Wejść w życie Jezusa 57

Stanisław Barszczak, Kazanie na 2 Niedzielę Adwentu

Przestrogi dla Polski

Święty Marek w dzisiejszej Ewangelii przedstawia plan odsłonięcia osobowości Jezusa,  zarazem o powinności zakorzenienia w tej tajemnicy z perspektywy Starego i Nowego Testamentu, także o perspektywie, która zaprowadzi aż po Zmartwychwstanie. Nie musimy czytać każdego z momentów życia Jezusa, by zachować siłę Dobrej Nowiny. To jest Chrystus,  Mesjasz oczekiwany. „Oto ja wysyłam posłańca mojego przed Tobą”.  Marek podkreśla tę boskość wzmiankując  modyfikację, jaką Chrystus wniósł do tekstu Izajasza.  I mamy potem u stóp krzyża to wyznanie: „Zaiste ten człowiek był Synem Boga”.  Oczekujemy na mesjasza, słyszymy czasem. Ale właśnie Jezus jest istotnością naszej wiary. Nasze codzienne troski nie powinny przesłaniać nasze przejście na spotkanie z Synem Boga. A trzeba dużo przejść. I trzeba, żeby transmisja Jezusowej drogi nie napotykała trudności. Mamy przygotować drogę, równać jego drogę. Mamy wejść na wysoką górę.  Tekst Izajasza trzeba odczytywać na dwóch poziomach.  Pierwszy reprezentuje Kościół, który jest „głosem Pana” bardzo słyszalnym, w porównaniu do przekazu nazbyt ludzkiego, zbyt sklerotycznego, rytualnego. A drugi nasz osobisty sposób życia tą Dobrą Nowiną, bez sprzeciwiania się jej przez nasze słabości. Pojawia się tutaj obcy nieco paradoks wszelkiego poznania, różny od racjonalnej dedukcji i pragnienia posiadania.  Bezinteresowność wprowadza w tajemnicą wszelkiego bycia. I właśnie w Chrystusie jesteśmy jednym bytem, choć każdy pozostaje osobą, obliczem bez porównania. I staje się do tego stopnia, jak prowadzi go miłość. Poznać, nie znaczy nabycie, lecz spotkanie istot żywych. „Ucałują się sprawiedliwość i pokój”. „Pobudź w nas tę inteligencję serca, która przygotuje nas na przyjęcie jego”. Jan Chrzciciel , on zapowiada tego Jezusa, przychodzi, by przygotować serce Ludu Boga na przyjęcie nowości Dobrej Nowiny, przez nawrócenie, które jest rozpoznaniem grzechu i zmianą sposobu życia. Bóg jest życiem. Przyjąć Boga przez człowieczeństwo samego Jezusa, to człowieczeństwo ubóstwione w Jezusie. Mamy przyjąć pełnię boskości. Bóg dał nam co miał najcenniejsze, aby zaafirmować jego miłość: to Jezus. Mamy zjednoczyć się z nim, aż po śmierć.  „Ten, który wskrzesił Pana Jezusa wskrzesi także nas z Jezusem”. To jest nasze przejście na spotkanie Chrystusa. W obliczu jakich zdarzeń mamy się cieszyć mesjaszem, który przychodzi? Jednością naszych rodzin, łaską naszych wspólnot… Kochani, osobiście chcę tym samym napisać ‘pieśń letnią’, jako fragment pieśni pochodni (Flammenlied) z zamierzchłych czasów. Wspominał pewien kulturalny człowiek swoją emigrację daleko od rodzinnego kraju. Wędrując przed kościołem spotkał pana kościelnego. Usiedli na ławce w przykościelnym parku. A słońce wówczas mocno prażyło. -Dlaczego Pan nie wraca do ojczyzny? Pytał p. kościelny. – W Polsce demokracja wzięła górę. To za wiele dla mnie. Nie ma tam dla mnie miejsca. Więc muszę być  tutaj! Kochani! Marzy mi się Polska wielka, między Rosją i Francją… Kochani! Otwórzcie wasze serca na wasz ingres! Na Ducha Boga w człowieku. Mamy wziąć świadomość bliskości Ducha, wyrównać ziemię, to jest nasza radość. Na ornacie mam napisane „la strada”, droga. Jak powiedziałem mamy wyrównać ziemię, otworzyć się na ingres Ducha, czyli Boga-człowieka. Tę drogę realizowali już inni przed nami. Choć nie zawsze to jest Jezusowa droga. Przedziwną drogę życia miał poeta niemiecki Heinrich Heine (1797-1856). Cudownie przedstawiał ją w swym poemacie „Pieśń zimowa”. Jego wiersze były cenzurowane, musiał emigrować z ojczyzny w końcu. Umiera w Paryżu. Gdy pragnął wrócić dreszczem przejmowały go kibitki, urzędy celne, brzdęk hełmu pruskiego celnika. A w ogóle to całe życie był wystraszony, miał lęk. Wspomina z przejęciem, jak znalazł się na moście w swym Dusseldorfie o zachodzie słońca. Niesprawiedliwy los zmusza go, by jechał na północ, i dopiero po długiej podróży dociera do Hamburga, w którym mieszkał jego wuj. To jemu zawdzięczał publikację swych utworów. W Hamburgu spotyka piękne Niemki, które przypominają mu m.in. potęgę cesarstwa rzymskiego… I właśnie tę pieśń zimową pragnie przekazać potomnym, by ktoś napisał jej pieśń ostatnią, w charakterze upajającego piękna lata i uszczęśliwiającego słońca. Heine przechowywał jedyne uczucia względem Polski i Polaków. Przypomnijmy, że jest to epoka Powstania Listopadowego, które przegraliśmy… Ale jak do Lipska emigranci polscy weszli, co to była za radość w ludziach. A potem  tak to Heinrich Heine, poeta romantyczny i ateista, wspomniał raz o swym kompanach Polakach w Paryżu: o dwóch szlachcicach z polskiej ziemi, o Krapiliński i Waszlapskim, którzy bili się o wolność dzielnie, z tyranami moskiewskiemi. Mężnie bijąc się zdołali do Paryża zwiać szczęśliwie. Dla ojczyzny paść jest słodko… Między nimi żadnej zdrady, przyjaciółmi są wiernemi, jakkolwiek obaj dwaj szlachcice, dwaj szlachcice z polskiej ziemi, żyją razem w jednej izbie, dzielą z sobą jedno łoże, jedną wesz i jedną duszę, drapią się o jednej porze. Jedzą obaj w jednej knajpie…. Jemu to marzyła się nowa Rewolucja Francuska, tym razem w Niemczech, o daleko większym i szerszym oddziaływaniu na historię narodów… W eseju „O Polsce” z 1823 roku poeta daje osobliwy obraz Polski i Polaków. Przez kilka miesięcy na krzyż i w poprzek zwiedzałem pruską część Polski; w rosyjską część nie wchodząc, a do austriackiej w ogóle. Poznałem ogólnie wielu ludzi. Polscy gospodarze z dziada pradziada siedzą na wsiach, młodzież nie wychyla się poza rodzinne pielesze. Polacy żyją z uprawy roli i hodowli bydła. Strój polskiego rolnika: kamizelka bez rękawów, którą wyciąga do połowy ud; góra ubioru w jasne linie zajęte. Spód, zwykle bladożółty, w niebieskim i zielonym kolorze. Emancypować Gospodarzy trzeba, pisał Heine. Między gospodarzami i szlachtą są tutaj Żydzi… Wielu Polaków uczy się teraz języka niemieckiego, w antykwariatach znajdują się niemieckie książki. Edukacja sama ustaliła się tutaj przez miejsce i czas, wszędzie i zawsze przez ziemię i historię polityczną. W Polsce to jest przypadek bardziej wymowny, aniżeli gdziekolwiek indziej. Polska leży między Rosją a Francją. To jeszcze przed Francją leżące Niemcy nie chcę wliczać, ponieważ większa część Polaków niesprawiedliwie widziała je jako szerokie Bagno, które trzeba szybko przejść, by  osiągnąć błogosławiony kraj, w którym nie ma urzędów celnych. Polska była narażona na wpływy: przenikający z Rosji wschodni barbaryzm, tutaj styka się kulturą zachodu, z Francją: zatem pojawia się dziwna mieszanina kultury i barbaryzmu w charakterze i w życiu Polaków. Nie budowali Polacy na sile ducha… W rzeczy samej historia Polski jest miniaturą historii Niemczech, która reprezentuje jedynego Ducha niemieckiego. Mamy być Deutsche, Niemcami, pisał mocno Heine. A ja mówię: mamy być Polakami. Ale „nie pójdziemy prosto na Rzym”, powiedziałby amerykański Generał z czasów II Wojny Światowej. A przed nami długa droga… Z walki o niezawisłość widzialną  rodziła się wielkość Polaków, ich osamotnienie ojczyźniane, nieszczęście ojczyzny- tak mówili Francuzi. Była tedy w Polsce preferencja do stanu wojskowego. Stąd Polacy mają dobrych żołnierzy i generałów, jednak mniej mężów stanu, a znacznie mniej uczonych. W niedawno minionej  epoce działali Encyklopedyści, Kościuszko. W Polsce najpiękniejsze słowo to wolność, ale ta wolność nie ma instytucji.  Heine ma słabość do płci pięknej, Polek, która nazywa Polinnen, których rolę porównuje do kaskad Wisły, w porównaniu do mielizn Sprewy… Mocarstwo Wschodnie, Carów, jakże w odmiennych kolorach przedstawił nam choćby cudownie zdolny pisarz Maurycy Mochnacki, który po upadku powstania listopadowego dawał koncerty fortepianowe m.in.. w Metzu, a zmarł na gruźlicę w grudniu 1834 roku. „Że mieszkaniec Tobolska i Kamczatki, że Szwed, Kurlandczyk, Moskal, Kirgiz, Kabardyniec, Kozak, Tatar, Czerkies, Baszkir, od Irtysza do Tereku i Kubania, obecnie jednemu panu hołduje, to tylko nieodżałowanym błędom przypisać trzeba, którymi rzecz nasza zginęła.” Potęga moskiewska tkwi w zdobyczach. Nie ze środka do obwodu, jak gdzie indziej, ale przeciwnie, z obwodu do wewnątrz wpadają jej promienie. A zatem po obcięciu zdobyczy na obwodzie to zostaje Moskwie, czego zdobyć nie można, czego nie warto zdobywać”. „Od czasu mongolskiego najazdu, poprzez Iwana Groźnego, do Piotra I społeczeństwo  rosyjskie zostało wyzute w stopniowej ekspansji caratu z wszelkiej podmiotowości, doszło do stanu, w którym nie możliwe jest jego oddzielenie od panującego nad krajem reżimu. „Absolutyzm nie jest [w Rosji] przemijającą jak gdzie indziej instytucją, której byt nic wspólnego nie ma z bytem narodu, której uchylenie mogłoby być dobrodziejstwem… Tylko jedynowładztwo i wszechwładztwo cara, jako fundamentalnego prawa, początkiem swoim, rzeczą, organizacją sięgające tatarskich czasów, bo przez hanów tatarskich było postawione, utrzymuje w ryzie ten potwór geograficzny, graniczący ze Szwecją i Stanami Zjednoczonymi, z Meksykiem i Prusami, z Austrią i Cesarstwem Chińskim, z Turcją i Indiami. Kto pierwszy w tym kraju zechce kontrolować zwierzchnią władzę, kto się jej będzie mógł na mocy prawa sprzeciwić, zada cios śmiertelny tej potędze. […] Rewolucje pałacowe Moskwie nie szkodzą, uduszą Pawła, będzie Piotr itd. Lecz dla tej samej przyczyny rewolucja mająca na celu ograniczenie woli panującego, rewolucja polityczna, jednym słowem, zmiana natury rządu, rozbiłaby natychmiast kolos na drobne atomy. Jest więc patriotyzmem w Rosji niewola”. „Moskwy inaczej zrewolucjonizować, to jest uwolnić i oświecić, nie można jak przez obcięcie jej ogromu”. Przypisując dekabrystom zamiar całkowitego otwarcia carskiego więzienia narodów, z którego wyjdą ludy „od Irtysza do Tereka i Kubaniu”, „od Białego do Czarnego Morza”, dopuszczał Mochnacki możliwość wewnętrznego wyswobodzenia samej Moskwy-Rosji, ale nie widział jej w innym kształcie, jak w historycznym obrębie pradawnej, nie 40, ale 10-milionowej w swym zaludnieniu Rusi Zaleskiej. Zdaje mi się, że dzieło M. Mochnackiego „Powstanie narodu polskiego” w dwóch tomach, powinno być czytane w naszej Polszcze, jak inne dzieło sztuki, mianowicie Mickiewiczowski „Pan Tadeusz”. Ale gdy w „Panu Tadeuszu” została pokazana sielankowa Rzeczpospolita Polska szlachecka, to w pierwszym dziele- zupełna realność jej zaistnienia. Już nie kiejbyś mrzonki jakieś o Polszcze. Marzy mi się Polska wielka, między Rosją i Francją dla dobra całej wspólnoty Europy i świata, przy czynnym współudziale w tworzeniu lepszego jutra całego, ziemskiego globu. Dlatego chcę walczyć o niepodległość ostatnią Polaków. Słyszeliśmy nieraz głos z zachodu Europy: „niech Bóg wam błogosławi!”A zatem z błogosławieństwem Boga byśmy  byli najbardziej chrześcijańscy,  i tak się zbawili! Są w ojczyźnie narody różne, trzeba te narody wspomóc… Wróćmy na moment do Heinego. Ludzkie braterstwo, morze- to są słowa cudowne w języku Heinego, nadzieja i miłość do końca. W „Historii religii i filozofii w Niemczech”. Chrześcijaństwo, to jest jego największa zasługa – złagodziło brutalną miłość germańskiej wojny, choć nie mogło jej zniszczyć. I raz jeszcze zapali się ona, wybuchnie w płomieniu; powinien usunąć się w cień talizman, krzyż, szaleństwo starożytnych wojowników, wtedy zaświeci pieśń nordyckich bardów. Talizman jest niestały. Znów postaną starożytni Bogowie, odsłoni się pył tysiąca lat, odsunie zmierzch z ich oczu i wreszcie olbrzymim młotem podniesie się wrota w górę i zniknie blask gotyckich katedr. Wielka część Polaków żyje jeszcze w formach katolicyzmu, jednak bez wielkiego ducha tych form i odgadnięcia ich w obecnym przejściu do historii świata. Polacy mają fatalne przyzwyczajenie odnawiać ich kościoły. Takie stwierdzenie pojawiło się u Heinego, gdy zwiedzał Poznań. Polacy mają utalentowanych aktorów, primadonny opery, Heine cytuje całą listą słynnych w jego epoce imion i nazwisk… A przed nami rzeczywistość, grudzień 2011 rok. Głupota kwitnie w aktorstwie dziś. Dlatego wybitny krytyk literacki Marcel Reich-Ranicki nie przyjął nagrody telewizji niemieckich. Parafrazując Tuwima powiedzielibyśmy: ”Zmęczony burz szaleństwem, jak statek pijany, już niczego nie pragnę, jeno kogoś, kto zrozumie mój żal nienazwany, kogoś, kto mą bezsłowną tęsknotę usłyszy; kogoś, kto jasną duszą życie mi przepoi, iżbym w spokoju bożym wypoczął po męce, kogoś, kto rozszalałe serce uspokoi, kładąc na moje oczy miłosierne ręce. Idę po szczęście swoje… Którędy? Ach, jak ślepiec! Zwyczajnie – przed siebie. I wiem, że zawsze trafię, którą pójdę drogą, albowiem wszystkie moje drogi prowadzą do Ciebie.” Życzę dobrej niedzieli.

Leave a comment