Moja Częstochowa

Stanisław Barszczak, Przypadek pana Filipa,

Pani Teresa, nowa nauczycielka historii, jedzie sobie samochodem do miasteczka,
otwiera się przed nią równa, wiosenna droga. Kiedy wyrosły przed nią piękne posesje, zaraz na pierwszym skrzyżowaniu pani z znakiem „uwaga dzieci” zatrzymuje ją, by przepuścić „szkolniaków” przez drogę… ona dzwoni, właśnie pewien chłopiec o brązowych oczach spojrzał w jej stronę. Jako kobieta przeżywa wszystko bardziej; zdaje się musi o swojej nagości powątpiewać, skoro jedzie zaraz dalej. Koło szkoły bili się chłopcy, jednemu wypłynęła krew nosem. Pani Teresa ma spotkanie z miasteczkowym ‘szeryfem’, panem Filipem. Bóg zostawił tę chwilę dla niej… to jest żart, egzystencja… to może. Latarnia oświeca wnętrze kawiarni… -„graj dla mnie”- przypomina pan Filipowi pani Teresa, i dodaje, przecież to jest żadna rola. Pan Filip po kilku minutach muzyki Frańciszka Szuberta zbiera się na pewien sytuacyjny komentarz. -Niezależność deformuje. Bo ja jeśli wierzę, to rzeczywiście. Kiedyś mój ojciec bujał w obłokach, a matka realnie stąpała po ziemi. Ta ostatnia dziś świeci przykładem bez właściwości, a
ojca nie pamiętam. Takie jest moje odczucie- Zaczyna się religia na nowo. Wydaje się, że każda kultura jest niebezpieczna… Powinno się redukować religijne relacje, jak mówi Martin Walser. Wszystko, co dobre szybko się kończy. W hotelowym pokoju pan Filip przypomina sobie Teresę w nocy… na posadzce przy łóżku były zapisane dwa słowa ‘piękna aurora’ w kształcie łuku, przesłaniała je teraz gra światła latarni znajdującej się za oknem. Dlatego cieszy się, że może porozmyślać wybity ze snu. -Wszystko ma historię, państwo, kościół, społeczeństwo. Warszawa jest w Polsce, a Konstantynopol pozostaje turecki. Umieramy, pomyślał pan Filip. A przez śmierć stajemy się inną
historią, jaką opowiadają też inni ludzie… Ale robienie historii pozostaje dzisiaj
bardzo ważne! Zwłaszcza po nadużyciach w kwestii celibatu duchownych i wykorzystywaniu małolatów… Nie możemy wszystkiego składać na barki nowego, bo wchodzącego w swe trzecie tysiąclecie istnienia Kościoła katolickiego. Salman Rushdie,
najsławniejszy pisarz współczesny rodem z Indii, chce zatrzymać zabijanie
obywateli jego kraju przez muzułmańskich zabójców… chcieliśmy wprowadzić prawo
(law) w naszą społeczność, mówił… ponieważ świat jest łatwy teraz… A kto jest
skazany na śmierć, ten ma drugą szansę. Wielu ludzi postrzega mnie jako
polityczną osobę, nie artystę, kontynuował swą wypowiedź obłożony fatwą pisarz…
W swej śmieszności do wystąpienia w szkole pan Filip zapragnął załączyć
bynajmniej muzykę. Muzyka jest najbardziej elokwentnym językiem, zauważył też,
a ja poszukuję absolutnego miejsca dla naszych wyborów dzisiejszych; dla mnie
takie miejsce reprezentuje specyficzne wybrzuszenie z wilgoci z pewnością, na
posadzce w Bazylice św. Marka w Wenecji… Dlaczego mam to, a nie coś innego
akurat w ręce? Wydawca zadzwonił przed chwilą na jego sygnał: -można by coś
wydać, powiedzmy „Z dziennika” (vom Tagebuch). Pan Filip poddał się marzeniom.
Nie chcę powiedzieć co wiem, ale jak jestem! Otworzył mu się kolejny numer
zaprenumerowanego czasopisma. Pan Marcin Choduń, redaktor „Tygodnika
Powszechnego”, już dawno przeprowadził dziesięciogodzinny wywiad z księdzem
Markiem Poryzałą, inspektorem od pań na autostradzie, i dał temu wyraz w piśmie
krakowskim (por. nr 17/2012). Jakiś głupi środek zażywa kapłan i jedzie w Polskę, z „tirówkami” rozmawia, kiedy one nawet nie nadążają za samochodem. „Większość ma oczy prowokujące demoniczne, niszczycielskie”, choć nie zapłakane oko mistrza. Obawiam się, że to jest schadzka, zamyślił się pan Filip, że to za mało tak eleganckie a chrześcijańskie posunięcie. Miał na myśli kobiety i obcość świata. Ksiądz, ale dokąd jedzie on? Chrześcijanin powinien szukać prawdy, kiedy nie ma się miłości Boga obecnej w jego sercu- czyni się zło. I nie przychodzi dzień, kiedy ziemia jeszcze stałaby rajem. Odbieram to jako jednoczesną akcję na podwórzu, festyn , zarazem bal w pałacu; albo też jako
anons w „Le figaro” o zabójstwie w teatrze na ulicy Morgue, rodem z E. A.
Poe’go. Aktor w maskę przebiera się na twarzy… toczy się zatruwanie żywcem
pogrzebanych… realizuje się zamianę tożsamości… Kochamy tak, księże Marku, a za
co powiem, za rozjaśnianie tożsamości naszych, za te rozmowy realizowane niczym
przebudzenie, sen, przeczucie, kroki na schodach, przeglądanie się w lustrach w
sali teatru. Ktoś powiedział: gdzie ja jestem, tam prawda! Poprzednio absolutnym miejscem teatru były: poddasze, rusztowanie, obecnie… autostrada. Mamy bardzo niebezpieczną sytuację, jesteśmy w błędzie (wrong) nierzadko, pomyślał pan Filip. Zdarzyło się raz w Polsce. W Częstochowie uroczystość Matki Boskiej, Królowej Polskiej Korony. A my mamy zjazd historyków i ekonomistów pod Jasną Górą, gdy normalni mężczyźni w naszym wieku grają w golfa. Co prawda w historycznym refektarzu nie zamontowano stylowych luster, pełnych moderny; choć ostatecznie naszą Bazylikę zajmuje epoka nowa. Za to pojawił się inspektor z zachodu, i człowiek miejski walczy z wikingami jutra; wydaje się jednak, że wykrzykuje samotnie o tym, że wola chce inaczej. Nie podoba mi się to! Kto wymienił ten obyczaj polskiego świętowania na drobne? Chcę najpierw powiedzieć, w styczniu nikt nie chciał tak! Zwyciężyło liberum veto! Czytelnikowi z zachodu Europy już objaśniam, że liberum veto, to pieszczone w polskiej historii legalne prawo każdego członka Sejmu do przegrania swego głosu, tudzież do rozwiązania jednym
głosem Parlamentu. Ale wróćmy do obecnej sytuacji. Mamy władze nowe, inne
maski, w styczniu wybraliśmy jak wybraliśmy, poczyniliśmy wielki tynk na różowym
domu polskim. Bo lękaliśmy się uczucia radości, iż ktoś z naszego rodu rządził
światem. To był szałowy, dziki czas, bo pochowaliśmy Chrystusa w sercach naszych.
Robimy zło… liberum veto- ta decyzja- to było bardzo złe! życie nie zwycięża
dziś… Ale jak ja mogłem to wiedzieć? Stałem się straszny, czekałem. Ponieważ jestem odpowiedzialny szukać prawdy (seek truth), buduję kontakt z niebem nieustannie na nowo, potrzebuje mnie człowiek jutra. Chrześcijanin powinien szukać prawdy, kiedy nie ma się miłości Boga obecnej w jego sercu- czyni się zło, jesteśmy słabi. Pan Stephen Hawking obwieszcza wielki projekt wszechświata-universum: „żaden Bóg, żadne przeznaczenie”. Albert Einstein mówił o harmonii świata, o „eleganckim wszechświecie-uniwersum”, że zbyt słaby jest umysł ludzki by odrzucił rysunek świetlny biblijnego Jezusa. Mój Kościół postawił na nieśmiertelność; jest prawdą, że mój plan jest żyć na zawsze, ale czy nasze 80 lat nie jest za mało? Szerzy się w naszym czasie paralelność światów, przewidywanie podboju planety Mars na lata 2030, taka czy inna propaganda
sukcesu, która jawi się jako nieuczciwe nadużycie! Obawiam się o rozszerzanie
tego argumentu, to stwierdzenie ożywiło nagle pana Filipa. I tak będziemy wołać
tylko o konieczne poprawki do idącego ku nam obrazu światu z przeszłości; zdążać w kierunku, gdzie nie będzie żadnych praw, światła; gdzie będzie oświetlenie diodowe „ledy”, zlekceważymy wolność mowy. Swego czasu Carl Gustaw Jung zachęcał do penetrowania świata od wewnątrz (world within). Pan Filip zakończył lekturę wieczorną na zdaniu w książce: przedstawiam najlepszą opcję ludzkości. Po czym utwierdził się tylko w przekonaniu, że rozpocznie nazajutrz swoje wystąpienie w szkole zdaniem: byłem bardzo chętnie tutaj… Ale film mu się urwał, i zasnął.

Leave a comment