Opowieści cz.6

VIII
Michał Kidd był to bardzo młody człowiek o bardzo starej twarzy w obramowaniu kruczo-czarnych włosów i czarnej muszki krawata,twarzy wysuszonej do cna jego własną gorliwością. Kidd występował w Kijowie jako wysłannik obszernego dziennika polskiego. Szpalty “Wieści”/licencja poetica autora dramatu/ wypełniały najbardziej uroczyste tematy podane w najbardziej farsowy sposób. Alfred znalazł się w hotelu Vernon zupełnie przypadkiem. Kijowski klub inteligencji ogarniał sobą wyborowe towarzystwo. Tego popołudnia w hotelu Vernon prócz Kidda znalazł się także ksiądz Brown, który opowiadał profesorowi Crake, znakomitemu kryminologowi historię człowieka o dwóch brodach.
-Widzi pan-tłumaczył ksiądz Brown-głębokie,mroczne średniowiecze pragnęło stworzyć naukę o ludziach dobrych. A nasz wiek humanizmu i oświecenia interesuje się jedynie nauką o ludziach złych. Jeżeli mój wygląd zdradzał pewne roztargnienie,proszę o przebaczenie. Muszę się przyznać, że myślałem właśnie o człowieku, którego kiedyś znałem. Był to morderca, ale nie wiem, w której przegródce pańskiego muzeum można by go umieścić. Nie był wariatem i zabijanie nie sprawiało mu przyjemności. Nie czuł także nienawiści do człowieka, którego zabił. Zaledwie go znał i nie miał powodu do zemsty,a zabił dla bardzo dziwnego powodu, może jedynego w historii ludzkości.
-To bardzo interesujące-zagadnął profesor. Nowe życie nam zesłane. Bóg zostawił nam dobrą wolę. Gdyby inaczej było, Ducha ludzkiego, własną wolą wyrabiającego się, by nie było- gdzieżby się podziała zasługa, którą on zasługiwa się w czasie? A jakżeż się umiera, jeśli się nie zwątpi? Jestem człowiekiem na to, by umierać. Gdy Boży duch połączy się z naturą człowieka, życie Boże grób ludzki rozwala. My w grobie…mylę się- my już za grobem! Więc patrzmy uważnie, znaki śmierci przemieniamy nagle w znaki zmartwychwstania…
-Cywilizacja się poczęła w chwili, gdy wiara konała- kontynuował ciekawy temat ksiądz Brown. Chrystus przebudził z uśpienia, objawił dobro. Naszym jedynie użytek, jaki czynimy z tych udzielonych nam zasobów.
-Zasłużyliśmy na to- ciągnął ufną rozmowę profesor- by być warunkiem, dopelnieniem dwu okręgów równych sobie: ludzkość na planecie i nieśmiertelność każdego osobnika za grobem.
-Jeśli pan pozwoli, moim zdaniem, objawienie Syna Bożego musi więc przechodzić wiekami, ze stanu idealnego do stanu uwidomienia i rzeczywistości, na takim ruchu postęp zasługi ludzkiej, postęp człowieczeństwa zależy. Gdzie dalej iść idei chrześcijańskiej? Oczywiście w sferę niedotkniętą, nieprzerobioną dotąd.
-W zgodzie z tą koncepcją Napoleon jawi się być ‘drugim aniołem’-odparł atak profesor.
-W umyśle istnieje niedokładność. Nasi poprzednicy pojmowali raczej zwierzchnictwo Kościoła nad świeckim bytem, aniżeli pojednanie się zupełne. Polityka zupełne pogańską się stała, idea wszechmiłości zapomniana.
-Moja jest wnętrzna siła wyleczenia się -odrzekł profesor. Płciowość, polarność jest prawem powszechnym. Jedna i taż sama siła w naturze, lub idea w Duchu objawia się na dwóch ostatecznych końcach swoich niby to sprzecznie, a wtedy między temi dwoma końcami powstaje działanie i oddziaływanie ciągłe, czyli ruch i życie tejże siły, tejże idei. Nadchodzący postęp historii i jak mogę powiedzieć ogólne przewidzenie musi najwierniej we mnie zajaśnieć.
-Więc duch mój upadł w tę próżnię zwątpienia-wyznał otwarcie ksiądz Brown i jakiś zamyślony dorzucił: Ach żyłem, żyłem w tej przepaści długo, zanim nastąpiło we mnie rozszerzenie obecności Bożej.
W tym momeńcie włączył się w rozmowę z drugiego końca sali, niczym prorok tejże chwili, Michał Kidd:
-“Duch twój już nigdy nie skona, Polsko moja przemieniona! Ponad ziemskich szum zawiei. Tyś się wzbiła w kraj idei! Inni pomrą bez nadziei śród otchłani lub w dolinie, lecz ty stoisz na wyżynie! U stóp twoich czasu fala niech się pieni i przewala: wszystko przejdzie na potoku,wszystko zniknie na głębinie, co widome tylko oku, lecz idea nie przeminie!”
-I mnie się zdaje, że powinniśmy zrezygnować nie tylko z idei przyczynowości, lecz również z idei motywacji- ksiądz Brown jakby żywszy kontynuował urwaną rozmowę odsłaniając myśl inną. Rzekomy motyw nie ciąży na mej decyzji;przeciwnie, to moja decyzja nadaje mu jego siłę. Ostatecznie nie ma tedy niczego, co by mogło ograniczyć wolność poza tym, co ona sama z własnej inicjatywy ustanowiła jako granicę. Podmiot ma tylko taką zewnętrzność, jaką sam sobie nadaje. Wybór dokonuje się tedy między scjentystycznym rozumieniem wolności, nie dającym się pogodzić ze świadomością, a afirmacją absolutnej wolności, dla której to co zewnętrzne nie istnieje. W imię wolności odrzuca się ideę czegoś dokonanego,ale wtedy wolność staje się czymś pierwotnie dokonanym, niejako naszym stanem natury. Ponieważ nie musimy jej tworzyć, jest ona uczynionym nam darem nieposiadania żadnych innych darów. Ta natura świadomości, która polega na nieposiadaniu natury, nie może w żadnym wypadku wyrazić się na zewnątrz ani uobecnić w naszym życiu. Znika tedy idea działania, nic nie może z nas przejść do świata, ponieważ nie jesteśmy czymś określonym i ponieważ niebyt, który nas konstytuuje, nie może przeniknąć w pełnię świata. Istnieją tedy tylko intencje, po których natychmiast następują skutki. Jesteśmy bardzo blisko kantowskiej idei intencji tożsamej z czynem, idei, której już Scheler przeciwstawia to, że kaleka pragnący uratować tonącego i dobry plywak, który go ratuje rzeczywiście, nie mają tego samego doświadczenia autonomii. Sama idea wyboru znika, ponieważ wybierać -to wybierać coś, w czym wolność widzi, przynajmniej przez chwilę, jakieś godło siebie samej. Wolny wybór występuje wtedy tylko, gdy wolność stawia siebie samą w swoich decyzjach na kartę i ujmuje sytuację, którą wybiera, jako sytuację wolności. Wolność, która nie musi się dokonywać, ponieważ jest nabyta, nie mogłaby zaangażować się w ten sposób. Trzeba stwierdzić, że świadomość jest nawiedzana przez widmo chwili…Nie byłoby wyrywania się, gdyby wolność nie była pogrążona w czymś i nie zamierzała usadowić się gdzie indziej. Sensowny charakter wyboru jest wykluczony. Tylko ból i zmęczenie mają zawsze pewien sens, wyrażają moją postawę wobec świata. Zauważmy, że wolność wymaga uprzedniego zaangażowania się. Wolność nie utożsamia się z abstrakcyjnymi decyzjami woli ścierającej się z motywami lub namiętnościami. Cokolwiek ma sens i wartość, ma je tylko dla mnie i poprez mnie. Moja wolność nie sprawia tedy gotowego rozwiązania. Nasza wolność wymaga uprzywilejowanych sposobów rozstrzygania jej.
W tym czasie Michał Kidd podszedł do towarzystwa.
-Niekiedy brak zdolności umysłowych zmusza do bezinteresownego użycia rozumu. Skądinąd wiemy, że zadaniem rozumu- tej części nas samych, która stwierdza i zaprzecza, która wydaje sądy, jest tylko podporządkować się. A pełnia uwagi jest tylko w skupieniu religijnym. Nigdy jeszcze nie zrobiono gruntownych filozoficznych porządków na terenie religii kastolickiej. Żeby tego dokonać trzeba by być jednocześnie wewnątrz i na zewnątrz codziennych spraw. Tak więc, wszystko co uznaję za prawdziwe, jest mniej prawdziwe od tych rzeczy, którycvh prawdziwości nie mogę pojąć, ale które kocham. Święty Jan od Krzyża wiarę nazywa nocą. U ludzi, którzy otrzymali chrześcijańskie wychowanie, niższe części duszy przywiązują się do tych tajemnic wtedy, kiedy nic ich jeszcze do tego nie upoważnia. Złączenie z prawdą, dobrem miłośnie i bezinteresownie- ten okres warto odryć później już w równoległej a dojrzałej relacji do tych tajemnic. Dlatego potrzeba im oczyszczenia, którego etapy opisuje Św. Jan od krzyża. Ateizm, niewiara stanowią odpowiednik tego procesu oczyszczenia.
Zabrał głos profesor:
-Nie wierzę wcale w ludzką logikę, lecz w naturalną skłonność uczuć ludzkich, wybieg instynktu. Jeżeli nie ma nadziei, żeby twoja miłość została przyjęta, powinieneś okryć ją milczeniem. Powiedziałem ci już, że ból jednego człowieka wart jest tyle co ból całego świata. A miłość jednej kobiety, choćby najgłupszej, waży nie mniej niż Mleczna Droga i wszystkie gwiazdy. Oto mój statek, oto wyprawa na pełne morze: groźne ramię miłości. Miłość jest dyspozycją nadprzyrodzonej części duszy. Trzeba też ujarzmić ciało, aby słuchało tylko najwyższej części duszy. Ponieważ wiara jest dyspozycją wszystkich części duszy Bóg tak nas stworzył, że zmuszeni jesteśmy zwracać się do niego z błaganiem. W ten sposób zaś możemy zbliżyć się do wieczności. Kiedy ściskam cię w ramionach Michale, to czuję jakby wypukłość burty mego statku…
-Zgoda na zupełną i wieczną nieobecność wszelkiego dobra jest tym jedynym aktem duszy, który może być bezwarunkowy- przez jakiś czas milczący odezwał się ksiądz Brown. Godzić się, aby nie być, to godzić się na pozbawienie wszelkiego dobra, a taka zgoda jest posiadaniem pełnego dobra. Przywołajmy tutaj ewangeliczną przypowieść o miłosiernym Ojcu. Zamożny właściciel, taki, który ma wiele sług-najemników, słyszy pewnego dnia dziwne żądanie młodszego syna, dotyczące wydania mu, zgodnie z Prawem Mojżesza /Pwt 21,17/ trzeciej części przyszłego spadku po ojcu. Nudziło mu się w domu ojca. Ojciec bez słowa daje mu to, o co go ten prosił. Żyje tam rozrzutnie, dosłownie: w sposób zgubny, przeciwny ocaleniu siebie czy majątku/ grec.asotos/. Uzna potem dwukrotnie swe postępowanie za grzeszne: całkowita utrata majątku, głód, pasanie nieczystych zwierząt, konieczność podkradania świniom strąków. Zauważamy etapy degradacji: wreszcie, że traktowany przez właściciela gorzej niż trzoda chlewna/ nierogacizna/ , Powstawszy/ grec.anastas/ ma już subiektywne poczucie kontrastu, przekonanie, że może wrócić do ojca. Trzeba już nie mieć nic, żeby się zwrócić do Ojca. Ponure, pełne ograniczeń życie często bardziej upadla nam duszę niż bogactwo i władza. Syn marnotrawny/ inaczej szczodry/ ‘nosił się’ z bankiem dla dziedzictwa energii. Energia ku dobru, owa energia uzupełniająca jest tą częścią dziedzictwa, jaką wziął ze sobą syn marnotrawny. Ta energia musi być zużyta. Pogodzony z ojcem syn marnotrawny znów dostał od niego złoto i znów odszedł, i znów wrócił. Ale okresy jego nieobecności stawały się coraz krótsze. “Gdy był jeszcze daleko”, pewnie każdego dnia po pracy, pod wieczór, wychodził Ojciec na drogę i patrzył; co więcej rozpoznał go od razu /wbrew regułom orientalnym-grec.splens/. Starszy syn ‘wchodzi w wydarzenie’ w chwili pouczenia ewangelicznego, ‘powraca z pola’, jest niepokonalnie nachalny i ciekawy spraw bieżących. Uzyskawszy naukę ojcowską: ty także winieneś się cieszyć, przyjął to zajście-mniemam- z głębszą świadomością, że tak trzeba było, że my wszyscy winniśmy się cieszyć. Zbiegły z domu syn musi wydać swoją część w towarzystwie prostytutek; nie zbliży się do ojca, jak długo będzie mieć w kieszeni choćby grosz. Gdyby umieścił
pieniądze tak, aby mu dawały procent, nie wróciłby nigdy do ojca, który raczył na niego czekać. Więc energia woli musi zostać zużyta nieodwracalnie i bez reszty. W tym celu wola powinna się kierować ku rzeczom dla niej nieosiągalnym, z pogardzaniem sobą włącznie. Jest charakterystyczne, że kiedy wyczerpana zostaje energia woli, bezsilne już teraz pragnienie kieruje się ku tym samym ziemskim celom; dusza woła o pewne rzeczy, których pragnie, tak jak nie umiejące chodzić dziecko /to pierwszy etap powrotu do dzieciństwa/. Ale nikt jej nie słyszy, potem patrzy …i nie wie co wybiera: wybór jest tajemnicą. Trzeba przepalić się, aby nie została z woli ani odrobina: jeżeli syn marnotrawny, uzyskawszy przebaczenie, idzie do miasta z pieniędźmi, to już nie jako syn, ale jako niewolnik. Człowiek, który poddaje się namiętnościom nie jest synem marnotrawnym, ale synem który swoją część składa do banku. Nie zazna głodu, nie wróci do Ojca…Stąd mniemam, trzeba wysokich wymagań. W opowieści Jezusowej “były wysokie wymagania, bo wrócił syn”. Tak więc depozyt trzeba umieścić tak, aby procentował. Dusza buntuje się przeciw kierowaniu pragnień do Boga, bo ten kontakt wypala całe zawarte w nich zło. W świadomości nadprzyrodzonej /bo jej nie odpowiada żadna naśladująca ją cnota/ chcę być cały poddany Twojej woli Boże, jak martwe przedmioty. Pragnienie doskonałości czyni mniej niedoskonałym. Wystarczy nie mieć wolnej woli, aby dorównać Bogu. Humanizm już nie raz przeżywał się, dziś trzeba tworzyć nowe rycerstwo. Jeśli wszystko dzieje się inaczej, jeśli Bóg jest milczeniem, zamilczeć potrzeba. W podejmowaniu zaś prób w celu urzeczywistnienia chrześcijaństwa, dzisiaj chrześcijaństwo trzeba na nowo zdobywać. Żyjemy dziś w godzinie mroku, w godzinie tęsknoty, gdy obnażyła się otchłań i opadły wszystkie zasłony. W przyjętym systemie wartości trzeba tolerować wolność swoich przeciwników.
Profesor nie wytrzymał i zacytował biblię:
Będzie na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy. Jeśli Bog jest milczeniem, gdy wszystko dzieje się inaczej, zamilczeć potrzeba.

Ale powróćmy do pana Boulnois, który zabił człowieka. Można zacząć tę historię w jadalni bogatej rodziny nazwiskiem Borhart, mieszkającej w dzielnicy podmiejskiej. Pan Borhart zapraszał nas nie raz na farmę.
-Bardzo panu dziękuję-powiedziałem-ale jestem zmuszony odmówić. Za chwilę muszę być w kościele na błogosławieństwie.
-W takim razie może pan Smith będzie panu towarzyszył–rzekł Carver z niecierpliwością w głosie.
Mały człowiek potrząsnął głową i odpowiedział z dobrodusznym uporem:
-Pamiętam, jak dziesięć lat temu jechałem tą samą drogą w takiej cudacznej maszynie.
-Dwa tysiące lat temu jeździło się wozem zaprzężonym w woły. Czy pan sobie wyobraża, że przez dziesięć lat nie zmieniły się ani auta,ani drogi? -drwił John Bankes-W mojej maszynce nawet pan nie poczuje, że koła się obracają. Będzie się panu zdawało, że pan fruwa.
W tym miejscu ksiądz Brown odpoczął, po czym zwrócił się do profesora.
-Niech pan nie myśli, że moim zdaniem pan Boulnois nie mógł być zdolny do takiego występku. Każdy jest zdolny, w zakresie zależnym od jego własnej woli. Możemy kierować swoimi zachciankami w dziedzinie moralnej, ale nie możemy zmienić instynktownych skłonności i właściwych sobie sposobów działania. Kiedy powiedziałem to panu Boulnois spojrzał niezmieszany, ale na szerokim jego czole wystąpiła czerwona pręga. Tak więc mówiłem dalej, często trzeba wybrać. Dla pana natury wybranie jest może nawet bardziej obce niż morderstwo. Małe grzechy ciężej nieraz wyznać niż wielkie, ale dlatego wyznanie ich ma tak wielkie znaczenie. Takie samo przestępstwo jak pan, popełnia wielkoświatowa dama sześć razy na tydzień, a jednak w panu tkwi jakaś niesłychana potworność…
Chcemy wprowadzić jakiś nowy zwyczaj na pamiątkę opowiedzianego tu wydarzenia. Jeśli czytelniku, spotkasz kiedy członka wytwornego klubu, gdy zdejmuje swoje zielone okrycie w hotelu Vernon, spiesząc na doroczny obiad klubowy, to pamiętaj, że Księdzu Brown też się poszczęściło.
/ wszystkie postaci i zdarzenia i imiona własne są jedynie wymysłem autora dramatu/

Leave a comment