Myślenie według wartości

Stanisław Barszczak, Wolność rozbrzmiewa na zboczach,

Kochana Stasiu,

Po śmierci ojca zacząłem poważnie myśleć o kapłaństwie. W październiku
1942 roku kiedy jeszcze trwała wojna, zapukałem do drzwi pałacu arcybiskupiego
w Krakowie i zapytałem czy mógłbym studiować kapłaństwo. Więcej niż ośmiu
tysięcy mężczyzn i chłopców uwięziono po 6 sierpnia 1944, natomiast ja uciekłem
do pałacu arcybiskupiego, gdzie pozostałem dopóki Niemcy nie odeszli. Wkrótce
potem zaczął kursy w tajnym podziemnym seminarium powołanym do życia przez
arcybiskupa Krakowa, Adama Stefana Kardynała Sapiehę. W nocy 17 stycznia 1945 Niemcy
uciekli z miasta, i studenci zajęli ruiny seminarium. Nigdy nie zapomnę zebrań
w Pałacu Arcybiskupim, członkowie gildii w Sali wieczornej, łączyła nas
przyjaźń, innych ród, wszystkich obecność dostojnego gospodarza, jego oddanie
sprawie Kościoła Powszechnego. Nie było konkurującego z nim salonu podczas
okupacji. Ten miał takie poglądy, drugi inne… Ile tkliwości dla mnie miały
krakowskie dziewczęta, wybierały mi lektury. To takie polskie. Po ukończeniu
studiów w seminarium w Krakowie, zostałem wyświęcony na kapłana w
Uroczystość  Wszystkich świętych, w dniu 1 listopada 1946, przez arcybiskupa Krakowa, kardynała Sapiehę. To był Ojciec nas wszystkich. Modlę się, żebym mógł pójść w jego ślady. Miarą naszej dobroci jest nie to, co czynimy dla innych, ale co tworzymy razem i do kogo wyciągamy dłoń. Przez następne lata studiowałem teologię w Rzymie. Z Niegowici, pierwszej
parafii, pamiętam niewiele, może pierwszy pocałunek, jaki złożyłem na łonie
polskiej ziemi, reszta wrażeń tonie w magmie…. Echa wojny w ruinach
zamordowanych miast. 4 Lipca 1958, po dziesięciu latach pracy naukowej i
duszpasterskiej w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, byłem na kajakach z moją
„Rodzinką” (młodzieżą z Kleparza) w regionie jezior mazurskich, kiedy papież
Pius XII mianował mnie biskupem pomocniczym Krakowa. Tak więc zostałem
następnie wezwany do Warszawy, by spotkać się z prymasem Polski, Stefanem
Kardynałem Wyszyńskim, który poinformował mnie o tej nominacji. Drugie konklawe
1978 roku rozpoczęło się 14 października, dziesięć dni po pogrzebie papieża
Jana Pawła I, na którego zagłosowałem przed 43 dniami. Konklawe podzieliło się
między dwóch silnych kandydatów do papiestwa: Giuseppe Cardinal Siri,
konserwatywnego arcybiskupa Genui i liberalnego arcybiskupa Florencji,
kardynała Giovanniego Benelli, bliskiego przyjaciela Jana Pawła II. Zwolennicy
Benelliego byli pewni, że będzie on wybrany, w początku głosowania, Benelli zwyciężał z dziewięcioma głosami. Jednakże oboje mieli wystarczającą opozycję, tak że żaden liczył na ostatnie pierwszeństwo. Franz König Kardynał, arcybiskup Wiednia zasugerował jego
kolegom elektorom kompromisowego kandydata, mnie skromnego, polskiego
kardynała. Wygrałem w ósmym głosowaniu w drugim dniu naszego spotkania, z 99
głosami na 111 elektorów uczestniczących w konklawe… Podczas mojej posługi w
kościele powszechnym niczym odwieczny marzyciel trwałem przy nauce Apostołów i
wielkiej tradycji Kościoła Katolickiego, przejmując od poprzednich generacji
jasność myśli i wyrazu, tłumy ludzi, odziedziczone marzenia… Byłem już biskupem
w Krakowie, gdy sprawowaliśmy Mszę świętą wspólnie z ks. Profesorem Stanisławem
Nagim. Zdaje się, że dar przemowy mam po Demostenesie, oświadczył jeszcze w
zakrystii. Rzeczywiście kazanie okazało się ciekawe. Chrystus, to on, który
powiedział mi… Nie byłem prorokiem, a tylko wolarzem, pasterzem wołów. „Ta
deklaracja proroka Amosa, możemy ją podjąć zwłaszcza, kiedy Bóg stawia nas
przed sytuacją , na którą nie jesteśmy przygotowani. Teksty tej niedzieli mogą
nas w ten oto sposób oświecać.   Święty Paweł mówi tę samą rzecz o powołaniu chrześcijan w liście do Efezjan. I, w Ewangelii, Chrystus precyzuje modalności, tonacje tej misji, gdy rozsyła
Dwunastu, odłączając ich od ich uwarunkowania socjalnego, żeby mogli wypełnić
pierwszą misję. Łaska jaką Bóg nam daje jest wyborem Boga a nie wynikiem
naszych własnych decyzji. W Betel pracownicy na rzecz sanktuarium byli w
liczbie wystarczającej i prowadzili ich sprawę według zwyczajów rytualnych. I
mogło być kwestii pozwolenia Amosowi tam na sukces w jego życiu. „Wykonuj swój
zawód proroka zresztą- mianuje go Amazjasz. Za naszych dni jak we wszelkiej
epoce istnieje pokusa funkcjonowania czynności religijnych. Służba ołtarza i
świątyni była zaręczana przez lewitów, na zasadzie sukcesji rodzinnej. Amos nie
krytykuje tej instytucji, która pochodzi od Mojżesza. On sytuuje i precyzuje
tylko swoje ‘jak’ odnośnie swojego powołania: „nie byłem prorokiem, ani synem
proroka.” „Przycinał sykomory”. To dopiero Pan wprowadził go i nadał mu misję.
Amazjasz nakazuje mu opuścić królestwo plemion północnych i połączyć się z
krajem Judy. Amos odpowiada mu przywołując uniwersalność swojej misji. „To on,
który powiedział mi, by kroczyć dla mojego ludu Izraela.” Czyli do wspólnoty
dwunastu plemion, a nie do jednego… Pan wprowadził ich… Istnieją za naszych dni
mężczyźni i niewiasty Boga, których Pan wprowadził, którzy powrócili i
kontynuowali ich codzienne troski. Są w parafiach, w seminariach, w konwentach
na drogach świata To Chrystus zaakceptował pierwszy ich drogę wyznaczoną przez
swego ojca i który zaangażował się od śmierci do zmartwychwstania… Trzeba nam
podjąć to w nieprzewidywalności Boga, która nigdy nie jest arbitralna,
samowolna. Bo człowiek jest darem otrzymanym od niego, Boga. I naprzeciw
naszego chodzenia po omacku, naszych błędó mamy obowiązek wypełnienia tego, co
Bóg żąda… O rekapitulacji świata w Chrystusie powiedział: Bóg wybrał nas przed
stworzeniem świata…, byśmy byli bez zarzutu, nienaganni… to tajemnica ojca,
padre także… Kolejne czytanie domaga się stopniowego dojrzewania, matury
poprzez medytację wielkości Boga, która przekracza totalną wielkość, przez moc
wobec nas, przez energię jego mocy zrealizowanych w Chrystusie.(Efezjan 4,19)
Człowiek jest dla siebie nadzieją i piekłem zarazem. „Bóg napełnił nas mądrością
i inteligencją… Obwieszczał w kazaniu gratisowość, wspaniałomyślność tego
wyboru… Nadwyżka trosk oddziela od zjednoczenia istotnego. „Będziesz mógł
zwyciężyć twoje życie czyniąc twój zawód proroka.” Nawrócenie jest także
konieczne… Posiadanie realności naznaczenia jest dla celu wypełnienia,
zrealizowania daru szczególnego, jaki Bóg zrobił dla nas. Wolarz, rybak,
celnik, robiący namioty. „Otwórzcie wasze serce na jego światło…” Historia
świętych, to historia odkrywania Boga, który jest w nas, jego obecności(presance)
działającej w nas, gdzie wyraża się prawdziwa symfonia darów…Te dary są różne,
tak że żaden święty nie wyczerpuje pełni Chrystusa. W pewien sposób i ja jestem
wolarzem, nacinaczem sykomory. A jednak Bóg potrzebował świętego, który będzie
wszędzie świadkiem innego świata. Jestem pierwszym, który polityką się
interesuję… nie mam żadnego urlopu… choć posiadam wewnętrzne zdolności. Bez
pomocy Boga nic nie możemy uczynić… żyć według nauczania ewangelii… ta realność
eucharystii… ta pielgrzymka wasza tutaj, kochane dzieci, i wy wychowawcy-
miejcie pragnienie spotkania Boga, dlatego powinniśmy pogłębić sens
naszego  spotkania tutaj… aby być apostołem Chrystusa, żyć w cudownej zgodności Chrystusa, z naszym obwieszczaniem Boga, nie szukać egoizmu, przekazać wiarę z cierpliwością. To
nie ja , ale Pan powołał mnie, bym zaświadczał z radością o misji Chrystusa,
iść z Chrystusem (camminare con Christo)…niech przyjdzie Jezus Chrystus, i
matka Boża. Co za cud tutaj, przenieść go w nasze życie… Bądźcie solą ziemi i
światłem świata. I ja tak zakończę to moje słowo. Niech będzie pochwalony Jezus
Chrystus.

Kochana Jasiu,

Pamiętam mój pierwszy pobyt w Castel Gandolfo, nawet lazurowe wybrzeże
przybierało barwy brunatnej… szedłem wąskimi uliczkami miasteczka, dachy z
łupku, choć nie raz można było zobaczyć żałosną bryzę popołudnia. Duża prosta
aleja, idę na pobliską stację z Edytą, pytam w czym mógłbym jej pomóc, modlitwą
na pierwszym miejscu- mówię- niczym z bronią w ręku… nikt nie wie o mojej
szarży… jestem młodym księdzem. -Jesteś teraz częścią mnie, który reprezentuję
sobą najbardziej wstydliwe łono, lepiej o mnie zadbaj, zawyrokowałem. -Niektórzy
przez całe życie szukają chwili, którą Ty przeżyłaś, powiedziałem. -Jak się
czujesz? -Jakbym miała żyć wiecznie. -Wczoraj zrozumiałam, że muszę żyć, jest
tyle rzeczy o których nie wiem… Mogłabym się w Tobie zakochać, wiem żebyś mi
nie powiedział… mówiła coraz pewniej Edyta… Na koniec-zdziwiłem się- podarowała
mi różaniec. Nie znałem nazwiska tej kobiety, żadnych sztukaterii na klatce
schodowej, wszystko już zniknęło… być może zobaczyłem to wszystko za późno… na
schodach nie spotkałem nigdy nikogo nowego. Po pół roku zaprosiłem ją na
kolację… Edyta poznała mężczyznę. -Robiłem co mogłem, żeby bronić was przed
okropnościami świata, pozwól mu żyć własnym życiem. -Jeszcze kogoś zabijesz
tymi szpilkami, powiedziałem zaraz mimochodem. -Kiedy żona mówi do męża:
‘kocham cię,’ to mówi to z najwyższego poziomu społeczności. -Czy wyszłabyś za
niego, gdybyś wiedziała, że wam pożycie nie wyjdzie? -Oczywiście… -Motywacją
jest Jezus… musimy znaleźć racjonalne racje, znajdujemy się nieraz za wysoko,
mamy zniżyć się do społeczności… Pytałaś o Pana Mieczysława. Reżyser Mieczysław
Kotlarczyk prowadził najpierw jednoosobową firmę adwokacką w bajecznie
usytuowanym miasteczku. Jakoś tam poznaliśmy się. W ten piękny letni wieczór
dom przybrał odświętny wygląd, współgrało z tą godziną jaskrawe słońce, kurz na
drodze… Pan Mieczysław skręcił traktorem do chaty, następnie ukłonił się telegrafistce
i pokłusował na schody. Wszyscy wiedzieli w okolicy, iż tego dnia mają odbyć
się ich zaręczyny… zadanie bojowe zostało postawione; był tak przystojny…
wszystkim kobietom w promieniu trzech mil promieniowały oczy. Spotykali się nad
Skawą i jej mokradłami, rzeka chłód czerpała z listowia, pod którymi toczy się
milami, wszelakiego rodzaju zdroje gwarzą wśród drzew; czujesz podziemne
jeziora … by rozlać się  kryształową krynicą; nie zagłuszysz natury, biją kaskady; rosną trawy nad wyraz wybujałe; olbrzymie kasztany rzucają tu mroczny cień… ogród naturalny, korony drzew były kolosalnymi klombami… w tym właśnie miejscu stał kiedyś młyn, który pan Mieczysław widział we wszystkim co w swym życiu zamierzył, łatał starowinę czym się da. -Po
zaręczynach pojedziecie na defiladę niepodległościową, stwierdziłem tylko, byłem
jeszcze dostatecznie młody, aby to zrobić … -Ale pod pancerzem duszno- kusił
Józek-popatrzymy tylko. Kiedy chodził w mundurze wojskowym był nie zbyt dobrym
żołnierzem. A i teraz głównym jego zajęciem w mojej obecności było rzucanie
papierowymi kulami do kosza na śmieci. Chyba do czasu. Bo teraz musi stawić
czoła zmowie milczenia, rasowym uprzedzeniom i skorumpowanej policji. Ostatnio
nawet zaproszony był do nas na Tyniecką. Zamek zgrzyta inaczej dziś. Podobno
wywodzi się z francuskich hrabiów. Przed laty studiował historię, wierzył w
mądrość innych pokoleń.-Skończyłem wiek XVIII, zawyrokował poniesionym głosem,
gdy mnie ujrzał. Straciłem zaraz cały jad, jestem wolny, znam powinności swoje
u Boga. -Masz wielkie serce, powiedział do mnie. Pewnego jesiennego dnia
zażartowałem do niego, że mam nadzieję zatrudnić się w Watykanie… -„To pański
interes, wszyscy łajdacy kłamią. A ja zawsze znajduję rybę, choć ogłuchłem
podczas okupacji od kuli.” Pan Mieczysław głosił akademickie, ale też bardzo
praktyczne doktryny, opowiadał nieśpiesznie: ”Słowo – dar. Słowo, materiał
ostatecznego, najwyższego i najdoskonalszego rzędu. Materiał przede wszystkim
syntetyczny, zdolny wyrazić to wszystko, co wyrazić może wszelki inny materiał
artystyczny; zdolny wywołać mianowicie wizję zarówno linii, jak kształtu,
zarówno barwy, jak dźwięku.(…) I dlatego artyzm słowa, a nie gestu czy
mimiki, uznajemy za najwyższą wartość i za istotę sztuki aktorskiej, za jej
rdzeń i duszę, a aktora nade wszystko za wypowiadacza tekstu – Słowa.” Kiedy
wpatrywałem się w jego postać w moim umyśle rodziły się pytania bardzo socjalne
w rodzaju: co jest najistotniejsze dla naszej ludowej demokracji?  Jak filozofia, słowo, może znaleźć prawdę, tak musimy znaleźć egzystencję Boga… musimy zrobić ekspertów, nie jest łatwo
pokonać te bariery, które mamy… Ale możemy stworzyć dobre społeczeństwo. Zostań
z Bogiem.

Kochana Stasiu,

Cieszyłem się ogromnie na spotkanie z rodakami w mojej ojczyźnie w
pierwszej dekadzie czerwca 1979 roku. Kiedy jechałem otwartym samochodem przez
Aleję Panny Marii mogłem odczytać poszczególne napisy: Ojciec Święty, polski
papież Jan Paweł II, zamierza odwiedzić Częstochowę, 4 – 6 czerwiec 1979,
będzie się modlił oraz przemówi do wiernych w klasztorze na Jasnej Górze. Już
pierwszego dnia mojej pierwszej pielgrzymki do Polski byłem zmęczony nieco,
podczas krótkiej sjesty stanął mi przed oczami obraz z młodości. Lolek pamięta…
Odeszłaś daleko, lecz ja pamiętam , jak dziś, twoje słowa mamo, i nie tylko
takie słowa: -Zrobiłeś mały błąd w szóstym ćwiczeniu… -Mówisz, że już
przejechaliśmy dolinę, mama to powiedziawszy spojrzała na swe ręce. Ponieważ w
tym dniu byłem w Wadowicach, obudziłem się wcześniej niż zwykle. Nie mogłem
spać, na jawie zobaczyłem dwa oblicza miłosierdzia: mamy i brata. Dana mi była
druga szansa  niczym powieść o tym jak dorastamy, jak porzucamy ideały młodości w imię czegoś lepszego i o tym jak wiele „drugich szans” dostajemy w życiu… zdaje się stałem w słonecznej cukierni. Słoneczko przez okno już wdarło się do mieszkania. To był jeden z
tych dni, w których wszystko nam się udaje. Ale historia spłatała mi figla. Był
dzień 26 października 2006 roku. Po wojnie obronnej, w której brał udział naród
cały, Niemcy zajęli obszar Wadowic i miasto zostało zaanektowane przez
nazistowskie Niemcy. Ale moje serce na widok obcych mundurów napełnione było
radością. W pewnym momencie promienie słoneczne zatrzymały się na mojej twarzy.
A za oknem usłyszałem pisk opon, bo zatrzymał się właśnie samochód z generałem,
otoczony przez tajemnych agentów gestapo. Generał hitlerowski musiał wyjść na
jakąś platformę, bo dało się słyszeć przez megafony jego stentorowy głos.
Nadleciało kilka bombowców od strony Śląska, które nie zrobiły większej krzywdy
centralnej zabudowie miasta. Gdzieś w połowie drogi z Warszawy do Krakowa
autostrada przepoławia sławione wszędzie w świecie przez Panią z Jasnej Góry,
tysiącletnie prawie miasto Częstochowę. Jasna Góra odzwierciedlała dla mnie
zawsze biblijną górę Syjon. To moja matka. Tam na Jasnej Górze zawsze modliłem się        rzewnie i gorąco. Widzisz Stasiu, teraz piszę dla mojego czasu i z moim czasem,                        a Pan z nieba czyni dobro! Wiesz, w mych podróżach po świecie, to nawet byłem w San Francisco, był czas przedświąteczny, ubieraliśmy żłóbek z Panem Jezusem.
Zamyśliłem się nad dobrem w człowieku i powiedziałem sobie, trzeba czynić dobro…
Za klasztorem jasnogórskim parking nagle skręca w dolinę popiołów, oczom
brakuje jakby twarzy, idą ludzie z niewidocznym nosem, oczy blade i wyblakłe,
medytują od dawna nad tym wysypiskiem. Wyobraź sobie w Częstochowie -wiele
rzeczy się tu łączy- by wykazać, że Aleja Najświętszej Marii Panny jest jednym
z klejnotów czasów przychodzących do nas i świecących, jak migająca gwiazda w
historii Częstochowy. Czym jest Częstochowa? Tylko Bóg i archeologowie znają
odpowiedź na to pytanie, ale w każdym przypadku Aleja jest z pewnością
starożytnym reliktem i kamieniem szlachetnym jej historii. Jak mogło do tego
dojść, i skąd kamienno-chodnikowa powierzchnia prowadząca bezpośrednio do
historycznej Jasnej Góry Zwycięstwa. Aleja z Ratuszem, z placami M. Nowotki i
W. Biegańskiego, z jej księgarniami. Ściany Bazyliki Jasnogórskiej ozdobione
wielokolorowymi arabeskami, teraz pokruszonymi, wydzielającymi silny odór od
zastrzyków dawnych i nowszych czasów, powonień, które obecnie stały się
przyprawami i zabiegami o dzisiaj i jutro. Jakkolwiek Aleja z Jasną Górą
stanowi serce miasta, ożywa bez izolacji od wszystkich pobliskich aktywności,
to jednak zachwyca odrębnym i osobistym życiem. Fundamentalnie i zasadniczo jej
korzenie wciąż jeszcze wsysają się w życie miasta jako całość, to jednak w tym
samym czasie, Aleja zachowuje liczbę sekretów świata teraz już przeszłego.
Słońce zaczęło wstawać i Aleja u swego początku utonęła w brązowych odcieniach
blasku. Ciemność była zupełnie większa, ponieważ ukazała się jako pewne
uzupełnienia między trzema ścianami placu przy kościele św. Zygmunta,
nierównomiernie wzrosła nad Aleją. Jeden z boków Alei składał się z sklepu,
kawiarni i piekarni, drugi- z innego sklepu i biura banku. Od strony klasztoru
Jasnogórskiego Aleja kończy się promenadą H. Sienkiewicza, tak jak jej
starożytna chwała, dwoma sąsiadującymi ze sobą parkami, każdy o trzech bramach.
Szumy dziennego życia zdawały się być wyciszone teraz, te wieczorne dopiero
zaczęły być słyszane, i owe poszeptywania w rodzaju: “Dobry wieczór,
wszystkim.” “Proszę wejść; to jest czas bycia razem.””Obudź się, wujku Jurku i zamknij swój sklep!” “Jurek, zmień wodę w wazonach!” “Podłóż do pieca, Jerzy!” “Ten haszysz rani moją
pierś.” “Jeśli już ucierpieliśmy na skutek terroru tytoniu to jednak wynikało tylko z naszych własnych niegodziwości!”Dziś rządzą pielgrzymi w Alei Panny Marii. I dzisiaj przeżyłem bardzo interesujący dzień, słońce już chyliło ku zachodowi, i tak jak przed laty złota jesień polska podarowała mi dwa czerwone liście, które zleciały na parapet okna, tak teraz na parapecie okna usiadły dwa białe gołąbki. Przyznam, że podróżując po świecie poznałem i wchodziłem w
interesy z najróżniejszymi ludźmi, bardzo często bezbarwnymi, a czasem wręcz
odrażającymi. Stawiałem namioty nawet na Alasce. Przychodziłem z mocą świętego
Ducha, by powiedzieć o Chrystusie, który nie wyrażał siebie, lecz sprawę Ojca
Boga. To oni rozpisywali się o mnie w gazetach: nie jest biedny, ale chce się
wzbogacić, udając człowieka interesu. Jest na tyle sprytny, że kiedy przybywa
do miasta N. w celu zakupu “martwych dusz rewizyjnych”, czyli wiernych, którzy umarli od czasu ostatniego spisu rewizyjnego, a za których urzędnicy państwowi zmuszeni są ciągle płacić podatki – wzbudza ogólną sympatię, zainteresowanie ludzi oraz zaufanie bankierów. Kiedy jednak w mieście wychodzą na jaw plotki na temat planów Wojtyły porwania brata pierwszego sekretarza,
wtedy wszyscy poznają jego prawdziwe oblicze i cel zakupu czerwcowych
“martwych dusz”.  “A ty barbarzyńco, Bonaparte przeklęty” … Już jako papież byłem w Afryce,
kroczyłem śladami Stasia i Nel. Dzięki Bogu nie było przelewu krwi w tych
miejscach najczęściej, w których głosiłem Chrystusa. Zawędrowałem nawet tam,
gdzie słychać było tylko szum fal i krakanie wron na drzewach- co wywoływało
przestrach, była to jedyna pociecha, jakiej doznaliśmy w tej dolinie. W czasie
podróży do Indii poznaję ciemnoskórą Parvathi, urodzoną na Cejlonie kobietę, o
której losach zadecydowała przepowiednia. Gdy kapłan oznamia, że nowonarodzona
dziewczynka stanie się w przyszłości niezwykłą pięknością i znajdzie bogatego
męża, jej ojciec, ubogi i ponad wszelką miarę leniwy wieśniak, dostrzega we
wróżbie okazję do wzbogacenia się. W oczekiwaniu na cudowną przyszłość izoluje
Parvathi i odprawia kolejnych zalotników. Wreszcie, kiedy w wiosce zjawia się
wysłannik mieszkającego w Malajach bogacza, mężczyzna oszukuje go i doprowadza
do zawarcia związku małżeńskiego… Szesnastoletnia, marząca o miłości,
dziewczyna opuszcza dom i ukochaną matkę. Trafia do wspaniałej posiadłości,
oszałamiającego pałacu graniczącego z morzem i dżunglą. Rozczarowany, żyjący
wspomnieniami mąż nie jest w stanie obdarzyć uczuciem młodziutkiej połowicy,
Parvathi znajduje jednak bratnią duszę w Mai – cejlońskiej kucharce, szamance i
uzdrowicielce. To dzięki jej ciepłu i zrozumieniu, dziewczyna znosi cierpliwie
swój los, by nieoczekiwanie, w wojennym zamęcie, poznać wreszcie, czym jest
prawdziwa miłość. I o tym wszystkim mi powiedziała. Bądź zdrowa.

Kochana Jasiu,

Uwielbiałem Święta Bożego Narodzenia. Zgromadziliśmy się w Watykanie na
polskiej wigilii. Ktoś przekładał moje słowa na angielski. -Z początku
pomyliłam się- dopiero gdy siadał dostrzegłam jego piękno, tak o mnie mówiła
pani Wanda. Wszyscyśmy się zatrzymali, chciałem aprobaty dla swej opowieści,
anegdoty… wszyscy docenili moją światową świeżość, co wywołało niekorzystne dla
narratora wrażenie, jąłem śmiać się nieprzerwanie… Następnie zaintonowałem: 1.
Oj maluśki, maluśki, maluśki, kieby rękawicka, Alboli tyz jakoby, jakoby
kawałecek smycka. Ref.: Śpiewajmy i grajmy Mu, Dzieciątku małemu. 2. Cy nie
lepiej by tobie, by Tobie siedzieć było w niebie, Wsak Twój Tatuś kochany,
kochany nie wyganiał Ciebie. Ref.: Śpiewajmy… 3. Tam wciornaska wygoda,
wygoda, a tu bieda wsędzie, Ta Ci teraz dokuca, dokuca, ta i potem będzie. Ref.:
Śpiewajmy…4. Tam Ty miałeś pościółkę, pościółkę i mietkie piernatki, Tu na to
Twej nie stanie, nie stanie ubozuchnej Matki. Ref.: Śpiewajmy… 5. Tam
kukiołki jadałeś, jadałeś z carnuską i miodem, Tu się tylko zasilać, zasilać
musis samym głodem. Ref.: Śpiewajmy… 6. Tam pijałeś ceć jakie, ceć jakie
słodkie małmazyje, Tu się Twoja gębusia, gębusia łez gorskich napije. Ref.:
Śpiewajmy… 7. Tam Ci zawse słuzyły, słuzyły prześlicne janioły, A tu lezys
sam jeden, sam jeden jako palec goły. Ref.: Śpiewajmy… 8. Hej, co się więc
takiego, takiego Tobie, Panie stało, Ześ się na ten kiepski świat, kiepski
świat przychodzić zachciało. Ref.: Śpiewajmy…. Tutaj przytoczę Ci fragment
mojego pamiętnika. Piątek, 9 listopada, cierpię na amnezję, drzwi do sypialni
zamknąłem ,w pokoju pstryknie wyłącznik światła,  nie mam wspomnień… pokazuję sobie język do lustra. W szpitalu ze mną jest pułkownik, leży z drugiej strony Sali, do
którego przychodziła codziennie kobieta, która gdy przyszła po raz ostatni on
skonał na jej ręku. Ona jeszcze wtedy powiedziała do niego coś w rodzaju: „Synu,
bądź dobrej otuchy i chodź za mną!” Obserwowałem przedpokój- bezduszne światło
…budziłem się o godzinę wcześniej… pułkownik, on i jego okręt stanowili jedną
duszę… obliczali szansę spotkania z potworem… jeżeli to jest najlepszy z
światów, to jaki będzie ten najlepszy, kiedyś nawet powiedział. „-Oddziałowa
wsunęła mi tonę żelastwa- siedzę na krześle i tylko słyszę, że prowadzą nowego”…
A pewnego dnia zdobył się przede mną na następujące zdania: „Pszczoła żyje
trzydzieści dni, a człowiek po milion razy umiera…” Umiera się na wiele
sposobów: z miłości, z tęsknoty, z rozpaczy, ze zmęczenia, z nudów, ze
strachu… Umiera się nie dlatego, by przestać żyć, lecz po to, by żyć inaczej.
Kiedy świat zacieśnia się do rozmiarów pułapki, śmierć zdaje się być jedynym
ratunkiem, ostatnią kartą, na którą stawia się własne życie. Moja żona
postanawia umrzeć bez wyraźnego powodu, bez żalu i bez patosu. Może dlatego, że
gdy szukała łatwych rozwiązań, jej życie stało się mdłe, jak potrawa bez
przypraw, pozbawione ziarna szaleństwa. A gdzie szukać szaleństwa, jeśli nie w
domu szpitalnym, pośród tych, którzy obdarzeni nim zostali w nadmiarze? Teraz
ona uczy się na nowo życia, poznaje siebie samą, zmartwychwstaje. Już chce żyć
inaczej…-Pora na terapię, jest to forma obłędu, różnego od utraty kontroli,
zawyrokowała Oddziałowa. -rzuciłem mu do portek małą myszkę i umarł ze strachu,
pułkownik krzyknął. -Nic mu nie dolega, kontynuowała Oddziałowa. Gdy ona wyszła
pułkownik mówił jakby do siebie: – Marsjanie zaatakowali ziemię, powiedział
cicho niespodzianie. (Pułkownik trzyma rozkrzyżowane ręce, następnie  jedną rękę podnosi do góry) -Bracie! powiedz mi, coś ty za wielka osoba? „Jam nie osoba, jam się dawno w krzyż zamienił. Ja byłem krzyżem w Chrystusa męce, Do mnie zmarłego przybili; A jam go zamiast
ćwieków unosił za ręce, Jak małe dziecię, gdy kwili. Jestem krzyżem; gdy papież
daje krzyża drzewo, Nie wierzcie! ja mam nogi, rękę prawą, lewą, Nic ze mnie
nie ubyło, niech kto części liczy. (Smutnie mówi) Boże! odwróć ode mnie ten
kielich goryczy.” Tu przerwał, lecz tylko na chwilę: „Ciszej mów! nieba sufit
lazurowy Trzymając na tej dłoni, zasłaniam świat cały. Niebo, słońce, księżyc
biały, Chcą upaść ludziom na głowy; Lecz ja stoję pod nieba nachylonym stropem,
Znużony, tęskny, bezsenny. Módlcie się do mnie, jam zbawca codzienny, Zasłaniam
ludy przed nieba potopem… Spijcie, ludzie! dobrej nocy!” (Przez moment
odpoczywa). „/…/Ty chciałeś zabić widmo, poświęcić się za nic. O! złota rybko w
kryształowej bani, Tłucz się o twarde brzegi niewidzianych granic; Mały
kryształ powietrza, w którym pluszczesz skrzelą, Jest wszystkim, a świat cały
nicości topielą. Myślę. Cierpię.” (W tym miejscu zdobyłem się na odwagę i
mówię:) -Nie myśl. -Nie mogę, powie. „Szatanie! Przyszedłeś tu zabijać duszy
mojej duszę; Ostatni skarb wydzierasz, własne przekonanie; Ostatni promień
gasisz. Niechaj Bóg litościwy wyrwie z twej paszczęki.”(por. J. Słowacki,
Kordian) Wyłączyłem światło, choć przyszło mi na myśl jeszcze jedno zdanie z
Biblii: „Błogosławiony, kto umie oprzeć się pokusie.” Mijają dni, miesiące.
Teraz muszę skończyć tę historię. „Koniec, kropka, bomba, kto nie skończył, ten
trąba.” Oczywiście stoimy osobiście rozczarowani, gdy widzimy, że zamknięta
kurtyna wszystkie tematy na nowo jeszcze raz może otworzyć! To może właśnie to
dobro, które po nas zostaje. Dziś jest mój pogrzeb. A jak się to stało? Chodziłem
po górach, przeziębiłem się i dostałem zapalenia płuc. (Przepraszam, że w moich
tekstach jest dużo niekonsekwencji, ale to jest rezultat poszukiwania języka
komunikacji z czytelnikiem. Jak powiedziałem wszystkie opisane tu przypadki czy
zdarzenia, choć oparte na faktach, są jedynie wymysłem autora, S.B.)

Leave a comment