Mój hołd złożony Ojczyźnie

Stanisław Barszczak, Jak nowa era, przy mnie zawsze była Polska!

Rzecz dzieje się dokładnie w połowie drogi między Częstochową a Krakowem. Ziemia Ząbkowska, tam stawiałem pierwsze kroki, i tam jest mój ślad na ziemi. Jak powiedziałem już nie raz, mieszkam obecnie w Olsztynie koło Częstochowy. Od Jasnej Góry w Częstochowie oddziela tę osadę Warta, która skraca sobie wiosną drogę i pędzi właśnie na ukos przez pola. Zresztą z rzeką to miasto miało wieczne kłopoty. Wreszcie zorganizowali się ludzie i usypali wały. Kiedy nie wylewała woda, ludzie pracowali w hucie Bieruta, znajdowali zajęcie w ginących już kopalniach rud cynku i ołowiu… Nie brakowało tutaj mozołu i ostatniego trudu. Ale smutek to najgorsza pora dnia; dziś trzeba daru „wewnętrznego wzroku“. Po naszych ojcach przejęliśmy wiarę w
Chrystusa, syna Boga, ale także odziedziczyliśmy Ducha świętego. Teraz musimy dziedziczyć
go z mocą, z wiarą; cała nasza potencja stanowi siłę ojczyzny. Przyszedłem pewnego wieczoru, i powiedziałem Damianowi, że zwiedziłem pół świata. Prawda, że rzucała mną wojna i że systematycznie przyzwyczajano mnie do zabijania, ale ja wszędzie rozglądałem się po ziemi za miejscem dla siebie i zawsze, ilekroć przeżyłem jeszcze jedno piekło w okopach świata, wychodziłem i patrzyłem, czy nie dałoby się tu żyć, gdy ludzie wreszcie się opamiętają i przestaną się zabijać. Ale takiego miejsca nigdzie nie było, niekiedy  nawet zdawało mi się, że już znalazłem coś takiego, niekiedy zastanawiał mnie jakiś krajobraz, rzeka na przykład z zakrętami, droga wysadzona drzewami wysmukłymi, podobnymi do topól, jakiś lasek brzozowy; stawałem wtedy i dumałem, ale rychło wypełzała skądś obcość i szedłem dalej ze swoim plutonem, z nim setki ludzi o tęsknotach podobnych i zabijanie wciąż trwało. I w taki sposób znalazłem się ostatnio nad Atlantykiem, aż na Wybrzeżu Kości Słoniowej, „przeszedłem” w samolocie pustynię Sahara w Algierii, wcześniej dotarłem byłem do Kairu, choć wciąż jeszcze nie doczekałem się końca
wojny, za to nieustannie powracam na ścieżki Via Ostia w Rzymie. Wydaje mi się, że jeśli nastąpi koniec wojny, to zastanie mnie gdzieś we wsi polskiej, koło Częstochowy. Tak się zaczyna dziać. I żyję koło Częstochowy, wreszcie zaczęto tutaj ludzi spisywać, sprawdzać, kto żyje, a kto umarł. Spisano wszystkich i zapytano, z jakich są krajów, a każdy mówił, co chciał i każdego „wywożono” do tej ojczyzny, która mu się najlepsza lub najbogatsza wydawała… Widzisz
Damianie, zapytali też i mnie. Powiedziałem, że jestem z Ząbkowic, z takiej wioski, która teraz prawie nie istnieje, bo starto ją z powierzchni ziemi; powiedziałem też, że jestem jednym z tych, którzy już tam po co wracać nie mają, bo jestem ostatnim człowiekiem z rodu Kościesza i mnie tylko śmierć nie dosięgła… Wysłuchali mnie ci ludzie, a potem zdecydowali, że pojechałem  do Rzymu, a więc do kraju, dla którego piękna stargałem młode życie… Potem było kilka godzin lotu samolotem…Postanowiłem zamieszkać przy Watykanie, a dlatego, że były tam zabytki, podobne do naszych kościołów, że był tam fragment muru do złudzenia przypominający krakowski Barbakan i dlatego, że stamtąd było najbliżej do Polski. Zacząłem pracować w jakimś
kombinacie chemicznym, tam poznałem „swoich” ludzi… Wspomnienia o ojczyźnie były coraz mglistsze, i tylko niekiedy odzywały się ostrym bólem gdzieś pod sercem, skurczem podobnym do bólu w zastarzałej ranie, gdzie w ciele utkwiło żelazo i obrosło mięsem, dając jednak znać o sobie w chwilach najmniej pożądanych… Więc to jest tak, że żyjesz rok albo dwa, że patrzysz na wszystko, co jest obce naokoło, z jakąś szczególniejszą uwagą, żeby wyeliminować tę
obcość, ale ci się to w końcu nie udaje i zaczynasz się czuć jak przybysz z obcej planety. I w końcu przychodzi moment, że zdaje ci się, iż nie wytrzymasz, że chcesz gdzieś uciec albo zacząć robić nagle coś takiego, co by rekompensowało wszystkie twoje nie spełnione tęsknoty i jeśli w tym momencie nie postanowisz czegoś ważnego, jeśli czegoś nie przedsięweźmiesz, to już
staniesz się raz na zawsze niczym, staniesz się nienawistny dla samego siebie… To
wiesz Damianie czysta prawda; a jak wyglądał ten moment w mym życiu? Stało się
to w czwartek  i chyba w marcu… I tego to wieczoru o wszystkim zadecydowała Mama… A więc powróciliśmy z Krakowa do Ząbkowic. W Ząbkowicach zakupiliśmy z mamą dom. Bardzo szybko zbiegli się panowie, fotografowali go, nazywali mnie Robinsonem, człowiekiem o wielkim
sercu, tym który wzgardził obcym dorobkiem, a skazał się w ojczyźnie na pracę  i przeciętność. Wyprowadziłem się, po trzech latach z chatki nic nie zostało, z miejsca z którego uczyniłem miejsce zamieszkałe… I tak jeszcze od czasu do czasu siedzę w reprezentacyjnym gabinecie Ząbkowskiego Domu Kultury, pomyślę o wielkim, reprezentacyjnych ośrodkach wypoczynkowych nad jeziorem Pogoria, wybudowanych wspólnym wysiłkiem przemysłu i władz terenowych. Przystań kajakowa, kawiarnia-bar. Bywało się tutaj, a jakże… Ale ja nie przestałem jeździć po świecie. Podróże samolotem ukierunkowywały mnie co pewien czas ku lotniskom w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu, Krakowie i Pyrzowicach. Tym razem znów wybrałem się do Warszawy, bo miałem lecieć do Rzymu.  Prosto z pociągu poszedłem na spacer. Wciąż jakby poznaję nowe dzielnice stolicy; a ponieważ nikt z mojej rodziny nigdy nie dawał mi lekcji historii o tym mieście niezwyciężonym, musiałem się uczyć wszystkiego w oparciu o własne zdolności i wspomnienia. Najpierw więc było Nowe Miasto. Dostojne, z pustym Rynkiem, z jasnym kościołem Sakramentek
przycupniętym od strony Wisły. Potem szedłem za murem miejskim ku Wiśle, podziwiałem ongiś wzniesione budowle na wysypisku śmieci. Stałem chwilę na rynku. Kiedy wszedłem na Kreta w mojej duszy jakby pojaśniało, a już bardzo pogodne myśli miałem na Brzozowej, bo właśnie stałem przed domem, gdzie niegdyś Polonia Gojawiczyńska pisała „Dziewczęta z Nowolipek”. Zdawało mi, że od razu wokoło mnie ustawiły się rzędami siostry nowicjuszki z pobliskich klasztorów, że one nieustannie modlą się za mnie. Kiedy wszedłem na Stary Rynek
rozpoznawałem  na nowo kawiarnię literacką, odnowione kamienice wycackane troskliwie przez architekta i rzemieślników, potężne przez swą statyczność jak na urągowisko całej wojnie i
wszystkiej śmierci na świecie. Tym razem po południu udałem się w stronę łazienek; wydawało mi się, że za oknami w salach spacerują król Stanisław i jego goście. Wracałem kierując się ku pałacowi kultury i nauki. Chyba nikt nie zauważył tej mojej przechadzki… Tylekroć chodziłem już Nowym Światem, Krakowskim Przedmieściem i uliczkami Starego Miasta, tylekroć tamtędy łaziłem, ale ten wieczór, kiedy szukałem domu Damiana, był zupełnie inny i chyba dopiero
tę część Żoliborza poznałem naprawdę. Bo musiałem oglądać wnikliwie każdy dom jak turysta z daleka, musiałem patrzeć na numery, bramy, drzwi i wejścia. Stąd zapamiętałem, gdzie jaki murzynek figlarnie nad bramą przymocowany, gdzie jaki zegar, gdzie tłuściutki anioł z trąbą zastygłą w bezruchu. Aż znalazłem dom Damiana. Jego rodzina przygotowywała się już do popołudniowej sjesty, więc wypiłem tylko herbatę przed osobistym obchodem miasta. Nachodziłem się po mieście, przemierzałem raz jeszcze Rynek Staromiejski, Piwną, Nowy Świat i
Świętokrzyską, by ostatnio wrócić do Łazienek przechodząc obok znanej mi z telewizji
sylwetki Chopina. Ale wszystkiego jeszcze nie widziałem. A to tylko część. „Ty jesteś ojczyzno, jak płomień wysoki, jak dzień, co ludowi zabłysnął, to morze szumiące, te górskie potoki, to niebo- to ty jesteś ojczyzno”.  Za dużo obok mnie obcości, ale ja nie zwracam uwagi na nią, Bogu dzięki. Pochodzę z wioski, która była najpiękniejsza na świecie, a teraz jest największym kretowiskiem na ziemi. Kiedyś stąd odszedł mój wujek, teraz czy jego tylko śmierć nie dosięgła. Przed sześciu laty dopadła i jego, wujek Jerzy zmarł w Zielonej Górze, by tam zapisać niejako na kamiennej kartce tę jedyną wieść o naszych ojcach i matkach, o spalonych losach i chatach,
i o tych, po których zginął wszelki ślad. Rola miasta bywa głucha na ten apel: „nie burzcie ołtarzy przeszłości”. Czy jest możliwe, żeby miłość przyszła tak nagle? Jestem z Tobą mamo na Ząbkowskim cmentarzu- ponieważ nie potrafię trzymać się z boku. Ale mieszkam już w Olsztynie, bo teraz stąd najbliżej do Polski jutra, a wiadomości wieczorne zaczynają się migawką filmową z widokiem ruin olsztyńskiego zamku. A przed oczyma mam kontur Lechistanu, Polski z Wawelem,
widok barwnego lasu, stojących dźwigów, świateł choinki, pisanek. Jakbym słyszał hejnał z wieży mariackiego kościoła w Krakowie. I widzę na jawie pomnik kard. Stefana Wyszyńskiego, prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego: „a więc wojna, nieprzyjaciel wdarł się na naszą ziemię, musimy walczyć do zwycięstwa.” Orlęta lwowskie symbolizuje chłopiec z za dużym hełmem na jego małą główkę. Chciałbym dyskutować o ideach tej ziemi, i doskonalić duszę. Wieczorem zapach bzu staje się intensywniejszy. Damianie, gdy tylko będę mógł, poślę po ciebie. On już nie żyje, wiem, próbował sięgną zbyt wysoko. To zaś wszystko przypomina mi Cytadela w Poznaniu, pomnik armii „Poznań”. Właściwe Polsce, i to jest jej ostatnie piękno, szczypta bohaterstwa.”Beze mnie nic nie możecie uczynić, ze mną wszystko”. Rzeczpospolita, zwłaszcza w stuleciach XVII-XVIII toczyła wojny bez ustanku. Z pośród siedmiu największych zwycięstw Polski wymieniłbym Grunwald, Kircholm, Kłuszyn, Chocim, Wiedeń, Cud nad Wisłą, Wizna, Monte Casino… Bohaterzy przydawali tylko jej chwały… Na całym świecie trwa walka o ochronę przyrody przed grożącą jej zagładą ze strony szybko postępujących procesów urbanizacyjnych i przemysłowych. Akcja ratowania przyrody od lat prowadzona jest energicznie w Polsce. Pamiętam jak w latach siedemdziesiątych całą klasą wywożono nas autobusem do Strzemieszyc i w niedzielę tam właśnie sadziliśmy nowe drzewka. Olbrzymie tereny hałd rozciągające się na wielokilometrowej przestrzeni w samym sercu Śląska, między Katowicami a Chorzowem, są dzisiaj pięknym Parkiem Kultury i Wypoczynku. W sąsiedztwie wspomnianych Strzemieszyc w latach mego dzieciństwa wybudowano hutę „Katowice”(wrzesień1972-grudzień1976). Ale także wewnątrz wydziałów tego kombinatu metalurgicznego zaprojektowano podobne do palmiarni oazy zieleni i wody. Kojący szum fontanny, nasycone tlenem powietrze- zostały wkalkulowane w nową inwestycję z równą powagą jak urządzenia umożliwiające prowadzenie procesu konwertorowo-tlenowego w stalowniach. Budowniczym huty „Katowice” nie ustawiono baraków. Dano im estetyczne, o lekkiej konstrukcji, trzy- lub pięcio- kondygnacyjne budynki, które później służyć będą administracji huty. Huta „Katowice” nie pojawiła się więc w punkcie odciętym od świata wielokilometrowym pierścieniem bezdroży… Polska mojej młodości to także Port Północny, który dla Polski Ludowej stał się czymś więcej niż Gdynia dla Drugiej Rzeczypospolitej. Chodziliśmy po piasku, który niedawno był dnem, po terenie, który niedawno był morzem. Pierwsze statki weszły do Portu Północnego w 1974 roku, o dwa lata wcześniej, niż pierwotnie planowano. Wszystko co najciekawsze, jest ukryte przed ludzkim okiem pod wodą. Dyrektora „Hydrobudowy” nazywają admirałem: czy jest w Polsce inne przedsiębiorstwo budowlane, które by miało 17 holowników, nie licząc barek i innego sprzętu pływającego? O paręset metrów od falochronu stoją ruiny umocnień Westerplatte, którego obrona była czymś więcej, niż tylko operacją wojskową. Port Północny jest także czymś więcej niż operacją budowlaną… Jak powiedziałem ruszyłem już na podbój świata, bo przed laty ujrzałem na polskiej ziemi jedną rodzinę Bożą. Jednak z każdym rokiem własnego życia nie zapominam odkryć coś nowego w krajobrazie z wiejskim, rodzimym, kolorowym pejzażem, w wizytówkach odwiedzanych polskich miast: Poznania, Warszawy, Wrocławia. Raz to jest przejazd samochodem przez „zapomnianą” wioskę, innym razem przejście nową ulicą miasta. Ostatnio poddałem się urokowi Poznańskiej Cytadeli. Odnajduję tam jeszcze co prawda nieliczne, ale wymowne znaki mojego dzieciństwa… W epoce, którą reprezentujemy dzisiaj bazujemy na elektronice. Rodzina komputerów stale się powiększa; wszystko to ogromnie usprawnia pracę. Można więc powiedzieć, że przyszłość należy do komputerów. Są one niezbędne przy zarządzaniu nowoczesną gospodarką- są prawdziwymi przyjacielami ludzi w ich dążeniu do nowoczesności. Mówimy o ojczyźnie, którą uosabia Kościół św. Elżbiety z wrocławskiego rynku, ulica Piotrkowska w Łodzi, Jasna Góra Zwycięska z Częstochowy, ale także prawosławna Grabarka, limby nad Morskim okiem, ale również każdy brzask, który jest niczym poczęcie nowego roku, i każdy dzień, uosabiający nasze nowe narodziny. Tą ojczyzną będzie miejsce jedyne na ziemi, czy to wioska czy miasto, owa cytadela Ząbkowska, której pomnik chciałbym jeszcze wystawić. (autorski zapis na marginesie podręcznika do języka polskiego z 1975 roku. Wybór i opracowanie Stanisław Aleksandrzak, Elżbieta Zielińska)

Leave a comment