Czas zbawienia

Stanisław Barszczak—-Kochać bliźniego—-Według Emmanuela Levinasa nauka zwana ontologią jest niezdolna do usprawiedliwienia prawa drugiego człowieka do bycia i do bycia różnego od reszty bytów, ponieważ byt sam w sobie jest totalizujący, wszechogarniający, pochłaniającym wszystko potworem. Trzeba, żebyśmy wyszli byli od totalizującej wizji świata, już wszystkiego tego, a uczynili się lepszymi. Mamy zaafirmować naszą różność poprzez przeżycia smakowania istnienia, eksplorację języka, czyny miłosierdzia. Trzeba powiedzieć na początku, że z drugim człowiekiem nie mogę zamienić istnienia! Tak jak nie jestem kotem z jego samotnością. Może jestem sam bez kota. Dzisiaj akcentujemy w naszym życiu nie ‘substantif’- istotę rzeczy, jej „materię i formę” (jakby powiedział Arystoteles), lecz możliwości. Nie jesteśmy rzuceni, ot tak, jakoś w przyrodzie. Co więcej posiadamy już odpoczynek w sobie (un retrait en soi). Ale bliźni nie jest poznawalny i nie może być zredukowany do przedmiotu jako takiego, jak twierdziła metafizyka tradycyjna (nazywana przez Levinasa ontologią). Wartości chrześcijańskie dzisiaj to dialog, w którym rozpoznaje się otwartość, otwarcie idące od podmiotowości indywidualnej do alteryczności (inności)podmiotowej i afirmacji istotnej etyczności każdego. Zatem jesteśmy w relacji z bliźnim przez jego dobro. Nie powinniśmy trwać w nieświadomym obejściu. Mamy od postawy totalnej, totalizującej( d’un tout) przejść do postawy chroniącej, zachowującej swój własny byt. Otóż mamy sytuację gdzie wbrew naszym nadziejom nie jest to już sytuacja człowieka totalnego, ale nie jest to jeszcze sytuacja zupełnie innego. Prośmy najpierw, by żyć z podmiotem swym czynów, przeciw Heideggerowskiemu „nadmiarowi”- gdzie podmiot strasznie się dołuje, znęca nad sobą, jest bytem, który się tłamsi! Od pasywności radykalnej Kierkegaarda schodzimy do bliźniego, który się zjawia (jego aparycja). Otóż gdzieś poza nami poczęła się wolność inna od mojej! To drugi człowiek! Tedy, by żyć moralnie, i niejako nie być z boku, to wychodzimy ku bliźniemu, ku drugiemu (un autre), podobna zresztą sytuacja jest opisywana w przypowieściach Jezusa Chrystusa. Powiedźmy tutaj o naszej epoce, że dzisiaj nasze wyznanie wiary w Chrystusa jest już dla nas wszystkich ‘możliwe’. I chcemy bronić subiektywności ludzkiej, świadomości moralnej, już na poważnie.
Zatem jaką mamy sytuację dzisiaj, ano zwycięża jakiś tam czas, „już czas!” Na przykład się nawrócić itd.! W dzisiejszej przypowieści o bogaczu i łazarzu objawia się sens bycia razem, wspólnoty. Wyjdę od takiego stwierdzenia. Zrozumieć drugiego teraz, to już mówić. Ponieważ mamy gadaninę, potok zdań skierowany od drugiego czy do innego człowieka, pojawia się „wina słów”. I np. jak ja pragnę mówić do was, także by również wesprzeć was ku czynieniu miłosierdzia. Ale słowa rzucamy w próżnię najczęściej. I mamy otworzyć się teraz na mowę (Anrede) Boga. Walczyć o wiarę, żeby otrzymać życie wieczne, szczególne dobro. Żeby być chrześcijaninem, to trzeba wpierw słyszeć autorytety, by być przekonanym do czegoś, do końca. Inaczej będziemy niezdolni, by wejść do braterskiej wspólnoty zbawienia. Chrześcijanin jest we wspólnocie zbawiającej się. W przypowieści o bogaczu i łazarzu Jezus wychodzi od sytuacji zwyczajnie możliwej. Sam jest już autentycznie na drodze ku Jeruzalem… Bogacz z przypowieści nie goni za zaszczytami, nie ubiega się o ordery, nie stara się zrozumieć natury spraw, jest jakby poza nimi. Ma na sobie, jak jest w tekście greckim, zwyczajny ubiór codzienny. Ma brzydkie oblicze i posiada nieznane królestwo. Łazarz, znaczy Bóg pomaga. Wchodzi on do radości życia wesołego, w pełni rozwiniętego. Jest pokryty bardzo ranami, do tego aż stopnia, że moglibyśmy przypisać mu inne schorzenia, trąd czy ‘alzheimer’ itp. Żaden z obydwu nie kontynuuje dotychczasowego życia. Ewangeliczna przepaść zapełnia jakby, symbolizuje gest niemożliwego współczucia innym cierpiącym. Otóż trzeba się nagle nawrócić, jutro będzie futro, jutro będzie za późno. Zauważmy jednak, że jest jakaś przestrzeń do otrzymania tutaj, o której mówi swym życiem łazarz. Czy to raj (poczekalnia, pokój przechodni)? Ale w gruńcie rzeczy opowieść ta nie zna żadnej przestrzeni poza Abrahamową. Tam jest raj. I Jezus czyni jeszcze odskok w bok, kiedy przytacza słowa bogacza, żeby jego pięciu braci ostrzeżono przed przyszłymi mękami, które on już cierpi. Bogaty spotkał za swego życia, powiedźmy, jakichś bohaterów, których jeszcze teraz chce uratować przed cierpieniami.
Ale my tutaj obecni żyjemy już w „teraźniejszości Chrystusowej”. Opowieść nalega na niemożliwość przejścia (przepaści), turnusu tam i z powrotem. Bogaty nie jest egoistą. Choć bogaty może być przez każdego potępiany, za jego wysiłek dorabiania się, otrzymania dóbr; a łazarz może być nazywany przez każdego świętym. Zauważmy, że zawsze jest jednak wciąż drugi człowiek, by wszelka opowieść życia miała sens. Ojciec Pio dał sens naszej codzienności, nauczył nas kochać boga i ludzi… Powiedzmy jeszcze dzisiaj o nowej eschatologii, którą niejako wywołuje ta ewangeliczna przypowieść. Wiemy, że czeka nas sąd, po przebytym życiu. Po naszych ludzkich wyborach dotyka nas czas śmierci, ale też czas zmartwychpowstania. Jak pisze kard. Ratzinger (następnie Benedykt XVI) jest jeszcze czas „pomiędzy”, jakby wypełnienie, perfekcja, przebywanie na łonie Ojców, na kolanach kochającego Ojca. Teraz przepaść, miejsce pokuty bogacza, to żadne miejsce. Bo miejscem jest Bóg wcielony, Chrystus, Ojciec naszego powstania ku zbawieniu. To jest to wypełnienie ostatnie naszego życia. Łazarz miał zdaje się jakąś przestrzeń i imię, bogacz nieznanego herosa jego życia. Zaś my kiedy wreszcie wytrwamy w jedynej wspólnocie zbawiającej się, to przed nami zjawi się możliwość wejścia do raju i to nie tylko raju głównie zbawionych, ale też do raju przebywania na łonie Abrahama. W przypowieści o bogaczu i łazarzu jest więc jakiś raj Abrahamowy czynienia miłosierdzia. Znajdźmy ten raj czynienia dobrze wszystkim osobiście. Chciejcie to przykazanie wypełnić do końca.

Leave a comment