coś z pamiętnika nastolatki

Stanisław Barszczak—-Moje perypatetyckie życie (zapis pamiętnika Stefci jest czystym wymysłem autora tekstu)—-Dzisiaj, dokładnie przed 80 laty, 21 listopada 1919 roku, urodziła się w Hucisku (przemyskie), mała dziewczynka. Jasna, dociekliwa i nad wyraz spokojne dziecko. Córka rolnika i jego gospodarnej żony, spędzała z rodzicami i jej braćmi pierwsze beztroskie życie w Hucisku koło Nienadowej, życiem na jakie każde dziecko zasługuje. Ale już w końcu trzeciego roku życia nałożył się ciemny cień na życie tego dziecka. Adolf Hitler i jego banda brunatnych morderców zdobyła władzę w Niemczech. Gdy ojciec zobaczył, że zbliża się katastrofa, sprowadził rodzinę razem, by jej zapewnić bezpieczeństwo. Ale to było złudne bezpieczeństwo. 1939 r. Niemcy w Polsce. Dziewczyna miała już opracowany specjalny talent: pomoc w gospodarstwie. Poszła na służbę do sąsiedniej wioski, gdzie w wolnych chwilach po wypasie bydła i robocie w polu, przekazywała swej przyjaciółce swe dziewczęce tajemnice, których treści nie chciała ujawnić. W 1942 roku dziewczynka otrzymała jako prezent urodzinowy amarantowo- biały pamiętnik w kratkę. Nazywała się ta dziewczynka Stefania Katarzyna Miszczyk. W swoim pamiętniku opisała represje Niemców wobec Żydów i ludności cywilnej w wiosce. Przyszłość okazała się jeszcze bardziej dramatyczna, dlatego jej rodzina uciekła z ich domu, ukrywała się przed deportacją w głąb Rzeszy w oficynie, żyli tam przez dwa lata. To ona nie mogła już opowiedzieć stało się w trzy dni po jej ostatniej notatce w dzienniku: rodzina Stefci została zdradzona i deportowana przez nazistów. Przez różne więzienia, najpierw do obozu w Auschwitz i wreszcie do do Reichu. “Dziewczyna była podłamana”, mówi jej była przyjaciółka, którą Stefcia spotkała po raz ostatni w obozie koncentracyjnym w Niemczech. “Nie mam nikogo więcej”- Stefcia mówi jej przy ogrodzeniu obozu. Jej matka zginęła była w Auschwitz już miesiąc wcześniej, a jej brat na dur brzuszny umiera. Stefcia była pewna, że jej ojciec, z racji na jego wiek, także został wybrany i zamordowany. Kilka dni po tym ostatnim znaku życia, na początku marca 1945 roku, Stefcia zmarła w wieku zaledwie 26 lat w obozie na tyfus. Jej ojciec jednak przeżył obóz koncentracyjny i opublikował pamiętnik córki w 1947 roku pod tytułem “Oficyna”. Dziennik Stefani Miszczyk długo po wojnie jeszcze świeci, niczym latarnia przeciw faszyzmowi. Przyjazny ton, żywy, oczytana Stefcia przedstawia oprócz osobistych wrażeń, pomysłów i marzeń, jedną z najbardziej poruszających historii, jaką ten świat ma do zaoferowania. Ja myślę, że i dzisiaj powinniśmy protestować przeciwko traktowaniu nas jak domu na sprzedaż. To jest historia, historia małej dziewczynki, dziennikarki i pisarki, której marzenie zakończyło się tak brutalnie, która reprezentuje, jak żadna inna, horror Holokaustu. Nie może być jaśniejsze i bardziej emocjonalne oświadczenie, przeciwko wykluczeniu społecznemu i prześladowaniu. Dziennik Stefani Miszczyk, jest to broń w walce z faszyzmem, przed prześladowaniami i wyłączeniem, światłem w ciemności nocy śmierci, a także ostrzeżeniem dla żyjących kacerzy i prześladowców, że nigdy nie zostanie dana im szansa szczęścia. I właśnie poprzez tę książkę mała dziewczynka, która zmarła w obozie koncentracyjnym, pokonała nazistów…
“Kraj, w którym chciałabym mieszkać, musiałby być przyjacielski, musiałby zapewnić każdemu z jego mieszkańców odpowiednie, wystarczające Dasein, być dobrym przyjacielem każdego narodu. Nie ma wojska, nie ma siły wojskowej, nie egzekwuje kary, nie wykonuje się pracy, nie ma tam przymusu zachowania się tak i tak, nie zna się kary śmierci, chroni się bezwarunkową mowę i wolność pisania, seksualność nie stoi pod moralnym prawem. Wolno każdemu według upodobania, uznania czynić i takim pozostawać. Tak daleko, na ile nie czyni krzywdy bliźnim, w którym nikt nie panuje i nie będzie panował, nie daje się pośpiechu, żadnego rekordu łowieckiego, chciwości , żadnego Purytanizmu, złudnego punktu orientacyjnego… żadnej degradacji kultury, ponieważ sztuka jest czymś jeszcze, człowieczeństwem, duchem, osobowością, sercem, duszą, człowiekiem w sobie”…
Dziś pod szyldem nowoczesnej edukacji foruje się małe przedsiębiorstwa. Ale w wielu krajach ludzie nie chcą iść do pracy w małych firmach. Mówimy, że to absolutnie nic złego, ale to nie jest prawda … nic w moim życiu nie było oparte na związku przyczynowym, choć mogę nieustannie trzeźwo chodzić po ziemi. Osobiście jestem przekonana, że nie jestem zła, że nie jestem w błędzie. Chociaż jestem Europejką z przekonania, prawdę mówiąc, chcę być niezmordowanym reformatorem i bojownikiem, praktykującym katolikiem i lojalnym przyjacielem. Nigdy nie zapomniałam, gdzie moje korzenie. Opieram się na wielkoduszności, hojności i zaufaniu, w tym świetle chciałabym widzieć moje przyszłe sukcesy zarówno w kościele, jak i osobiste. Mocno wierzę w walkę przez obowiązek, a jako chrześcijanka czuję się zaproszona do wdzięczności ostatniej, życia Panem każdym dniem…
“Czy widziałaś „Na szerokim świecie” dziś rano?” Pytam Marię, gdy się spotykamy się, aby omówić uczestnictwo we Mszy świętej w kościele. Jest ubrana w dobrze skrojone spodnie i bluzkę, włosy kołyszą się swobodnie wokół jej twarzy, i to z pewnością mogę powiedzieć, że wygląda dzisiaj raczej wspaniale. Jerzy szalenie podkochuje się w niej i miał dziwną obsesję na jej punkcie przez 10 lat od czasu, kiedy zobaczył ją w Rzymie. Pojechał do Italii, aby zobaczyć ją. Jerzy mówił, my pracując umieramy razem z innymi ludźmi, a to dlatego, że nie mamy „tej rzeczy”. I właśnie ona była tą jedną rzeczą! Przyszedł Piotrek. Moja mama z pewnością pokocha go . I ja tak bardzo myślę. On po prostu ma świetny sposób mówienia, jest zainteresowany rzeczami i ludźmi, podobnie jak dobry aktor, który musi takim być. I to jest bardzo dobry sposób na bycie chrześcijaninem. Zjawił się Janek. Sposób, w jaki mówi się o trzech dekadach jego życia, ujawnia impulsywny, wciągający, podpity egoizmem obraz człowieka, jego życie oparte na skłonności do chaosu, przewrotu, zdrady, alkoholu, nieudanego entuzjazmu. Moje podstawowe pytanie tutaj brzmi: “Co jest z nami?” I ciągle myślę, w naszym świecie wielu ludzi boi się mówić tylko na podstawie swego umysłu i nie czyni niczego autentycznie, gdyż martwią się, że kogoś obrażą czy sami zostaną obrażeni, że nie będą lubiani. A to jest facet, który ma mądrze poukładane w głowie i robi swoje…
Koleżanka Ewa mówi do mnie: Miałyśmy tylko jedną poważną scenę razem, czy pamiętasz ja byłam taka przykra! I oto Paweł i ja mieliśmy dzień naszego ślubu, i robiliśmy nasz wielki pocałunek i Zapiera się Paweł, że nie jest to pocałunek . “Och, teraz Paweł, o tak właśnie!” “Aha, teraz ona całuje go mając dużo czasu! On jest zupełnie nieśmiały. Naraz on mówi takie rzeczy jak: „Mario, która część ciała najmniej ci się podoba?” I to bezpośrednio przed wyjściem do sklepu. Ewa, to wyraźnie możliwe, że ona bawi się mną. Edukacja ujawniła komiczne aspekty jej talentów. Ewa, przez długi czas była szykowna, choć uwięziona w koronkach. Paweł mówi jej: „grasz jeden rodzaj rzeczy, następnie na poważnie zatrzymujesz się na chwilę i ktoś ma coś przeciw tobie, i ty masz wszystkiego dość”… Kto wie, co sprawia, że ludzie się śmieją? Z Ewą odkryłyśmy tyle swobody. -Mieć charakter gdy się patrzy na zupełnie zaskoczonych, twierdzi Paweł. Ale jak mówić ludziom w języku francuskim i powiedzieć to bardzo nudne, choć artystyczne rzeczy, powiedzieć zabawnie i na kształt gry. Ewa zachowuje się, jakby zupełnie pewna sienie, ponieważ wie, co znaczą własne aktywa. Z czasem przyjęła bardziej skomplikowane role kobiece; większy nacisk położyła na motywację i sceniczny charakter…
Za mojej młodości byłam w Kalifornii. Tam Sebastian, bohater z odległego czasu wypatrzył mnie, mówił do mnie z amerykańskim akcentem. Nienawidziłam go, po prostu nienawidziłam. Nienawidziłam być traktowana, jak gdybym był Amerykanką, ponieważ samo mówienie „dobrze jest”, nie sprawia tak wiele radości. Spożywaliśmy posiłki w restauracjach i hotelach, co naprawdę otworzyło mi oczy, to to, że zawsze byliśmy traktowani jak zuchwali, inwazyjni Amerykanie, a nie jako tępi, wyrafinowani Anglicy czy pewni siebie Polacy. Bardzo nierówne traktowanie…
Ale teraz jest czas wojny. Maria mówi do mnie: nigdy przekleństwo mi się nie przydarzyło. Byłam zbyt młoda, by nawet wiedzieć, czym ono jest. W naszym świecie każdy ogląda filmy, i to jest jakaś główna korzyść. Czasem mnie irytuje, kiedy ludzie podchodzą na ulicy i mówią: “Och, jestem wielkim fanem Hansa Klosa” – kiedy oczywiście chcesz być fanem w pracy. Poczułam potrzebę, aby odświeżyć jej amerykański „brzdęk”. Zaczęłam od spowiedzi. Gdy miałam 23 lata, żyłam bez żadnego planu kariery, która byłaby uzgodniona z innymi i mówiła o spontaniczności i wewnętrznym impulsie. Mama moja spędzała dużo czasu w drodze, często na doprowadzeniu mnie do przedszkola, następnie chodziła chętnie na moje wywiadówki do szkoły. Uwielbiałam scenę w naszym „Domu Kultury”. Pamiętam, jak przyjechał do nas młody aktor, położyłam się na scenie, obracając się z brzuszka na plecy, czułam gorąco wokół. Myślę, że gdy w rodzinie jest tylko jedno dziecko, rodzice bardziej ochraniają je. Zawsze byłam drugim numerem, najwyżej trzecim, i to nie tylko w szkolnym dzienniku. I nie wolno mi było zrobić wiele rzeczy, że gdybym była, powiedzmy, numer cztery, to wydaje mi się świat potoczyłby się inaczej. Oznacza to, że teraz szukam przygody cały czas… A nasze żywoty wówczas były dość chaotyczne, za to moje dorosłe życie jest teraz bardzo dobrze zaplanowane.. Ale wolność to coś czego bardzo potrzebuję, wręcz pragnę. Czasami różnię się z ludźmi, którzy lubią rzeczy ułożone sztywno według planu i czytają książki podczas obiadu. Wolałabym, żeby ktoś zadzwoni do mnie i powiedział: “Jesteś wolna dziś wieczorem i chcesz iść na zabawę? Czy też zagrać w bilard.” Podczas obecnego pobytu w Kalifornii, mocno naciskałam na podróż do dziewiczych Stanów północnych. Byłam na koncercie w wytwórni filmowej „Universal Studios”, gdzie ludzie robią swoje… Nie bardzo mi coś takiego odpowiada, mówi Maria, która w środku naszej rozmowy ma jakiś impuls i chęć do wędrówki po miasteczku. Pamiętam, mówię do niej, ustawiłyśmy namiot na polu kempingowym koło Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Pełne światło. Wróciłyśmy na noc po zrobieniu zdjęć i jednej nocy zastałyśmy koło nas spalony samochód, którego nie było tam wcześniej. I to jest przerażające widzieć taki samochód zupełnie zniszczony, spalony aż do metalu. Po podarowanym nam piwie położyłyśmy się w namiocie, by szybko zasnąć. Ale nagle słyszymy, że jacyś ludzie wracają wszyscy pijani, przekleństwa i krzyki – myślisz, że może oni wrócili, by spalić jeszcze inny samochód lub na nas zrzucić winę za podpalenie samochodu. Pamiętam. jestem przerażona, skamieniała, z tymi zachrypniętymi głosami i ludźmi w środku nocy… Ale o dziwo! Następnego ranka budzisz się idealnie odświeżona Jednak odtąd najwyraźniej mój natychmiastowy instynkt, intuicja podpowiada mi, gdy widzę ekstremalne niebezpieczeństwo … „od razu jest zasnąć”…
Ale jak przygotować się do koniecznego pukania do drzwi. Maria przerywa naszą rozmowę w oficynie w pół słowa i mówi, że trzeba zobaczyć kto to jest. Wraca prawie zalotna z rozkoszy.”Popatrz, przybył, jaki cudowny. Mój Johnny, mówi nie!” Trzyma „baby” na rękach, które tylko płacze i pokazuje paluszkami na koszulę. Mam jedno przeczucie, gdy pytam Marię w końcu, czy była kiedykolwiek sama, jak ja w mojej ostatniej podróży po Kalifornii. – “Wiesz nie, miałam towarzysza”, szepnęła, i malec zaraz uśmiechnął się. A Maria uprzejmie i szybko wdrapała się po stopniach do saloniku, niczym na most zwodzony z otwartą skargą niesioną do Jezusa: “Johnny mówi nie!”
(W tytule autor nawiązuje do sielskiego życia w starożytnej Grecji za czasów Arystotelesa)

Leave a comment