Wspomnienie jedynej przyjaźni, cz.2

Jakub w przytułku dla obłąkanych, cz.2

Przyszłość zbladła i przeszłość rozlała się. Zaświeciłem błyszczącymi kwiatami, odczułem jedyną a rozjaśnioną obecność. Z daleka i bliska, rzeczy wielkie i rzeczy małe pojawiły się jakby błyszczące srebro, w otoczeniu wspaniałych gestów, radości i wzbogacenia, a pośród tego pięknego miejsca zamarzyłem o niczym innym tylko o tym miejscu. Wszystkie inne fantazje zatonęły i zniknęły w otchłani bezsensu. Miałem całą bogatą ziemię bezpośrednio przede mną i patrzyłem bez przerwy tylko na to, co było najmniejsze i najbardziej pokorne. Przy gestach miłości niebiosa wznosiły się i opadały. Stałem się w pełni świadomy i chodziłem jakby w wewnętrznym świecie; wszystko poza mną stało się snem; co zrozumiałem aż po dziś dzień teraz stało się niezrozumiałe. Spadłem z powierzchni w dół, do wspaniałych, bajecznych głębin, które jak zaraz rozpoznałem, wszystkie charakteryzowały się szczególną dobrocią. Co rozumiemy i kochamy, to rozumie i kocha nas także. Nie byłem już sobą, byłem inny, ale na korzyść tej przemiany przemawia fakt, że dopiero teraz stałem się właściwie sobą. W słodkim świetle miłości zdałem sobie sprawę, albo też wierzyłem, skoro sobie tak to jasno uświadomiłem, że być może wewnętrzne ja jest tym ja, które istnieje naprawdę… W młodości dni są krótkie i lata są długie. W starszym wieku lata są krótkie, a dni długie. I myślę, że już wówczas powinien nam ktoś to w końcu powiedzieć, zaraz na samym początku naszego życia, że umieramy. Że żyjemy nie dla potępienia, lecz dla naszego zbawienia. Moglibyśmy następnie żyć po ostatnią granicę, w każdej minucie każdego dnia. Zróbcie to! Mówię wam, powiedziałbym. Cokolwiek chcesz zrobić , zrób to teraz. Istnieje zbyt dużo dni jutrzejszych. Żeby nie być gołosłownym i wyjść naprzeciw temu wyzwaniu, zacząłem wałęsać się i błądzić jak Jakub. On był po prostu zafascynowany życiem, i był urodzonym przywódcą, chciał tak mocno żyć i dzielić los z każdym napotkanym człowiekiem, który przeciwnie do jego pragnień, nie zwracali uwagi na niego. Zdarzyło się, że rozmawialiśmy o dogmacie w kościele Trójcy świętej. Nawet mnie przez chwilę posłuchał. A mówiłem tak: powiadają, że wielki doktor Augustyn z Kartaginy pewnego razu przechadzał się brzegiem morza. Spotkał na plaży chłopca, który bawił się w piasku, do wykopanego dołka w piasku nieustannie dostawała się woda. Chłopczyk wręcz usiłował całą napływającą od spodu wodę przelewać z powrotem do morza, jego pełne wody dłonie wypróżniały się po każdym nowym podpłynięciu morskich fal. Wówczas światły doktor na pytanie zadane chłopcu, co ty tu robisz, dotyczące bezsensowności przelewania wody do morza, otrzymał od chłopca następującą odpowiedzieć: tak jak ja nie przeleję choćby największej wody z mojego dołka do tego oceanu, ba nawet gdybym przelał wszystką wodę z dołka w piasku do pobliskiego morza- tak pan nie wyczerpie do końca tajemnicy Trójcy świętej. Trójca święta jest niezgłębiona. Zawsze jeszcze pozostanie tajemnicą. Chciałem o tym rozpowiadać za życia mamy, chyba powiedziałem, choć nie jestem pewny. Ale chyba teraz już razem zgłębiamy te wielką tajemnicę…Kiedy powiedziałem, że tym chłopczykiem był sam Jezus, nic się odezwał, tylko wstał i udaliśmy się w dalszą drogę. Zdaje mi się, że było to tylko kwestią minut, kiedy zaczęliśmy chodzić u podnóża polskich Beskidów, bardzo szybko osiągnęliśmy jakiś szczyt, i nagle zobaczyłem jak przed nami na wyciągnięcie ręki rozciąga się w dole bajeczne miasto Bielsko-Biała, z jego wzgórzami , z niebieskim niebem, z ścianą ziemniaków w mgiełce , z nielicznym smogiem i złotem późnego popołudniowego czasu. To jedyne miasto, jaki jest Bielsko-Biała świeciło czerwonym blaskiem przed naszymi oczami. Widać istnieje poczucie jakiegoś koleżeństwa, tam w dole krążą piesi po niektórych ulicach. -‘Gdzie idziemy, człowieku?’ – Nie wiem, ale musimy już iść. Zaraz też usłyszałem tylko, ‘spójrz’. Oto gang młodych muzyków wyjmował instrumenty z samochodów. Ułożyli się na prawo w salonie, tam też i my skierowaliśmy nasze kroki i weszliśmy za nimi do środka. Usiedli sobie i zaczęli pobrzękiwać na swych instrumentach. A my tam byliśmy. Liderem był Walter, szczupły, z kędzierzawymi włosami i pękatymi ustami tenor, nie za duży także w ramionach, miał na sobie luźną koszulę sportową, sprawiał wrażenie świetnego chłopaka jak na ciepłą noc, nuta pobłażania dla siebie zapisana była w jego oczach, który podniósł jego róg, zmarszczył brwi, wtem rozległ się przyjemny choć skomplikowany dźwięk, pracował też nogami dla złapania muzycznych pomysłów, po chwili chował je dla pominięcia pomysłów innych – w końcu tak powiedział: “Dmuchamy”, bardzo cicho, wówczas inni chłopcy podjęli jedyne solówki. Pokazał się teraz Kamil, przystojny blondyn, jako piegowaty bokser, w schludnym acz bogatym garniturze, z opadniętym kołnierzem i krawatem, podkreślającym jakąś ostrość i życiową niedbałość , o który ocierał się z potu, a przy wszelkich skręceniach i obrotach zaczepiał swym rogiem.- ‘Widzisz człowieku’, powiedziałem Jakubowi- on jeden ma świadomość, że pracuje tutaj za pieniądze, jeden dobrze ubrany. Ale sam lider mówi mu, nie martw się, muzyka jest teraz najważniejsza. Lider jest artystą, który uczy młodego Kamila boksera, teraz inni przejmują grę…cdn.

Leave a comment