Słowo na nadzielę

Stanisław Barszczak, „Lechia” pozostaje jednością,

Znów lipiec, ale ja będę żyć zaczarowany, nocny stróż ludzkich wartości. Chcę siać sprawiedliwość: taką, co największy przynosi pożytek temu, który najmniej może. W związku z tym musiałem dawać sobie radę z wewnętrzną samotnością. A teraz jestem jak ojciec Junipero,
co przywędrował na północ z krajów Morza Śródziemnego, znalazł czerwonoskórych braci. Rozum ich i pamięć były przyćmione, a ręka brunatna wskazywała- to kraj zdobyty, a więc widziany. I miałem najwyższy protest w Rydze, ale teraz w kraju Smętka na powrót apatia i beznadzieja. Dawno, dawno temu tutaj króla Popiela myszy zjadły, a była to kara za pozbawienie życia jego bliskich wojów. Nie były to zapewne zbrodnie takie, jak nasze. Żyjemy już w kraju Jezu Chrysta. Tamte zbrodnie spektakularne wręcz były, ale nasze czynione poza wtorkiem każdego dnia po kryjomu. Chrystus stuka do naszych drzwi. Ale nasze czyny jednak smętnie jeszcze
raz w dziejach. Na zachodzie, tam pali się jeszcze robota. Nie jeden jak Smętek znowu musi płynąć za morza- a nie ma kiru na jego okręcie, tylko pan Hieronim bez ustanku zdumiony dniem zaprasza serdecznie na jego pokład. A na maszcie słońce obrysowuje twarz matki pokoleniowego rozbitka, obok sztandar  Jakuba Szeli wetknięty w szalupę. Noc spowija miasto, gdzie niegdzie błyski latarni, jeszcze śnieg, lawiny w górach, wichury się podnoszą dokoła, słychać dzwon św. Józefa z kościółka i ciche kroki twoje matko tuż obok, znak że przebaczyła twa ręka tej nocnej eskapadzie.  Jeszcze wpisuję się w notes towarzysza: „temu, który  nie tylko wśród popiołów zmarłych wzniecił jakby iskrę chwały Polaków, lecz niemal między znaki zodiaku wzniósł
nieśmiertelna sławę Polski.”Chyba niedobrej broniłem sprawy i buntowałem się: „więc
nie dostanę potęgi, nie uratuję  świata. I sława mnie ominie, ni tiary ani korony.” Choć mam widzialny sznur przeznaczenia. „Święta miłości kochanej ojczyzny, czują cię tylko umysły poczciwe. Dla ciebie zjadłe smakują trucizny, dla ciebie więzy, pęta nie zelżywe. Kształcisz kalectwo przez chwalebne blizny, gnieździsz w umyśle rozkosze prawdziwe; byle cię można
wspomóc, byle wspierać, nie żal żyć w nędzy, nie żal i umierać.”

Leave a comment