Ostatni ślad cd.

Stanisław Barszczak, Jak zostać papieżem,

Mama krzątała się po mieszkaniu. Mama miała kogoś, ale nie chciała wychodzić za mąż. Maniuś zastanawiał się przez chwilę jakby przeżył brak matki, jakby się poczuł, gdyby mu matka umarła. Pamiętał potem długo owo zdziwienie w pokoju matczynym, ślepą boleść dziecięcą… Targają nim jednak nowe namiętności, których źródło znajduje w historii. I tak jest rok 1812, La Grande Armée wkracza do Rosji. Rozpoczyna się wojna, która na wiele dziesięcioleci zmieni oblicze Europy i światowy układ sił. Francuzi, Rosjanie i przedstawiciele wielu narodów Starego Kontynentu ścierają się w śmiertelnym boju. Jednak to nie jedyna wojna, która toczy się na skutym lodem łonie Matki Rosji, równie bezlitosne starcie wstrząsa światem magicznych istot, które od wieków zamieszkują bezkresne przestrzenie mocarstwa. Oto Pani Zimy, okrutna Królowa Śniegu, wykorzystuje panujący chaos do swoich celów i dąży do nowych podbojów. Pragnie tylko jednego: by świat opanował wieczny mróz, a chłód śmierci zgasił żar życia. Te ambicje zagrażają zarówno królestwu jej magii, jak i światu śmiertelników… W tym czasie Maniuś wczytuje się z zapałem w losy bohaterów Trylogii Henryka Sienkiewicza. Mamy tam feerię namiętności z obu biegunów uczuciowego uniwersum: brutalnie torturowany przez pałającego żądzą zemsty Nowowiejskiego Azja i Wołodyjowski, ze wzruszeniem, w modlitewnym skupieniu żegnający się z ukochaną przed wielką bitwą. Esencja miłości w Ketlingu i jurna zawadiackość Basi. Dramaty uczuć w tej części Trylogii Sienkiewicza obserwujemy na pierwszym planie. Wydarzenia historyczne dopiero na drugim. Siedemnastowieczne tło nie przeszkadza przy tym wcale w żywym odbiorze fabuły. Ściany mierzone łokciami, krew na wąsach okrzepła i zbójcy skryci w głębokich pieczarach nie zakłócają naszego współczesnego obcowania z książką. Powieść porywa i ze swym nurtem niesie daleko… dziś jednak nie pod Kamieniec, czy pod Chocim, ale w rejony nabrzmiałe emocjami, na tereny, gdzie słowa wiele znaczą, a honor jest wartością, wcale nie abstrakcyjną… Jak zostać papieżem? Europa jest dzisiaj w każdym bądź razie więcej lub mniej jedynie wielką Szwajcarią, powiedział Pan Zbigniew Brzeziński, świadek moich czasów, persona numer dwa w administracji Jimmy’ego Cartera. Na zapytanie o jego kontakty z papieżem Wojtyłą, czy ten ostatni jest figurą polityczną Pan Brzeziński odpowiadał: „Znam papieża osobiście. A nawet powiedziałem mu raz: Kiedy rozmawiam z prezydentem Stanów  jednoczonych, to mam wrażenie, że rozmawiam z przywódcą religijnym; kiedy rozmawiam z Waszą Świątobliwością, to mam wrażenie, że rozmawiam z przywódcą państwowym. On uśmiechnął się. Mam nadzieję, że mu się to spodobało.” Mężczyzna cieszy się szczęściem, które czuje, kobieta szczęściem, które daje. W tym sensie byłbym nawet kobietą, bo cieszę się na myśl o szczęściu, które daję. W naszych czasach człowieczeństwo nie jest doskonałe; zarówno pod względem dobra jak i zła. Zbrodnia ma swe cnoty, tak jak uczciwy człowiek ma swe słabości. Tym samym doskonałym znaczy obecnie: pozostawać małym i wszystko tłumaczącym sobie chłopcem… W pokoju skromnego hoteliku w Abidjanie „La cote du repos” Maniuś od razu myślą powrócił do wakacji spędzanych w młodości w domu wujka Wojtka, na wsi pod Dubieckiem w ziemi przemyskiej. W pokoju było jasno, a ja zmęczony od odbijającego się w mych oczach nasłonecznionego piasku, nic nie widziałem, tylko ciemność. Ta sama przestrzeń przemieszczania się po pokoju, ten sam metraż i rodzaj zasłon na oknach, identycznie pobielone ściany. Maniuś poczuł się tutaj młodym i bardzo szczęśliwym… Kolejnego dnia miał udać się w daleką podróż, ale przepadł bez wieści w tym hoteliku nad Atlantykiem, rozmiłowawszy się w płytkim, małym basenie, w najpiękniejszym jaki może istnieć dostępie do szerokiej, piaszczystej plaży, poddał się miejscowej kuracji, niczego nie powtarzał. Maniuś słyszał groźniejszy napór fal i słaby świst własnego oddechu… Nie mógł się nadziwić, że świat jest tak szeroki. Na półkach w zaimprowizowanym barku (który w Abidjanie nazywają „maki”) dostrzegł książki poznanych autorów: Harukiego Murakami, Michała Houellebecq. Bardzo się ucieszył na możliwość lektury dobrej książki. Mówi się, spaczonego charakteru nie wyprostujesz tak łatwo. Ale tutaj w hoteliku nad Atlantykiem, na drodze, która biegła tuż przy oceanie, równolegle do morza, z lotniska Féliksa Houphouët-Boigny’ego do Grand Bassam, słoneczna pogoda nastrajała go jednak lekceważąco do codziennych obowiązków. Nie spał tej nocy, teraz chciał coś rysować na piasku w oparciu o emocje zaczerpnięte z własnego życia. A była to wizja jasnej przyszłości.  Po sąsiedzku, na innym podwórcu, chłopcy grali w piłkę. Najstarszy z nich obciągnął kurtę i przyłożył gwizdek do ust… Tak beztroska młodość Maniusia przeszła w bardziej świadomy i dojrzały okres jego życia. Nie ulega wątpliwości, że w obliczu największej próby całego pokolenia, tj. w 1989 roku miał zupełną świadomość, jak mało znaczące są moje własne, nie znane nikomu przeżycia. Jego celem nie było żadne porównanie. Ta myśl nie przyszła mu nigdy do głowy. Miał poczucie samego siebie, lecz w zupełnie innej skali, jak mała kropla przeciw gorzkiemu ogromowi oceanu. Tym bardziej teraz, gdy znalazł się w dalekiej Afryce, na Wybrzeżu Kości Słoniowej. W Yamoussoukro ksiądz Stanisław oprowadził go po Bazylice Matki Bożej Naszej Pani Pokoju, a ksiądz Cezary wdział Kurtę-koszulę, choć zostawił ciuridar- białę togę i zawiózł go do rodziny chrześcijańskiej. Na ścianie kalendarz, zdjęcie papieża Wojtyły i Benedykta-Niemca. Maniuś przechodzi głęboką próbę charakteru. Biorąc na siebie ogromną odpowiedzialność za współczesny obraz Europy i świata, otwierając się na idealne warunki i bezwietrzne wody Tyrreńskiego Morza, z dziką determinacją przetrwania dociera w końcu do portu przeznaczenia, do Rzymu. Morze było teraz gładkie jak oliwa, śpiew syren niezrównany zastąpiły występy jakiegoś młodzieżowego, familijnego zespołu. „Jesteśmy na plaży całą rodziną.” Po szesnastu latach podróży ku Rzymowi poznał już prawie wszystkie zakątki wiecznego miasta. Pewnego dnia ukląkł w kościółku w Domu Polskim, na via Cassia. Ołtarz płonął już w ciemności… Jezus wisiał na krzyżu przebity ogromnym gwoździem… siostry zakonne śpiewały jakby pieśń o skonaniu… Naprzeciw obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Zdawało mu się, że usłyszał te słowa: nie miej lęku… ponieważ ja jestem z tobą. Kapłaństwo, to jest obecność wśród ludzi. Każdy jubileusz skłania do refleksji… Europa nie ma już wielkiego wpływu na inne kraje… Mówi się, że papież ok. 2030 powróci do osłabionej Europy. Jubileusz skłania do refleksji, Maniuś ma za sobą dwadzieścia pięć lat kapłaństwa. Siła Boga, to cała nasza potencja. Odziedziczyliśmy ducha świętego, trzeba odziedziczyć go z mocą, z wiarą… Pan nasz, zrekompensuje wszystko, bo on widzi w ukryciu. Miejmy tę pewność,  spróbujmy na nowo wyprodukować dobre owoce. Spójrzmy, jaka autostrada do przejścia razem… po tylu latach w życiu ewangelicznym, mówił Maniuś przyjaciołom… Dzień drogi od Rzymu rozściela się San Giovanni Rotondo. To tam poznał pewnego szlachetnego nieznajomego. Przez krótką chwilę był pewien, że nieznajomy rozpłynie się w powietrzu, jeśli ruszę w jego stronę. Tak też zrobił, lecz pozostał równie rzeczywisty i namacalny jak przed chwilą. Usunął się z drogi, przepuszczając go. Maniuś nagle znalazł się na tarasie, skąpany w słonecznym świetle, a kolory wokół wydały mu się tak zachwycająco czyste i łagodne, że przestał odczuwać jakikolwiek pośpiech, jakby wskazówki zegarów nagle się zatrzymały. Usłyszał dźwięk zamykanych za plecami drzwi i spojrzał na stojącego tuż obok nieznajomego. – Nie odzywaj się do mnie – powiedział gniewnie. – Nie wiem, kim jesteś, czego chcesz ani skąd się tutaj wziąłeś.– Sam mnie wezwałeś – powiedział spokojnym, miłym głosem. – Już ci się to zdarzało, lecz twoje wezwanie nigdy wcześniej nie było tak rozpaczliwe jak teraz… Od dziesiątka lat Maniuś mieszka w Olsztynie pod Częstochową i zarabia teraz guwernerką na życie. Tutaj „szlachta polska” jest pobłażliwa dla niego. Spaceruje często z Wiktorem górami Sokolimi, i nad Wartą.. Maniuś i Wiktor zawrócili ku Olsztynowi. Zdawało się, że rzeka płonie białym blaskiem, zapalona przez słońce poranne…. Niżej ciemność spowiła pewien obszar nadrzecznej polany… Bracia usiedli pod ładnym parkanem, Maniuś przywołuje jakieś sceny z pamięci… Wreszcie usiedli wewnątrz kafejki. Teraz siedzą w pubie vis a vis szklanej gabloty, w której znajduje się gigantycznej wielkości pstrąg, jak się wydaje – wypchany. Co chwila podchodzi do nich nowy „właściciel ryby” opisując w jaki sposób dokonał tego „wielkiego połowu”. W końcu barman dementuje wszystkie te historie przyznając, że to on dokonał tego dzieła. Ktoś przypadkowo strąca gablotę i wtedy okazuje się… że pstrąg był z gipsu. Przyjaciele wymownie spojrzeli na siebie. Słońce dojrzałego popołudnia zdaje się gasnąc, ale ich życie nabiera rozmachu Jezusowej ewangelii. (wszystko jest licentia poetica autora)

Leave a comment