Rehabilitacja pacjenta

Stanisław Barszczak, Odwrotna strona miłości

W nazwisku moim można wyczytać germańskie pochodzenie: Józef Heine. Stałem się emerytowanym polonistą, o którym może nie raz słyszeliście, z laseczką, przygarbiony nieco, jeszcze teraz od czasu do czasu możecie mnie ujrzeć jako posiwiałego schludnie ubranego pana na ulicy Janikowskiego. 15 czerwca 2011 roku Oddział Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza z Częstochowy uczcił 20. Rocznicę mojej śmierci, jako znakomitego częstochowskiego polonisty i działacza, niezwykłego człowieka, świetnego mówcę, popularyzatora twórczości Słowackiego. Żyłem w trudnych czasach- między wojnami, w tym wielki kryzys końca lat dwudziestych ubiegłego stulecia, II wojna światowa, tajne nauczanie, powstanie warszawskie, potem socjalizm… Mój entuzjazm i zapał zdawały się unieważniać okoliczności zewnętrzne. Żyłem według słów „Pieśni filaretów”: „Mierz siłę na zamiary, Nie zamiar podług sił.” Widzicie, moją biografią można by obdzielić kilka osób. Najpierw studia w Krakowie: prawo, filologia polska, pedagogika i etnografia. Na polonistyce jako student Józefa Kallenbacha zaangażowałem się w sprowadzenie prochów Juliusza Słowackiego na Wawel w 1927 roku. Brałem udział w delegacjach
do marszałka Józefa Piłsudskiego oraz ówczesnego Prezydenta RP, a następnie w imieniu studentów witałem prochy wieszcza-poety u bram Krakowa. Po studiach kilka lat pracowałem jako nauczyciel w gimnazjach w Rydzynie oraz Krakowie, gdzie przygotowałem operę uczniowską „Ku świtom”, którą wystawiono w Teatrze Bagatela przy współudziale uczniów ze szkoły muzycznej. 2 czerwca 1931 roku przybyłem do Częstochowy i zamieszkałem na ulicy Braci Domagalskich. Z III Aleji bramą możecie wyjść dokładnie na mój wieżowiec, który łatwo rozpoznawalny oczekuje was zaraz po lewej stronie. Tutaj podjąłem pracę w Gimnazjum im.
Romualda Traugutta, gdzie pracowałem do 31 sierpnia 1951. Wychowankowie z wielką czułością wciąż wspominają mnie jako popularnego „Mikołaja”. W 1934 przyczyniłem się on do powstania Osiedla Gimnazjalnego w Olsztynie. W Częstochowie organizowałem „Wieczory Poezji Współczesnej”, przygotowałem też adaptację „Pani Twardowskiej”, montaż „Żywot mówiony Juliusza Słowackiego” oraz „Pana Geldhaba” Aleksandra Fredry. Równie aktywnie działałem poza szkołą. Nie ustawałem w pracy naukowej-prowadziłem badania nad pobytem Zygmunta
Krasińskiego w ziemi częstochowskiej, odnalazłem kilka rękopisów i nieznane listy poety, sztambuch Elizy Branickiej Album Trzech Wieszczów, opublikowałem listy Narcyzy Żmichowskiej i Zofii Węgierskiej, byłem także zbieraczem rękopisów, listów Mickiewicza, Ryszarda Berwińskiego czy Józefa Ignacego Kraszewskiego. Zaangażowany byłem także w życie kulturalne miasta.
Współpracowałem z czasopismami „Tor”, „Drugi tor” oraz „Czasopismem Literackim”. Współorganizowałem spotkania kabaretowe, wieczory literacko-artystyczne w Teatrze Kameralnym oraz coroczny Karnawał Uliczny. Publikowałem w „Ruchu Literackim”, w kolejnych numerach „Ziemi Częstochowskiej”, a od 1932 r. zajmowałem się krytyka teatralną na łamach „Słowa Częstochowskiego”, współpracując z ówczesnym dyrektorem Teatru Kameralnego, Iwo
Gallem. W 1959 roku zostałem wicedyrektorem Muzeum Częstochowskiego, obejmując
kierownictwo działu etnografii, a także opublikowałem książki: Dzieje literackie Częstochowy (1974-75) oraz Historia literatury ziemi częstochowskiej (1982)… Po odejściu z II Liceum Ogólnokształcącego zostałem kierownikiem działu programowego Technikum Górnictwa Rud Żelaza (1951-1959), a w 1960 Senat Politechniki Częstochowskiej powołał mnie do prowadzenia lektoratu z historii nauki. Coraz silniej stymulowałem częstochowską inteligencją. Jedną z form było powołanie do życia 24 listopada 1956 roku Oddziału Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza. Byłem przewodniczącym Oddziału do 1986 roku. Chciałem, by Oddział upowszechniał literaturę oraz wpływał na poprawę kontaktu czytelników z dziełem literackim,
dlatego organizowałem wiele wystaw i sesji naukowych, na które zapraszałem profesorów wiodących ośrodków naukowych oraz znanych ludzi kultury z całej Polski… Towarzystwo posiadało własne wydawnictwo ciągłe- „Komunikaty Naukowe” lub „Prace Naukowe”. Jako profesor zamarzyłem także o humanistycznej szkole wyższej w Częstochowie, w naszym mieście, a nawet o uniwersytecie. To były początki Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Osobiście dbałem również o rozwój naukowy swoich współpracowników. Zorganizowałem nieformalne Studium Doktoranckie, skupione wokół profesorów-przyjaciół. Nauczycielstwo traktowałem jako powołanie, obowiązek wobec Ojczyzny i młodego pokolenia. Przekazywałem uczniom wiedzę, przygotowywałem ich do samokształcenia, ale przede wszystkim własnym przykładem propagowałem aktywną postawę życiową. Niemal do końca pisałem „Pamiętniki życia”. Zmarłem jako profesor -jak to się pięknie mówi- 15 czerwca 1991 roku. Tak już wiecie odszedłem „na zasłużony odpoczynek”, choć nie zastrzeliłem ani Arcybiskupa, ani nie sprowadziłem Papieża do Polski.  „Ludzie nie umierają,
robią kaput”, mówili mi potem Niemcy. Byłem częstochowianinem z wyboru- urodziłem się w Łodzi, studiowałem w Krakowie, ale w naszym mieście zapuściłem korzenie. Marzyłem, by właśnie to miasto stało się ważnym ośrodkiem kulturalnym i naukowym, i pracowałem nad tym
każdego dnia. Ktoś powiedział, jesteś naiwny, tedy zacząłem pisać „Tagebuch”, dziennik ludu. Otóż jeszcze nie istnieje człowiek, który to by odtworzył -„zrodził”- te wszystkie wydarzenia z epoki, które ja wam tutaj przedstawiłem, po swojemu opisał i przekazał obiektywnie potomnym. Długo nawet czekałem kogoś z gitarą, by do mnie przyszedł i te moje emocje, „zadania polskie szkolne”, swą grą wyśpiewał. A niezależność deformuje. Wydało mi się ostatnio, że nawet w pięknym imieniu, w każdym głosie, czy tonie, czuje się zależność naszą od matki, nawet syna,
czasem od ojca. Dlatego to „pośmiertne” spotkanie z wami „przez blog”, sprawia mi ogromną radość, zachęca do konkretności w pisaniu. Nawet odebrałem kilka listów z zagranicy w kwestii poprawienia szaty graficznej blogu, zatem powiedziałem przyjacielowi, byśmy w najbliższym czasie przeredagowali mój blog, tym samym uratowali myślenie życzeniowe. Pośród odbiorców moich tekstów są czytelnicy, ale też przeciwnicy, figury naszej ery i inni. A niekonsekwencji na blogu wiele. Czy jestem absurdalny, chyba nie? Na przykład na łamach blogu nigdy nie
omawiałem książki, która mi się nie podobała. Owszem, może poruszyłem tematy trudne, zdeptania, obrazy uczuć ludzkich… A teraz moja ostatnia różnica: czy miałem odwagę w życiu? Z pewnością tak, ale poza łaską z nieba nikomu jej nie zawdzięczałem, nawet mamie; choć, to co świadome w moim życiu otrzymało jak widzicie z mojej biografii pełną legitymizację. Przyznam, że należało mieć wiele samozaparcia, żeby coś zrobić; to przeobrażało się od czasu do czasu jednak w chwilowe niezrozumienie. A trzeba mi było iść na „inny brzeg”, czytamy w biblii: ”przeprawmy się na drugi brzeg”. Osobiście w tej mierze nie wyobrażałem sobie mało czynów dokonać, ale zapragnąłem obrazów pod wspólnym tytułem: chcieć rzeczy wielkich,
realizowanych, choćby z najśmieszniejszą miną.  Dzisiaj jakby Bóg zostawił nie tylko mnie, Bóg
dzwoni do mieszkania każdego z nas. „O czym marzył Pan, Pani tej nocy,” zapytał? Przez lata nie chciałem nic innego, jak ton wierszy Mickiewicza czy Gałczyńskiego usłyszeć. Bo niektórzy piszą liryki, które nie są lirykami. Pewnego dnia jednak sobie powiedziałem, kochaj wszystkie osoby, które mają szczęście stać przy tobie. Kto kocha czyni wszystko dla dobra swych dzieci. Przeznaczeniem Częstochowy jest pokazać wielkość wiary w obliczu niewiary- bo wiara jest
poznaniem… Korzystając z okazji, ostatnio ktoś od was zakręcił do mnie, drogim mieszkańcom miasta Częstochowy życzę wszystkich łask z Jasnej Góry, pokoju i dobroci. Gra mediów współczesnych podsuwa różne nam myśli pod rozważenie: dla mnie ważne jednak nie miejsce, które tutaj chronimy i okupujemy; ale frekwencja ludzka, zdolność wiary boskiej… móc wierzyć, kochać -to jest moja druga strona życia, moje słowo prawdziwe… naprzeciw także stwierdzeniu, że wiara człowieka redukuje religijne poznanie… Spójrzmy wokół: poprzednia generacja, jak ja to oceniłem wczoraj, napisała coś wielkiego, wielkimi słowami jedyne hasło, mianowicie „Solidarność” – i to tak wysoką polszczyzną, której nie możemy ogarnąć. Skądinąd i ja w tej
dobie mogę powiedzieć nie to, co wiem, ale czym jestem, i chciałbym to czynić z artyzmem, z odtworzeniem ostatniego rzemiosła pisarczyka. Bo co to jest mowa- to powiedzieć coś tak pięknie, o tym co „nie jest”.  Móc wierzyć i być muzykalny, o te dary dla mieszkańców Częstochowy proszę Matkę Boga, Naszą Czarną Madonnę z Częstochowy nieustannie, chyba z nieba, tak sobie myślę. Częstochowa jest w moich oczach więcej, jak „Pan Tadeusz”, i to też chciałem tutaj wam powiedzieć.

Leave a comment