Lekcja patriotyzmu

Stanisław Barszczak- Lekcja patriotyzmu

To, co najlepsze jest stracone w dobrym a nawet w bardzo dobrym tłumaczeniu. Dlatego nadal nieustannie pragnę przedstawiać wam krainę między Odrą i Bugiem, moją ojczyznę, w rodzimej szacie. Poszukując idealnej przestrzeni kontaktu między nami wybrałem się w podróż po Polsce. Wszystkie klasyczne rodzaje są teraz śmieszne w ich ścisłej czystości. A to, co pozostaje podobno jest zasługą poetów. Idźmy więc za poetami, bo podobno nawet sumienie może nas zdradzić. Zdaje mi się, że w tej podróży, którą odtąd podejmuję nieustannie, zawsze będę miał piętnaście lat i przemieszczał się stale w harcerskim umundurowaniu. Usiadłem w autokarze przy oknie z prawej strony, bliżej kierowcy w czapce i rozglądam się wokoło. Zaczynamy naszą podróż w Szczecinie na zachodzie Polski. Tu jest zamek Książąt Pomorskich. Piękny widok na rzekę Odrę i linię tramwajową do centrum miasta z Bramą Portową. Słońce mocno teraz operuje. Miasto ma wiele skrzyżowań, ale też i zieleńców. Moje refleksje przerywają sąsiedzi, dwie pary, które informują mnie o nazwach kolejnych ulic. Mówią: -Przynajmniej w sztukach ludzie działają, jakby mieli rację…choć wtedy nie mają inteligencji…kochasz mnie ze względu na mój umysł. Jedna rzecz w czasie…To jedno, co jest przeciw prawu, to to, że to właśnie jest złe…bzdury, głupstwa…to nie jest miła rzecz do zrobienia…to jest rozwój w kierunku bardzo złego nawyku- Druga para: – Małżeństwo jest podejrzeniem……szaleństwo biegnie przez naszą rodzinę…praktycznie galopuje…w jednej minucie możesz wyjść za mnie za mąż , a w drugiej wyrzucić z domu-Wjeżdżamy do Poznania. Zwiedzamy starówkę. Następnie dosiada się przy mnie z prawej strony pan w kapeluszu. Gdy znaleźliśmy się w Łodzi wspomniał o tutejszej Ziemi Obiecanej, która oczekiwała na robotników w XIX wieku. -Gdybym go nie zastrzelił, to nie umarłby na zapalenie płuc…mieliśmy ciepłego trupa w naszych rękach- W końcu przedstawia się, że lubi grywać na gitarze. Przypomniał mi jakąś dawną, polską melodię. Po czym zaripostowałem. –Mam co wspominać o czasie mojej młodości. -Wchodziłem pod stół, potem lałem w pełni lata, ponieważ nie miałem nigdy prawa…Chcę znów wrócić do hallu, długiego korytarza ciągnącego się przez środek mego domu…Pamiętam wciąż, jak z chłopakami atakowaliśmy bunkry pobudowane wokół naszego miasteczka. Potem jednak nie mogłem doczekać się na ucieczkę z tego domu- Gdy wspominałem dawne przyjaźnie założyłem napowrót czapkę.- Ktoś z tyłu dorzuca:- i wiara może być nikczemnością- Wiara w supernaturalne źródło zła nie jest konieczna, ludzie sami są zupełnie zdolni do każdej niegodziwości, nikczemności. Wszystkie ambicje są prawe z wyjątkiem tych, które wspinają się ku górze na nędzach albo łatwowiernościach ludzkości- Teraz siedzę przy oknie z lewej strony. Przejeżdża samochód za naszym oknem. Piękna kraina Zajęczańska. Słychać jeszcze:- Lepiej, żebyście poszły do łóżka…Dzisiaj jestem śpiący, zrobimy to jutro…Ja chcę się zmierzyć w tym czasie z absolutnym nieistnieniem…Myślałam, że Marta i Ja miałyśmy prawo do małych sekretów…Miał pan rację, on nie był bardzo wybielony…Jest trzynaście ciał w piwnicy, a jeszcze setki ciał na strychu…Wyglądasz jak ktoś, kogo mogłem zobaczyć w dżungli…To są dwie najdroższe, najsłodsze, najlepsze, panie w podeszłym wieku, jakie kiedykolwiek wędrowały przez ziemię…wyszły z tego świata, są jak ściśnięte liście róży- Nie jestem zupełnie osobiście dzisiaj i chyba troszkę za późno, by rozdzielić naszą przyjaźń. Kochani, już jesteśmy w Kaplicy Cudownego obrazu na Jasnej Górze. Gdy wsiadamy do autokaru usłyszałem:- Miałem dwie najmilsze ciotunie w świecie i najmilszego siostrzeńca…nigdy nie marzyłyśmy o pace…-ktoś referuje czytaną książkę- sztuka miała charakter w sobie, wspaniale, dziękuję panie gentelmenie, spocznij- Ulga i absolutnie nic do dodania. – Po chwili pan z miną nachmurzoną zapowiada nędzny widok rzeczywistości z czternastego wieku, mianowicie zwiedzanie ruin zamku. Do moich uszu doszła mnie teraz następująca refleksja: -Potem moja młodość została zdradzona…Więc podjąłem tę historię ludzi, już nie objawienia!…, „nie chcesz obejść losu świata”. Co ja mogę teraz? Mogę pokazać drogę sprawiedliwości…Uspokajam kunktatorów i guzdrałów…sąd ostateczny jest historią świata…on musi odejść, bo jest winny…rodzimy się z różnymi sumieniami, a potem je wygładzamy, uspokajamy…poszukujemy emocji, a nie pejzaży…Zająłem się rzeczami historycznymi…Więc obwieszczam i daję teraz jakby nowe przestrogi dla Polski…nie będziemy wolni, bo wolniejsi to mniej religijni…Mówimy, jeszcze wszystko może się zdarzyć na świecie. Albowiem to, co każdy człowiek może zdradzić jest jego sumieniem. Przed nami próba ostatnia nie zaznania śmierci, dopóki nie ujrzymy królestwa Boga przychodzącego w mocy. Przyznam tutaj, miałem ambicję nie tylko iść dalej, poza granicę, gdzie był wszelki człowiek kiedykolwiek przedtem, a nawet iść tak daleko jak to dla człowieka jest możliwe. Zdarzyło się, że przyglądałem się uciszonemu kolosowi na najwyższym maszcie mego okrętu, bo tak szeroko sięga dwór Neptuna teraźniejszości. I oto przekonałem się, że wiara w supernaturalne źródło zła nie jest konieczna, ludzie sami są wystarczająco zdolni do każdej nikczemności. I oto spojrzałem na naukę chrześcijańską o transfiguracji Boga. Przede wszystkim dzieje się ona w uprzywilejowanych miejscach, jakimi są góry. Góra Synaj Mojżesza, góra Horeb Eliasza, góra Tabor Piotra, Jakuba i Jana. Poznajemy Boga osobiście, ta prawda dotyczy namiotu poszczególnego człowieka. Co za piękno podobnego zdarzenia? Tym bardziej mamy obwieszczać piękno misji Boga. Poznaliśmy go. Mamy umrzeć za grzech świata. Misją Boga jest głoszenie miłosierdzia. To wielka łaska, że nie jesteśmy w stanie wyzwolić się z blasku tych chwil przeżywanych z Bogiem. Zatem mamy poznać po głosie Pana naszej ery wszędzie i być heroldami tamtych, niewidocznych czasem a górnych zdarzeń…Grzech nas kontroluje, czyni z nas cuda. Potrzebujemy reflektorów dla naszych dusz…Mamy wierzyć w żywego Boga, a nie w znaki ziemskie czy nawet ludzkie…Bóg zawsze wierzymy, iż był, bo dobrze na świecie. Dlatego należy nie wstawać, głosić miłosierdzie, być pokorny. Znać głos Pana, to być heroldami Boga. Jesteśmy na uprzywilejowanym miejscu.- A przed nami scena umiejscowiona w regionie częstochowskim, w krainie Kaspra Karlińskiego, w ruchomym, zmieniającym się czasie…Zwiedzamy ruchomą szopkę pana Wiewióra. A ja nieustannie prowadzę dialog-monolog z podróżnymi sąsiadami.- Każdy dobry człowiek stopniowo staje się bogiem. Stać się bogiem i kształtować siebie samego, to wyrażenia, które są synonimiczne…Kościół mówi do mnie zawsze-tak!…Kościele, powiedz raz nie! Otóż niestety wolność Kartezjusza jest ograniczona. Człowiekowi nie jest dane nie stworzyć, gdyż Błąd i Zło są niebytem…Tworzenie nie jest zdeterminowane. Tworzenie jest wolnością. Wolność Boga jest tworzeniem…Wolność jest fundamentem prawdy, a surowa konieczność objawiająca się w porządku prawd opiera się na absolutnej przypadkowości twórczej wolnej woli. I dalej „Jego doskonałość nie skłania go do wybierania tego, co najlepsze, natomiast właśnie to, co on wybrał, na mocy jego wyboru jest absolutnie dobre…Wyobraźnia jest władzą poznawczą niezwykle dwuznaczną. Z pewnością potęguje ona moce zmysłowe, sensoryczne ludzkiego poznania, uzupełnia też czysto pojęciowe funkcjonowanie intelektu. Od zmysłów władzę wyobraźni różni przede wszystkim to, że wykracza ona poza dane dostarczone przez świat zewnętrzny; od intelektu różni ją natomiast to, że operuje ona na materiale zmysłowym, a nie czysto konceptualnym. Na tym też polega siła, ale i słabość wyobraźni. Ta siła skrywa się w zdolności do przekraczania tego, co dane, tego, co tu i teraz. Jej słabość wynika natomiast z nadmiarowości, nadproduktywności, z tego właśnie, że ma ona moc tworzenia tego, czego aktualnie nie ma…Interesuje mnie duch abstrakcji, duch uogólnienia, moc wyobraźni, tj. umiejętności wiązania uogólnień intelektu ze zmysłową materią widzenia. Niestety my nadal zadawalamy się półśrodkiem, nie docieramy do prawdy! Nie da się zdefiniować człowieka począwszy od niego samego…Ponieważ nie chcemy być sami, i nie jesteśmy sami, trzeba relacji, jeden za innego…Z racji granic życia mamy różne formy relacji do siebie, do bliźniego, do społeczności…nie słyszeliśmy, a już to lub tamto czynimy…podmiotowość zakotwiczona poza świadomością…bliskość wystawia mnie na innego…Przede wszystkim mamy życie i historię pokonywania namiętności…W tym wieku każdy jeszcze wierzy i twierdzi…Teraz każdy z nas jakby był przewodnikiem po tej maryjnej, wznoszącej się nieustannie ku górze krainie. Wspomnijmy tutaj tylko kilka faktów. –„Baca Jan uchodził za bardzo zręcznego w strzyży i biegłego w leczeniu zwierzęcych chorób, takich jak pleśniawka, wzdęcia, kołowacizna, motylica, łzawica, bębnica, ospa, kulawka, wszawica i wiele jeszcze innych. Jeszcze go teraz wspominam, gdy spoglądam na kolejny zamek na wzgórzu.-Stara forteco! Stara forteco! Próżno się puszysz na swych podwalinach! Jeszcze trzy lata i przestaniesz istnieć, ponieważ twemu bukowi zostały tylko trzy gałęzie…” Ale nawet gdyby zamek Olsztyński był lepiej konserwowany, niż wskazuje na to jego wygląd, zaraźliwa trwoga zdwojona przesądami chroni go nie gorzej, niż mogłyby to uczynić jego smoki, kolubryny i inne machiny artyleryjskie…Król Z. urodzony w zamku obserwował od najmłodszych lat, jak wymiera jego ród…zostawiwszy mocno już zrujnowany zamek pod opieką kilku starych sług, pewnego dnia zniknął…

Leave a comment