Ostatnie słowo Kościoła 63

Stanisław Barszczak, Mamy być aniołami dla świata, 1 

Właśnie wróciłem z tygodniowej pielgrzymki do Fatimy. Po podróży powietrznej z Krakowa przez Brukselę do Lizbony, znalazłem się w końcu w Sanktuarium Maryjnym w Fatimie. Zaczął się miesiąc październik, miesiąc w którym modlimy się do Matki Boskiej Różańcowej. Tam w Fatimie przed dziewięćdziesięcioma czterema laty trzem portugalskim pastuszkom po raz pierwszy objawiła się Matka Boża. Od tego czasu Maryja ukazywała się im jeszcze sześciokrotnie. Kiedy dwa lata później w miejscu objawień wybudowano kapliczkę upamiętniającą te niezwykłe wydarzenia, nikt się nie spodziewał, że Fatima będzie jednym z największych ośrodków kultu maryjnego na świecie. 13 maja 1928 roku rozpoczęto budowę sanktuarium fatimskiego. W miejscu objawień, znajduje się figura Matki Bożej Fatimskiej poświęcona przez papieża Piusa XI. Obecnie Fatima odwiedzana jest przez miliony pątników z całego Świata. Na placu znajdującym się przed Bazyliką Różańcową stoi Kapliczka Objawień. Do niej to właśnie biegnie chodnik, po którym przez cały czas przesuwają się na klęczkach pątnicy. Od ludzi bardzo młodych, nawet dzieci, po starsze osoby, każdy „idący” na kolanach przesuwa w ręku ziarenka różańca, odmawiając jego kolejne tajemnice. Widok tak wielkiej rzeszy rozmodlonych ludzi na każdym przybyłym robi ogromne wrażenie. Na końcu „ścieżki pokuty”, pod dachem kapliczki, umieszczona jest figura matki Boskiej Różańcowej. Także w Bazylice, nad której wejściem widnieje wysoka wieża kryjąca w sobie 65 dzwonów oraz prawie 5-cio metrową figurą Niepokalanego Serca Maryi, można zaobserwować atmosferę modlitwy. W kościele tym, stoi druga figura Matki Boskiej, przed którą siedzący w ławkach lub klęczący bezpośrednio przed nią pątnicy odmawiają różaniec. W bazylice znajduje się 15 ołtarzy symbolizujących tajemnice różańcowe. Witraże na bocznych ścianach przedstawiają sceny z objawień. Po obu stronach kościoła znajduje się Esplanada – monumentalna Doga Krzyżowa wykonana z mozaik. Tu także wielu pielgrzymów postanawia spędzić dłuższą chwilę na rozważaniach poszczególnych stacji Pasji Chrystusowej. Fatima jest bez wątpienia miejscem, które dla każdego pielgrzyma przybyłego oddać cześć Matce Bożej, bądź prosić Ją o wstawiennictwo, pozostanie na długo w pamięci. Historia objawień: – rok 1916 – Anioł Pokoju, trzykrotnie ukazuje się dzieciom: Łucji Santos, Franciszkowi i Hiacyncie w Loca de Cabeco (dwa razy) oraz przy studni. Anioł uczy dzieci modlitwy za niewierzących w Boga, Anioł namawia do składania ofiar y swych codziennych trudności, Dzieci uczą się modlitwy uwielbienia Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie oraz przyjmują Komunię Świętą. – rok 1917, 13 maja: Matka Boża objawia się trzem pastuszkom. Oznajmia, że przychodzi z nieba i poleca dzieciom odmawiać Różaniec. – rok 1917, 13 czerwca: Matka Boża objawia się po raz drugi, ponowienie prosząc o odmawianie Różańca. Maryja prosi też, by dzieci nauczyły się pisać i czytać, by dzięki temu za ich pomocą rozpowszechniło się nabożeństwo do Niepokalanego Serca. – rok 1917, 13 lipca: Maryja objawia się trójce pastuszków po raz trzeci, ukazując wizję piekła oraz podkreślając rolę rozpowszechnienia się nabożeństwa do Niepokalanego Serca. – rok 1917, 19 sierpnia: Matka Boża objawia się w Valinhos, prosząc o kontynuowanie odmawiania Różańca i o składanie ofiar za grzeszników idących do piekła. – rok 1917, 13 września: Objawiając się po raz piąty Matka Boża zapewnia o zadowoleniu Boga z modlitw oraz ofiar składanych przez trójkę dzieci. – rok 1917, 13 października: Podczas ostatniego objawienia Maryja oznajmia, że jest Matką Bożą Różańcową, apelując przy tym, by ludzie nie obrażali już więcej Boga. Było to w czasach, kiedy Portugalia ginęła z powodu rozruchów wewnętrznych, bezrobocia, nędzy materialnej i moralnej, a narody krwawiły w wojnie światowej. Pewnego razu na wiosnę 1916 roku, kiedy dzieci pasły owce w pięknej dolinie w pobliżu wioski rodzinnej Fatima, zjawił się Anioł w postaci pięknego młodzieńca. Miał je przygotować na przyjście Pani. Powiedział, że jest Aniołem-Stróżem ich Ojczyzny i prosił gorąco o modlitwy i ofiary wynagradzające za tych, którzy w Boga nie wierzą, nie wielbią Go i nie kochają. Słowa Anioła: – Módlcie się razem ze mną. O Boże mój, wierzę w Ciebie, uwielbiam Ciebie, ufam Tobie! Miłuję Ciebie! Proszę abyś przebaczył tym, którzy nie wierzą, którzy Cię nie wielbią, którzy Cię nie kochają. – Tak się módlcie. Głos waszych modlitw wzruszy Najświętsze Serce Jezusa i Maryi.– Módlcie się wiele. Najświętsze Serce Jezusa i Maryi ma względem was zamiary pełne miłosierdzia. Ofiarujcie Zbawicielowi wasze modlitwy na przebłaganie za tyle grzechów, które Go obrażają. Czyńcie dla Niego ofiary. Módlcie się za nawrócenie grzeszników. Sprowadźcie w ten sposób pokój na waszą ziemię ojczystą. Ja jestem aniołem stróżem ojczyzny. A przede wszystkim przyjmijcie cierpliwie cierpienia, które na was ześle Zbawiciel). Dzieci przejęły się tymi słowami. Modliły się i wymyślały zadośćuczynienia i wyrzeczenia. W przykrościach powtarzały bez szemrania: to dla ciebie Jezu, za biednych grzeszników. Po paru miesiącach dzieci były jak zwykle w dolinie za wsią i odmawiały modlitwy polecone przez Anioła. Tym razem przybliżył się Anioł, trzymając w ręku Kielich i Hostię. Ukląkł i odmówił z dziećmi piękną modlitwę: “Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu i Duchu Święty, uwielbiam Cię ze czcią najgłębszą i ofiaruję Ci bezcenne Ciało, Krew i Duszę i Bóstwo Pana Naszego Jezusa Chrystusa, obecnego na wszystkich ołtarzach świata, na przebłaganie za grzechy, które Go obrażają, przez niezmierzone zasługi Jego Najświętszego Serca i za przyczyną Niepokalanego Serca Maryi błagam o nawrócenie biednych grzeszników”. Potem podał Komunię św. najstarszej Łucji. Zachęcał znowu do pokuty za grzeszników i do Komunii św. wynagradzających. Dzieci spełniły gorliwie wszystkie polecenia. Upłynęło kilka miesięcy. Jak powiedziałem już następnej wiosny (r. 1917) zaczęła objawiać się naszej trójce Matka Najświętsza. Pewnej niedzieli dzieci bawiły się i często przeplatały zabawę modlitwą. Dzień był pogodny. Niebo czyste. Nagle błyskawica przestraszyła dzieci. Zerwały się, by uciec do wsi. Wtem nowa błyskawica. Oślepiająca! Tuż przed nimi morze ognia. W tej samej chwili nad zieloną koroną dębu ujrzały cudną Panią. Jaśniała jak słońce. “Nie bójcie się” rzekła i nachyliła się ku nim z tkliwą dobrocią Matki. Dobre serduszka dziecięce wyczuły, że twarz Pani była dziwnie smutna. Prosiła, aby tu przychodziły sześć razy, w 13 dniu każdego miesiąca, o tej samej porze: w październiku powie im swoje życzenie. Poleciła także ofiarować cierpienia i modlitwy wynagradzające, by przebłagać Boga za grzeszników i uprosić ich nawrócenie. Zrozumiały dzieci, że była to sama Matka Boga i ludzi. A Pani przychodziła zawsze. W czerwcu powiedziała Maryja między innymi: “Jezus chce, abym była więcej miłowana. Duszom, które ofiarują się memu Niepokalanemu Sercu, obiecuję ratunek. Bóg obdarzy je szczególną łaską”. W następnym miesiącu zapowiedziała Maryja, że w październiku uczyni wielki cud, który wszyscy zobaczą. Prosiła o odmawianie Różańca w intencji pokoju. Pokazała też Maryja okropny obraz dusz potępionych. Wszyscy obecni usłyszeli wtedy bolesny krzyk dzieci. “Widziałyście piekło – mówi Maryja – do którego idą grzesznicy: By ich ratować, Pan Bóg chce rozpowszechnić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Należy poświęcić świat memu Niepokalanemu Sercu. A Komunię św. w pierwsze soboty każdego miesiąca ofiarować na zadośćuczynienie za grzechy ludzi. Jeśli życzenia moje będą spełnione, wówczas kilka krajów się nawróci i nastąpi pokój… Serce moje zatriumfuje”. Tymczasem tłumy pobożnych i ciekawych wzrastały. Dzień 13 października był zimny i słotny. Mimo to około 70 tysięcy ludzi zebrało się w dolinie: byli robotnicy, włościanie, lekarze, profesorowie, urzędnicy i inni. Wszyscy oczekiwali w wielkim napięciu, odmawiając różaniec. W południe błyskawice zelektryzowały tłumy. Nastała cisza – jakby oddech wszystkich zamarł nagle. – “O tam! Widzę Ją!” zawołała Łucja. Za chwilę Maryja rozmawiała już z dziećmi. Mówiła tak bardzo poważnie: “Jestem Najświętsza Panna Różańcowa. Przyszłam upomnieć ludzkość, aby zmieniła życie i nie zasmucała Boga ciężkimi grzechami”. Słowa te mówiła z współczującą dobrocią i niewypowiedzianym bólem Matki, która staje bezsilna przed swawolnymi dziećmi, idącymi ku przepaści. Błaga tylko i zaklina na największe świętości – jeżeli nie dla rozumu, to dla serca człowieka: na miłość bezgraniczną Serca Ojca i Przyjaciela, na miłość i ból Serca Matki! “Niech oni już dłużej – prosiła Matka Bolesna – nie martwią naszego Pana. On już dosyć jest obrażany!” Prosiła jeszcze dzieci, aby tu wystawiono kaplicę i oddaliła się. W tej chwili ustał deszcz. Na niebie w samym zenicie ukazała się nagle srebrna tarcza słońca. Można było w nią patrzeć gołym okiem. Tarcza zaczęła się obracać, rzucając różnokolorowe blaski. Opisać nie podobna, jak wszystkie barwy tęczy zalewały i niebo i ziemię i tłumy. Siedemdziesiąt tysięcy par oczu wisiało u wirującej tarczy słonecznej. Wtem słońce odrywa się z miejsca i w linii łamanej opada na horyzoncie. Tysiące głosów zawołało na trzeźwo, przytomnie, że to cud! To zapowiedziany znak, potwierdzający na oczach 70 tysięcy przedstawicieli całej ludzkości ze wszystkich stanów, każdego wieku, obojga płci, ze wszystkich stopni wykształcenia i inteligencji, ze wszystkich typów psychicznych: znak na niebie, potwierdzający wolę Najświętszego Serca Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi, która chce w bezgranicznym miłosierdziu, uratować ginącą duchem ludzkość. Przyjrzyjmy się w dniu 13 października 1917 postawie Łucji, najstarszej z dzieci. Jak przy poprzednich objawieniach dzieci dostrzegły błysk światła, po którym Matka Boża pojawiła się nad krzewem. ŁUCJA: „Czego Pani sobie życzy ode mnie?” MATKA BOŻA: „Chcę ci powiedzieć, aby wybudowano tu kaplicę na moją część. Jestem Matką Boską Różańcową. Odmawiajcie w dalszym ciągu codziennie różaniec. Wojna się skończy, a żołnierze wkrótce wrócą do swoich domów”. ŁUCJA: „Miałam prosić Panią o wiele rzeczy, abyś uzdrowienie kilku chorych, nawrócenie niektórych grzeszników, etc.” MATKA BOŻA: „Jednych uzdrowię, innych nie. Trzeba, aby się poprawili i prosili o przebaczenie swoich grzechów”. I ze smutnym wyrazem twarzy dodała: „Niech nie obrażają więcej Boga Naszego Pana, który już i tak jest bardzo obrażany”. Potem rozchyliwszy dłonie Matka Boża sprawiła, że płynący z nich blask odbił się od słońca. A podczas gdy się wznosiła, Jej własny blask odbijał się od słońca. W tym momencie Łucja krzyknęła: „Spójrzcie na słońce!” Gdy Matka Boża zniknęła w bezkresnej dali firmamentu, na dzieci rozegrały się kolejne trzy sceny: pierwsza – symbolizująca tajemnice radosne różańca, druga – bolesne i trzecia – chwalebne. (Tylko Łucja widziała wszystkie trzy sceny; Franciszek i Hiacynta widzieli tylko pierwszą). Obok słońca pojawili się św. Józef z Dzieciątkiem Jezus na ręku i Matką Boską Różańcową. To była Święta Rodzina. Najświętsza Panna była ubrana na biało, w niebieskim płaszczu, a Dzieciątko Jezus było w jasnoczerwonej sukience. Św. Józef pobłogosławił tłum, czyniąc trzy razy znak krzyża. Dzieciątko Jezus uczyniło to samo. Następną sceną była wizja Matki Boskiej Bolesnej i Pana Jezusa zgnębionego bólem, w drodze na Kalwarię. Wydawało się, że Pan Jezus pobłogosławił świat. Matka Boża nie miała miecza w piersi. Łucja widziała tylko górną część ciała Pana Jezusa. Na zakończenie pojawiła się, w chwalebnej wizji, Matka Boska Karmelitańska, ukoronowana na Królową nieba i ziemi, z Dzieciątkiem Jezus na rękach. Gdy te wizje rozwijały się przed oczami dzieci, wielki tłum, 50-70 tysięcy widzów, stał się świadkiem cudu słońca. Deszcz padał przez cały czas objawienia. W momencie, gdy Matka Boża zakończyła rozmowę z Łucją i zaczęła unosić się ku niebu, a Łucja krzyknęła: „Spójrzcie na słońce!”, chmury nagle rozstąpiły się i słońce ukazało się oczom zgromadzonych jak olbrzymi, srebrny dysk. Świeciło ono z nigdy dotychczas nie widzianą intensywnością, ale nie oślepiało. Trwało to tylko krótką chwilę. Wtem ta ogromna kula zaczęła „tańczyć”. Słońce szybko wirowało jak gigantyczne koło ognia. Zatrzymało się na chwilę i ponownie zaczęło się obracać wokół własnej osi z zawrotną szybkością. Potem brzegi jego stały się purpurowe i zaczęło wirować po niebie, rzucając czerwone języki ognia. Światło to odbijało się na ziemi, na drzewach i krzakach, a nawet na ludzkich twarzach i ubraniach, przybierając różne natężenia blasku i barwy. Powtórzyło się to trzykrotnie i wtedy pędzona szaloną siłą kula zdawała się drżeć, trząść i spadać zygzakiem na przerażony tłum. Wszystko to trwało może 10 minut. W końcu słońce tym samym zygzakowatym szlakiem powróciło na swoje miejsce i znów, spokojne jak codziennie, zaczęło świecić swym normalnym blaskiem. Cykl objawień dobiegł końca. Wiele osób spostrzegło, że ich ubrania ociekające deszczem nagle stały się zupełnie suche. Cud słońca był widziany również przez licznych świadków znajdujących się w promieniu do 40 km od miejsca objawienia. Od tego czasu Fatima stała się miejscem świętym. W 14 rocznicę objawienia (1931 r.), Biskupi Portugalscy poświęcili cały naród Niepokalanemu Sercu Maryi we Fatima. W 5 lat później do Fatimy przybył prezydent państwa z rządem, by hołd złożyć Królowej Portugalii. Portugalia szczęśliwie ocalała ze wszelkiej zawieruchy wojennej. Kroczy najwidoczniej drogą “rewolucji pokojowej” do lepszej przyszłości. 31 października 1943 r. poświęcił Ojciec Święty cały świat Niepokalanemu Sercu Maryi, przez głębokie słowa pięknej, krzepiącej modlitwy. Cała trójka pochodziła z rodzin wielodzietnych i jak wówczas było w zwyczaju, obowiązkiem ich było pilnowanie stada owieczek. W dniu 13 maja 1917 r., kiedy trójka dzieci przebywała w Cova da Iria, ukazała się im prześliczna Pani. Jest to wizja Maryi lśniącej bardziej jak słońce, rozdającej promienie światła jaśniejsze i mocniejsze od szkła kryształu, przepełnionego najbardziej wytryskującą wodą i od skierowanych na nas palących promieni słońca. Jej szata była biała niczym śnieg, w ręce trzymała różaniec z białych pereł. Przestraszone zjawiskiem dzieci już miały zamiar uciec, kiedy usłyszały głos: – Nie trwóżcie się, nie zamierzam sprawić wam żadnej przykrości. Przybywam z Nieba. Chcę, abyście każdego trzynastego dnia w następnych miesiącach przychodziły do tej kotliny. W październiku powiem wam, kim jestem i czego od was pragnę. Łucja zapytała śliczną Panią: – Czy pójdę do nieba? – Tak – usłyszała w odpowiedzi. – A czy Hiacynta również?– Tak, ona również. – A Franek? – Franek również, ale musi często odmawiać różaniec. Następnie poważnym tonem zapytała trójkę dzieci: – Czy pragniecie poświęcić się Bogu, gotowi ponieść każdą ofiarę, przyjąć każde cierpienie… jako pokutę za wiele grzechów… i dla nawrócenia grzeszników? Dzieci przyrzekły to czynić. Maryja poleciła im co dzień nabożnie odmawiać różaniec; potem znikła w promieniach słońca. Dzieci długo milczały. Prześliczną Panią widziała cała trójka, jednak Franciszek nie słyszał niczego o czym mówiła, jedynie pytania zadawane przez Łucję; Hiacynta natomiast wszystko słyszała, jednak sama nie odezwała się ani słowem. Od tego dnia życie dzieci zmieniło się całkowicie… Szukały wciąż nowych możliwości i sposobów ponoszenia ofiar za grzeszników. W czasie upałów rezygnowały z napojów. Jedzenie oddawały biednym dzieciom. Ze sznura robiły pokutne powrozy, którymi bardzo mocno oplatały ciała, aż do krwi. Wiązkami pokrzyw biczowały sobie nogi. Początkowe małe poświęcenia urosły z czasem do ponoszenia ofiar, przerastających dziecięce siły. O ponoszeniu tak wielkich ofiar nie wiedział żaden z mieszkańców wioski ani rodzice dzieci. Zdarzyła się też w ich życiu jeszcze inna sposobność do okazania prawdziwego heroizmu i poświęcenia. Wędrówki bowiem dzieci do kotliny nie pozostały niezauważone. Towarzyszyło im coraz więcej ludzi. Wójt wioski postanowił więc pewnego dnia położyć kres zabobonom. Drwiny, szyderstwa, dokuczanie, nawet grożenie śmiercią niczego jednak nie zmieniły, nie wpłynęły na zachowanie dzieci i spełnianie próśb Pięknej Pani. Podczas drugiego objawienia Maryja powiedziała dzieciom: – Łucja pozostanie dłużej na ziemi, ale Franciszka i Hiacyntę wkrótce zabiorę do Nieba. Franek wie, że wkrótce umrze. Modlił się najczęściej. Od kiedy wiedział już, że niebawem umrze, godzinami modlił się klęcząc w ustronnych miejscach. Umiłował szczególnie modlitwę różańcową. Kiedy obydwie dziewczynki rankiem wyruszały do szkoły, on przez cały dzień był w kościele, aby tam myśleć. Wieczorem Łucja i Hiacynta znajdowały go ukrytego za ołtarzem. Nawet wówczas, kiedy odczuwał silne bóle głowy, mały pokutnik pozostawał w kościele. Zdawał sobie sprawę, że zbliża się dzień jego śmierci. Objawienia powtórzyły się pięciokrotnie, każdego trzynastego dnia miesiąca, z wyjątkiem dnia, kiedy dzieci zostały uprowadzone. W październiku zdarzyło się coś szczególnego – obiecany dzieciom cud słońca. W Boże Narodzenie 1918 r. równocześnie zachorował Franciszek i Hiacynta; zmogła ich hiszpańska grypa. Franciszek był coraz bardziej spokojny i milczący. Spożywał bez grymaszenia wszystkie posiłki, przynoszone przez mamę i nikt nie potrafił dociec, czy czegoś nie lubił. Znaczony krwią od ran powróz pokutny, którym był opasany od półtora roku, przekazał pewnego dnia Łucji, ze słowami: – Zabierz go, żeby mama go nie zobaczyła. Długie godziny, spędzane w samotności, poświęcał modlitwom, a kiedy ktoś zapytał Franka, co robi, podnosił jedynie rękę w górę, pokazując różaniec. Coraz bardziej dokuczliwe bóle nie pozwalały mu już odmawiać modlitwy do końca na kolanach. W lutym 1919 roku, stan zdrowia Franka w sposób widoczny pogorszył się. Pozostawał w łóżku. Z początkiem kwietnia wyraźnie jego życie dobiegało kresu. Sprowadzono księdza. Chłopiec nie przystąpił przecież jeszcze do pierwszej Komunii św. Franek był śmiertelnie przerażony, że nie doczeka przyjęcia po raz pierwszy Eucharystii. Zapragnął przynajmniej spowiedzi, poprosił więc Łucję, aby porozmawiała o tym z księdzem proboszczem. Jego życzenie spełniło się. Po spowiedzi ogarnęło go uczucie niewysłowionego szczęścia, że następnego ranka przyjmie upragnioną Komunię Świętą. Wbrew wysokiej gorączce postanowił do tej radosnej chwili nie przyjmować żadnych pokarmów. Zdaniem duszpasterza Świętą Eucharystię, która miała okazać się równocześnie jego ostatnią Komunią, przyjął ze wzruszającą pobożnością. Śmiertelna choroba całkowicie go już wyniszczyła, Zbawiciel zaś, Przyjaciel dzieci, napełnił mu duszę niezmierzoną radością. Umierający Franciszek pożegnał się z Łucją i Hiacyntą; prosił, żeby odmawiały za niego różaniec, bo on nie jest już do tego zdolny. – Do zobaczenia w Niebie! – powiedział jeszcze umierający chłopiec płaczącym dziewczynom, kiedy go opuszczały. Zbliżał się ranek następnego dnia.– Spójrz, Mamo! Jakie cudownie piękne światło! – zawołał nagle, a parę chwil później: Już go nie widzę! Potem mały bohater, bez cienia sprzeciwu wobec śmierci, przekroczył progi wieczności. Matka Boża powołała go i przygarnęła do siebie. Był czwarty dzień kwietnia 1919 roku, niespełna dwa lata po pierwszym objawieniu. Franek nie miał wówczas jeszcze jedenastu lat. Błogosławiony Franciszku, módl się za nami, abyśmy potrafili naśladować Ciebie w oddaniu się całym sercem Niepokalanemu Sercu Maryi i w pocieszaniu całym życiem Boga za grzechy nasze i całego świata! Amen. Do zobaczenia w Niebie!… A teraz pragnę posłużyć się wspomnieniami Siostry Łucji. Fragmenty wspomnień o ofiarach ponoszonych przez dzieci z Fatimy pochodzą z książki opublikowanej w Portugalii “Siostra Łucja opowiada o Fatimie”. Hiacynta tak wzięła sobie do serca ofiary za nawrócenie grzeszników, że nie opuszczała żadnej okazji, jaka się nadarzała. Były dzieci dwóch rodzin mieszkających w Moita, które chodziły po prośbie. Spotkaliśmy je kiedyś idąc na pastwisko z naszą trzodą. Hiacynta spostrzegłszy je powiedziała: “Dajmy tym biedakom nasz posiłek za nawrócenie grzeszników”. I pobiegła im go zanieść. Po południu powiedziała mi, że jest głodna. Było tam kilka drzew oliwkowych i dęby. Oliwki były jeszcze niedojrzałe. Mimo to powiedziałam jej, że możemy je jeść. Franciszek wspiął się na drzewo, aby napełnić kieszenie, ale Hiacyncie przyszło do głowy, że moglibyśmy jeść żołędzie dębowe i aby ponieść ofiary, jeść je gorzkie. I tak skosztowaliśmy tego popołudnia tej smacznej potrawy. Hiacynta uważała to za jedną ze swych normalnych ofiar. Zbierała żołędzie dębowe lub oliwki. Powiedziałam jej któregoś dnia: “Hiacynta, nie jedz tego, to bardzo gorzkie”. “Jem właśnie dlatego, że gorzkie. A tę ofiarę ponoszę za nawrócenie grzeszników”. To nie były nasze jedyne ofiary postne. Umówiliśmy się, że ile razy spotkamy te biedne dzieci, damy im nasze jedzenie. A biedne dzieci, zadowolone z naszej jałmużny, starały się spotkać nas i czekały na nas na drodze. Skoro je tylko zobaczyliśmy, Hiacynta biegła zanieść im nasz cały posiłek dzienny. I to z taką radością, jak gdyby nie odczuwała jego braku. W te dni naszym pokarmem były orzeszki pinii, korzonki z kwiatów dzwonkowych, mające w korzeniu małą cebulkę wielkości oliwki, morwy, grzyby i coś, co zrywaliśmy z korzeni, nie pamiętam, jak to się nazywa, lub owoce, jeżeli były w pobliżu na polach naszych rodziców. Hiacynta była niestrudzona w wynajdywaniu ofiar. Któregoś dnia sąsiad nasz zaofiarował mojej matce pastwisko dla naszej trzody. Ale było to daleko i byliśmy w pełni lata. Moja matka tę hojną ofertę przyjęła i posłała mnie tam. Ponieważ był tam niedaleko staw, gdzie trzoda mogła się napić, więc powiedziała, że byłoby dobrze, abyśmy tam w cieniu drzew spędzili naszą przerwę obiadową. Po drodze spotkaliśmy naszych kochanych biedaków. Hiacynta pobiegła, aby dać jałmużnę. Dzień był piękny, ale słońce bardzo prażyło i wydawało się, że na tej wyschniętej ziemi wszystko się spali. Pragnienie dawało się we znaki, a nie było ani kropelki wody do picia. Początkowo ponosiliśmy wspaniałomyślnie tę ofiarę za nawrócenie grzeszników. Ale jak minęło południe, nie mogliśmy więcej wytrzymać. Zaproponowałam wtedy moim towarzyszom, aby pójść do pobliskiej miejscowości i poprosić o trochę wody. Zgodzili się na moją propozycję i poszłam zastukać do drzwi pewnej staruszki, która mi wręczyła dzbanek wody, a także kawałek chleba, który przyjęłam z wdzięcznością i pobiegłam podzielić się z moimi towarzyszami. Dałam od razu dzbanek Franciszkowi i powiedziałam, żeby się napił. “Nie chcę”, odpowiedział. “Dlaczego?” “Chcę cierpieć za nawrócenie grzeszników”. “Hiacynta, napij się ty”. “Ja też chcę złożyć ofiarę za nawrócenie grzeszników”. W sierpniu 1917 roku miało miejsce uwięzienie w Ourém. cdn.

Leave a comment