Sztuczność życia

Stanisław Barszczak, Tak było lepiej- na marginesie lektury tekstów Paulo Coelho i Rudyarda Kiplinga,

Mama była wolna, bo miłość wyzwala. Razu pewnego zagadnąłem ją o najpiękniejszy dzień w jej życiu, odrzekła- prymicja. Osobiście powiedziałbym, że i ja podczas mojej prymicji, dnia pierwszej Mszy świętej w Ząbkowskim kościele, miałem świadomość, że przeżywam coś niezapomnianego – jedną z tych magicznych chwil, które jesteśmy w stanie zrozumieć dopiero wtedy, gdy już miną, a raczej gdy przychodzą potem chwile naszej jedynej kontemplacji. Powiem tutaj wręcz, w miłości do mamy odkryłem miłość do wszystkich stworzeń. Ale następnie nieuniknione, które otarło się o życie innych ludzkich istot na tej ziemi, tak stało się też i w moim życiu. Wówczas jed¬ni się podnoszą, inni dają za wygraną, ’ale każdy z nas poczuł kiedyś dotyk skrzydeł tragedii’. Kiedy zabijał to, co kochał… Ja również jeszcze w tej epoce skazany jestem na pomniejszanie miłości… Choć czasem wydaje mi się, że epoka nasza wydała człowieka nie mniej wartościowego od czasów Rzymian. I ten człowiek jakkolwiek ma wątpliwości, a mimo to kroczy dalej swoją drogą. I ten człowiek umiera sobie na wiele sposobów: z miłości, z tęsknoty, z rozpaczy, ze zmęczenia, z nudów, ze strachu… A przed tobą ‘jeden z nas’, którego cieszy myśl o nazywaniu go człowiekiem, który w obliczu całości jego życia ma nieznośną przewagę nieprzyjaciela, i jest już w połowie drogi do drzwi przeznaczenia, który widział Bombaj i pozostaje pełen refleksji nad przemijaniem, ale i szczęściem ludzi. ‘Dla mnie to Matka Miast, gdyż urodziłem się za jej bramą, między palmami a morzem, gdzie parowce z krańca świata czekają… Wysłane w dal, nasze floty nikną za horyzontem; na wydmie i przylądku dogasa ogień: cały nasz wczorajszy przepych jest tym, czym Niniwa i Tyr!’ Chciałbym odnieść się do tego, co jest. Znalazłem się w Bombaju, gdzie niejako z całym światem mojej mamy pewnego dnia się urodziłem, pośród widoków i zapachów, które sprawiły, że przypomniałem sobie obrazy z rozmów z mamą, choć ich znaczeń nie znałem. Inni urodzeni w Indiach chłopcy powiedzieli mi, że oni także mieli takie doznania. Jeszcze nocna podróż koleją do Ujjain, gdzie szkoła łączyła wszelki świat ludzkich wartości, katolickich i świeckich, zwłaszcza socrealistycznych wartości mojego dzieciństwa w dalekiej Polsce. Potem lata spędzone w Ząbkowicach jakby odeszły i chyba nigdy już nie powróciły z równą siłą. Jak Indie są pełne kolorów, zapachów, zajść, tak Polska jest pełna miłości (full of love), wierzę gorąco. To jest nasze skrzyżowanie tutaj. Krótko się cieszyłem bliskością matki. Następnie postawiłem sprawę jasno i maczałem palce w kilku kombinacjach codzienności, wysłano mnie potem na trzecie piętro. Starzec czuł obecność mojej głowy w pokoju. Uderzyła mnie aranżacja jego wnętrza… w starym domu piękne wnętrze. Nie jestem sędzią narodów. A teraz jakbym tracił grunt pod nogami i na jedną chwilę przenoszę się w inny wymiar… Najwięcej wspominam mój pierwszy dom w Ząbkowicach na ulicy Gospodarczej, wyjścia mamy rankiem w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia do pracy w pobliskiej hucie- i tego obrazu nigdy nie zapomnę: codziennie w zadymione, oleiste powietrze z małych i dużych domów Ząbkowic wybiegali na ulicę wystraszeni ludzie, nie mający czasu, by się odświeżyć. O tej wczesnej porze, w chłodnym brzasku, szli ku wysokim kominom hut, do ceglanych klatek fabryk, które oczekując ich oświetlały im drogę kwadratami okien. Rankiem spotykały się tutaj okrzyki, szorstkie i zachrypnięte głosy robotnicze, twarde pomruki pojazdów. Wieczorem, kiedy słońce zachodziło i na szybach domów ciężko błyszczały jego czerwone promienie, fabryki wyrzucały ludzi z ich ceglanych hal, jak spaliny, żużel i znów ulicami miasteczka rozprzestrzeniały się ogorzałe twarze ludzi, którzy roznosili lepki zapach oleju maszynowego, widać było lśniące zęby głodnych robotników. Teraz w ich głosach brzmiały ożywienie a nawet radość, bo zakończyła się dziś robocza katorga, a w domu czekał ich już posiłek i wypoczynek. Odchodził kolejny dzień roboczego życia, oto człowiek poczynił krok do grobu, ale widział bliską rozkosz spełnienia, cieszył się chwilą wypoczynku, radością czarnej tawerny i był zadowolony. Dziś gdy patrzę na ceglane a poczerniałe kominy nieistniejących hut, nieustannie przywołuję obraz, który przechowuję w mojej pamięci, jednakże bynajmniej nieretuszowany obraz ekonomicznej klęski tysięcy tutejszych mieszkańców i exodusu zrujnowanych ludzi, który zarazem staje się rekwizytem peletonu ideałów nowej generacji, do zupełnie nowej krainy mlekiem i miodem płynącej. Szczęść im Boże. Czas, który spędziłem w Ząbkowicach szybko minął. Ale mógłbym jeszcze wspomnieć o moich ówczesnych przesłuchaniach. Jeśli przesłuchuje się siedmio- czy ośmiolatka na temat rzeczy, które robił w danym dniu (zwłaszcza gdy chce iść spać) będzie skutecznie zaprzeczał sam sobie. Jeśli każde takie zaprzeczenie uznane zostaje za kłamstwo i wypominane w porze śniadania, życie nie jest proste. Widziałem już znęcanie się, ale to była zaplanowana tortura – także w zakresie religii i nauki. Jednak dzięki temu nauczyłem się zważać na kłamstwa, których wkrótce musiałem używać, a to, jak sądzę, jest podstawą literackiego wysiłku. Wiele, wiele razy moja ukochana Ciotka, która towarzyszy mi od pierwszych lat mojego życia, samym tylko wzrokiem zdaje się mnie pytać, dlaczego nigdy nikomu nie powiedziałem, jak byłem traktowany w jej domu. Ciotka pozostała pierwszą panią i prawdziwą miłością mojego życia. Dzieci mówią niewiele więcej niż zwierzęta, gdyż akceptują to, co je spotyka jako odwiecznie ustanowione. Ponadto, źle traktowane dzieci mają wyraźną wizję tego, co może je spotkać w przypadku, gdy wyjawią sekrety domu-więzienia, nim go opuszczą. Ale jej domowe ognisko było nierzadko rajem, który zaiste mnie ocalił. A co było potem? Podróże do Przemyśla. Moje dwa tygodnie wakacji w Hucisku Nienadowskim były czystą przyjemnością – każda godzina jak ze złota. Zaczęło się w upale i niewygodzie, koleją i drogami. Skończyło się w chłodzie wieczora w sypialni po drugiej stronie korytarzyka, który prowadził do kuchni, a następnego ranka – a pozostało ich jeszcze trzynaście! – wczesną filiżanką herbaty, towarzystwem Wujka, który chodził z włączonym radiem, i wspólnymi spacerami za krowami w ogrodzie. Był również wolny czas spędzany na zabawach, na wsłuchiwaniu się w mądre rozmowy mamy z ciotką Kaśką… Potem po studiach i pracy na parafiach wróciłem do Częstochowy. Tymczasem znalazłem sobie mieszkanie niedaleko Dworca kolejowego Częstochowa Osobowa, w miejsce które dzięki swoim zwyczajom i mieszkańcom było miejscem prostym i żywiołowym. Mój pokój był niewielki, czysty i przeciętnie utrzymany, ale siedząc przy biurku mogłem patrzeć przez dwa okna na podwórko i sąsiednią kamienicę po drugiej stronie wąskiego przejścia, i prawie widziałem scenę: słychać było pociągi na stacji, a pod oknami przepływała fala kolejnych przechodniów. Mieszkanie urządziłem skromnie, meble i sprzęty przybyły z domu mamy w Ząbkowicach. Kupiłem piecyk „Marcinek”, z pierwszej ręki w pobliskim domu handlowym „Puchatek”, który zamontowałem w kącie. Znalazłem pokaźne otwory w cienkiej ścianie, by pomieścić jego ośmiocalową blaszaną rurę (dlaczego nie spłonąłem w łóżku w czasie zimy, do dziś nie rozumiem). Byłem przy tym niezwykle i samolubnie zadowolony. Moja pracownia na ulicy Katedralnej miała pięć na cztery metry, a od grudnia do kwietnia śnieg leżał równo z parapetem. Tak się złożyło, że napisałem tam książkę pt. „Przyjaciel kocha w każdym czasie” i skreśliłem pierwszy artykuł z Emanuela Levinasa w języku angielskim. Pamiętam, że w domu mamy w Ząbkowicach (‘moim drugim domu’), można było podziwiać budzącą się wiosnę, a szczególnie nadchodzącą jesień. Mały zasadzony przeze mnie kasztan nagle zaczerwienił się krwiście na tle ciemnozielonych gruszy. Następnego ranka odpowiedź nadeszła z ogrodu sąsiada, gdzie rosła kalina. Po trzech dniach ogród jak okiem sięgnąć stał w ogniu, a murawa wybrukowana była purpurą i złotem leżących tutaj liści. Mokry wiatr zadął i zniszczył wszystkie mundury tej okazałej armii. Jabłonki, czekające w odwodzie, zgięły się pod swymi matowymi, zbrązowiałymi pancerzami i stały zesztywniałe do ostatniego zdmuchniętego liścia, dopóty nie zostało nic prócz samych przycienionych konarów. Wtedy zajrzeć można było do najskrytszej głębi ogrodu. Tutaj była babcia Hela, która przyjechała z Konopisk, gdzie pracowałem jako ksiądz. Z czasów pobytu w Konopiskach jeszcze pamiętam moją świeżą buzię wiecznego studenta, ale także ubogą postać gosposi księdza Proboszcza, która nosiła chodaki, miała kubrak i wełniany szalik. Kiedy babcia Hela pojawiała się w domu mamy w Ząbkowicach, to w ciepłe popołudnia, przed pójściem spać, opowiadała ona mi różne baśnie i nuciła niezapomniane polskie piosenki. Dzisiaj jeszcze niepewnie tłumaczę te jej idiomy, w których z mamą myśleliśmy i śniliśmy… Niedawno wreszcie odbyło się rygorozum nad moją książką. Mówiłem już to nie raz, wydaje mi się bardzo często, że wszyscy jesteśmy uwięzieni w czasie na statku, który płynie po jeziorze Genezaret, przez porywacza cieni… Tu jest cały wszechświat. I ten najsprawiedliwszy z ludzi, Bóg-człowiek, Jezus Chrystus. On nas wyzwala z wszelkich więzów. A umiera się nie dlatego, by przestać żyć, lecz po to, by żyć inaczej. Kiedy świat zacieśnia się do rozmiaru pułapki, śmierć zdaje się być jedynym ratunkiem, ostatnią kartą, na którą stawia się własne życie. ‘Właśnie przeczytałem, że nie żyję. Nie zapomnijcie, proszę, usunąć mnie z listy prenumeratorów.’ Potem przyszło lato, to wtedy wychowywały mnie szczury. Nadeszło lato o masie kwitnących rzeczy. Ciężkie słoneczniki zwisały nad ogrodzeniami; Iris okręcał się i brązowiał na krawędziach daleko od ich purpurowego serca; uszy kukurydzy z ich delikatnymi włosami wiatr przechylał do ich łodyg. I chłopcy. Piękni chłopcy zajęli krajobraz jak klejnoty, swymi krzykami rozdzielali powietrze w polu i pogrubiali rzekę swymi świecąco mokrymi plecami. A ślady po ich krokach zostawiały gdziekolwiek zapach dymu… ‘Ale nigdy nie wolno nam rezygnować z poszukiwania Miłości. Ten, kto przestaje szukać, przegrywa życie. Świat należy do ludzi, którzy mają odwagę marzyć i ryzykować, aby spełniać swoje marzenia. I starają się robić to jak najlepiej. Pamiętaj, że wszystko, co uczynisz w życiu, zostawi ja-kiś ślad. Dlatego miej świadomość tego, co robisz. Widzisz, nie jest źle się czasem zadurzyć. To dobra zabawa, urozmaicenie, przypływ adrenaliny. Miłość natomiast to coś zupełnie innego. Za miłość warto zapłacić każdą cenę i nie należy jej rozmieniać na drobne. Miłość nie daje i nigdy nie dawała szczęścia. Wręcz przeciwnie, zawsze jest niepokojem, polem bitwy, ciągiem bezsennych nocy, podczas których zadajemy sobie mnóstwo pytań, dręczą nas wątpliwości. Na prawdziwą miłość składa się ekstaza i udręka. Nie mów nic. Kocha się za nic.‘ Nie istnieje żaden powód do miłości. Miłość nie jest niczym, co trzeba zdobyć, by odzyskać miłość ukochanej… Nie jestem ciałem, w którym mieszka dusza. Jestem duszą, która ma widzialną część zwaną ciałem. Zwycięzca jest sam to wierny portret współczesnego świata, w którym blichtr, próżność i zakłamanie, wyparły prawdziwe wartości, w którym ten człowiek w pogoni za złudnym szczęściem w świetle jupiterów zatracił poczucie dobra i zła, zagubił siebie. A kochać – to utracić panowanie nad sobą.’ Wiesz Jezu, kocham Cię, bo cały wszechświat sprzyjał mi w tym, bym mógł Cię poznać. Już znam Cię teraz i przekonuję się, że są w życiu chwile, w których trzeba podjąć ryzyko i dać się ponieść szaleństwu. A trzeba mi wiedzieć, że mi czegoś brakuje ważnego. Mam zasłużyć na twoją miłość. Oto przecież nikt nie może tracić z oczu tego, czego pragnie. ‘Nawet kiedy przychodzą chwile, gdy zdaje się, że świat i inni są silniejsi. Sekret tkwi w tym, by się nie poddać. Człowiek narodził się, by zdradzać swój los.’ Dzisiaj ty sam Jezu jakby mówisz do mnie od wewnątrz: stań z losem twarzą w twarz, zareaguj, nie rezygnuj! Czasem próżność lub pycha każą nam wierzyć, że wszystko od nas zależy. Na karkołomnej ścieżce, którą prowadzi nas Bóg, Eliasz prorok z biblii ujrzy widmo wojny, śmierć i zgliszcza, utraci wiarę i pokłóci się z Bogiem. Ale odkryje, że każda tragedia, która wtargnęła znienacka w życie człowieka, nie jest wcale karą, a jedynie wyzwaniem, próbą, której każdy musi stawić czoło… Wiedz zatem, że kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały Wszechświat działa potajemnie, by udało ci się to osiągnąć. Dzisiaj jeszcze są ludzie, którzy nie wierzą w skarby. Bo też nigdy nie dostrzegamy skarbów, które mamy przed oczyma. Idź wówczas na szczyt. ‘Ze szczytu można dojrzeć jak wszystko jest małe. Tutaj nasze zwycięstwa i smutki przestają być ważne. To co zdobyliśmy i co straciliśmy zostaje w dole. Źródła biją kaskadami z naszych ziemskich gór. I ze szczytu góry widzisz jak wielki jest świat i jak szeroki horyzont. Przekonujesz się tam, że przeznaczenie człowieka często nie ma nic wspólnego z tym, w co się wierzy lub czego obawia, że wszystko, co się zdarza ma swój sens. I tylko jedno może unicestwić marzenie – strach przed porażką. Pielęgnuj swoje marzenia. Trzymaj się swoich ideałów. Maszeruj śmiało według muzyki, którą tylko ty słyszysz. Wielkie biografie powstają z ruchu do przodu, a nie oglądania się do tyłu.’ W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca.

Leave a comment