coś dla młodych, cz.1

Stanisław Barszczak—Skarbczyk Johnny’ego—
I
Ponieważ mamy przedstawić tutaj historię pisaną z myślą o dzieciach starszych, to moglibyśmy ją zacząć tak po prostu: urodził się Johnny. Teraz jak rozumiem chcecie wiedzieć o nim więcej. Zatem opowiemy wam o nim, tylko uzbrójcie się w cierpliwość… Był kiedyś, w mieście Będzin, w ziemi Zagłębiowskiej, chłopiec o imieniu Johnny, który miał dwa zwierzęta, kota o imieniu Protazy i psa o imieniu Gerwazy, co oznaczało, że za każdym razem jak zawołał: “Protazy!” kot był już na jego ramieniu, a kiedy krzyknął “Gerwazy!” pies kładł się u jego stóp i machał ogonem. Kot kiedy miał złapać mysz był tancerzem nad tancerzami, był w stanie wykonać z subtelnością i wdziękiem i walca, i polkę, i mazura, a przy tym obracał się wokół własnej osi najpiękniej jak tylko mógł. Gerwazy, pies czekoladowy Labrador, łagodny i przyjazny, choć czasem nieco pobudliwy i nerwowy, absolutnie nie mógł tańczyć, bo, jak to się mówi, miał cztery nogi w lewo, ale zakrywał swoją niezdarność jedynym darem, mianowicie posiadł doskonały słuch, więc mógł śpiewać naśladując burzę, wyć melodie z najpopularniejszych piosenek codziennych, i nigdy nie wychodził z rytmu. I Protazy i Gerwazy z czasem znaczyli więcej od wszelkich innych pupilów domowych Johnny’ego i stali się niezastąpionymi towarzyszami jego życia. Pewnego dnia, kiedy miał dziewięć lat, cyrk przyjechał do miasta. Cyrk z Lechem Grossem i jego zwierzętami zaliczano do najbardziej znanych w kraju Johnny’ego. Więc Johnny był wpierw gorzko rozczarowany, gdy jego ojciec Ryszard Budnik powiedział mu, że nie wybiera się na show, ponieważ ten cyrk jest “niedobrzy dla zwierząt”. Przeminęły dni jego chwały. Lwica miała próchnicę i była ślepa, tygrys i słonie były głodne jak i reszta menażerii. Cyrk był po prostu nieszczęśliwy. Zwierzęta tak boją się jak Lech strzela z bata, zresztą Lech był człowiekiem, który szybko wpadał w gniew a rzadko się śmiał. Kiedy włożył głowę z cygarem w paszczę lwicy, ta była zawsze mocno przestraszona.
Ryszard szedł do domu z Johnny ze szkoły, ubrany, jak zwykle, w jedną z jego kolorowych koszul i pomięty kapelusz panama, słuchał opowieści Johnny’ego o jakimś zamorskim kraju z Ameryki Południowej. Johnny zapomniał niektóre geograficzne nazwy, pamiętał za to, kto był pierwszym prezydentem tego dalekiego kraju, jego imię wymawiał na lekcji historii z dziwnym pietyzmem. Na lekcji sekcji sportowej uderzył się podczas gry z boku w głowę kijem hokejowym. Ale strzelił dwa gole w meczu i pokonał swojego przeciwnika. Johnny liczył plusy i minusy mijającego dnia. Nie był taki zły. Przechodził przez most pod którym szeleściła rzeka z wodą w kolorze błota, która płynęła przez miasto nie daleko od ich domu. Spojrzał raz jeszcze na spadające kakadu w ich klatkach i smutne dromadery tarasujące ruch wzdłuż ulicy, mieszane uczucia zagościły w młodym i szlachetnym sercu Johnny’ego. Jakiś pirat z opaską na trudnych czarnych oczach i barbarzyńskiej brodzie znęcał się nad zwierzęciem. Johnny krzyknął na cały głos: “Niech piekło pochłonie twój namiot. Tak się stało, że w momencie, gdy Johnny krzyknął oto przez jakiś niewytłumaczalny przypadek ustały wszelkie dźwięki wszechświata, w tym samym czasie samochody przestały trąbić, skutery wymijać przechodniów, ptaki przestały skrzeczeć na drzewach, naraz w tej magicznej ciszy głos Johnny’ego rozległ się tak jasno, jak strzał z pistoletu, że słowa jego napełniły niebo, a może nawet znalazły drogę do domu jakiegoś niewidzialnego bóstwa panującego nad światem. Ale po jakimś czasie świat zaczął wyrzucać zwykłe rakiety na nowo, a cyrk jakby przeniósł się o kilka ulic dalej. Johnny i Ryszard wrócili do domu na kolację. Tej nocy podano jednak w telewizyjnych wiadomościach, że zwierzęta w cyrku Lecha Grossa jednogłośnie odmówiły wykonania ich programu. W zatłoczonym namiocie i ku zdziwieniu przebranych klownów i cywilów, także klientów, zwierzęta zbuntowały się przeciwko swemu panu w bezprecedensowy akcie nieposłuszeństwa. Lech strzelał batem, gdy nagle zobaczył, że wszystkie zwierzęta zaczynają chodzić spokojnie i powoli koło niego, miarowym krokiem, jak gdyby służyły w wojsku, zbliżały się do niego ze wszystkich stron, dopóki nie stworzyły kręgu pełnego wściekłości i furii, filigranowy Lech upadł na kolana i żebrał o darowanie życia. Publiczność zaczęła rzucać owoce i poduszki, a następnie trudniejsze przedmioty, kamienie, na przykład, orzechy włoskie i telefony. Zwierzęta rozstąpiły się i Lech odwrócił się i uciekł z areny.
Było to coś niesamowitego. Druga sprawa miała miejsce późną noca. Hałas rozpoczął się około północy, hałas i trzask jakby liści jesienią obudził Johnny’ego. Kiedy wyjrzał przez okno jego sypialni zobaczył, że wielki namiot płonie nad rzeką Wisłą. Paliły się pomieszczenia gospodarcze, a to nie było złudzenie. Od razu zaczęły pracować przekleństwa Johnny’ego. Trzecie zadziwiające zjawisko miało miejsce następnego dnia rano. I Protazy i Gerwazy pojawili się we drzwiach do pokoju Johnny’ego. On zastanawiał się dokładnie w jaki sposób znalazły one tam drogę. Protazy skoczył od razu Johnny’emu na ramię, a Gerwazy zaczął ‘śpiewać’ jakąś melodię. Inne zwierzęta tej nocy uciekły na wolność, za to Protazy przyniósł Johnny’emu mysz, nocny łup, Gerwazy smaczną kość. Naraz pojawił się w drzwiach Ryszard, który powiedział- ” Nigdy nie byłem w stanie zrobić wszystkiego tak dobrze, jak ty to uczyniłeś. Ogromnie mnie to cieszy. I wreszcie osiągnąłeś wiek, w którym ludzie w naszej rodzinie przekraczają niepokonalną granicę, kiedy wchodzą w magiczny świat.”
Do największych przygód Johnny zaliczał ‘wojnę’ placu zabaw w szkole, w której jego gang doprowadził do słynnego zwycięstwa nad Cesarską Armią Franciszka Józefa. Pokonali rywali wygrywając dzień śmiałym atakiem lotniczym z udziałem samolotów z papieru obładowanych karbidem. To był niezwykle satysfakcjonujące oglądać skoki przeciwnika do stawu, aby uśmierzyć powszechne swędzenie ciała. Jacek, brat starszy Johnny’ego poznał bardzo wcześnie pragnienia brata odnośnie prawdziwej przygody, najlepiej z udziałem nieprawdopodobnej istoty, podróży na inne planety (lub przynajmniej satelity). Bracia rzadko się kłócili. Różnica wieku osiemnastu lat okazała się być dobrym miejscem do zrzutu większości problemów, które czasami pojawiają się między braćmi, wszystkich tych małych podrażnień, które sprawiają, że czynimy psikusy. Oto wypełniamy buty z słodkim, lepkim klejem, dzwonimy do dziewczyny, a potem udajemy, że to tylko naprawdę niefortunne przejęzyczenie. Więc nic z tego się nie stało. Starszy brat Johnny’ego uczył się wielu przydatnych rzeczy, znał zasady kickboxingu i gry w krykieta. Johnny przez moment stał się sentymentalny. W szpitalnym oddziale położniczym Sonia, jego matka odebrała nowo narodzonego syna, tuliła go delikatnie w ramiona, i zasypywała nieuzasadnionymi pytania. “Kto by pomyślał? Skąd pochodzisz, sieroto? Jak się tu dostałeś? Co masz do powiedzenia? Jakie jest twoje imię? Kim będziesz jak urośniesz? Co będziesz robił?” Ryszard miał pięćdziesiąt lat, gdy się urodził Johnny. Powiedział tylko- „Wydałaś na świat człowieka, który może cofnąć czas w sobie, aby płynął w nowy sposób, a nas uczynić ponownie młodymi.” Sonia, która dzielnie zastępowała Johnny’emu matkę wiedziała, co ona mówi. Jak Johnny dorastał, jego rodzice zdawali się być młodsi. Kiedy Johnny wyprostował się po raz pierwszy, na przykład, jego rodzice nie usiedzieli. Kiedy zaczął się czołgać, oni podskakiwali w górę i w dół, jak podekscytowane króliki. Kiedy szedł, skakali z radości, a gdy wymówił pierwszy raz ”no!”, można by pomyśleć, że zasypali je całym legendarnym potokiem słów, które wychodziły z ust Ryszarda.
Magiczny Świat był jakkolwiek ukryty od tysięcy lat, strzeżony przez most zagadkowy przeszłych ludzkich generacji. Tak więc każdy w Będzinie był w pełni świadomy, że istnieje magiczny świat istniejący równolegle do naszego, a jego wyrazem była biała i czarna magii, sny, koszmary senne, historie, kłamstwa, smoki, wróżki, niebiesko-brodaci wujkowie, czarne wołgi, mechaniczne czytania w myślach ptaków, skarby zakopane na cmentarzach, muzyka, literatura piękna, nadzieje, lęki, dar życia wiecznego, anioł śmierci, anioł miłości, przerwy, żarty, dobre pomysły, zgniłe myśli, szczęśliwe zakończenia-happy endy, w rzeczywistości niemal wszystko, co istniało bez żadnych odsetek. Johnny dorastał leworęczny i często wydawało mu się, że to reszta świata pracowała w złym miejscu, nie on. Klamki obracały się w zły sposób, podobnie śruby, gitary były nanizane do góry nogami, i skrypty, które w większości języków zostały napisane niezręcznie od lewej do prawej, z wyjątkiem jednego, który był dziwnie nie do opanowania. Koła garncarskie obracały się przewrotnie, wirowałyby lepiej, gdyby wirowały w przeciwnym kierunku, a o ile cieńszy i bardziej sensowny byłby cały świat, gdyby słońce wzeszło na zachodzie i zachodziło na wschodzie. Kiedy marzył o życiu w tym pustym wymiarze Johnny’emu było czasami smutno. Jego brat Jacek był prawą ręką tak jak wszyscy, a więc wszystko przychodziło mu łatwiej, co nie wydaje się sprawiedliwe. Sonia powiedziała kiedyś Johnny’emu niskim głosem -“Jesteś dzieckiem wiele darów, a może i masz rację, aby sądzić, że lewica to odpowiedni sposób realizacji życia, a reszta z nas nie jest w porządku, niech tak będzie. Zatem idź w lewo na wszelkie sposoby, ale nie marudź, nie pozostawaj w tyle “. Johnny’emu zdawało się, że mógłby zasiadać na tronie, zmienić płeć lub stać się Bogiem. A gdy rysował i malował, ojca marynarskie historie na przykład, czynił to w sposób jedyny. Szkicował ptaki z pamięci, pamiętał wszystko, co zdarzyło się wcześniej, jakąś kąpiel w rzece czasu lub kraj utracone dzieciństwo, lub miejsce gdzie nikt nie mieszkał, a przyszedł tam na świat wspaniały, fantasmagoryczny władca, tworzył kolorowe życie niczym arie śpiewającej Sonii. W matematyce i chemii, niestety, nie było tak gorąco. Ryszardowi nie udało się przedstawić własnych badań z chemii nad stężonym kwasem siarkowym. Na szczęście i Johnny żył w epoce, w której prawie nieskończona liczba równoległych rzeczywistości zaczęła być sprzedawana jako zabawki. Jak każdy wiedział, że dołączył do społeczności wyobraźni w cyberprzestrzeni, electro-klubów, których przyjął tożsamość, na przykład, że międzygalaktyczny pingwin pochodzi od członka The Beatles, a nie jest później zupełnie wymyślony, ma latać w kosmosie, nosić włosy sex kolor. Jak każdy Johnny posiadł szeroki asortyment kieszonkowy alternatywnej rzeczywistości pola i spędził większość swojego wolnego czasu na opuszczaniu własnego świata, aby wejść do rozległych, barwnych, muzycznych pól, w środku wszechświata, w których śmierć czasowych, aż zbyt wielu błędów stała się trwała, a życie było takie: coś można wygrać, lub zapisać się na, lub po prostu to jest cudownie oczywiste, ponieważ takie jest prawo, produkować cegły lub inne prawo , na przykład jeść grzyby , lub przechodzić przez prawo wodospad- przez magię, a może zachować wiele istnień, na ile twoje umiejętności i szczęście na to ci pozwoli.
W pokoju Johnny’ego, w pobliżu małego telewizora stało jego najcenniejsze, najbardziej magiczne pudełko, które oferowało wszystkim najbogatsze, najbardziej skomplikowane podróże do innych przestrzeni i różnych czasów, do strefy multi-życia i tymczasowej śmierci: jego nowy Miś. I tak jak Johnny na boisku szkolnym zamieniał się w pogromcę Cesarskiej Wysokości Armii, w dowódcę Sił Powietrznych samolotów papierowych, tak teraz Johnny wyszedł daleko poza świat matematyki i chemii, w Strefie Misia, Wielkiego Mistrza Gry. Soniu, popatrz, jak jego ręce przesuwają się na konsoli,” powiedział Ryszard. “W tych światach leworęczność nie przeszkadza mu, jest on prawie oburęczny.” Ostatnio jednak ręce Ryszarda, którym przydzielił swoiste nazwy zostały spowolnione. Chodził wolniej (choć nigdy nie chodził szybko), jadł wolniej (choć nigdy nie jadł więcej), a najbardziej niepokojące to to, że mówił wolniej (zawsze mówił bardzo szybko). Był wolniejszy uśmiech, a czasem, sam Johnny to zauważył, wydawało się, że myśli Ryszarda faktycznie spowalnia jego głowa. Nawet historie, które opowiadał zdawały się poruszać wolniej niż kiedyś, i to było złe. “Jak mu pomóc”, zastanawiał się Johnny. Ale zanim zdążył rozwiązać problem, coś strasznego stało się pewnej gwiaździstej nocy. Jeden miesiąc i jeden dzień po przybyciu Protazego i Gerwazego do domu Budnika, niebo nad miastem Będzin, nad rzeką Przemszą było cudownie pełne gwiazd, tak genialne, z gwiazdami, jakby nazbyt realne, że na wodach rzeki ludzie oglądali swoich jedynych sobowtórów, wbrew ich woli, z dziwnym uśmiechem na ich obliczach. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki gruby pas galaktyki się przetarł z jasnego nieba tej nocy, przypominając wszystkim, w jaki sposób rzeczy były w dawnych czasach, przed ludźmi. Zanim zanieczyszczone powietrze odsunęło niebo z pola widzenia. Ze względu na smog tak rzadko widziało się Drogę Mleczną w mieście, że teraz ludzie chodzili od domu do domu, aby powiadomić sąsiadów, by wyszli na ulicę i spojrzeli w górę. Wylewali się ludzie ze swoich domów i stawali z brodą w powietrzu, jak gdyby cała okolica była prośbą… Johnny wzruszył się głęboko, zaczął myśleć o tej idei. Gwiazdy wydawały się tańczyć tam na górze, mieszając się w obrębie wielkiego i skomplikowanego wzoru jak kobiety na weselu ubrane w ich ozdoby, kobiety nieskazitelnie białe i zielone i czerwone z brylantami, szmaragdami i rubinami, genialne kobiety tańczące na niebie, zniewalające od widoku ich ognistych kamieni na rękach i szyjach. Przedziwny taniec gwiazd znalazł odzwierciedlenie na ulicach miasta, ludzie wyszli z bębnami i szli, jak gdyby to ktoś znaczny miał urodziny. Ryszard usiadł na ganku i patrzył, i nikt, nawet Johnny nie mógł go wyciągnąć na miasto. “Czuję się ciężki,” powiedział. “Moje nogi są niczym worki z węglem, a ramiona czuję jak kłody. Musi być, że grawitacja jakoś wzrosła w moim pobliżu, bo jestem przyciskany do ziemi.” Wielkie show nieba trwało do późnej nocy i choć przeminęło, to zdawało się być zapowiedzią czegoś dobrego, od początku czasu nadspodziewanie dobrego.. Może to rzeczywiście było swego rodzaju pożegnanie, ostatnie słowo, bo to była noc, po której Ryszard Budnik, legendarny gawędziarz z Będzina, zasnął z uśmiechem na twarzy, z bananem w ręku i błyskiem jego czoła, a nie obudzil się następnego dnia rano. Potem sprawy potoczyły się gorzej. Johnny spał w swoim łóżku w nocy, zbyt wstrząśnięty i nieszczęśliwy by zasnąć. I łzy spływały mu po policzku. Potem Protazy był na łóżku i Gerwazy leżał nieruchomo na sienniku na podłodze. Johnny był przytomny. Nocne niebo za oknem nie było już jasne, ale słabe i niskie, jak gdyby marszczyło brwi, a grzmot burzy rozległ się w oddali, jak głos złego giganta. Następnie Johnny usłyszał bicie skrzydeł blisko i wyskoczył z łóżka i pobiegł do okna, by popatrzeć w niebo. Było siedem sępów niczym batalion ogniowy, ubranych tak jak europejska szlachta na starych obrazach, czy jak cyrkowi trefnisie. Były brzydkie, śmierdzące. Johnny zaczął się trząść, choć noc była ciepła. Czy to prawda? Klątwa na szefa spalonego cyrku ma przejść w klątwę na ojca? Nagłe pojawienie się w jego życiu Protazego i Gerwazego nie mogło zasypać jedynej wyrwy po stracie ojca. To było przygnębiające. Powłócząc nogami, Johnny poszedł z powrotem do swego pokoju. Przez okno widać było niebo, które zaczynało się rozjaśniać. Brzask zawsze podnosił ludzi w górę, ale Johnny nie mógł myśleć o niczym, być wesoły. Podszedł do okna, aby zasunąć kotary, żeby móc przynajmniej leżąc w ciemności odpocząć, i wtedy ujrzał niezwykłe rzeczy. Człowiek ubrany w kolorową koszulę i zniszczony kapelusz panama po prostu zaglądał do domu. W pewnym momencie człowiek odrzucił do tyłu głowę i spojrzał Johnny’emu prosto w oczy. To był Ryszard Budnik! To był jego ojciec, stojąc tam, nic nie mówiąc, ale patrząc na jawie! Ale jeśli Ryszard był za oknem na zagonie, to kto spał w łóżku? A jeśli Ryszard spał w jego łóżku, to jak może być na zewnątrz? Ledwie chwycił się się za głowę, która wirowała teraz z nim, i jego mózg, nie miał pojęcia, co myśleć, podniósł się na posłaniu, jednak nie rozpoczął biegu. Ale potem ścigany przez Protazego i Gerwazego Johnny pobiegł tak szybko, jak mógł, gdzie jego ojciec na niego już czekał. Biegnie po schodach w dół boso, potknął się lekko, zrobił krok w prawo, odczuł dziwny zawrót głowy, na chwilę odzyskał równowagę, by tylko zobaczyć to jedyne stworzenie przez drzwi. To było cudowne, Johnny myśli. Ryszard Budnik ocknął się i jakoś zaczął kontynuować spacer. Wszystko było w porządku.cdn

Leave a comment