie święty Mikołaj. … Widzicie, już zobaczyłem się tak blisko świętego Mikołaja, że mógłbym umrzeć nawet teraz… A on przemówił do mnie: ‘Wierz w to, co ci twoje serce mówi’. Stąd wszystko to, co ja teraz chciałbym, czego pragnąłbym- to jest to właśnie, żeby Boże Narodzenie przyszło raz jeszcze do mnie, do każdego z nas. To mogłoby być właśnie tak, jak to opisywał Chris van Allsburg. „Ujrzałem raz jeszcze moje serce w domu, wspominam każde okno, chodnik, zobaczyłem się tak blisko Ciebie mamo, że mógłbym umrzeć nawet już… Wylatuję na jakąś gwiazdę, próbuję w końcu uwierzyć, że nawet gdy on jest daleko, to znajdzie mnie właśnie w to Boże Narodzenie. Zgaduję, że choć święty Mikołaj jest bardzo zajęty, jeszcze nigdy nie mógł mnie objąć, to jednak myślę o nim ciepło, szczególnie kiedy Boże Narodzenie przychodzi do mnie. To jest najlepszy czas roku, kiedy każdy przychodzi do siebie. Z wszystkimi jest radosne Boże Narodzenie, trudno być wówczas samemu, z przyjaciółmi ubieramy choinkę, z tymi którzy nas otaczają. Jest tak zabawnie, kiedy Boże Narodzenie przychodzi do mnie. Prezenty milusińskich zawinięte w czerwień i zieleń, więc przywołuję w pamięci wszystkie rzeczy, które słyszałem w tym czasie, a które nigdy nie widziałem. Nikt nie śpi w tę noc Wigilii, wypatrując z nadzieją świętego Mikołaja na jego drodze. Kiedy dzwoneczki przy saniach świętego Mikołaja dzwonią, nasłuchuję wszystkiego wokół. Także jak anioły, zwiastuny dobra, śpiewają, słucham ich choć nigdy nie słyszę dźwięku. Jednak wszystkie sny dziecięce raz utracone teraz będą jakby odnalezione. I oto ujrzałem raz jeszcze moje serce w domu, a po ostatniej pielgrzymce przypominam sobie każde okno, panelowy choćby chodnik.” Kiedy przybyliśmy do Ząbkowic, miałem trzy lata-jak myślę- a ponieważ dobrze nam tu było, dlatego długo tu mieszkałem i potem dłużej jeszcze powracałem tutaj. Obecnie nie żyję już podobnie jakby wiecznie. Pamiętam potem, to było w Boże Narodzenie roku 1995, nie było zimy, ale spadł śnieg. Za oknem biała kurzawa, zacząłem pisać tę historię. Szukałem przede wszystkim siebie i moich własnych korzeni. Zadawałem sobie pytanie, jak to się stało, że ten syn ubogiej pracownicy Huty Szkła Gospodarczego z Ząbkowic teraz w końcu zechciał stać się księdzem? A nawet wydaje mi się, że to właśnie Ząbkowskie Huty Szkła sprawiały, że pewnego dnia nie wywieźli nas z mamą stąd w siną dal. A raczej sami wyjeżdżaliśmy z mamą na wieś za Kraków lub pod Przemyśl. Pokusiłem się więc pisać coś od siebie. Nie spadło na mnie mianowicie żadne szczęście i dlatego w pisaniu chciałem podjąć to, jak ja do kapłaństwa, ale także jak do wszystkich tych i innych błędów w moim życiu przyszedłem. Następnie w tej historii poszedłem trochę dalej: chciałem moje życie tak dobrze, jak to tylko jest możliwe zatrzymać i dokładnie zbadać. Zacząłem więc badać historię moich rodziców, wujków i ciotek, przyjaciół. Pan Budniak, to był ten człowiek „Solidarności”, który do żony powiedział: “Matka, dawaj co masz, Stasiu z Mamą przyszedł”, on sam potem już nie przyszedł. W Niższym Seminarium w Częstochowie śp. Ks. Prałat Grzegorz Ślęzak na czwartym roku, to pamiętam, powierzył mi funkcję przywitania Matki Boże w kopii Cudownego Obrazu z Jasnej Góry. Pomyślał i tak zrobił. „Wiem, kto może to zrobić!- z pewnością powiedział- „Znam go, on może to”. .A inni ludzie mówili: “Nie może” “Nie!” Ale on zwyciężyć może. Tak, muszę powiedzieć, że To miało dość dużo niekłamanego szczęścia i zbiegu okoliczności, skoro wreszcie siedzieć tu z wami dziś może. A to szczęście, którego ja kiedyś użyłem, nie idzie na żadną skórzaną bydlęcą oprawę. Po maturze chciałem studiować w Krakowie, dużo słyszałem o Seminarium pod Wawelem. Wydawało mi się zawsze, że akademicki sposób bycia jest najszybszym sposobem do nabycia praktyki. I tak wylądowałem w Krakowie. Nie czułem się tam sam czy spóźniony w rozwoju. Za to czułem, że należę do nowej generacji papieża Wojtyły. Widzicie lepiej teraz, napisałem swoją historię, ale już wówczas czyniłem także długie spacery na autostradę, żeby szybko jechać do Częstochowy i pokazać moje teksty profesorom w Seminarium na ulicy św. Barbary. Oni przyjmowali moje pierwsze elaboraty najczęściej bez słowa, albo kwitowali stwierdzeniem, „Stasiu, nie mam czasu”. Pamiętam, jak po skreśleniu nowej kartki nagle śnieg zelżał. Jak się cieszyłem, jak chciałem to wszystko mamie powiedzieć, o tym że miałem nawet kilkadziesiąt stron maszynopisu.(patrz Hortensjusz). Co prawda manuskrypt przeleżał siedem lat w archiwach, ale przyznaję, iż jeszcze opatrywałem dom Matki w Ząbkowicach, a oto mój tekst w końcu pewnej wiosny ukazał się w Częstochowskim wydawnictwie. Oto są wyzwania katolickiego pisarza, eksploruję więc obiecaną ziemię dla wierzących. Nie tylko podejmuję coś, lecz robię…. Zaangażowanie w Częstochowie ma do czynienia z tym, że dobrze bynajmniej wszędzie i pojawia się przeszłość. Chciałbym być Polakiem na ten czas, co jest szalenie trudnym wyborem, bo dobry zawód, rodzinę, miałem krótko bynajmniej. I nie przestaję przemieniać teraz na sztukę życia w podróżach, a serce się łamie gdy mówimy ‘do widzenia’, a właściwie gdy żegnamy na zawsze kolejne z krajów, przeze mnie odwiedzanych. Pragnąłbym śpiewać o Polsce w tym „elektronicznym wieku” (age). Przed dwustu laty Rousseau, Wolter, Monteskiusz, Diderot nazywali rzeczy po imieniu, kiedy powiadali, że „realny wróg jest kościół, nie państwo.” I dziś nie ma wolnej mowy, kultura obrażania wzrasta. Pisarze niedawno jeszcze byli czasem zażenowani egzystencją czarnej dziewczyny jako bytu szkaradnego (ugly), ‘czarna która wraca do Afryki’. Opisywali raczej charaktery przewyższające kobiety, a te ostatnie uciemiężone kokietowali, uwodzili. A przecież kobiety niosą z sobą siłę, moc. Odmawiam przywilejów dla białych. Literatura to jest ciężkie miejsce (hard place), pisząc ją nie reprezentuję grupy… Przedstawiam wam moje powroty do Polski, zawsze tu wrócę. Chciałbym opisywać wam mniej, a bardziej czytelnie. Właśnie pisanie to jest niebezpieczeństwo, które mogę kontrolować. Dom, pomoc innym, wspieranie ich, to dobre samopoczucie, dodawanie otuchy. Tak to widziałbym. Chciałbym kończyć to, do czego jestem przymuszany. Nie jestem bohaterem moich opowieści, bo ja nigdy nie przestanę wracać do Polski, chociaż zacząłem własną historię (own story). Paulo Coelho stwierdził, że nic nie można cofnąć, że nie przypadków, ale trzeba kochać, nawet kiedy przegraliśmy… Nie robię kariery, nie stoję na scenie. Pięknym być, to być zakochanym… w tym sensie byłem lepszym już. I nie sądziłem, że kiedyś będę w tak atrakcyjnych okolicach, jak ‘moje Ząbkowice’. Ojczyzno, ty jesteś jak zdrowie, ile cię trzeba cenić ten się dowie, kto cię stracił. Dziś ja już tęsknię po tobie”. Ale ty dalej nie przestajesz być dumna, więc niech tutaj z każdego zbocza rozbrzmiewa wolność… Ojczyzna bez przeciwieństwa, oto miałem życie najukochańszego dziecka, miałem radość uwielbiającej mnie matki, immer unter Weg, jak trzymała mnie na kolanach, miałem Wojtyłów, Tischnerów, coś skończyło się… Choć mówię jeszcze zawsze własnym głosem. To jest teraz moje życie dla innych i dla żadnego! Ojczyzna to nie jest przeszły dzień, miniony (vergangen Tag). To jest otwarty dzień. Chcielibyśmy mądre cienie rzucać na urodzajną ziemię łaski w dziejach człowieka. Poczyniliśmy narodowy egzamin sumienia, a to nieprzyjemna aktualizacja. Ale jestem winny… Co więcej stajemy się gwiazdami, obok nas toczy się instrumentalizowanie życiowej biografii, oceniam to inaczej, że to są manipulacyjne tendencje na dobru Polski, mojej ojczyzny. Madonna Najświętsza patrzy na nas, możemy znów powiedzieć jesteśmy chrześcijanami. Ale dobra świadomość jest żadna, a żadna świadomość, to każdy z nas osobiście. Bronię więc przed banalizowaniem wstydu, Auschwitz, mówią, to wstyd, żadnej sekundy uspokojenia, to ma dziś kochany człowiek. Z tą wiedzą, świadomością, podejmijmy w pełni nasze uczestnictwo w zbawianiu ludzi.