Gorąco na dworze, zimno w sercu

Stanisław Barszczak, Pustynia życia

(rozważania na kanwie tekstów Jose Saramago)

Idę by opowiedzieć wam o złowieszczej kruchości życia, która jest znowu przedstawiana przez Amerykanów, ci ostatni odkryli wstrętny strach. Jeszcze nie wierzymy telewizji-a szkoda, dlaczego- bo wciąż jeszcze jednego dnia ziemia może się pochłonąć ostatecznie. Stawiamy teraz na godność, mówimy że jest bezcenna, ale właśnie dla godności nie ma znaczenia, że ktoś idzie na drobne ustępstwa, bo w końcu (samo)życie traci cały sens. Opieramy się na słowach, mówimy z drugim człowiekiem, ale tylko czasami znajdujemy go. Ludzki słownik nie jest jeszcze cenniejszy od pospolitości, za to zawodny, z pewnością nigdy nie poinformuje o całym doświadczeniu człowieka. A każdy musi ‘zacząć’ swe życie, mężczyźni którzy nie znali kobiet, kobiety które nigdy nie poznały mężczyzn, chyba że nadchodzi dzień Jednego, który wie, jak nauczyć tego jednego, czego nie wie. Wszystko w życiu, co jest autentyczne, realne, dzieje się na zasadzie daru, i nawet jeśli to jest przypadek. Co więcej, wszelkie schematy i wątki życia nie będą rezultatem czegoś obciążonego i transcendentnego. Stąd jest rozumne, żeby papież też szedł do ludzi. Możemy osiągnąć tamten brzeg, gdy będziemy się rozumieć. Niestety jesteśmy jeszcze na pustyni życia. Mamy na świecie już teraz odrobinę szczęścia, ale to wszystko najczęściej jest powierzchowne, jak choćby Disneyland, Wesołe Miasteczka, Hollywood, w Częstochowie na przykład nowa dzielnica Nadwarcie z Galerią Jurajską. A historia drąży niestety coraz głębiej. Gdzie jako ludzie mamy się spotkać, czy pośrodku? Nadto żyjemy w ciemnych czasach, gdy wolność się zmniejsza, gdy nie ma miejsca na krytykę, gdy mamy totalitaryzm – totalitaryzm międzynarodowych korporacji, rynku – nie ma już nawet potrzeby ideologii i nietolerancji religijnej, żeby one rosły. Orwella Rok 1984-ty jest już tutaj. I jest nam tak dobrze. Wymagamy czegoś nadaremno. I tak uczeń myśli, jesteśmy ślepi, on usiadł i napisał ślepota, by przypomnieć tym, którzy mogą go przeczytać, że odchodzimy od rozumu, kiedy upokarzamy życie, że godność ludzka jest znieważana na co dzień przez możnych naszego świata, że powszechne kłamstwo zastąpiło prawdy w liczbie mnogiej, że człowiek przestał szanować siebie, kiedy stracił szacunek należny jego bliźnim. Gdyby mój dziadek był rzeczywiście bogatym właścicielem ziemskim, nie zaś analfabetą, hodowcą świń, z pewnością nie byłbym człowiekiem, którym jestem dzisiaj. Gdyby mój ojciec był papieżem, a nie profesorem na uczelni, to i tak na sto procent nie byłbym pisarzem, i to jeszcze autorem z Polski. W związku z tym gdybym mógł wybrać własne tło teraz– to nawet przy mrozie zimowych lat, upale letnich kanikuł, i nawet gdyby czasami pokazał się głód, raj świętości– ja nie zmieniłbym rzeczy, takiej którą pozostawałaby zawsze ona. W pewnym sensie można nawet powiedzieć, że litera po literze, słowo po słowie, strona po stronie, książka po książce zostały kolejno wszczepione w człowieka, jakim jestem, przez charaktery, jakie stworzyłem. Wierzę, że bez nich nie byłbym dziś nie byłbym osobą, jaką jestem dzisiaj; bez nich może moje życie nie postąpiłoby w stawaniu się czym więcej jak niedokładny szkic, obietnicą, która podobnie jak wiele innych pozostałaby tylko obietnicą, istnieniem kogoś, kto być może mógłby być, ale któremu w końcu to się nie udało. Malarz maluje, muzyk sprawia muzykę, pisarz pisze powieści. Ale wierzę, że wszyscy mamy jakiś wpływ, nie ze względu na fakt, że ktoś jest artystą, ale dlatego, że jesteśmy obywatelami. Jako obywatele, wszyscy mamy obowiązek interweniować i stawać się zaangażowani, albowiem właśnie obywatel zmienia rzeczywistość. Nie mogę siebie sobie wyobrazić na zewnątrz poza jakimkolwiek zaangażowaniem społecznym lub politycznym. Tak, jestem pisarzem, ale żyję w tym świecie i moje pisanie nie istnieje na oddzielnym poziomie. A jeśli ludzie wiedzą kim jestem i czytają moje książki, nadzwyczajnie, dobrze; podobnie, jeśli mam coś więcej do powiedzenia, to korzysta z tego  każdy. Nie zostałem stworzony do całej tej chwały, jestem pozostawiony sobie. Stąd chcę pisać, jakby człowiek, on zawsze kopał bardzo głęboko, jakby przedstawiał możliwość niemożliwego, nieprawdopodobnego, sny i iluzje. Jesteśmy zaślepieni, bo zobaczyliśmy, a przecież możemy widzieć, ale nie widzimy. Wciąż umieramy i nie płaczemy, trzeba żeby czas wziął swój bieg, w nas coś nie ma imienia, ale to coś, to my jesteśmy. Otóż ja nawet nie potrzebuję imienia, jestem głosem…trudna rzecz-to właśnie rozumienie się ludzi, ich porozumienie wzajemne. Myślę, że powinno się być zadowolony tym, co ma jeden-żeby nie stracić wszystkiego. Co to za świat, który może wysłać maszyny na Marsa i jeszcze nie czyni nic, by zatrzymać zabijanie ludzkiego bytu?

Leave a comment