Stanisław Barszczak, Cytadela rzymskiej jedności
Podczas obecnej dziękczynnej pielgrzymki do Rzymu za pięćdziesiąt lat życia i wizyty u grobów Świętych Apostołów z podziękowaniem za dwadzieścia pięć lat mojego kapłaństwa, zwiedziłem jedną z największych atrakcji Rzymu, Villę Borghese. Do tego obiektu można wejść z 18 punktów, znajdujących się w różnych dzielnicach Włoch. Park, który należy do Villi zajmuje obszar 80 hektarów. Przez wielu, jest on uznawany za najwspanialszy park świata. Można w nim zobaczyć drzewa i krzewy ukształtowane w geometryczne figury. Znajdują się tutaj ogrody w stylu angielskim, łąki i gaje , które odzwierciedlają pozamiejskie pejzaże. Jednakże wspaniała i bujna roślinność to nie jedyna atrakcja Villi Borghese. Nieopodal Viale dei Pupazzi zobaczyć można dwie cudowne, XVII- wieczne fontanny, zaś przy Piazza di Siena oczarowuje swym pięknem świątynia Diany. Wewnątrz świątyni podziwiać można posąg słynnej Afrodyty. Zwiedzając Villę Borghese podczas pielgrzymki do Rzymu obowiązkowym punktem jest także XVII- wieczny budynek Casina di Raffaello, z którego tarasów można podziwiać wspaniały widok na całą okolicę. To jednak nie wszystkie atrakcje jakie kryje w sobie Park. Ponieważ na jego terenie znajduje się także rzymski ogród zoologiczny, który powstał już na początku XIX wieku. Koniecznie zajrzeć trzeba również do Muzeum Villi, w którym znajduje się Galeria Borghese – muzeum państwowe w Rzymie, przechowujące znaczącą część kolekcji Borghese na które składało się malarstwo, rzeźba i antyki. Muzeum mieści się w Willi Borghese wchodzącej w skład zespołu pałacowo-parkowego. Kręgi nieba, góra i bolesna dolina – Raj, Czyściec i Piekło – są wszystkie naraz w Villi Borghese, o której powiemy dziś sobie więc tyle, ile chcemy sobie powiedzieć, nie więcej. O Villi Borghese można mówić na przykład na marginesie szkiców o piniach i o kardynale Scypionie, który wątpliwymi środkami stworzył niewątpliwie przejmującą kolekcję, z Caravaggiem, Berninim, Antonellem z Messyny, Rafaelem i kim tylko chcemy. Wszystkie te dzieła to jednak byłoby wciąż za mało wobec ambicji niektórych, by w jednym miejscu świata znaleźć wszystkie zaświaty, widoczne naraz, pogodzone w różnorodnym pejzażu. Cechą Villi, na którą rzadko się zwraca uwagę, jest jej naturalne zanurzenie w Mieście, bez przesadnych bram i ogrodzeń. Jak z lasu na polanę, z początku nie rozpoznaną i nieogarnioną, można wejść do niej, czyli do parku, od Porta Pinciana, czyli od via Vittorio Veneto, zostawiając za sobą blaski Dolce Vita, albo od drugiej strony, od via Giulia, mając za plecami Muzeum Etruskie i wydział architektury ze wspomnieniem rewolty 1968 roku. Można zacząć od Monti Parioli, od Piazzale Flaminio, i na kilka jeszcze sposobów, ale ja radzę od Piazza del Popolo, od stromej wspinaczki na sterczące nad placem Pincio. Na taras Pincio można wejść również sprytniej, mniej stromą drogą – od szczytu Schodów Hiszpańskich, wzdłuż Villa Medici, przecinając skwer Mickiewicza. Pierwsza droga jest trudna i krótka, druga długa i krajobrazowa, ale obie prowadzą na taras, z którego można spojrzeć na dachy Rzymu, na plac, przez filigran konturów par, które na Pincio właśnie całują się chyba najchętniej na świecie, a przynajmniej w Rzymie. Idąc dalej, wśród głów bohaterów narodowego zjednoczenia, mija się teatrzyk San Carlino, gdzie podobno neapolitańska grupa administrowana przez uzdolnionego Niemca, gra dla dzieci również polskie spektakle, o Chopinie i Smoku Wawelskim, mija się też kawiarnię dell’Orologio, w której pracuje bodaj najbardziej ‘brytyjski’ barman, mija się zegar wodny, wchodzi się na pomost nad ruchliwą arterią Muro Torto, następnie w wysadzaną magnoliami aleję, po której obu stronach otwierają się pierwsze połoniny niebios. Polegują na nich kochankowie, biwakują rodziny, leżakują do dojrzałości licealiści i studenci. W tej części parku, przepołowionego przez rondo delle Canestre, biją również źródła gwaru i hałasu. Tego, który da się znieść, czyli popisów wrotkarzy i rolkarzy (mistrzów w każdym wieku, którzy ustawiają sobie tory przeszkód i pokonują je podziwiani przez zakochane nastolatki i zachwyconych adeptów), i tych, które są zmorą parków i kurortów, czyli samochodów, które nie pozwalają się zagubić w myślach, bo mogłyby zgilotynizować zamyślonym nogi. Ale nie tutaj jeszcze bije ta rozpierająca piersi, do zachłyśnięcia, radość Villi Borghese, płynąca z harmonii nieba, wzgórza i bolesnej doliny. Po nią trzeba pójść dalej, w kierunku galerii, przechodząc przez rondo delle Canestre, z którego rozchodzą się drogi prowadzące na Piazza del Popolo i na via Vittorio Veneto, i po chwili zacznie rysować się ukochany spektakl. Lecz jeszcze pozwlekajmy, zajrzymy nad jeziorko po lewej, z kawiarnią, za którą jest plac z posągami pisarzy o imionach nieznanych w części, bo przecież Gogola i Sienkiewicza rozpoznamy z łatwością, zerknijmy też, po prawej, na rozczulające rozmiarami pokaźnej zabawki Cinema dei Piccoli, ‘Kino Maluchów’, lecz miejsce, które skupia w sobie wszystkie miejsca świata zaczyna się dopiero od maleńkiego wzgórza, na którym stoi tak zwany (myląco) Domek Rafaela, z kościółkiem i ośrodkiem zabaw dla dzieci. I kiedy tam staniesz, Wędrowcze, jak ja lubię stawać, albo usiądziesz, jak i ja lubię, na wielkim pniu niczym gigant powalony na trawę, zacznie się dla Ciebie ze zmysłową również ta wielka duchowa uczta. Usiądź a rozpoznaj teren. Polanka schodzi do placu Sieneńskiego, który nazywa się, jak się nazywa, dla przypomnienia, że rodzina Borghese pochodzi ze Sieny. Odbywają się tutaj zawody konne i koncerty, ale nie myśl o nich w tej chwili. Lekko bielejący budynek za krzakami, nieco po lewej, to teatr szekspirowski. Lecz najciekawsze jest to, co ukrywa się przed tobą na wprost – Valle Giulia, wąwóz, biegnący prostokątnie do Twojego wzroku. W tej scenerii spotkałem dwie turystki z pieskiem na spacerze. A niczym na jawie -parę młodych Włochów, którzy rozumieją się w mig. Chcą wiedzieć po co tu jestem. Obecność przeplata się w naszej bliskości z dyskretnym skrywaniem osobistych ambicji i jedynych uczuć podczas tego urokliwego dnia. Idę za nimi, pozostawiając za sobą ‘hipodrom’ . Oto kręgi nieba, czyli czasze pinii nad tobą. Oto wzgórze: na którym siedzisz. Oto bolesna dolina: do której zejdź natychmiast, kiedy już się napatrzysz. I kiedy będziesz nią schodził, ze świadomością, że cała sztuka i cała natura, wszystkie cienie i blaski kładą się na jej zboczach, i kiedy zobaczysz innych, którzy schodzą razem z tobą, choć niezależnie od ciebie, a wśród tych innych są nie tylko osoby ludzkie, lecz również psy, czasem konie, i kiedy do twoich uszu dotrą głosy zwierząt, ludzi i maszyn, zrozumiesz, że jesteś gdzieś wszędzie ze wszystkimi bez reszty. A przed tobą 15 mniejszych zabytkowych zabudowań, 13 małych budowli, dziesiątki fontann, pomników i rzeźb. Sama Villa Borghese znajduje się tedy w jednym z najstarszych i najpiękniejszych parków miasta, rozciągających się na przestrzeni 80 ha. Park składa się z obszarów o rozmaitym charakterze, ogrody o geometrycznych klombach, obszary ukształtowane malowniczo, typowe dla ogrodów angielskich, laki i małe lasy które przypominają pejzaż wsi około rzymskiej. Wycieczka po parku w letnie dni to doskonały pomysł na ucieczką od tłoku stolicy rzymskiej. Można się tutaj doskonale zrelaksować i nabrać sił do kolejnego etapu zwiedzania. Podziwiałem ten park z nutką poezji, z naszym Jankiem Lechoniem.. „Ogród, z którego jesień wszystkie zdarła wdzięki, Drzew wierzchołki strzaskane, bielejące kości, Marmurowy Apollo bez głowy i ręki i podarte sztandary szumiące w ciemności. Miłość, która jak wicher przez dusze przewiała, łzy piła, jak zwierz była, co krew naszą chłeptał, wiarołomne przysięgi, któreś mi szeptała, zaklęcia, w którem wierzył i sam je podeptał. A nad ową otchłanią, gdzie się razem stacza, zło i dobro i w trupiej rozkłada się pleśni, głos się wznosi, co wszystko wskrzesza i przebacza; ‘Ach! musi umrzeć w życiu, co ma powstać w pieśni’. Zespół parkowy powstał z woli właściciela Pałacyku Książęcego (Casino Nobile) siostrzeńca papieża Pawła V Kardynała Scipiona Borghese dla pomieszczenia jego słynnej kolekcji sztuki. Pałac został ukończony w 1616. Architektem budynku był Flaminio Ponzio, chociaż wkład w projekt miał również flamandzki architekt Giovanni Vasanzio. Vasanzio jest autorem fasady, Ponzio zadecydował o proporcjach pomieszczeń i doryckim porządku zewnętrza. Gromadzenie zbioru rozpoczął kardynał Scipione Borghese, siostrzeniec papieża Pawła V. Dla niego też została zbudowana Villa Borghese, gdzie aktualnie mieści się galeria. Scipione był jednym z pierwszych mecenasów Berniniego oraz wielbicielem sztuki Caravaggia co znalazło odbicie w zawartości kolekcji. W 1807 książę Camillo Borghese sprzedał część kolekcji Napoleonowi Bonaparte, to jest 154 posągów, 160 popiersi, 170 płaskorzeźb, 30 kolumn i rozmaitych waz. Sprzedane działa utworzyły Kolekcję Borghese w Luwrze. W 1827 książę Camillo zakupił w Paryżu słynną Danae Correggia. Głównym celem naszej wizyty jest zapoznanie sie z kolekcją, która została udostępniona publiczności dopiero w 1903 roku. Tu znajdują sie rzeźby młodego Berniniego: “David”, “Porwanie Dafne”, “Pluto i Proserpina”; rzeźbiarski akt Paoliny Bonaparte dzieło Canowy, kolekcja obrazów Tycjana, Rafaela, Caravaggio oraz wielu innych. Przechodzę w kierunku Villi Borghese. Wspomniałem na przypadek Charle’a Bukowskiego: „/…/ Nagle jakaś mniej więcej piętnastolatka w ciasnych niebieskich dżinsach, które ściskają jej tyłek jak dwie dłonie, wychodzi na jezdnię tuż przed moim wozem, zatrzymuję się, żeby dać jej przejść, kiedy przyglądam się jej falującym kształtom, rzuca przekrwione spojrzenie przez przednią szybę, prosto na mnie wydyma największą różową kulę balonówy jaką w życiu widziałem, a ja przez radio z samochodu słucham Beethovena. Wchodzi do sklepiku spożywczego i już jej nie ma, a ja zostaję z Ludwigiem.” Kiedy przemierzałem kolejne sale w gościnnym Muzeum, znów ujrzałem moich nastolatków. Widzę tę dziewczynę na obrazach kąpiącej się Diany. Jej chłopaka jako rozlegającego się na posłaniu aniołka pogrążonego w jemu tylko znanym śnie o miłości. Tycjan wydał mi się zbyt naturalny w odmalowywaniu życia, Bassano z kolei -mi najbliższym, przez sam fakt nieskrępowanych a zadurzonych jak w letargu apostołów, z świętym Janem śpiącym wygodnie przed Chrystusem. Podziwiałem z nimi ich przyjemne chwile przeżywane z mistrzem, naszym Panem, na ostatniej wieczerzy. Przedstawieni w Galerii Borghese malarze ukazują narodzenie Jezusa z perspektywą najczęściej po lewej stronie przecudnej krainy. Ujrzałem tutaj świętego Piotra z ‘małą’ głową a z wielkim kluczem w ręce; świętego Pawła rzuconego na ziemię na momentalnie rozjaśnionej polanie pośród drzew, małego Jana i Jezuska bawiących się razem; ekstazy świętej Katarzyny; świętego Józefa pozostającego nieco w cieniu Maryi; Józefa Egipskiego z żoną Putyfara (jakby odwzorowanie języka miłości mojej pary); świętego Hieronima i świętego Krzysztofa wspólnie stojących pod krzyżem Chrystusowym; uczniów zdążających do Emaus, których w zamaszystym kroku wyprzedza Pan Jezus, a oni go doganiają; Chrystusa na weselu w Kanie, jak wydaje polecenia do sług uczty z jednego rogu wielkiego stołu; pietę- cześć ołtarzową z przedstawionymi św. Antonim, świętą Elżbietą Węgierską… Kolosseum Canaletta. Wydaje mi się, że wkroczyliśmy obecnie w wielką epokę świętego Jana Chrzciciela, który głosi dalej wielkie kazania o wchodzącym w nasze życie Jezusie. Z obrazów w Galerii Borghese przeświecała prawda, że ten Jezus musiał zmartwychwstać, „bo próżna byłaby nasza wiara!” Nie, nie. A właśnie z powodu wejścia przez nas na szczyty nieosiągalne. W przedstawianiu zmartwychwstałego Chrystusa wiele postaci zastygło w pozach zaskoczonych, tu widać kogoś głowę, tam nogi czy odwrócone ręce, a wszyscy zastygli w działaniu jakby w różnych kierunkach, nie ma tu żadnej symetrii. Gdy zszedłem na parter pozostawałem pod ogromnym urokiem marmurowych figur Jana Wawrzyńca Berniniego. Po dwóch godzinach podczas tej jedynej podróży w czasie, musiałem wrócić na ziemię. Moi kochani. W końcu chcę jeszcze Wam powiedzieć, że spotkałem ten Rzym nieco inny wieczorem. Widzicie, wciąż myślą podążam na spacer po Rzymie jakby ostatnim razem. Marzą mi się spacery z wami, i pewnego dnia podobne widoki: Piazza del Popolo, Kościół S. Maria del Popolo, Villa Borghese, Trinita dei Monti, Schody Hiszpańskie. W dniu drugim zwiedzanie Watykanu: Vialle della Conciliazione, Most i Zamek Anioła, Bazylika św. Piotra, groby papieskie, wyjazd na kopułę Bazyliki oraz wieczorem: Bazylika Santa Maria Maggiore, Święte Schody, Bazylika św. Jana na Lateranie . W dniu trzecim Muzeum Watykańskie (rano), Forum Romanum, Piazza Venezia, Ołtarz Ojczyzny, Koloseum, Kapitol, kościoły: Santa Maria di Aracoeli, św. Piotra w Okowach, Bocca di Verità (Usta Prawdy); odpoczynek w południe w Circo Massimo lub Termach Karakalli. W dniu czwartym: Bazylika św. Pawła za Murami, a następnie pociągiem ze stacji Basilica San Paolo (ta sama co linii metra) do Ostaia Antica; tam zwiedzanie niczym w Pompejach ruin starożytnej Ostii. Wersja letnia: rano pobyt nad morzem w Ostii – dojazd metrem B do stacji Piramide lub Basilica San Paolo i przesiadka na pociąg do Ostii, wysiadka na Lido Centro lub na którejkolwiek z następnych stacji i udanie się na plażę. A było się tam, a jakże! Wszak obecnie już po raz siódmy byłem w wiecznym mieście. W drodze powrotnej Bazylika św. Pawła za Murami. Wieczór – spacer spod Koloseum w kierunku Fontanny di Trevi (oczywiście z kupnem loda) albo w kierunku Piazza Navona. W końcu w dniu piątym przed południem: kościół św. Andrzeja na Kwirynale z relikwiami św. Stanisława Kostki, pierwowzór baroku – Bazylika Il Gesù, Panteon, Piazza Navona, następnie Anioł Pański z papieżem, później Campo di Fiori. Nie orientuję się czy powędrowalibyście ze mną przez wszystkie słynne siedem wzgórz Rzymu, a mianowicie: Awentyn, Palatyn, Kwirynał, Wiminał, Celius, Eskwilin, Kapitol. Ale z pewnością tą drogą bylibyście zauroczeni. „Od cienistego schodziłem klasztoru…W dole, na Forum, chłodny cień wieczoru. Na Kapitolu – ostatni błysk słońca! Na Palatynie zieleń ciemniejąca, na tle niebiosów jasnych, przypomina półfantastyczne obrazy Boecklina. Niżej kolumny pośród ciętych cisów, białe z marmuru i czarne z cyprysów. Nad całym miastem mrok i fiolety, po Corso stępem wracają karety z Villa Borghese. Wśród zgiełku i wrzawy w oczy dam rzymskich patrzy tłum ciekawy. Szare ulice purpurą swą plami Collegium z wolna idące parami, i nad niepokój wieczornego miastakopuła, wznosząc złoty krzyż, urasta.” W Rzymie bywałem również z J. Parandowskim, J. Iwaszkiewiczem, M. Wańkowiczem, z obrazami wyjętymi z filmu „Bitwa pod Anzio”, niczym Eneasz, który unosi z płonącej Troi swojego słabego ojca, obok biegł jego syn, a z tyłu tuż za nimi jego żona. Kiedyś Tadeusz Konwicki napisał: “Bogowie są dobrzy, gdyż boskość to bezruch. Wszelkie zło bierze się z ruchu. Ruch w tym mikrokosmosie powoduje zmiany, a zmienności towarzyszy ból”. “Jestem tylko echem, co przenosi w wieczność wasz ludzki płacz. Może jedynie to stanowi istotę boskości”. Niech i tak będzie.