poemat 84

Ku czarnej kropli nieskończoności—-

Poeta Zbigniew Herbert powiedział kiedyś:
„Był sobie raz cesarz. Miał żółte oczy i drapieżną szczękę… Nikt go nie kochał… Ale fotografował się z dziećmi wśród kwiatów… Nie była to ścieżka prawdy… traciła swą jedność i odtąd już w życiu cele nasze niejasne Na prawo było źródło… Na lewo było wzgórze… Czy naprawdę nie można mieć zarazem źródła i wzgórza idei i liścia… zastukał pazur mrozu w okno oko otwiera się na ogród… z rombów trójkątów ostrosłupów odbudowano mądry ogród… by marzeń wszystkich naszych atom z powietrzem znowu się połączył… Układała swe włosy… mijały epoki… mocnymi palcami upewniała glorię nad swoją głową trwało to tak długo że kiedy wreszcie rozpoczęła rozkołysany marsz ku mnie serce moje tak dotąd posłuszne stanęło… co będzie kiedy ręce odpadną od wierszy… Upadł z jej kolan jak kłębek włóczki. Rozwijał się w pośpiechu i uciekał na oślep. Trzymała początek życia. Owijała na palec serdeczny…. Nigdy już nie powróci na słodki tron jej kolan. Wyciągnięte ręce świecą w ciemności jak stare miasto… kraj, do którego tęsknię… ojczyzna jabłek…. Niestety wielki pająk rozsnuł na nim swą sieć i lepką śliną zamknął rogatki marzenia…. anioł z ognistym mieczem, pająk, sumienie…. Dwa może trzy razy byłem pewny że dotknę istoty rzeczy… czarną kroplę nieskończoności…. współczesny Jonasz…. Nie ma czasu westchnąć … uratowany postępuje chytrzej… nie można iść dalej… w końcu zostanie kamień na którym mnie urodzono…. jesteśmy prawdziwi… nie giniemy…. Na koniec wierność rzeczy otwiera nam oczy… więc znowu las…. Odgarnij liście … złóż ręce tak by pamięć czerpać umarłych imion wyschłe ziarno… „—-
Żyliśmy w bieli… mieliśmy dwa słowa… Pana od polskiego… w jasnym pokoju z okrągłym stołem pośrodku na wprost od wejścia… Przyszło spełnienie marzenia o rozświeconym mieście… I teraz jeszcze jest cisza, ‘ a to powietrze a to powrócę’… niestety brakuje perspektywy…. choć jest głos jako jedyne a niebłagane światło źródeł.

Leave a comment