śnić o potędze, 2

stanisław Barszczak—Książki pod polskie strzechy— Czytelniku kochany. Od jakiegoś czasu i ja piszę z wielką penetracją o wszystkim, co mnie spotyka choć nie nienagannie. I wszystkie wiadomości o mnie można znaleźć w moich książkach. W moim pisaniu jest element zaskoczenia. To jest mój sposób oceny tego, co robię, a to nigdy nie jest łatwą rzeczą do zrobienia …Książka jest produktem o innych ‘ja’, opisuje zwyczaje w życiu społecznym, nasze wady. Są tutaj wszystkie szczegóły z życia, i dziwactwa i przyjaźnie układają się dla każdego z nas, ale tajemnicą pozostanie samo pisanie …. człowiek ufa swojej intuicji i czeka na szczęście. Mam zaufać intuicji. Czyniłem to na początku, mogę to zrobić nawet teraz. Nie mam pomysłu na to, w jaki sposób rzeczy mogą wyglądać, choć w moim pisaniu zawsze idę najdalej jak tylko można w kwestii naświetlenia jakiegoś problemu, i pójdę jeszcze dalej. Mam ufać swojej intuicji, aby znaleźć tematy, które mam napisane intuicyjnie. Mam pomysł, kiedy się rozpoczyna, mam kształt;. Ale w pełni mogę zrozumieć to, co napisałem, tylko po kilku latach … Powiedziałem wcześniej, że wszystko o mnie, co ma posmak wartości, jest w moich książkach. Pójdę dalej teraz, powiem, że jestem sumą moich książek. Każda moja książka stoi na tym, co było wcześniej, i rośnie powagą wcześni ego pamiętnika. Uważam, że na każdym etapie mojej kariery literackiej można by powiedzieć, że ostatnia książka zawierała wszystkie inne. Pierwszą książkę pisałem w Ząbkowicach, gdzie chodziłem do szkoły powszechnej. Była to historia Polski, historia człowieka, starającego się odtworzyć na ludzi i ich historię. Potem udałem się do Częstochowy na spotkanie z Ojcem świętym Janem Pawłem II i nie zostałem przyjętym, nie pozwolono mi zobaczyć się papieżem. Ale Jasna Góra stała się, moim zdaniem, jedną z gór mego urodzenia. Tarnowskie Góry, poza tym co przekazała mi mama, to jeszcze nie dowiedziałem się nic o moim miejscu urodzenia na Śląsku. A szkoda, że tak długo noszę w sercu podróż do miejsca urodzenia. Udaję, że tego nie widzę. Mówię sobie, widocznie niedobry jest jeszcze czas po temu…Zawsze robię coś za coś … I zwykle za Arystotelesem do wiedzy o świecie i ludziach. Muszę zrobić więcej i więcej … moją wiernością jest kraj między dwoma rzekami, to jest między Bugiem i Odrą. Chcę być elastyczny. Świat jest zawsze w ruchu. I uważam też, że ludzie wszędzie co jakiś czas są ‘wywłaszczani’. Kraj lat dziecinnych zawsze jednak pozostanie pierwszym czasem mojej młodości. Pamiętam obok naszego domu był sklep z wełną i bawełną pani Antosowej. To było wszystko, co wiedziałem o niej i jej rodzinie. Na następnej ulicy była rada miasta, biuro, gdzie dawano śluby cywilne. Kilka lat temu budynek wyburzono, po urzędzie stanu cywilnego w moim miasteczku ani śladu, tylko odnowione okna w sąsiednim budynku, nad byłym sklepem spożywczym, zaświadczają tutaj o rozgrywającej się tutaj jakiejś historii. I dowiedziałem się niedawno, że istniała tutaj rozgłośnia radiowa nadająca programy dla całego miasteczka…Kiedy byłem w Ząbkowicach wówczas nie towarzyszyła mi nigdy idea jakiejś obcości, wyobcowania. Pamiętam na przykład, że uwielbiałem chodzić do ogrodu Państwa Goleniewskich, w który znajdowałem ogród-biblijny raj, co jednak było wielką rzadkością. Przekroczenie furtki tego ogrodu uważałem za tabu. Ależ byłem naiwny. Ale było kilka niezwykłych ludzi, którzy odwracali ten naturalny porządek rzeczy. W piątej klasie widziałem nowego kolegę w szkole, nazywał się Leszek, dziś myślę o tym epizodzie, jako o elemencie pewnej obcości. Jest kilka innych obcości w moim życiu, inni ludzie nie są tego winni. Musisz wyobrazić sobie mnie w tej chwili, kiedy miałem czternaście lat, wówczas skończył się pewien etap mojego życia. Przeprowadziliśmy się niedaleko, bliżej huty, w której mama odnosiła szkło i stacji kolejowej. Wydaje mi się, że w związku z tym nawyki mojego umysłu powstałe w wyniku tego włączania się w życie i wyłączania, ciągnęły się w nieskończoność i stawały się o chwilę późniejsze. Świat na zewnątrz istniał jakoś, w rodzaju ciemności, a my nie pytaliśmy o nic. Byli też nauczyciele. Jednym z nich był mój pierwszy nauczyciel w Szkole w Ząbkowicach, pani Grzegorczyk, następnie pani Grzesica, Pani Ptak, Pani Nowak. Byli ludzie, nazywani Kubanski, Ostrouch, Skalski, Sídlo, Nowak, pani Rabowa, którzy przybyli jakby z innego czasu, jest to rodzaj historii absolutnie poza zrozumieniem dziecka. W następstwie życia jako przybysze w Ząbkowicach byliśmy z mamą w niekorzystnej sytuacji wspólnoty. Ale z mamą rozumieliśmy się w pół słowa. Był to rodzaj ochrony, to pozwoliło nam choć tylko na razie żyć na swój sposób i według własnych zasad…Dzieci, które przyszły na świat dziesięć lat po mnie, w późnej dekadzie „gierkowskiej”, nie miały już takiego szczęścia. Rosyjski był wszechobecny, nikt nie uczył nas angielskiego. Moja mama była bardzo religijna, rok odliczałem ilością uroczystości i świąt kościelnych. W domu ‘sprawowałem’ mszę świętą, stawałem w fartuchu mamy na krześle i głosiłem pierwsze kazania, mieliśmy ołtarz ze stołu. Pod płaszczem zdawałem się chronić jedyny a własny język każdego człowieka. Jako dziecko wiedziałem prawie nic, nic poza to, co przejąłem od mamy. Wszystkie dzieci, jak sądzę, przyszły na świat tak, nie wiedząc, kim są. W Ząbkowicach byłem jasnym chłopcem, choć byłem otoczony niestety przez obszary ciemności również. Szkoła na przykład niczego tak naprawdę mi nie wyjaśniła. Lekcje były zapchane faktami i wzorami. Wszystko trzeba było się uczyć na pamięć, wszystko było dla mnie abstrakcyjne…

Leave a comment