czas odchodzenia, cz.1

Stanisław Barszczak—-Cudne imię wolności—-
Dlaczego piszemy? Powiedzmy wpierw od niechcenia, Bóg chce nie tyle równorzędnych darów, ile równych ofiar. W dzieciństwie były w mym życiu okresy odosobnienia. Dzieci miały trochę swobody, aby przejść do gry na zewnątrz, kilometry poza domem, ponieważ grunty i ogrody wokół były zabudowane. Pamiętam dobrze nasze błądzenie po miasteczku, by przejść na boisko szkolne, gdzie zbierali wszyscy chłopcy. Ale tak naprawdę, to mama była najpierw, ona swą pobłażliwością przekazywała mi jedyne zwierzenia, w rodzaju, żebyś nigdy nie płakał… Byłem wówczas szczęśliwy, zatem mama uspokoiła się, zgasł lęk w jej oczach, przysiadła u brzegu wersalki. Musiałem się jakoś rozruszać przy tym, bo mama przystanęła, zajrzała do szafy i wyjęła dla mnie czekoladę. Książki pojawiły się w moim życiu trochę później. Doskonale pamiętam ten pierwszy raz, gdy poczułem czym może być literatura. Rozczytałem się w Lessingu. Przeżyłem to bardzo, jako nawrócenie czy też odkrywanie zupełnie nowej drogi mego życia, jej jedynej opowieści. To było mądre, ale sercu niewiele ta mądrość pomoże… Potem wracałem do miasteczka. Serce boli, tęskni, jak grusza na polu przechylona. Pamiętam tego ranka poszedłem obejrzeć parę wolnych tu jeszcze domów. Znów przed oczyma się zjawia wioska dzieciństwa. Coś mnie pociągnęło na pola. Oparty o pień stałem popatrując wkoło. A pień też podobny, nawet kozikiem wyrżnął ktoś litery… Ulęgałki przyświecały spomiędzy liści. Las ten sam, na polanach cały we wrzosach. Tęskniłem, całym sobą byłem tam, gdzie rosłem, chowałem się, gdzie i dobro, i zło stawało się czymś realnym, takie drogie. Rwałem się duszą do tamtej ziemi… Tutaj mama opowiedziała mi o skomplikowanej ciąży pani Heli. Ułożenie płodu było niepomyślne, tętno dziecka stawało się przerywane, zapadła decyzja: cesarskie cięcie… Gdy jeździliśmy na oazę pociągiem do Zakopanego zajmowaliśmy kilka przedziałów. Pamiętam moją podróż w schowku nad wejściem do przedziału, atmosfera była przeurocza, gry na gitarze, śpiewy. A szczególnie pamiętam nasze radosne zmęczenie, że nikt nie śmiał mocniej odetchnąć w przedziale… Po latach wolności w Ząbkowicach, właśnie książki dawały mi smak przygody, które pozwoliły mi widzieć poczucie wielkości realnego świata, odkrywania instynktów i zmysłów, a nie tylko wiedzy. Jakoś pozwoliły mi czuć bardzo wcześnie sprzeczność życia dziecka, które ukrywa się za schronieniem matki, gdzie może zapomnieć o przemocy i konkurencji, i czerpać przyjemność z patrzenia na życie poza kwadratem z okna. Musi zarazem uznać wszelki obóz autorytetu, każdy szczegół, każdą drogę zbadać, by dać imię dla każdego drzewa. W szkole średniej miewałem „szewskie poniedziałki”, gdy w ciszę sali wykładowej, czy na studium, wpadały zgryźliwe słowa, przekpinka jakaś, głupawy żart. Koledzy po niedzieli wracali od rodzin zmęczeni, zanurzeni po uszy w tamtym najbliższym sobie klimacie. Towarzyszą im echa wolnego dnia, gruchań z dziewuchą, stanu odprężenia, po którym zawsze tak trudno jest wziąć się w garść. Choć nie monotonny był głos wykładowcy, to jednak usypiał uwagę. Światło padające od zakurzonego, szklanego ekranu telewizora kłóciło się z resztkami ustępującego dnia, lepką żółcią padając na twarze słuchaczy. Zatraciły się w tym oświetleniu cechy indywidualne, wszystkie oblicza przybierały identyczny senny, apatyczny wyraz. Staszek trącił mnie w bok, zaszeptał: -ale nudy,- Urwał, pozorując tępe zasłuchanie. Nastoletnią wiarę naszą nigdy nie zapomnę… Franciszek Rabelais, największy pisarz francuski, raz poszedł na wojnę przeciwko pedanterii ludzi Sorbony rzucając w ich twarze słowa zapisane w języku ojczystym. Literatura myślę, że dziś jest jeszcze bardziej potrzebna niż w czasie Byrona i Victora Hugo. Każdy z języków świata posiada taką samą logiczną całość, kompleksowe złożoności strukturalne, analityczne, które pozwalają wyrazić świat. Broniąc istnienia tego, język jest nieco archaiczny i niejednoznaczny, to znów powołuje się na ‘chwilę’, jak u Pani Szymborskiej… cdn

Leave a comment