Stanisław Barszczak, Wybór poezji cz4

Za późno
„Jedynie człowiek myśli, jedynie człowiek mówi”…
Obecnie ludzkość kształci się i za to jej chwała,
Kochamy wciąż jedynie dla jakości nienaturalnych, zapożyczonych-
I ja nie kochałem, bo byłem- śmiem twierdzić- żądny miłości.
Wreszcie zauważyłem, iż rosnące pragnienie prawdy
Zależy od tajemnicy istnienia,
Że nie można już więcej pragnąć.
Dziś chcę jedynego uproszczenia, żałować materii życia,
Odtworzyć dobre zmysły mego bycia,
Tym samym ukazać część prawdy o Jezusie, synu Boga,
Odtworzyć sztukę utraty swego czasu…
Otóż poznajemy rozumem, a nie przez zmysły-
Nasz skomplikowany mózg
Śledzi nawet kierunki złej wiary-
I tak pojawia się niezawiniony często błąd.
Zarazem to, co dowiadujemy się przez zmysły
nie jest śmiałe ostatecznie-
Człowiek egzystuje jako koniec w sobie,
Ma jednak pragnienie nieskończone, a jego wyrazem słowa:
„Kto się poniża będzie wywyższony”…
„Do jakiego punktu wierzymy Bogu?
Czy rzeczywiście żyjemy o zmierzchu wiary chrześcijańskiej?”
Ja wciąż pragnę podać Jezusowi kubek źródlanej wody,
Oczekuję pełnego dostępu do Jego tajemnic-
Opisać ludzkie umieranie,
Śmierć wybraną przeze mnie i innych równocześnie…
Za mną umarłe lata, w których chciałem pokonać morze człowieka,
Wiek męski, a przecież nie chłopięctwo,
Ale kilka wewnętrznych wizji sprawiło,
Że jestem tym, kim jestem.
Chcę widzieć czarno-biało społeczność ludzką,
A jeśli w kolorach, to chcę rozjaśnić marzenie mej generacji możliwie najpełniej,
Bo na krzyżu Jezusa „wszystko się wykonało”…
Teraz mocno wierzę w to, żeby moje marzenia były niezapomniane, ostatnie.
Zaczynam Jezu na nowo odsłaniać ciebie w mym życiu-
Oblicze dzieciństwa, oblicze młodzieńcze, oblicze dojrzale,
Oblicze śmierci, oblicze zmartwychwstania-
A odtworzyć wszelki czyn, wszelkie szczęście,
to domaga się zapomnienia, zarazem świadectwa,
Pragnę więc Jezu opłakując Twoją śmierć,
przyjąć Cię w bliźnim, nawet wtedy gdy przychodzi najpóźniej,
uczynić siebie i innych wieczystym trwaniem.

Mdłe godziny

Czekam waszych rąk na mojej twarzy
I waszych czystych palców na niej…
Czekam, że anioły umyją
moje letnie jedynie oczy,
Że anioły z lodu zwilżą me spojrzenia,
Martwe ziele moich wejrzeń,
Gdzie tyle baranków w nieładzie.
A mam stare pragnienia, które mijają,
Pozostawione sny,
Marzenia które się męczą,
Dni nadziei minionych…
A tu nie ma już żadnej gwiazdy,
Dla znudzenia jedynie lód-
Ani błękitnych linii na księżycu.
Są za to jeszcze szlochania wzięte w sidła-
Zobaczcie więc choroby bez ognia,
Baranki skubiące śnieg…
Zlituj się bynajmniej, mój Boże!
Czekam trochę przebudzenia,
Czekam trochę senności,
Czekam odrobiny słońca
Na mych rękach, które księżyc oziębia!
(z Maeterlincka)

Ku jakiej Kalwarii?
Zrodzić wiarę, pieścić jedyny obraz-
Miasteczko mojej naiwnej miłości,
gdzie w zimie dusze nie pokutują w czyśćcu
„Zwyciężyć przypadkowe słowo przez słowo”/…/
„Magali, uszczęśliwiasz mnie!…
Lecz widząc ciebie,
spójrz, jak straciły gwiazdy blask
na nocnym niebie!”

Matko Boża Mrzygłodzka,

Tyle już lat jak byłaś ukoronowana,
A ja mało o Tobie pamiętam.
Dziś jedyne wspomnienie mnie ogarnia:
O niezrealizowanej nigdy przeze mnie miłości.

Dalej każdy dzień kosztuje mnie dużo siły,
Choć nie wpadłem w rutynę, to jednak
oglądam się za odchodzącymi generacjami
z niepokojem, brakuje złożenia się ufnego przyszłości;
nadal pragnę nie patrzeć życiu w oczy,
Za to już usiłuję przebijać się ku szczęśliwcom losu.

A przecież Ty byłaś przy mnie
jeszcze nie tak dawno;
gdy cieszyłem się matusią ziemską,
domkiem z ogrodem, młodym wiekiem.

Dlatego obiecuję Ci zawrócić z mych dróg,
Rozradować się Twym Mrzygłodzkim obliczem,
Zebrać potrzebne łaski do dalszego życia;
Dla dobra mej ojczyzny, Kościoła
i wszystkich ludzi dobrej woli-
Jako owoc Twej nieskończonej miłości.

O myśli polska, czyliś już oceniona?
Twórczy Duchu, zwól z wiarą wieków podjąć czyn
A na tym grobie, wspólnym domie,
niechże mi wichr gałązki łomie,
Tak samo będę słuchał w grobie,
jak deszcz po świecie pluszcze sobie,
jak słucham deszczu za tą ścianą – –
Niech kto chce grudę ziemi ciśnie,
aż koniec mnie przywali.
Gdy mnie ujrzycie, takim lotem
że postać mam już jasną,
podejmę może po raz wtóry
ten trud, co mnie zabijał
Jeżeli kiedy w tej mojej krainie,
Gdzie po dolinach moja Ikwa płynie,
Gdzie góry moje błękitnieją mrokiem,
A miasto dzwoni nad szmernym potokiem,
Bez echa kona słowo próżnej dumy,
Więc pochowałem to serce moje…
Jest w tym ogrodzie jakaś róża trzecia,
Której purpura przetrwa snów stulecia,

Z lat dziecinnych

Przypominam zabawy,
Spacery z mamą,
Spotkania u przyjaciół,
Zatokę jeziora ‘pogoria’
Dróżkę ‘nad strugę’
Polanę w lesie,
Jeżdżenie windami w mieście,
maskę samochodu w ogrodzie,
piłkarzy wielkoludów,
Postać pewną z bliska…
‘I to czujne, bezbrzeżne z całych sił – istnienie!’

Trzeba nas

Jeszcze nie ma nas- najbardziej znikomych,
„umiera po kawałku
Rodzaj emocjonalnej anemii.”
Za to czasem wspomną
Wydrążonych, chochołowych ludzi.
Gdyż nasze serce wciąż jeszcze
przewyższa nas samych, jak tamci.
I nie możemy za nim
podążyć poprzez obrazy, co je łagodzą,
Ani przez boskie ciała.
A przed nami dookoła „motłoch brudnych,
silnych, nieatakowanych dzieci
bardzo biednych ludzi.”

Ponieważ oni posiądą…ziemię,
choć ich zdradzono-
Pragnę sławić przed aniołami świat,
pokazać im rzeczy zwykłe
I teraz chcę spojrzeć na ziemię moją-
Kiedyś bezimiennie przystałem na ciebie,
z najdalszych oddali.
Tyś zawsze miała słuszność.
Ziemio wybrana-
Ja już powinienem
chcieć innej sprawiedliwości.

Wiara w wiosnę (pamięci H. Poświatowskiej)

Pragnę cię ogrzać, więc przysiadam się do ciebie,
Chcę pobyć z tobą dłużej, tykać cię z ostatnią dbałością,
Mieć za sobą szkołę odczuć zakrytych;
Oddać ci anioła, naprawić los okrutny.
Okrzyczeć wojnę przeciw skazanej na śmierć miłości-
Nigdy nie odejść, zdążyć zapełnić twe myśli,
Niemocy i konieczności uniknąć pewnie,
Nie ugiąć się a wreszcie spotkać wiązkę uczuć twoich.

Po lunchu- H. Pinter

A po południu dobrze ubrane stworzenia
Wywąchują śmierci dokoła
I zasiadają do lunchu
A (wtedy) wszystkie dobrze ubrane stworzenia oczyszczają
Napęczniałe avocados z nalotu
I pozbywają minestrone przypadkowych kości
A po lunchu
Rozwalają się i próżnują
Smakując czerwone wino w dobranych czaszkach

Przepis na zdrowie

„W nie najlepszym humorze powrócił do domu
doktor Paweł Obarecki z winta”
Z uwagi na świetną gwiazdę Warszawiaka
Teodora Bijakowskiego podobny zawód
Spotyka syna Dominika Cedzyny doktora Piotra
Chyba jedynie doktorowi Judymowi
Z „nędzy grzechu” udało się spojrzeć
W przepaść miłosierdzia.

„Zawalone przez wrogów
lub przez naszą własną gnuśność,
płyną w ciemnościach mroku czyste
wody naszej narodowej kultury.
Mamy pod nogami czarodziejskie zdroje,
o których nikt nie wie i z których nikt nie pije”
Ci obcy przyszli bić się na naszej ziemi
O naszą i waszą wolność…
Jednym z nich jest Franciszek Nullo,
Który poległ 5 maja 1864 roku
I został pochowany na olkuskim cmentarzu,
niestety „przypieczętowaliśmy jego śmierć
za naszą wolność głuchością niewiedzy.”

Siedem krajobrazów

Noszę pod sercem krajobraz Ząbkowickiego odpustu
Z pierwszego dzieciństwa na ulicy Gospodarczej,
Odpust przychodził znaczony kolejnym rokiem,
końcem roku szkolnego, a kończył się
koloniami w Niechorzu nad naszym Bałtykiem.
Następnie noszę krajobraz skrytego za wzniesieniami
Huciska koło Nienadowej, do którego długo
Jechaliśmy z mamą, najpierw pociągiem, a potem
jednym z dwóch autobusów na dzień,
Na który długo również na dworcu w Przemyślu
Z mamą wyczekiwałem; na miejscu zaś były długie
Siedmiokilometrowe przechadzki do parafialnej kaplicy.
W młodości nawiedzaliśmy z mamą miejsca
Jej służby na gospodarstwie w Barwałdzie koło Kalwarii.
Pamiętam długie spacery torami, by zwiedzić
posiadłość ojca na Pniakach. Tam obecność Ojca w kuchni
nic w mym życiu nie zmieniło. Z czasem jak gdyby
w zamian, zostałem obdarowany przez los innym, równie
górzystym krajobrazem, z okolic Bielska Białej,
z drewnianym kościółkiem i polską, śląską kolędą.
Moim kolejnym krajobrazem jest obraz Częstochowy,
Mój pobyt w Szkole na Piotrkowskiej,
Przeplatany wędrówkami pod szczyt Jasnej Góry.
A potem przyszedł czas na mglisty Kraków
I lata Seminarium pod Wawelem, słuchanie radia
I magnetofonu; kontakt z żywą historią.
Zachowam na zawsze też w pamięci
Moje wikariuszowanie, jedyną oazę, podróże
na rowerze w parafii Konopiska.
Do tego wspaniałego krajobrazu
Dołączam krajobraz ostatni,
Apostołowanie samochodowe w Rząśni.
Tak więc wymieniłem tutaj długą listę odebranych łask,
Wszystkim nie sposób spamiętać, a są nimi m.in.:
Matka, Wujek, nowy wiek, pragnienie wiedzy
i oazowej przygody, spotkania z ludźmi,
wierny stróżnik- budnik z Ząbkowic,
dwa skrzydła wiary z Konopisk,
szczery nauczyciel- gracjan z Rząśni,
poznanie człowieka z twarzą,
rozstanie z przyjacielem,
niebieska procesja Bożego Ciała.

Św. Wincenty

Pokłoniłem się naszemu patronowi z Jędrzejowa
Przewodniczyłem Mszy św. w kaplicy św. Wincentego
I trwałem z widokiem na ławki, z daleka od drzwi do zakrystii,
przechodziłem obok wzruszających tutejszych ołtarzy-
Albowiem pragnąłem jedynego rozmodlenia…
„Panie: już czas. Tak długo lato trwało.
Rzuć na zegary słoneczne twój cień”
Więc wiarą moją powiało…
Nasz patron porzucił stolicę, by spocząć tutaj
za zamykaną z wieczora wiekową kratą.
On jednak z twoją pomocą może przemówić:
„Wszystko, do czego się przykładam,
bogaci się na mnie i trwoni mnie.”
Panie, oczy twoje słowo rubaszne porzucają tkliwie.
I choć cień twój upada jeszcze na czyste drzwi wiary,
To umykaj, ratuj poetę jutra i rzuć twój cień na szpalty
katolickich, dzisiejszych gazet, niech przebudzą się na czas inny,
niech wskażą pęknięcia i blizny dzisiejszego globu,
odsłonią odwieczną prawdą i dumną historię
chrześcijańskich, ludzkich słońc.

Leave a comment