łaska powołania

Stanisław Barszczak, Wolność rozbrzmiewa na zboczach,

 I

Nazwali mnie Karol…. Urodziłem się z ciekawości, świat mi się bardzo podobał. Ponieważ możliwości człowieka są niewyczerpane, jeszcze dziś świat robi na mnie wrażenie. I to wtedy, kiedy prezydent uderza w pozytywny ton, gdy mówi o zapewnieniu ludziom pracy, o gwarancji ochrony przed brakiem siły na rynku gospodarczym i skutkami obecnego kryzysu. Ale również gdy matkę Ziemię nawiedzają kataklizmy. W czasie niebezpiecznych pogróżek, w świecie intryg… kiedy ludzie zastąpili emocje strachem, gdy twoi synowie tato nie mają imion, gdy matka postanowiła umrzeć, oto pijak jakiś niepewnie idzie brzegiem jeziora, a w rezultacie „stanu nieważkości” tonie w jeziorze, z słowami na ustach: „już nie chcę żadnej miłości”. Gdyby wszyscy zrealizowali marzenie, byłoby tu pusto… Pewnego razu w naszych czasach było trzęsienie ziemi: ale tym razem było mocniejsze niż kiedykolwiek, od czasu wymyślenia skali Richtera
umożliwiającej nam zmierzenie apokaliptycznych ostrzeżeń. Przechylił się szelf kontynentalny. Te wstrząsy powodowały często powodzie; trzęsienie ziemi, ten kolos, spowodował odwrócenie prawideł, ocean wycofał się niczym ogromny  oddech natury. Ukazał się najbardziej
tajemniczy poziom naszego świata: uformowane morze, zniszczone statki, fasady
domów, kandelabry bawialni, ubikacje, pirackie klatki,  ekran telewizora, poczty mailowe, kadłub
statku powietrznego, armata, marmurowe tułowia, karabin, metalowy pancerz
autobusu turystycznego, źródło chrzcielne, automatyczna zmywarka, komputer,
owinięte miecze, skamieniałe monety. Dziwne spojrzenie galopowało pośród tych
rzeczy; ludność, która uciekła z ich zatopionych domów na marynarskie wzgórza,
spadła w otchłań. Gdzie tylko na lądzie czy w dole zdarzył się jakiś wypadek,
on bardzo ich trapił, i nastała naga cisza. Ślina morza błyszczała nad tymi
obiektami; i potem czas już nie szedł, nigdy; istnieją w dole (materialności),
istotności przeszłości i teraźniejszości , które nie znajdują już chronologicznego porządku, wszystko jest jedno, wszystko jest niczym – lub też wszystko jest na raz pochłonięte, niczym czyjaś własność… Albo wszystko jest ojczyzną… Ojczyzno, ty jesteś jak zdrowie, nie żal dla Ciebie żyć, nie żal i umierać. Tyś dumna, święta, więc niech z każdego zbocza tej ziemi rozbrzmiewa
wolność… Modlę się teraz, by wszystko to, krzyż codzienności i twórcze trwanie,
nie poszły na marne.

Kochana Stasiu!

Jestem w pociągu… siedzą ze mną inni pasażerowie. Pan Heniek opowiada w nim historię swoich licznych, często burzliwych związków z kobietami; w większości są to przelotne przygody,
w których trudno doszukać się jakiejkolwiek romantyczności. Jego język jest
niewybredny, czasem rynsztokowy. Wierzę jednak mu, bo w jego opowieści jest i
wrażliwość, i uczucie. Jestem bardzo szczęśliwy, a co może za tym iść chciałbym
służyć ludziom najlepiej, jak tylko potrafię. Ty wiesz, nie sądziłem, że kiedyś
będę w tak atrakcyjnych okolicach. Wadowice. „Moje oczy już objęły słoneczne
wzgórze, biegnąc daleko wprzód od drogi, jaką zacząłem. Jesteśmy pochwyceni
przez coś, co nie można chwycić; To ma swoje wewnętrzne światło, nawet z
dystansu- i zmienia nas, nawet gdy nie sięgamy tego czegoś istotnego, na coś
jeszcze, w czym mocny sens tego czym już zawsze jesteśmy; kiedy gest odwraca
nas ku czemuś, co odpowiada naszej własnej fali… a co czujemy jak przejście
wichru po naszych twarzach. (R.M Rilke, 1924) Nie tak dawno było sobie
miasteczko, każdy znał swoje miejsce, a jeśli się zapomniał, to mu wskazywali
właściwe miejsce. W czasach głodu, podczas światowego kryzysu gospodarczego z
1929 roku, dochowali wierności tradycji… Pamiętam Tata miał mnie zapisać na
trzecie kolonie w moim życiu, następnie pierwszy dzień szkoły- październik, 17.
Jako nastolatek miałem ciężkiego fioła na tle sportowych gier zespołowych.
Wówczas oglądałem majowych kolarzy, mecze piłki nożnej z udziałem kadry K.
Górskiego. Z czasem spędzałem długie godziny na lekturze książek. A ty miałaś
trzydzieści siedem lat, niewiernego męża i dorastającą córkę oraz syna…
dwadzieścia cztery lata temu wygrałaś wielki konkurs, czy na przekór
wszystkiemu postanowiłaś upomnieć się o nagrodę z przeszłości. Wyruszasz do
Wadowic, by wreszcie, po ćwierćwieczu, zobaczyć się z papieżem…. Czy ponowne
spotkanie zmieni cokolwiek w pozbawionym miłości życiu? „Święty Marcin pije
wino, wodę pozostawia młynom”…. Wojtek, wasz tata, już był w niebie. I oto nawet
nie spostrzegliśmy się, a już byliśmy u celu podróży… Wadowice, pamiętam radowałaś
się tą chwilą. Ale o tym opowiem Ci w następnym liście.

Kochana Jasiu,

Chciałbym Ci opowiedzieć o naszym spotkaniu w Wadowicach. Bo wiesz, Wadowice
to nie tylko to, co wczoraj, ale to z sprzed lat trzydziestu, mam obraz miasta
w pamięci, który chciałbym przywołać. Żeby na nowo rozpoznać te rzeczy, jak na
przykład obecność Żydów, wojska w mieście, trzeba by rozpoznać właśnie inny akt
rzeczy, podać dokładną genezę narodzin kultury mieszczańskiej w Drugiej
Rzeczypospolitej, solidarności uczyć i przekonań. Nie dysponuję wystarczającym
czasem, by tego dokonać. Kochana Jasiu. Teraz wiem, że jeden kraj jest
nam pisany… nie próbuj się nade mną litować… Jeden żołnierz powiedział raz:
zbojkotujmy moralność! Ale jeśli zamkniesz drzwi, noc będzie trwała wiecznie.
Widzisz, dziś akt rzeczy jest brutalny, czy tego uczył nas papież? Zacząłem skokami pisać swoje życie dla innych… mając siedemnaście po raz pierwszy wybrałem się w podróż do Warszawy, tam i z powrotem. Potem były inne „wstrząsy” w mym życiu, a i emocji nie brakowało… Może dlatego teraz te podróże po świecie, które jak mniemam są kontynuacją tamtego pierwszego
początku… Ziemia nazwana Wadowice. To tam, a potem w Krakowie, mieszkałem z
tatą. Raz któraś z dziewcząt zagadnęła mnie w drodze do szkoły: -hej
cześć, -moja siostra nie może skakać, ma chorą nogę, ma wojenną rentę. Nic nie
odpowiedziałem, -Moja mama mówi, że nie masz taty, -Mam, tylko go nie znam
(odpowiedziałem natrętnie). Po drugiej wojnie światowej powracałem do Wadowic jak do Monterey czy Coqueville. Miałem za sobą pierwsze lektury książkowe. Czy po
śmierci mamy straciłem dom? „Nie, tylko sposób na przemieszczanie się z
miejsca na miejsce.” Pamiętam był piękny pogrzeb, a wówczas bardzo mocno
zabrzmiały słowa zaczerpnięte z biblii: błogosławiony, kto umie oprzeć się
pokusie… wielkości, potem to słowo przydawałem do cytatu po wielekroć. Kiedyś namalowałem Cię Jasiu. A ty jakbyś powiedziała wówczas do mnie: -odmłodziłeś mnie (na obrazie), dyplomata z ciebie. Jedliśmy śniadanie w restauracji… co za dziura… Krzysiu był taki młody… Nagle
nastąpiło oberwanie chmury. Leje jak jasna cholera, znajdujemy jakąś taryfę…
pędzimy do plebańskiego domu. W domu Matki przy Wadowickiej farze nie robiliśmy
z Adamem modeli ptaków, a tym bardziej ptaków fruwających, a szkoda. Raz
siedzimy w kinie vis a vis szklanej gabloty, w której znajduje się gigantycznej
wielkości pstrąg, jak się wydaje – wypchany. Co chwila podchodzi do nas nowy
„właściciel ryby” opisując w jaki sposób dokonał tego „wielkiego połowu”. W
końcu barman dementuje wszystkie te historie przyznając, że to on dokonał tego
dzieła. Ktoś przypadkowo strąca gablotę i wtedy okazuje się… że pstrąg był z
gipsu. Innym razem usiedliśmy pod wierzbami…. Przystąpiliśmy do drugiego
śniadania… ale oto naruszyliśmy prawo własności- bo siedzieliśmy w karoserii
samochodu na ogrodach sąsiada. Ale kiedy z daleka już słyszymy krzyki sąsiadki,
zaraz bierzemy nogi za pas i biegniemy do plebańskiego domu. Ksiądz Zacher
bardzo nas polubił. Opowiadaliśmy mu o naszych marzeniach teatralnych,
dziewczęta chichotały. Ale gdzie będziemy w tym samym czasie w przyszłości, nie
było mowy o tym w naszym dzieciństwie. „Po maturze chodziliśmy na kremówki”. Cukiernia
znajdowała się tuż za kościołem… Pamiętam pewnego razu, iż ekspedientka mówiła
do nas od drzwi: -Coście za jedni. -My w sprawie ciastkarni… Częstując się
ciastkiem Kasper mówi: rewelacja, ale nie moje ulubione… To jest dramatyczne w
naszym życiu, że potrzebujemy rozrywki… Potem przyszło lato. Lato stopniowo
pęczniało od kwitnących rzeczy. Ciężkie słoneczniki wypłakiwały się nad
ogrodzeniami; Iris nęcił lokami i brązowiał po krawędziach daleko od ich
purpurowego serca; uszy kukurydzy nachylały na wietrze ich delikatne włosy do
swych łodyg. A chłopcy. Piękni, piękni chłopcy, którzy kropkowali krajobraz jak
klejnoty, rozdzielali powietrze swymi krzykami po polach i zapełniali teraz boki
Skawy z ich świecącymi mokradłami. Nawet ich ślady wydawały za nimi zapach
dymu. To było tego lata, lata ich dwunastych narodzin, lata pięknych czarnych
chłopców, którzy stali się niecierpliwi, zastraszeni i otyli- wszystkim tym w
tym samym czasie. Mietek i ja wbijaliśmy słupy w łożysko Skawy. W tym rtęciowym nastroju w
lipcu wędrowaliśmy boso po dnie rzeki wyczekując intrygi. Postanowiliśmy udać
się w dół rzeki gdzie chłopcy czasami pływali. Mama czekała na ganku, gdy
pobiegłem do domu, do ubikacji. Następnie schodami przeszła kuchnię, gdzie
Hania siedziała z dwoma przyjaciółkami, Marysią i Walerką. Dwie kobiety
zażywały świeżego powietrza przy otwartych oknach, patrzyły na Hanię wyjmującą
z pieca jakieś ciasto, wszystkie rozmawiały swobodnie o tym i tamtym, i kręciły
się wokół, kiedy ja na powrót przeszedłem do problemów dzieci mego wieku… Świat
obiektywny mienił się różnymi kolorami tęczy. Co wielkie w kobiecie, to leży w
jej mentalności… oto ja jestem kolosem, wielkim, stąd muszę być dorosłym… Stałem
się gorliwym czytelnikiem „Prawdziwego nabożeństwa do Najświętszej Dziewicy
Maryi” św. Ludwika Grignon de Monfort, oddałem się w niewolę Maryi, przyjąłem
jej duchowe macierzyństwo. Pięknym być, to być zakochanym… w tym sensie stałem
się lepszym. Święty Ojciec Rafał Kalinowski, czciciel Maryi Dziewicy, umarł piętnastego
listopada 1907 r., w klasztorze w Wadowicach, który założył i którego był wtedy
przeorem, stąd jego śladami zapragnąłem podążać,  powiedziałem sobie wówczas, nie robię kariery, nie stoję na scenie … Już w tym czasie bez wysiłku słuchałem radia, bardzo
dobrze rozumiałem piękne audycje polskiego radia, potem nadeszły straszne dni
wojny. Pamiętam rozmowę z tatą przez telefon o przeprowadzce na „Tyniecką” do
Krakowa, w ostatniej chwili odkładałem słuchawkę, serce biło jak ociężałe… Tata
umarł zaraz po wojnie, nie był to niemiecki granat… Po wojnie nie przestałem
słyszeć radia, spiker zawieszał na chwilę głos, następnie mówił: tu „Wolna
EUROPA”. Były to radosne momenty dnia, gdy miłość i honor były cenniejsze niż
życie… Raz miałem wypadek w Krakowie. A było to tak. Wracałem z pracy w
Zakładzie Solvay. Byłem po bogatej lekturze duchowej. Nasłuchałem się też wielu
rzeczy w pracy. -Kiedy zamkniecie kamieniołom, mamy kłopot… W tym dniu poznałem co to jest dyscyplina, kiedy na teren zakładu weszli żołnierze. Wstawiłem się za szeregowcem. -Podam cię do raportu. -Nie trzeba, to tylko żołnierska sprzeczka! -Jeśli nie wierzysz w to, co robimy, nie
bierz w tym udziału. Możesz nosisz ideały białych, ale zawsze pozostaniesz
tylko czarnuchem, znęcał się nad szeregowcem sierżant. -Bez wątpienia jest Pan
porządnym żołnierzem, ale traktujecie ich za ostro, zacząłem… -To pana znajomy?
-Razem dorastaliśmy, odpowiedziałem. -Niech jeszcze trochę dorośnie, perorował
sierżant. Nie rozumiem tych ludzi, uczucia przyjaźni, nie chcę żeby cierpieli z
powodu mojej słabości…- „Słabość jest źródłem wszelkiego zła w świecie,
powoduje tragizm u wszystkich zaangażowanych/…/ Chciałbym pracować za trzech
ludzi, którzy nie martwią się o nic, nawet poza sobą; i nie czynią starania o
panowanie nad światem… wówczas uczyniłbym coś z pewnością naprawdę wielkiego.” Naprzód
chłopcy, mówiłem sobie, rozłączamy się tedy na zawsze- powiedziałem zaś Adamowi…
Pewnego dnia, a było to jeszcze podczas wojny z Niemcami, w celu zasięgnięcia
artystycznych informacji, wybrałem się do koleżanki ze studiów. Kamienica była
okazała. Ale ja nie znałem nazwiska tej kobiety, nie było żadnych sztukaterii
na klatce schodowej, wszystko już zniknęło… być może zobaczyłem to wszystko za
późno… na schodach nie spotkałem nigdy nikogo nowego. Wysłano mnie na trzecie
piętro. Kiedy otwarła mi drzwi tylko usłyszałem: -Wczoraj zrozumiałam, że muszę
żyć, jest tyle rzeczy o których nie wiem… Mogłabym się w Tobie zakochać, wiem
żebyś mi nie powiedział! Chyba dwukrotnie poruszyłem temat opowieści miłosnej
na naszym wczorajszym spotkaniu. Niejedna pani już mówi wstrząśnięta konkretnie
do żywego, że to nie przysługuje mi przedstawiać. Zupełnie nie wiem, ale Pani-
zwróciłem się bezpośrednio do pani Danuty stojącej w drzwiach- uważa miłość za
coś obraźliwie obscenicznego, ponieważ literatura światowa rozprawiła się z tym
tematem tylko raz, a dobrze. Ja nie chciałbym tego czynić, uważać tak mocno na
nieistotę rzeczy. Co działo się potem z panią Danutą długo nie wiedziałem,
zresztą wcale za nią nie tęskniłem. Zastosowałem jeden lek, w który wierzę, tj.
świadomość życia… W Krakowie jak wiesz zamieszkali z nami państwo
Kotlarczykowie. Mietek teraz żonaty stał się moim teatralnym mentorem. Był czas
wojny. Powiem ci tak: „Trwają poszukiwania zaginionego skarbu Napoleona. Spisek
zawiązany w celu przejęcia niewyobrażalnego światowego bogactwa, zaczyna
przybierać niepokojące rozmiary. Tylko jeden człowiek może powstrzymać tę
niebezpieczną grę. Były agent Departamentu Sprawiedliwości ma jednak dużo do
stracenia. Czy jest gotów postawić wszystko na jedną kartę?” Etap wewnętrzny
bohatera musi płynąć wąską rzeką narracji dramaturga. “Początki tego
teatru wiążą się z moim mieszkaniem,(Tyniecka 10) do którego Kotlarczyk wraz z
żoną Zofią wprowadził się po przedarciu się z Wadowic do Generalnej
Guberni.(…) Był to teatr bardzo prosty. Strona dekoracyjna i widowiskowa była
zredukowana do minimum, natomiast wszystko koncentrowało się na recytowaniu
poetyckiego tekstu”. Teatr Rapsodyczny utworzyło 22 sierpnia 1941 r. katolickie podziemne ugrupowanie polityczne “Unia”, jako przejaw oporu myśli i ducha wobec okupanta. Kierownictwo teatru powierzono mojemu teatralnemu mentorowi Mieczysławowi Kotlarczykowi. Pierwsza premiera, “Król-Duch” Słowackiego, odbyła się 1 listopada 1941 r. Następne to: “Beniowski”
i “Samuel Zborowski” Słowackiego, “Hymny” Kasprowicza, “Godzina” Wyspiańskiego, “Portret artysty” Norwida, “Pan Tadeusz” Mickiewicza. Cdn. (wszystkie wypadki opisane w tej
historii są ‘nieprawdziwe’S.B.)

Leave a comment