Stanisław Barszczak, Podróże z ciotką
Nadeszło Boże Narodzenie do miasta, w którym mieszkała Laura z jej Tatą i Mamą, starszą siostrą Marynią, jej małą siostrzyczką Wiesią. Ich mały domek był prawie ukryty w śniegu. Rano kiedy tata otworzył rano drzwi, za drzwiami była ściana śniegu, tak duża, że sięgała głowy Laury. Dni były czyste i jasne, ale było zbyt zimno, by grać na zewnątrz, poza domem. Laura i Maria stanęły na krzesłach i wyjrzały przez okno. Bardzo duże sople wisiały z dachu małego domku. Sople były tak tłuste, jak ramię Laury. Światło słoneczne sprawiało, że świeciły jak szkło. Pod koniec każdego dnia tata przychodził z zimna z białym szronem na wąsie i brodzie. Strzepywał śnieg z butów i obejmował Laurę swym niedźwiedzim uściskiem, w swym olbrzymim, zimnym skądinąd płaszczu. Każdej nocy tata był zajęty. Wykonywał prezent świąteczny dla mamy. Tata wziął duży kawałek drewna i dwa mniejsze kawałki i poprzecinał je nożem. Następnie pocierał je papierem ściernym i dłonią. Kiedy Laura dotknęła je, odczuła delikatność i gładkość jakby jedwabiu. Tata wziął nóż i wyrzeźbił piękne szkice na kawałkach drewna. Wyciął dziury w naszkicowaniach okna i gwiazdki, i księżyce, i koła. Dokoła nich wyrzeźbił liście, i kwiaty i ptaki. Gdy skończył rzeźbić połączył oddzielne kawałki drewna w jedną całość. Tata zrobił półkę dla mamy. Powiesił ją ostrożnie na ścianie domku między dwoma oknami. Mam postawiła na niej swą małą Chinkę, która miała maskę na głowie. Loki Chinki zwisały na jej chińskiej szyi. Chinka była ubrana w żółty fartuch, a pod nim miała sukienkę. Miała złote chińskie buciki. Prezentowała się ślicznie na półce, które dla mamy zrobił tata. Każdego dnia mama też była zajęta. Przygotowywała smaczne potrawy na Boże Narodzenie. Piekła chleb i szwedzkie krakersy. Ugotowała rondel fasoli z solą wieprzową i melasą. Szykowała paszteciki, napełniała słoiki. Pozwalała spróbować Laurze i Maryni swych wypieków łyżką. Jednego poranka gotowała molasę i cukier razem, aż zrobił się gęsty syrop. Tata przyniósł w dwóch rondlach czystego białego śniegu z zewnątrz. I Laura i Marynia miały po rondlu. Tata i mama pokazali im jak polewać ciemny syrop małymi stróżkami po śniegu. Laura i Marynia zrobiły kółka i kółeczka i inne wzorki za pomocą ciemnego syropu. Naszkicowania stawały twardsze. Mama powiedziała Laurze i Maryni, że mogą już zjeść po kawałku. Resztę musi się przechować do Bożego Narodzenia. Mama zrobiła wszelkie gotowanie, bo ciotka Eliza i wujek Piotr, oraz kuzyni: Piotr, Alicja i Ela przychodzą w Boże Narodzenie. Laura nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć jej kuzynów. Laura zawsze bawiła się z Marynią, która była od niej starszą, podczas gdy Wiesia była zbyt młoda, by z nimi się bawić. A jej kuzyni mieszkali zbyt daleko, żeby mogli się razem bawić każdego dnia. Laura lubiła bawić się z Marynią przez wiele godzin. Podczas gdy Marynia lubiła gry bardzo ciche, to Laura biegała, skakała i krzyczała. Podobnie, jak kuzyni Laury, którzy lubili bardzo także biegać, skakać i krzyczeć… Tę historię jej Rodziny opowiedziała mi raz ciocia Eliza, która mieszka w polskiej Szwajcarii, w mieście Rzepin niedaleko Frankfurtu nad Odrą. Zaraz też poprosiła mnie: a teraz ty mi coś opowiedz. -Jakie było Twoje dzieciństwo? -Wychowałem się niedaleko Sosnowca, w kole wpływów bliskiego już Śląska, zacząłem inną opowieść. Była tam kolej, muszla koncertowa, dom kultury, były otwarte pawilony na małych polach, jak pamiętasz Ciociu. Domy nie były duże – były ładne, małe domy dla rodzin z czterech, a może pięciu lat. Koło kolei żelaznej Wiedeńsko- Warszawskiej stały czteropiętrowe bloki, znak cywilizacji. Ale były jeszcze miejsca w pobliżu, gdzie mogłem złapać kijanki. Było miejsce do jazdy na sankach, a także obszary, gdzie można grać w piłkę – choć otoczone siatką, w kierunku pola. Dziś to miejsce jest mniejsze, otoczone zostało z tyłu drogą i nowymi domami, pozostał asfalt. A ja po ceglanej ulicy szedłem do szkoły pieszo. W szkole był pan woźny. Pan Jan nie wyrażał zgody, bym schodził do kotłowni. On sam sprawdzał temperaturę pieca, czasem przykładał koksu. Odważyłem się tam wejść raz czy drugi mimo wszystko. Szczęśliwe dzieciństwo. Wówczas przepadałem za długimi nocnymi podróżami autobusem na kolonie w dalekim Niechorzu nad Bałtykiem, w sezonie letnim. Za szybą kierowcy były otwarte pola, drzewa i drogi gruntowe. -Jakie były twoje ulubione rozrywki z dzieciństwa? -Kochałem modele: samochody, samoloty i łodzie. Pamiętam jak się cieszyłem, kiedy otrzymałem model najnowszego motoru- był jak z folderu z dalekiej Europy. Bardziej jeszcze pamiętam podarowanego mi Misia, który przesiedział rok w komórce. W rzeczywistości jako dziecko nie miałem zainteresowania do rzemiosła. Przyjaźniłem się więcej z kotami, podczas mojego powtórnego pobytu w Ząbkowicach- z rybami. A z pieskami zaprzyjaźniłem się dopiero jako kapłan, w dalekim Bogdanowie- nawet z tym, który miał urwaną szczękę. -Gdzie dziecko chce iść „więcej niż gdziekolwiek indziej” w Wigilię? -Ciotka mieszka w polskiej Szwajcarii, za Gorzowem w pięknym Rzepinie, tam sprząta, opiekuje się dziećmi, chciałbym razem z nią być w te Święta. Ale tym razem nie oczekuje mnie tam święty Mikołaj… Świat jest rzeczywiście pełen niebezpieczeństw i w nim istnieje wiele ciemnych miejsc. Jednak nadal jest wiele godziwego piękna. I chociaż we wszystkich krainach miłość jest teraz zmieszana ze smutkiem, to wciąż on rośnie, prawdopodobnie, świat jest większy. Czy znasz Ciociu mój happy end ‘napisany’ do „dziewczynki z zapałkami” H.Ch.Andersena. Raz widziała schodzącą z nieba gwiazdę, zostawiającą za sobą jasną smugę ognia. „Ktoś umiera”, myślała mała dziewczynka, ponieważ jej babcia, kiedy była w podeszłym wieku, a tylko była jedyną, która ją kiedykolwiek kochała, a która teraz już jest na tamtym świecie; właśnie to ona jej powiedziała, że kiedy upada gwiazda, dusza idzie do Boga. Widzisz, ta dziewczynka, to moja mama, a babcia-to pani Giełzakowa. I tak sobie pomyślałem teraz: Nie jestem mamusiu tobą! Mam wiele rzeczy, których obecność przy mnie, to twoja zasługa! Ciociu, ty wiesz, z mamą byłem najbardziej oddalony od tej ziemi, marzyłem. To marzenie, powiedziałbym, było bliskie początku świata. Ale przez te siedem lat, od kiedy mama odpoczywa w grobie, tort świąteczny stał się tak słodki, że nie mogę przypomnieć sobie jego smaku, gdy spożywałem go z mamą. Mamusiu, ale miałaś pamięć… A dziś mamo ‘pokazują cię’ taką zapominalską! Ach, Ciociu, rozmarzyłem się… Wiesz, co to jest Boże Narodzenie? Myślę, że to jest czułość dla przeszłości, odwaga dla teraźniejszości, nadzieja dla przyszłości. To jest gorące życzenie, żeby puchar przelewał się z racji na bogate i wieczne błogosławieństwa, i żeby każda Ścieszka prowadziła do pokoju. I teraz opowieść moja jest o wierze, i mocy wyobraźni, podtrzymującej wiarę. Chodzi mi również o chęć przebywania w świecie, w który wszyscy wierzyliśmy jako dzieci, a który znika wraz z wiekiem, świat- gdzie może się zdarzyć nawet magia. Interesują mnie fantazje średniowiecza, chochliki, krasnoludki, olbrzymy – choć nic z tego nie jest szczególnie atrakcyjne dla mnie, jako pisarza, a idę za surrealistycznymi elementami w realistycznym krajobrazie, na wzór obrazów Caspera Dawida Friedricha. Co będę robił w kolejnych piętnastu latach? Nie robię planów. Całe moje życie, to jeden artystyczny impuls, który po prostu zaprowadził mnie do krainy innej. Myślałem kiedyś, i miałem nawet zamiar zostać adwokatem, ale zostałem księdzem. To doprowadziło mnie do szkicowania kazań, które skłoniły mnie do opowiadania historii. Boże Narodzenie i Wielkanoc mogą być przedmiotami poezji, ale Wielki Piątek, jak Auschwitz nie może być takim, jak mówił ‘obywatel świata’ W.H. Auden. Realność jest tak horrendalna, że nie jest zaskakujące, że ludzie powinni znaleźć to jako przeszkodę dla wiary! Wszyscy chcą poczuć się kochanymi w święta, lecz jest samotność, a jakże jest trudno samodzielnie osiągnąć coś jeszcze, by samotność była czymś jeszcze! I właśnie widzisz: Boże Narodzenie jest dniem ostatniego sensu i tradycji, szczególnym dniem, spędzonym w ciepłym kole rodziny i przyjaciół. Boże Narodzenie jest czasem w którym, jak w żadnym innym czasie, pamięć wszelkiego uleczalnego smutku, zła, i kłopotu, które jeszcze mają nierzadko miejsce dokoła nas, ta pamięć powinna jedynie być uaktywniona, by ona była nie mniejsza od naszych własnych doświadczeń, dla dobra wszystkich. Boże Narodzenie to nie jest najgorszy obóz pracy, okres, kiedy powinno się harować. Nie ma zakochanej pani w Boże Narodzenie. Bycie skwaszonym i samo wystarczającym nie jest najlepszym prezentem w tym sezonie. Spójrz, przez godzinę nie napisałem linijki, gorzko spozierając na oznakowaną kopertę… to także Boże Narodzenie, to jedna rzecz o której akurat myślę. Bóg zaproponował nam w tym czasie również konieczny festiwal nie tyle braku, co zdrowia. Istotnie Boże Narodzenie, to jest czas dla miłości i zabawy… Jest coś w czasie Bożego Narodzenia, co domaga się, powiedziałbym, dywanowego szczura, który skądinąd był stałym bywalcem zaprzyjaźnionego z nami domu w Ząbkowicach. On nigdy nie marzył o spacerze, czymś takim, co mogło mu dać tak dużo szczęścia. A przedtem w moim czasie był jeszcze mur dla ateistów. Ale Boże Narodzenie to nie jest data, to stan umysłu, mówili tak prezydenci Stanów Zjednoczonych Ameryki. Ze stanowiska komercjalnego, jeśli by nie istniało Boże Narodzenie, to trzeba by to święto wymyśleć. Dla nas jest to podarowany czas, aby na nowo żłobić dusze, nasze chrześcijańskie korzenie i niebiosa, czas, by przez te jasne światła dać ‘twoje’ serce każdemu, raz jeszcze ‘rozdać skarpetki szczęścia’. Bożonarodzeniowe fale niczym magiczna ściana nad tym światem, oto teraz wszystko jest delikatniejsze i piękniejsze. Tak to widzę teraz. Boskie wieści z nieba aniołowie przynoszą, radosne pienia na ziemi śpiewają: w tym dniu dziecię zostało nam dane, by ukoronować nas radością z nieba, jak pisał M. Luter. Więc pragnę uczcić Boże Narodzenie w moim sercu, jednocześnie czcić je przez cały rok. W Wigilię Bożego Narodzenia, wiele lat temu, leżałem spokojnie na moim łóżku w sąsiednim pokoju. Ty całą noc prasowałaś ubranie wujka. Nie wydawałem żadnego szmeru. Oddychałem powoli i cicho. Nadsłuchiwałem dźwięku, mój przyjaciel o tym dźwięku mówił do mnie, ale ja nigdy nie słyszałem, dźwięczących dzwoneczków Mikołajowych sani. ‘To nie jest święty Mikołaj, mój przyjaciel bardzo to akcentował, ale ja wiedziałem, że on jest w błędzie. Bardzo późno, tej samej nocy, słyszałem dźwięki, nie były to dźwięki dzwoneczków. Z zewnątrz docierały do mnie dźwięki jakby rżenia konia i skrzypienia płóz od sani. Spojrzałem przez okno i ujrzałem tłum ludzi jeżdżących na motorach, doskonale naprzeciwko mojego domu. Zawsze miałem pragnienie coś usłyszeć w życiu, być mądry… I wtedy, wiesz, ktoś z trzeciego motoru krzyknął- Gdzie jedziemy?- Gdzie?- zapytałem od niechcenia.-To będzie transcendentalna podróż do miasta. I tak się zaczęła moja podróż do najpiękniejszego pod słońcem miasta. I trwa ona aż do dnia dzisiejszego. Marzę być gwiazdą- za Chrisem Van Allsburg, współczesnym Amerykaninem- i chcę tak wierzyć, patrzę daleko przed siebie, choć tyle razy tę gwiazdę z bliska widziałem już na Wigilii. Znów przyjdzie święty Mikołaj, co nigdy się nie powtarza, jestem nawet pewien, że kiedy mamy Boże Narodzenie, On sam wchodzi wtedy do miasta. To jest najlepsza pora roku, kiedy schodzimy się wszyscy w domu, a przy wszystkich jest świąteczna zachęta, wtedy jest trudno zostać samemu. Ustawia się Bożonarodzeniowe drzewko z przyjaciółmi, którzy ubierają je w krąg. i wtedy jest dużo zabawy i śmiechu, oto Boże Narodzenie wchodzi do miasta. Są prezenty dla dzieci- nawet bezimienne- drążki do podnoszenia się, ciastka, słodycze, owinięte w czerwień i w zieleń, wszystkie rzeczy o których słyszałem, a nigdy realnie nie widziałem. Nikt nie będzie spał w tę wigilijną noc, tak w domu będzie święty Mikołaj, już dzwoneczki przy jego saniach dzwonią, nasłuchuję wszystkiego dokoła. I pieśni herolda aniołów, której dźwięku nigdy nie słyszałem. Teraz wszystkie marzenia dzieci, nawet te utracone, zostają odnalezione- to jest wszystko, czego pragnę, kiedy Boże Narodzenie wchodzi do miasta. Jako myśliciel, Ciociu wiesz, powinienem napisać filozofię zabawek, pokazując, że nic na świecie nie trzeba brać poważnie, i że Dzień Bożego Narodzenia w towarzystwie dzieci jest jednym z niewielu okazji, w których ludzie stają się prawdziwie życzliwi. Ale usłyszałem dzwony w Boże Narodzenie, stare, rodzinne nagranie kolęd, powtarzające się dzikie i słodkie słowa o pokoju na ziemi, o dobrej woli ludzi. Przypomniały mi się znów słowa mądrego Hindusa, obywatela Zjednoczonego Królestwa Brytyjskiego, R. Kiplinga, który Boże Narodzenie ukazał tak, jak je widzą Hindusi: „Świt krył się za tamaryszkami, niebiosa są szafranowo-żółte, gdy kobiety w wiosce zbierały kukurydzę, a papugi szukały brzegów rzeki, i każda wołała swego brata: oto dzień dzisiejszy daje początek Wielkiej Nocy. W białym zmierzchu na autostradzie, nad zatoką, w mgle spowijającej ziemię, w obrębie domu, kwitnie radość, również w pobliżu plantacji ryżu… Jaki udział mają uchodźcy hinduscy w ich nadziei? I oto pełny dzień zaczął się pod tamaryszkiem, niebiosa były błękitne i rozgwieżdżone. Wczesnym popołudniem na polu poniżej odszukiwano bydło. O tej porze ścieżyna polna doznawała nowego zrodzenia, był zarzewiem wszelkiej nadziei, ale i troski. Jeszcze poniżej kłębów dymu słychać krzyk w Rama, dochodzący powoli, oto rodzisz małego brata, krzyk słychać w Rama- i on może to słyszeć, twój głos… Z naszym (narodowym) hymnem- książkami i naszymi psałterzami- ślemy apel ku innym ołtarzom… I dzisiaj oferujemy się cieszyć się z faktu, że jesteśmy dobrymi Chrześcijanami! A wysoko w południe za tamaryszkami słońce jest gorące nad nami. Kiedy w Domu Boże Narodzenie wyciągamy sieci; oni piją za nasze zdrowie na obiedzie, ci którzy mówią nam, że nas kochają , a zapominają nas, i oto kolejny rok minął. Potargany materiał nie podzieli się na mniejszy. (Ta) choroba bolesna trwa bez przerwy! O czarne rozdzielone morze i sprzymierzona nizina! Młodość była tania- w taki sposób sprzedaliśmy to. Złoto było dobre- wierzyliśmy, że je ustrzeżemy, ufaliśmy, że uratujemy to. I dzisiaj wiemy, znamy już dokonanie sprawy, naszą walkę. Szary zmierzch za tamaryszkami- papugi lecą razem- i słońce schodzi powoli za Domem. A jego ostatni promień zdaje się kpić na przestrzeni całego, naszego życia. (Jutro znów) pójdzie za nami tak daleko, jak my będziemy się wałęsać… Ciężka jej służba, marna jej zapłata – ona w starym, w obniżonym promieniu. India, niczym mroczna macocha naszego rodzaju. Gdy rok życia jest jej wypożyczony, gdy wchodzimy do jej sanktuarium, i drzwi są zamknięte- to już nie możemy oglądać się za, do tyłu… Czarna noc za tamaryszkami- sowy zaczęły ich chóralne nawoływania, konsze świątyni krzyczały i zmieniały kolory… Choć z bezowocnymi latami za nami, i beznadziejnymi przed nami, to jednak uczcijmy o mój bracie Boże Narodzenie! Niech nastanie rozejm dla naszych prac, świętujmy z przyjaciółmi i sąsiadami, i ty bądź wesoły jak jest zwyczajem naszej nacji; gdy dokoła ‘szczery i wymuszony śmiech’, i w parze z nim idący smutek. Ponieważ jesteśmy bogatsi teraz o jeden uśmiech odchodzącego Bożego Narodzenia.” Koniec cytowania Kiplinga. W Boże Narodzenie stajemy się zupełnie żywi. On zstąpił na ziemię i dał nam Siebie. Pytam się nieraz, o jaki rodzaj Bożonarodzeniowego prezentu zapytałby Jezus Świętą jego Matkę Maryję? Jeszcze nie wiem. Ale jedną z najchwalebniejszych mszy w świecie jest msza tworzona w ‘żywym pokoju’ w dzień Bożego Narodzenia. Nie kończmy jej nazbyt szybko! Czy nie jesteśmy sobie podarowani. Kiedy dajemy sobie w Boże Narodzenie nawzajem dary w Jego imię, pamiętajmy, że On dał nam słońce i księżyc i gwiazdy, i ziemię z jej lasami i góry i oceany- i wszystko co żyje i porusza się w ich cieniu. On dał wszystkie zielone rzeczy i wszystko co kwitnie i rodzi owoc, i wszystko o co się spieramy i co źle użyliśmy- i zbawił nas od naszych szaleństw, od wszystkich, naszych grzechów, On zstąpił na ziemię i dał nam Siebie, pisała piękna Norweżka Sigrid Undset. O Bożonarodzeniowe Słońce! Jakie święte jest twoje zadanie! Złożyć świat w objęciach Boga! Zróbmy to, żeby wszystkie drogi prowadziły do pokoju. Idziemy spać… Wyobraź sobie Ciociu, ludzkość jest wielką, olbrzymią rodziną, i to jest potwierdzane tym, co czujemy dzisiaj w naszych sercach, mawiał papież dobroci, Jan XXIII. W tę wigilijną noc dziewica matka klęczy na podłodze, i trzyma na ramieniu jej dziecko, jej serce jest radośniejsze od tego, jak to mogą wyrazić jej usta, trzyma jej nowonarodzone dziecię mocno i ciepło, dziecko słodsze, piękniejsze i bardziej kochane, jak pączek róży w promieniach jasnego słońca, którego małe oczęta patrzą prosto w jej serce, o dziewico-Służebnico Pańska, tak syn Boga jest twój. Musimy więc popatrzyć na przykład Maryi, by wiedzieć, aby poznać, jak przejść chwalebne niemożliwości Boga. Spójrz Ciociu, ona wybrała postęp dla świata, przez uczynienie jednego prostego stwierdzenia, tak.