wieczór dobrych chrześcijan

Stanisław Barszczak, Spotkanie w Jezusie,

Mam na myśli teraz dziwną prawdę. Pragnę stwierdzić bowiem skandal braku wyboru w człowieku siebie samego, oparcia się na instynkcie w nim tylko! Przecież powinna to być potęga nagłego odkrycia! A oto człowiek może być panem swojego losu i siebie samego, ale nigdy jeszcze nie mógł wybrać! Obawiam się, że i ja sam też nie pozwalam człowiekowi wybrać dobrze! Nie ma drugiego „aktora”, który wcielałby równie doskonale, co ja sam bogactwa dróg, jakimi może podążyć ludzkie doświadczenie. Byłem już cie wiem „każdym”; przeżyłem wszystkie możliwe
warianty doświadczenia, a każdy z nich przeżyłem skrajnie intensywnie i do samego końca. Poprzez bogactwo wewnętrzne i rozpiętość wiedzy. Na półce w pokoju leży Biblia, Encyklopedia PWN, recytuję „Wydrążonych ludzi” T.S. Eliota, przerastałem swoje otoczenie i precyzyjnie nazywam nierzadko trawiące je choroby, nawet ironicznie komentuję prowojenne artykuły z “die Welt”. Moich czytelników otwierałem niewinnie na manipulowanie życiem, również poprzez pieniądze; nie byłem zbyt subtelny w stylu i intuicjach moralnych w kwestii budowania jeszcze jednej biografii, stąd nawet niekłamane „rozminięcia” z prawdą. I tak, co więcej musi reagować każdy człowiek na podarowany mu zastrzyk życia, osobliwy skutek uboczny w utraconym zaufaniu i zawiedzionej miłości powiedzmy żywej kobiety. Co powiedziałby na to Jezus, owszem to, że był Bogiem, wiernym tradycji misjonarzem świata…  A do czego wspólnie już doszliśmy po Jezusie w kroczeniu do istoty prawdy? Mamy to już w „Tajnym agencie”, adaptacji filmowej powieści Józefa Conrada przez A. Hitchcocka (1936): wstrząsające odkrycie pani Verloc – kobiety, która nagle dostrzega mordercze podszycie własnej codzienności (i samej siebie). Scena, w której bohaterka (Sylvia Sidney) – wciąż zszokowana wieścią o śmierci swego brata – siada przed kinowym ekranem i śmieje się przez łzy na disneyowskiej kreskówce, by w końcu osłupieć z przerażenia na widok obecnego w niej (przez analogię – w świecie całym) okrucieństwa, dotyka sedna Conradowskiej problematyki. Znowu – jak w „Lordzie Jimie” – “płoną draperie iluzji” (by posłużyć się pięknym sformułowaniem Emmanuela Lévinasa). Znowu jednostka staje naprzeciwko prawdy o świecie, szokującej i dotąd nieprzeczuwanej. W „Tajnym agencie” młoda kobieta wychodzi za mąż za właściciela księgarni w Londynie wierzy, że znalazła cichą przystań
życiową. Ale księgarnia jest miejscem spotkań anarchistów, przebywających na emigracji i marzących o przewrocie. Fascynujące jest to tropienie “miejsc spotkania” kina z Conradem. Malarskość „Pojedynku” (1977) Ridleya Scotta i „Smugi cienia” (1976) Andrzeja Wajdy; zmysłowość podskurność bohaterki „Gabrielle” (2005) Patrice’a Chéreau; namacalne prawie nakreślenie londyńskiej nocy w „Tajnym agencie” (1996) Christophera Hamptona (takiej, jaką opisał ją Conrad: ulepionej z “sadzy i kropel wody”). Filmy mają swe wady i zalety; rzadko bywają arcydziełami, ale widać w nich uparte dążenie do zmierzenia się z trudnym materiałem literackim – będące także udziałem widza zaznajomionego z pierwowzorami. Tym, co odnajdujemy w owych “miejscach spotkania”, jest właśnie najszczersza Conradowska niepewność… Mamy inne przykłady wyniesienia charakterologicznych akcentów nowego człowieka, tym razem z powszechnej historii kinematografii. A przed nami  zimna góra przeżyć ludzkich w podarowanym nam czasie; w filmie pt „Podwójna godzina” Sonia pracuje jako kelnerka. Guido jest byłym policjantem. Poznają się na zaaranżowanych spotkaniach dla samotnych, Sonia jest tam po raz pierwszy, jednak dla Guido to już niemal rutyna. Kiedy się spotykają zaczynają czuć wzajemną fascynację… Chyba każdy z nas słyszał o „Casablance(1942)”, filmie w reżyserii Michaela Curtiza, to jeden z klasyków kina światowego. Historia wielkiej miłości, rozgrywająca się w ogarniętej wojną Casablance, i dramatycznego wyboru, którego musiał dokonać główny bohater. Czy uczucie może zwyciężyć w obliczu wojny?… Akcja filmu “Biała wstążka” została osadzona w małej protestanckiej miejscowości na północy Niemiec. W latach 1913-1914 spokojne życie mieszkańców zostaje zakłócone przez serię dziwnych zdarzeń. Wydają się być one karą wymierzoną lokalnej społeczności i okazują się być związane z powszechnie przyjętym surowym modelem wychowania… Bohaterem innego filmu jest Ibrahim Ali Ebdali, który zarabia na ulicy żebrząc. Aby być bardziej wiarygodnym i wzbudzać litość, nosi ze sobą niemowlę, a przechodniom opowiada wymyśloną historię o zmarłej matce. Prawda jest taka, że dziecko nawet nie jest jego. Prawdopodobnie lokalny gang wynajmuje takie niemowlęta, by zwiększyć zarobki. Pewnego dnia Ibrahim wyjeżdża do Teheranu, mając nadzieję na lepszą przyszłość. Realia stolicy szybko weryfikują jego plany i marzenia. On sam powoli przestaje przestrzegać jakichkolwiek zasad moralnych… Hollywood to miasto marzeń i wielkich nadziei. Każdy ma tu swoją szansę… ale najpierw musi nauczyć się parzyć kawę, podawać do niej odpowiedni słodzik i nauczyć się stawiać czoła szefowi. A szef w rewelacyjnym i bardzo sadystycznym wydaniu Kevina Spacey może być czasami trudny, jak to określił jego były asystent Rex Benicio Del Toro. Naiwny i niedoświadczony Guy zaczyna nową pracę pełen entuzjazmu, później poddaje się prozie i brutalności showbiznesu. Bo showbiznes to nie zwykły interes, nie zyskasz tu na swej ciężkiej pracy, ale na nieczystych zagrywkach, wpływach, znajomościach… Tylko w taki sposób można nauczyć się pływać pomiędzy rekinami…A w nas rośnie znów, z nową porą, „mały książę” niepewności! Jako chrześcijanie uwielbiamy naszego Jezusa-Boga. Wydaje mi się, że jeszcze nigdy nie powstał taki człowiek! Ale powiedziałbym wręcz tutaj, że Jezus nie był człowiekiem! Przez to hasło nie chcę obrażać uczuć wszystkich
chrześcijan. Pragnę jedynie stwierdzić skandal braku wyboru w człowieku, oparcia się na instynkcie w nim tylko! Powinna to być potęga nagłego odkrycia! A oto człowiek może być panem swojego losu i siebie samego, ale nigdy jeszcze nie mógł wybrać! Dzisiaj Pan Stephen Hawking obwieszcza wielki projekt wszechświata-universum: „żaden Bóg, żadne przeznaczenie”.  Mamy rok 2012 i możemy dać nową  pamięć naszej krainie, od Bugu po Odrę, od Bałtyku po Tatry. W naszych rękach spoczywa przyszłość naszej ojczyzny. Nie wystarczy dać znak, choćby najchlubniejszy, solidarnościowy, lecz przekazać jedyną mądrość osobistą ojczyźnie! Ale co, widzę tylko niepocieszone duchy! Moje oko nie patrzy też w innym kierunku! A trzeba nam zdobywać tę ziemię! Dalej mamy oczy na wpół zamknięte. Ale może z drugiej strony dobrze! W poszukiwaniu rozwiązania postawionej kwestii korzystamy jeszcze raz z  wypowiedzi słynnego Polaka z angielskim paszportem, Josepha Conrada. A w poszukiwaniu mocy z wysoka oprzemy się na Biblii.  Według Josepha Conrada nawet gdybyśmy osiągnęli jakąś doskonałość, to na końcu czeka nas „horror”.  Wreszcie w tym miejscu chcę podziękować Bogu za moją puszczę, dom w którym obecnie mieszkam…. W gmatwaninie namiętności i przeciwności losu, niech nas wspiera nadzieja nieskończonego miłosierdzia Bożego. Nie dziw się swoim słabościom, ale uznawaj siebie takim, jakim jesteś. Kochaj zawsze „ból”, który oprócz tego, że jest dziełem boskiej mądrości, objawia nam jeszcze lepiej dzieło Jego miłości. Anioły jednego tylko nam zazdroszczą: tego, że nie mogą cierpieć dla Boga. Jedynie ból pozwala powiedzieć z całą pewnością duszy: Mój Jezu, widzisz dobrze, że Cię kocham! Otwieramsię na jakąś niepewność, którą można też nazwać modlitwą. Ziemia mogłaby istnieć łatwiej bez słońca niż bez Najświętszej Ofiary, Mszy świętej. Mamy adorować i błogosławić, zwłaszcza to, co jest najtrudniejsze dla nas. Powinniśmy zapytać Pana tylko o jedną rzecz, miłość do Niego. Cała reszta powinna być dziękczynieniem. Msza jest nieskończona jak Jezus. Myśl o miłosierdziu Boga jest jedyną rzeczą, która podtrzymuje mnie. Aby umieścić w Jezusa Chrystusa musimy umrzeć dla siebie samego. A to nie znaczy zostawić siebie, ale uczynić wysiłek budowy siebie na wzór Chrystusa… Pan nasz jest gotów do wielkich rzeczy, ale pod warunkiem, że naprawdę jesteśmy pokorni. Starajmy się służyć Panu z całego serca i woli. He will always give us more than we deserve. On zawsze daje nam więcej niż my na to zasłużyliśmy. „Ból jest łaską, na którą nie zasłużyliśmy. Mówię, że ktoś naprawdę mnie kocha, kiedy zgadza się cierpieć wraz ze mną. W przeciwnym razie jest on lichwiarzem, który w moim sercu chce umieścić swój podły interes,” E. Bloy said. Musimy iść w głąb, do naszego wnętrza!... W głębi serca tkwi korzeń wszelkiego dobra i, niestety, wszelkiego zła: to tam musi dokonać się nawrócenie lub „metanowa”, tzn. zmiana kierunku, mentalności, życiowego wyboru.” Święty Paweł, najbardziej wykształcony w jego generacji, znał syryjski. Ale on nigdy nie spotkał Jezusa osobiście wcześniej. Został zawołany przez imię: „Saul, Saul, dlaczego mnie prześladujesz?” „Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz.” Ale po nawróceniu głosi naukę o mistycznym ciele kościoła. Rozpoczyna się misja Ananiasza, ”masz być ochrzczony w śmierci Chrystusa”. Oto Imię Jezusa jest prześladowane. Paweł rozumie odtąd, co dane człowiekowi, co dane mu, dane Chrystusowi. Nadto zrozumiał: będziesz znany w obliczu rządów i autorytetów tego świata tylko z swych cierpień. To jest całe nawrócenie. Trzeba przydać tajemnicy brzegowi naszej wiary. Za mojego dzieciństwa na koloniach śpiewaliśmy piosenkę rodem z Ameryki, Nowego Orleanu pt. Dom wschodzącego słońca. Piosenka w języku angielskim miała negatywny, ujemny sens. Ale w moim języku polskim zawsze była bardzo piękna. Otóż powiedziałbym,  nie skręcałem w życiu jak ci chłopcy w Nowym Orleanie na złą drogę. Ale też nadal mogę sobie śpiewać: Nad brzegiem morza, w drewnianej chatce, gdzie fala brzegi umywa, tam siedział syn obok matki, i tak do niej mówił. Ach droga mamo, ja pójdę na statek, zgłoszę się na ochotnika; może byś była szczęśliwsza, bogatsza…A
matka odpowie…Ach drogi synu, ty ojca już nie masz, zginął on między falami. Jesteś sam na świecie. Musisz sam sobie dać radę… Kochany Czytelniku, może nie jesteś świętym Pawłem, apostołem narodów, ale musisz wytrwać na swej drodze, którą może wskazała ci ona, Matka nazareńskiego Jezusa… I teraz dzięki niej jeszcze raz możemy spotkać się w Jezusie… A oto człowiek może być panem swojego losu i siebie samego, ale nigdy jeszcze w żadnej epoce nie mógł wybrać!

 

Leave a comment